czwartek, 28 maja 2015

Crazy Town cz. 1

Typ: ANGST
Parring: Takuya x Shin CROSS GENE



Jestem Takuya, jestem japończykiem, ale mieszkam w Koreii i biegle posługuję się Koreańskim. Gdzie mieszkam? Aktualnie mieszkam... no cóż, w zakładzie psychiatrycznym, a czemu? A to już inna historia. Mogłem nie szaleć tak ze znajomymi, przypadkowo pobiłem funkcjonariusza policji, zdemolowałem sklep i śmiałem się jak upośledzony, i cóż, uznali mnie za niepoczytalnego i zwyczajnie zamknęli, w zakładzie zamkniętym. O tym opowiem po drodze...

~~~~~~~~~~~~

- Puśćcie mnie do cholery! Nie jestem nienormalny! Puszczajcie!

Moje krzyki nikogo nie obchodziły, byłem tylko kolejnym chorym psychicznie pacjentem którego trzeba było szybko przyodziać w kaftan bezpieczeństwa.

- O nie, nie, nie, nie, nie dam się zapiąć w pasy! Nie!

Tak, gadac sobie mogłem, ile chciałem, i tak zrobili to na co mieli ochotę, wciągnęli na mnie ten kaftan ale nie zdołali mnie zawiązać bo zerwałem się i uciekłem gdzieś w głąb tego budynku. Zacząłęm szukać drogi ucieczki, wyjścia, ale już mnie gonili, wiedziałem że nie miałem szans, ale chciałem jakoś się wyswobodzić, nie jestem przeciez nienormalny... Nie jestem.. Wpadłem do jakiegoś korytarza i zauważyłem drzwi, ale za nimi siedział tylko chłopak. Ciemno włosy, z takimi dużymi oczami... naprawde uroczy, spojrzał w kierunku tego okienka i w tej chwili ochrona mnie dopadła, przyparli mnie do ściany a ja tylko jęknąłem, wzrokiem odprowadzając tego chłopca. Patrzył na mnie tymi wielkimi, czarnymi oczami... Nawet podszedł do drzwi ale ochrona już mnie wlekła gdzieś do sali...? Nie miałem pojęcia co się teraz ze mną stanie, przez moją głowę przelatywało tyle myśli, tych negatywnych oczywiście, może mi się to śniło? Tak, napewno sie obudzę zaraz, jak tylko się uszczypnę... Oh, no tak, nie uszczypnę się..Brawo Takuya, w kaftanie napewno się uszczypniesz. Teraz to żeś błysnął. Chwila... Czy ja właśnie gadam sam ze sobą w głowie? I opieprzam się za swoją głupote? Chyba jednak tu pasuje...

~~~~~~~~~~

Gdy już zawlekli mnie do mojego ''pokoju'' mruknąłem cicho i patrzyłem pustym wzrokiem w ten cholerny sufit. Co ja miałem właściwie tutaj robić? Szło zwariować od samego patrzenia na te wszechobecną biel... Za jasno, stanowczo... Nawet nie wiedziałem kiedy usnąłem i to na siedząco, oparty tylko lekko o ścianę, cholernie nie wygodnie. Gdy się obudziłem, nie miałem już na sobie tego cholernego kaftanu i co ważniejsze leżałem na łóżku okryty całkiem miękkim kocem. Zauważyłem też że drzwi od pokoju były uchylone, a między nie zajrzał chłopak, o czerwonych włosach, z ciemnym makiijażem, ubrany w... cylinderek i dresy? Gdzie ja do diabła trafiłem... a nie, chwila, zakład psychiatryczny, prawda...

- No czeeeeeeeść obudziłeś się już śpiochu?

Spojrzałem na Niego zdziwiony i przeczesałem palcami swoje włosy.

- Noo.. chyba tak? Jak widać?

- Coś taki spięty, chodź na świetlicę!

No masz, świetlica jak w podstawówce. ciekawy byłem jakich delikwentów jeszcze tutaj spotkam. Podniosłem się leniwie rozprostowywując swoje kończynyu po czym wyszedłem z pokoju stając tuż obok chłopaka który mnie odwiedził.

- Nie przedstawiłem Ci się, jestem Takuya.

- Takuya? Japończyk?

- Taaaaak? A to... źle?

- Nie, nie! Tylko posługujesz się płynnie koreańskim, i wyglądasz nie jak japończyk.

Coś czułem że może być zabawnie, chłopak był całkiem miły, a to że wyglądał idiotycznie, to już swoją drogą. Wydawał się nie groźny.

- O! I ja teraz się nie przedstawiłem Tobie! Jestem Yong Seok, ale mow mi albo Yong, albo Seok, albo.. jak sobie chcesz!

- W porządku więc, miło mi Cię poznać.

Nagle usłyszałem krzyki i płacz, i jakąś szamotaninę, odruchowo spojrzałem w kierunku tych odgłosów i zauważyłem tego chłopaka którego widziałem wcześniej, dwóch ochroniaży trzymało Go tak pod ramiona i za nogi, i gdzieś go nieśli, a on tylko płakał i szarpał się. Co to było do diabła za traktowanie to nie rozumiałem i nie chciałem rozumieć, podbiegłem tam i odepchnąłem tego ochroniarza który trzymał Go za nogi, kiedy chłopak stanął na własne nogi, odsunął się od tego drugiego mężczyzny i kucnął w rogu korytarza obejmując swoje nogi rękoma.

- To nie jest sposób, czy was pogięło?

Widziałem że mają ochotę wsadzić mnie a kaftan, z oczu im tak patrzyło, ale nie mogłem pozwolić na to żeby tak kogokolwiek traktowali. Nawet jeśli jest.. nie do końca sprawny pod względem psychicznym... Chłopak dalej płakał i trząsł się. Przykucnąłem przed Nim i patrzyłem na Niego spokojnie.

- Wszystko dobrze?

Nie odpowiedział mi za to ochrona podeszłą do mnie bliżej.

- Odsuń się natychmiast, on jest niepoczytalny.

-Zamknij się, jak Go tak traktujecie, to co się dziwić?

- Musimy mu podawać leki dożylnie, ale On nigdy nie chce sobie dać zrobić zastrzyku.

Słysząc głupkowate wyjaśnienie pielęgniarzy zmarszczyłem brwi i wstałem na równe nogi.

- Kto was dopuścił do pracy to nie wiem, ale w ten sposób, niczego nie zdziałacie, zrobicie mu krzywde i w życiu stąd nie wyjdzie.

Warknałem cicho i przykucnąłem znowu.

- Hej, spokojnie, już Ci niczego złego nie zrobią... Jak Ci na imie?

Znów nie odpowiedział...

- Odsuńcie się.

Mruknąłem tylko cicho do tych dwoch pseudo specjalistów i gdy to zrobili, chłopak spojrzał na mnie pociągając nosem.

- No już dobrze, widzisz? Nie lubisz zastrzyków? Ja też nie lubię, wiesz? Ale jeśli chcesz stąd wyjść, to musisz dać sobie je zrobić... Pojdziesz tam grzecznie? Mogę iść z Tobą... też zrobią mi zastrzyk. To jak będzie?

Wyciągnąłem dłoń w Jego stronę i pogładziłem ostrożnie zapłakany policzek, był taki delikatny... Chłopak nie uciekł o dziwo, ale cieszyło mnie to.

- Pójde sam.. jestem.. duży...

Słyszac Jego głos, i to co dokładnie powiedział uśmiechnąłem się. Ah, więc miał nieco dziecięce rozumowanie, ale to nic...

- To idź z Nimi grzecznie, i będzie wszystko w porządku, już nie będą Cię szarpac.

Chłopak wstał i na drżących, chudziutkich nogach czekał aż tamta dwójka podejdzie, Ci ostrożnie złapali Go tak pod ręce, ale zwyczajnie, i poprowadzili Go w kierunku gabinetu zabiegowego. Odprowadził mnie tylko wzrokiem a ja westchnałem.

- No, no, no, no, poskromiłeś nieposkromionego, nikt nie mógł sobie z Nim poradzić, kiedy ma te swoje ataki szału.

Słysząc słowa wcześniej poznanaego chłopaka wzruszyłem ramionami.

- Nie dziwie mu się że nie chciał wspołpracować skoro tak Go traktowali...

- Nie do wiary że pozwolił Ci się wogóle dotknąć...

- Sam jestem zdziwiony, miał taką delikatną skórę...

Mruknąłem to bardziej sam do siebie niż do chłopaka  po czym spojrzałem na Niego uważnie.

-To jak? Zaprowadzisz mnie na tę świetlicę?

Cóż, skoro miałem tutaj wciąż przebywać, na jakiejś głupkowatej obserwacji, musiałem się jakoś dopasować, zająć się czymś... Zapowiadał się... ciekawy pobyt.


Ciąg dalszy nastąpi.


Mamy pierwszą część nowego opowiadania, troche mnie tu nie było, ale wena nie chciała współpracować, roszdział krótki, ale to dopiero początek, macie jakies pomysły? Piszcie śmiało!<3

niedziela, 3 maja 2015

Informacja.

Witam, dawno mnie tu nie było, ale wena nie pozwalała mi na napisanie czegokolwiek co miałoby ręce i nogi, nie znaczy to jednak że opuszczam bloga. Widzę że nieco osób jeszcze tu zagląda, i postaram się ruszyć głową. ;)
Mam nadzieję że czytelnicy dzielnie się trzymają. ;)


Miyo.