poniedziałek, 14 września 2015

I'll be the best, You ever had. cz. 1 ( J-Hope x Jimin)



Ile czasu już minęło? Dwa miesiące? Nie... Co ja wygaduje, to już cztery miesiące.. Cztery? Jimin, co Ty opowiadasz, skup się. Dziś, właśnie dziś minęło pół roku odkąd Go poznałem, odkąd wprowadziłem się do Jego domu. To zabawne, bo ja bardzo dokładnie pamiętam wszystko to,  co wtedy się działo, jak znalazłem się właśnie w tym miejscu, w którym jestem teraz. Pamiętam zupełnie tak, jakby to stało się wczoraj. A tak się składa że w tym długim czasie dużo się stało, dużo zmieniło, co więcej, wszystko było związane właśnie z Nim, z J-Hope.
Był specyficzny, nie było co tu kryć. Bardzo  bezpośredni, stanowczy, nieco gwałtowny czasami, ale mi jakoś specjalnie to nie przeszkadzało. A dlaczego? Bo ja byłem zupełnie inny, nigdy nie umiałem być stanowczy, pewny siebie, nie umiałem mówić tak zupełnie wprost. A jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają, czyż nie tak? I tym razem tak było, bo właśnie dziś, 12 września, wyznałem mu że znaczy dla mnie o wiele więcej niż mu się wydaje, chciałem żeby wiedział co takiego czuję, że... że Go Kocham.. Co z tego miałem? No właśnie, coś zupełnie innego, niż oczekiwałem. Nie szczęście, a smutek.

~~~~
Złapałem Go na przerwie między zajęciami jakie odbywały się w budynku szkolnym. Poprawiając nieco swój dbale zapięty mundurek, podbiegłem do Hoseok'a.

 - Hoseok, musze z Tobą porozmawiać.

- Hm? O czym takim, Jiminnie?

Jiminnie, lubiłem kiedy tak na mnie mówił, zawsze miałem takie dziwne dreszcze na plecach, a to tylko głupie zdrobnienie mojego imienia. Nic wielkiego.

- Chodźmy w jakieś ustronne miejsce, chcę z Tobą spokojnie porozmawiać.

Tylko skinął głową i przerzucił sobie przez ramię swoją marynarkę od mundurka idąc powoli w kierunku drzew na uboczu placu szkoły. Oparł się o drzewo i spojrzal na mnie spokojnie, ale poważnie. Znów dreszcze na plecach, ten wzrok przeszywał mnie na wskroś.

- Jesteśmy już trochę czasu razem i ja uświadomiłem sobie że naprawdę Cię Kocham, Hoseok.

- Ty chyba się jednak za bardzo rozpędzasz. Spoko, fajnie jest, być taką parką, znajomi mi ciebie zazdroszczą, ale żadnej miłości, Jimin.

Poczułem jakby nóż wbijał mi się w serce, bardzo powoli i głęboko, rozdzierał je na pół. Zacisnąłem dłonie w pięści i poczułem jak łzy napływają mi do oczu, tak bardzo się zmienił. Zupełnie nagle, właściwie z dnia na dzień ale myślałem że jeśli wyznam mu co czuję, to może coś w Nim drgnie? Ale się myliłem. Nie traktował tego tak poważnie jak ja. A ja naprawde się w Nim zakochałem... Zacisnąłem mocno swoje wargi i nie będąc w stanie nic powiedzieć, patrzyłem tylko na Niego. Drżałem, to tak bolało... A Hoseok? Zwyczajnie wzruszył ramionami i odszedł. Wtedy cały ból, sięgnął granicy, uciekłem stamtąd czując się upokorzony, załamany. Gdy dobiegłem do mieszkania, zatrzasnąłem się w swoim pokoju i dałem upust emocjom. Łzy same spłynęły mi po policzkach, dłonie drżały, serce bolało...
Minęło sporo czasu zanim się otrząsnąłem z tego wszystkiego, sam nie wiedziałem do końca ile, bo siedzialem i patrzyłem pustym wzrokiem za okno. Musiałem jakoś się uspokoić. Otarłem łzy z policzków i nagle usłyszałem otwierające się drzwi od domu. Wiedziałem że Hoseok wrócił. Po chwili znow kolejny chrzęst klamki poprzedzony pukaniem do drzwi i mężczyzna znalazł się w moim pokoju. A wydawało mi się że zamknąłem te cholerne drzwi, a jednak sie myliłem. Usiadłem na kanapie udając że się przciągam i jestem zaspany.

- Hm?

- Jimin, czemu nie było Cię na zajęciach?

- A nie chciało mi się tam siedzieć, było okropnie nudno.

- Tak? A ja jednak uważam że chodziło o to jak zareagowałem na to że mnie kochasz.

- A weź zapomnij o tym, tylko sobie żartowałem z Ciebie, bylem ciekawy Twojej reakcji.

Zaśmiałem się oczywiście udając jak bardzo mnie to bawi, jednakże w głębi czułem że serce piecze mnie niemiłosiernie.

- Żartowałeś? Żartowałeś?!

Wnet poczułem jak łapie mnie za kołnierz koszulki i mocno przypiera do oparcia kanapy.

- Nie waż się więcej tak żartować, zrozumiano? Nie wystawia sie mnie na tak durne próby. Zaraz będziesz szukać nowego mieszkania.

Poczułem że sprawa jest na tyle poważna że tylko skinąłem głową zaciskając wargi w wąską linię. Hoseok puścił mnie i wyszedł z mojego pokoju trzaskając mocno drzwiami. A ja tylko ukryłem twarz w dłoniach i westchnąłem zupełnie załamany. To było ciężkie popołudnie. A jutro...Wyjazd, co więcej, mam mieć domek razem z Hoseok'iem. Skłócony z Nim nie będę mieć z tego żadnej przyjemności czy radości. Do poźna nie mogłem usnąć, potrzebowałem Go obok, chciałem się przytulić, żeby mnie pocałował, objął... Okryłem się swoją kołdrą i poszedłem do Jego pokoju. Zapukałem najpierw a potem wszedłem do środka, leżał na wznak na łóżku oglądając coś w laptopie, mogłem się tylko domyśleć co, zboczeniec... Widząc mnie odłożył komputer na bok zamykając go.

- Czego chcesz Jimin?

Ten chłód... Nienawidziłem kiedy się tak do mnie odnosił.

- Hoseok... Nie kłóćmy się proszę, w dodatku przed wyjazdem.

- Bo co?

- Bo chcę się tam z Tobą dobrze bawić, spędzić miło czas.

- Mhm, niech Ci będzie.

- Hoseok... Nie gniewaj się proszę, nie wiedziałem że taki głupi żart aż tak Cię zdenerwuje.

- Nie denerwuj mnie więc nim bardziej. Kładziesz się obok czy nie?

- Tak...

Mruknąłem tylko i położyłem się przy Nim na boku, układając głowę na Jego ramieniu. Poczułem jak obejmuje mnie ramieniem dość pewnie i mocno. Pasowało mi to jednak jak najbardziej. Ułożyłem dłoń na Jego brzuchu i delikatnie gładziłem go, po boku, przez materiał koszulki i ciennkiego koca. Wiedziałem że to lubił, a przynajmniej nigdy nie protestował gdy to robiłem więc sam sobie tłumaczyłem że to lubi. Po dłuższej chwili poczułem jak nagle mnie kładzie na plecy, a sam zawisa nade mną. Serce przyspieszyło bicie, a ja spojrzałem na Niego nieco zaskoczony, ale oczywiście udawałem, bo wiedziałem jak się teraz zachowa, co zrobi. To było do przewidzenia. Pocałunek.
 Czułem jak delikatnie Jego wargi powoli stykają się z moimi raz po raz, sprawiając że miałem niesamowite dreszcze na całym ciele. Nim się spostrzegłem już czułem jak nieco wygodniej układa się na mnie. Objąłem Go lekko ramionami za szyję wzdychając nieznacznie. W głowie mi szumiało, z akażdym razem kiedy mnie całował, kiedy był tak blisko. Było w tym coś takiego, że nie umiałem się zachowywać inaczej. Chciałem czy nie, miał na mnie bardzo duży wpływ. Westchnąłem znów przeciągle i spojrzałem mu w oczy, spokojnie, zakko przygryzając Jego wargę. Jednak nastrój dość szybko minął, kiedy poczułem jak nieco uciska dłonią moje krocze ukryte jedynie pod bielizną. Zatrzymałem szybkim ruchem Jego rękę i przerwałem pocałunek.

- Hoseok, nie...

- Dlaczego nie?

- Nie mogę, chcę to zrobić z miłości.

- Mhm, jak sobie chcesz.

Hoseok odwrócił się do mnie plecami a ja westchnąłem ciężko. Zagryzłem swoje wargi i okryłem się kołdrą kładąc się na boku za Nim, patrząc na Jego plecy. Po chwili usnąłem. Nic więcej mi już nie zostało. Wiedziałem że Go rozgniewam, ale nie chciałem być wykorzystany przez Niego, skoro nie darzył mnie takim uczuciem jak ja Jego. Moje serce by tego nie zniosło gdyby się do mnie dobrał, zwłaszcza, że byłby to dla mnie wyjątkowo ważny moment, bo nikomu wcześniej się nie oddałem, mimo że miałem kilku partnerów. Uznałem że żaden z Nich nie był wystarczająco dobry, czuły, troskliwy. A mimo że Hoseok był ich zupełnym przeciwieństwem, ciężko mimo wszystko było mi się przy Nim opanować. Pragnąłem Go, pragnąłem czuć Jego ciało na swoim, dotyk na skórze, pocałunki powoli pełznące od ust, przez policzek, na szyję, ktora akurat u mnie była cholernie wrażliwa na wszelki dotyk a zwłaszcza taki. Dlaczego umiałem sobie siebie wyobrazić ale nie mogłem się przemóc tak naprawdę? Przecież Go kochałem, a chciałem zrobić to z miłości, czy nie tak?
Ale nie chodziło mi wyraźnie o to, bym tylko ja jeden kochał.
Ale żebym był kochany.
Ciężko mi zrozumieć siebie samego, Jimin, gadasz do siebie.
Idź spać.
Jutro musisz wczesnie wstać.

Boże, ja wariuję...


Ciąg dalszy nastąpi.

środa, 2 września 2015

Miłość w sieci cz. 4 ( Mark x Jackson GOT7)



Następnego dnia, poszedłem na zajęcia, gotowy chyba na wszystko po wczorajszym siedzeniu nad książkami. Nie byłem jakimś kujonem, ale lubiłem pilnować swoich stopni.  I im ważniejszy sprawdzian to był tym bardziej się przykładałem. W budynku gdzie odbywały się zajęcia, ani razu nie natknąłem się na JB, ani na Jacksona. Uznałem to za coś dziwnego, bo na tego drugiego wpadałem zawsze. Po długim dniu wróciłem do pokoju, zostawiłem rzeczy i poszedłem do pokoju Jacksona. Zapukałem do drzwi i zauważyłem go tam zabrudzonego krwią,  z rozbitą wargą i łukiem brwiowym.

- Jackson?! Co Ci się stało?

- Ah nie, to nic, wdałem się w bójkę, nie przejmuj się niczym.

- Jak mam się nie przejmować? Czekaj, zaraz przyniosę ci okład.

Szybko poszedłem do łazienki i zmoczyłem w zimnej wodzie mały ręczniczek. Wróciłem z nim i zacząłem obmywać delikatnie jego brew i wargę. Martwiłem się i to nie na żarty.

- Z kim się pobiłes?

- Z.. a nie ważne, nie przejmuj sie, takie tam głupie błachostki.

- To ważne, Jackson...

- Nie Mark, nie ważne, czekaj chwile, ide przebrać te koszulkę.

Westchnąłem cięzko, cóż mogłem więcej zrobić? Usiadłem na łóżku i wziąłem w dłoń otwarty akurat zeszyt, i ot tak go sobie przeglądałem ciekawy co takiego przerabia, jednakże zauważyłem coś, czego nie chciałem. Pismo Jacksona, było... ideantyczne z tym które widniało na liściku od ''Jae''. Poczułem że zupełnie nagle wzrasta we mnie złość i żal jednocześnie. Czyli to Jackson był ''Jae''? Ale czemu sie tak mną bawił? Czemu? Po co ten profil, ten głupi flirt... A ja mu ufałem. Po tylu latach zrobił mi taką krzywdę. Jackson akurat podszedł do mnie. Ja wstałem z łóżka i pokazałem mu ten zeszyt.

- Wyjaśnij mi, co to ma być.

- No jak to co? Biologia?

- Nie kpij! Jak mogłeś mi to zrobić? To Ty byłeś tym cholernym Jae! Rozpoznaje to pismo z liściku! Jak śmiałeś...

- Mark, ja...

- Co to ma niby być? Jakiś żart? A ten JB? To kto to jest u diabła w końcu?!

- Napatoczył się, ja chciałem Ci powiedzieć, ale... On wtedy tam był przypadkiem gdy pierwszy raz mieliśmy się spotkać. A Ty potem byłęś taki szczęśliwy, jak się z Nim spotykałeś, i ja nie umiałem...

- Chrzanie to, nie chcę cię słuchać! Nienawidze Cię, naprawde nienawidzę!

Uderzyłem Glo w twarz po czym wybiegłem z Jego pokoju, nie wiedziałem gdzie jest pokój JB, więc najpierw poszedłem się tego dowiedzieć do recepcji, a kiedy już wiedziałem, udałem się tam natychmiast. Wpadłem do środka i od razu podszedłem i jemu dając w twarz.

- Jak śmiałeś mnie wykorzystywać?! Czemu mnie okłamałeś ty pieprzony oszuście! ''Ja jestem Jae'' Ehe, tak, jasne, to był jakiś wasz głupkowaty spisek? Żeby mnie zgnoić?!

- Nie będziesz na mnie podnosił ręki, Mark. Chciałem się zabawić Tobą, całkiem niezły jesteś, kociaku.

No i po tych słowach, wiedziałem że marny mój los, wycofałem się nieco w kierunku drzwi, ale Jb dopadł do mnie, odepchnął mnie na ziemie i zamknął drzwi na zamek od środka. Krzyknąłem głośno kiedy upadłem, bo mocno sie poobijałem. Zagryzłem wargę zdenerwowany i wycofałem się nieco pod ścianę. Jednakże JB znów zjawił się przy mnie i mocno złapał moje nadgarstki. Był o wiele silniejszy. Zacząłem się szarpać, ale na marne, nie mogłem zrobić zupełnie niczego. Poczułem jak zaczął mnie obłapiać, zachłannie, nieprzyjemnie. Całował moją szyję, policzki, a ja nie miałem na tyle siły żeby się uwolnić. byłem jak marionetka... Podarł moją koszulkę, obłapiał moje ciało, coraz dokładniej, w bardziej wrazliwych miejscach. A ja mając coraz mniej sił szarpałem się słabiej, wiedziałem że to nic nie da. Poczułem jak ściąga ze mnie spodnie. To dało mi nieco więcej adrenaliny, ale to wciąż było mało, On wygrał. To działo się tak szybko... Związał mi ręce paskiem a potem? Potem byłem Jego własnością, płakałem, prosiłem, ale On nie słuchał, nie chciał słuchać, bawiło go to. Zgwałcił mnie, a po wszystkim, rozwiązał ręce i splunął na mnie. Byłem cały podrapany, posiniaczony, czułem się brudny... Uciekłem, kiedy poszedł do łazienki, chciał tego, żebym zniknął, i tak zrobiłem, nie wiedziałem jak, na oślep, przez łzy dotarłem do swojego pokoju, tam usiadłem w kącie i siedziałem, znów czując że zalewam się łzami, bolało, fizycznie, psychicznie. Czułem się jak śmieć. Było mi zimno, cały drżałem.

~~~~~~

Gdy otrząsnąłem się z tego co stało się przed chwilą między mną a Mark'iem zastanawiałem się co mam zrobić dalej. Nie pomyślałem od razu o tym że Mark będzie chciał pójść do JB. Dopiero po dłuższym czasie zastanawiania się pobiegłem do pokoju Mark'a, i zobaczyłem coś, czego się nie spodziewałem. To był widok nie doo zapomnienia. Wszedlem szybko do środka i podszedłem bliżej Niego.

- Nie zbliżaj sie! Ja nie chcę znów! Nie chcę... To boli...

- Mark, co Ci sie stało... To ja, Jackson...

- JB...

- To On ci to zrobił? Dzwonie na policje.

- Nie! Bo On mnie skrzywdzi... Nie...

- Nie ma innej opcji.

Zadzwoniłem na policję, wyjaśniłem co się stało. Przyjechali bardzo szybko, a Mark'a zabrało pogotowie. Widzialem że by przerażony, i nie dawał się dotknąć mężczyźnie, całe szczęście że przyjechała również lekarka. Natcyhmiast pojechałem do szpitala żeby dowiedzieć się wszystkiego. Zrobili mu obdukcję na miejscu, wszystkie badania, przepisali leki i poprosili żeby pilnować Go i dbać. Musiał dojść do siebie, fizycznie i psychicznie. Kiedy już wszytsko było gotowe wyszedł z gabinetu ściskając swoją bluzę.

- Mark, pojedziesz ze mną do domu, zajmę się Tobą. Nie musisz mi wybaczac tego co zrobiłem, ale nie pozwolę byś był sam. Moi rodzice już wiedzą, i wszystko będzie dobrze.

- Dobrze. I owszem, nie wybaczę Ci tego co zrobiłeś...

Zamówiłem taksowkę i zabrałem Go do swojego domu, tam czekała już zatroskana matka, ktora dobrze znała Mark'a, uwielbiała Go. Kiedyś, nie raz bywał u mnie w domu na obiedzie, albo tak o zwyczajnie u mnie w odwiedzinach. Kiedyś właściwie codziennie się widzieliśmy. Spędzaliśmy razem czas, ale potem udaliśmy się na studia i  było nieco inaczej, jednakże, coś zostało pomimo rozstania. Uczucie jakim Go darzyłem. Bo dla mnie, nie był tylko przyajcielem, nigdy nie był tylko kolegą, kumplem, zawsze znaczył o wiele więcej. Nigdy jednak nie miałem na tyle odwagi żeby mu powiedzieć że nie jest to zwykła znajomość. Od kiedy pamiętam, chcialem Go blisko siebie, ale zawsze gdy ja nikogo nie miałem, on kogoś miał, a iedy ja kogoś inego probowałem pokochać, on nie miał nikogo.

- Pokoj jest już gotowy, chłopcy, zaraz zrobię Ci coś ciepłęgo do jedzenia, Mark, a Jackson zaprowadzi Cię do pokoju.

- Dziękuję Pani.

Nsatychmiast zabrałem Mark'a do pokoju, gościnego, który w tej chwili będzie Jego pokojem. Zostawiłem mu tam rzeczy, torbę, i walizkę.


- Wiesz gdzie co jest, prawda?  Jesli bedziesz czegokolwiek chciał, powiedz mi, jestem na każde Twoje zawołanie. Chcę tylko żebyś coś wiedział, a co zrobisz z tą informacją, to już będzie Twoja sprawa. Ja naprawde się w Tobie zakochałem, na nowo.

- Na nowo?

- Tak, bo kocham Cię już od tak dawna, że sam nie pamiętam od kiedy. A teraz odpoczywaj, i wołaj jeśli bedziesz potrzebował.

Powiedziałem to, wkońcu wypowiedziałem te dwa słowa, które wcześniej nie chciały mi przejść przez gardło. Teraz udało mi się złamać te barierę. Usmiechnąłem się tylko i odszedłem do swojego pokoju, miałem nadzieję, że kiedyś mi wybaczy, bo nie wyobrazałem sobie tego wszystkiego inaczej. Nie chciałem Go stracić, nawet jako przyjaciela, Wiedziałem że od teraz, nigdy nie będzie już tak samo.

~~~~~~

Leżałem na łóżku i patrzyłem za okno. Szumiało mi trochę w głowie, i cały czas w głowie miałem Jego słowa zanim odszedł do swojego pokoju. Nie wiedziałem czy mu ufać, Nie wiedziałęm czy mówił szczerze, Już nic nie wiedziałem. Czułem się okropnie, zniszczony, zbrukany, brudny... Poszedłem wziąć kąpiel, i widząc swoje ciało całe w zadrapaniach i siniakach, rozpłakałem się na tyle głośno, że usłyszałem jak Jackson wchodzi do pokoju i puka do drzwi mojej łazienki.

- Mark? Wszystko gra? mogę wejść?

- N-nie... Znaczy... Ja nie wiem... Nie chcę...

- Nie płacz, proszę, nie wiem jak Ci pomóc, czuję się bezradnie...

- Wejdź...

Kiedy wszedł widziałem na Jego twarzy smutek, zakłopotanie,

- Wszystko dobrze?

- Nic nie jest dobrze, czuję się taki... do niczego.

- Nie mów tak, Mark, Oni Go zamkną. Wszystko będzie dobrze.

- Skąd wiesz?

- Bo to czuję, i zajmę się Tobą na tyle na ile mi pozwolisz... pomóc Ci się umyć?

- Nie, nie dotykaj mnie, dam sobie radę. Idź już..

Jackson posłuchał mnie i poszedł z łazienki a ja znów zostałem sam, całkowicie sam ze swoimi myślami...



Ciąg dalszy nastąpi.

Mamy kolejny rozdział, jak myślicie, czy Mark wybaczy Jacksonowi? Czy pozbiera się po tym co Go spotkało? Czytajcie i komentujcie <33 Niedługo dalsza część. <3