Jakiś czas temu, myślałam o zawieszeniu bloga, na bliżej nieokreślony czas. Stwierdziłam że wena ze mnie uszła i nie piszę tak jak bym tego chciała, ale wena wróciła i co więcej mam też małą niespodziankę. Do mojego bloga, dołącza pewien dobry duszek, moja urocza przyjaciółka Kaja. <3
Będziemy zamieszczać na blogu jej cudowne dzieła, a być może również jakieś wspólne.
Tym samym prezentuję wam Jej pierwsze, urocze maleństwo i zachęcam jak zawsze do komentowania naszych postów. :)
Typ: ANGST
Parring: SuKook
Nasza znajomość miała swój początek już w wczesnym dzieciństwie, poznałem cię jako paroletni chłopiec, i już od tamtej pory nosiłem w sercu. Pomyśleć że wszystko zaczęło się pewnego chłodnego marcowego dnia, było to rozpoczęcie kolejnego roku szkolnego .
Tłumy dzieciaków tłoczyły się na ciasnym dziedzińcu. Wszyscy pochłonięci w rozmowach, o tym, jak cudownie spędzili okres wakacji. Jedni byli na obozach, na których przeżyli niezwykłe przygody. Drudzy po powrocie z zagranicznych wycieczek wychwalali się tym, co widzieli, jak również tym, co przywieźli ze sobą.
Tylko ja stałem na uboczu, ze spuszczoną głową, smutnie obejmując wzrokiem moje wytarte trampki. Nie mogłem uczestniczyć w rozmowach z rówieśnikami. Moich rodziców nie było stać, by gdziekolwiek mnie posłać. Poza tym nawet gdyby mieli wystarczający budżet, to woleliby go przepić, niżeli wydać na mnie. Byłem ich wpadką, felerną pomyłką, która włóczyła się żałośnie po świecie.
Nauczyciele podjęli próbę uciszenia uczniów. Miał się rozpocząć uroczysty apel. Dzieci w chaosie starały się ustawić klasami w dwuszeregu. Oczywiście ja zostałem wypchnięty na koniec. Żaden rówieśnik nie chciał stanąć ze mną w parze. Szajka rozpieszczonych bachorów stojąca nieopodal zaczęła mnie szturchać.
Szeptali mi do ucha bolesne słowa, „oferma”, „fajtłapa”, „nawet twoi rodzice cię nie chcą, nie przyznają się do ciebie wieśniaku” Co rusz zanosili się głośnym rechotem. Do oczu napłynęły mi łzy. Zagryzłem boleśnie wargę, wbijając wzrok w ziemie. Moja samoocena i tak nie była najlepsza, a oni jeszcze ją pogarszali. Rozochociła ich moja słabość. Gdy już spod zaszklonych powiek widziałem jedynie zarys własnych chudych nóg, moich uszu doszło wołanie.
Był to niski chłopięcy głos, kogoś z pewnością straszno ode mnie jak i od moich prześladowców. Podniosłem niepewnie wzrok w stronę jego właściciela, ocierając mokre policzki niedbale rękawem białej koszuli.
To byłeś ty, wysoki trzecioklasista, o czarnych jak węgiel oczach i przeszywającym spojrzeniu. Szedłeś w naszym kierunku, by zatrzymać się tuż przede mną. Zasłoniłeś mnie własnym ciałem w obronnym geście, skutecznie zniechęcając tym szajkę dokuczających mi chłopaków. Pozostałą dwójkę przywódców bandy, która nie dawała za wygraną zmroziłeś morderczym wzrokiem, sycząc groźnie, że mają pilnować języków, bo zawiążesz im je na supeł. Może była to dość śmieszna groźba, ale na małolatów takich, jakimi wtedy byliśmy zrobiła piorunujące wrażenie. Gdy grupka dała w końcu za wygraną, odwróciłeś się i odnalazłeś mój nieśmiały wzrok hebanowych oczu. Uśmiechnąłeś się ciepło do mnie, czułem jak rumieniec wkrada się na moje policzki.
-Jestem Min Yoongi- przedstawiłeś się przyjaźnie.
-Jeon Jungkookie.- wydukałem cicho.
Nie wiedziałem dlaczego mi pomogłeś. To było absurdalne. Ludzie woleli z reguły się na mnie wyżywać, niżeli wyciągać w moją stronę pomocną dłoń, lecz ty byłeś inny, już wtedy to zrozumiałem, patrząc w twoje ciemne oczy.
Ale wtedy jeszcze nie spodziewałem się w jakim kierunku zmierzają moje uczucia w stosunku do ciebie. Odpowiedź przyszła w gimnazjum, na pamiętnej lekcji wfu.
Mój Wuefista zawsze dawał popalić niesfornej młodzieży, jaką była moja klasa. Gra w piłkę nożną, przy palącym słońcu, nie była niczym przyjemnym. Zwłaszcza dla mnie. Z moją nienajlepszą wydolnością fizyczną- nie radziłem sobie najlepiej. Wybrany do jednej z drużyn za karę, starałem się nadążyć za pozostałymi.
Byłem jednak łatwym celem, i durnowate osiłki z przeciwnej drużyny, faulowali mnie, przy każdej nadarzającej się okazji. Nauczyciel już nawet nie reagował, znudzony ciągłym dmuchaniem w gwizdek.
Zmęczony tym wszystkim spojrzałem w niebo, szukając w nim odpowiedzi na pytanie, czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie. Mój moment nieuwagi wykorzystał tłusty napastnik z drugiej drużyny, taranując mnie. Niczym szmaciana lalka odbiłem się od bębena grubasa, i uderzyłem boleśnie o ziemię. Pociemniało mi przed oczami.
Gdy się ocknąłem, leżał na ławce trybun, głowę mając na twoich kolanach. Przykładałeś mi ostrożnie zmoczony zimną wodą ręcznik do czoła.
-Już w porządku?- spytałeś z troską. W odpowiedzi jęknąłem.
-Pogadałem z twoją klasą, nie będą ci więcej uprzykrzać życia- jakby na potwierdzenie twych słów, minęli nas chłopacy schodzący z boiska. Tłuścioch, który mnie wcześniej sfaulował trzymał się za kartoflany nos, próbując w ten sposób zatamować krwawienie. Gdy tylko spojrzał swoimi świńskimi małymi oczami w moją stronę natrafił na twój morderczy wzrok, wzdrygnął się i zatoczył za resztą łobuzerki.
-Dziękuję- wyszeptałem. Uśmiechnąłeś się promiennie.
-Grubasowi już od dawna się należało- stwierdziłeś wesoło, pomagając mi usiąść. Wstałeś i bez słowa objąłeś mnie w talii bez trudu mnie podnosząc. Oczywiście jak na małolata przystało spaliłem pięknego buraka. Widząc moje czerwone policzki uśmiechnąłeś się lekko i zaprowadziłeś do szatni.
Wtedy zrozumiałem, że jesteś tym wszystkim, czego szukam i że cię kocham. Lecz o tym co ty czujesz do mnie, dowiedziałem się dopiero w liceum.
Późnym wieczorem odprowadzałeś mnie do domu. Szliśmy równym krokiem pochłonięci w rozmowie, i choć ty mówiłeś zdecydowanie więcej, to słuchałem cię z czystą przyjemnością, a wręcz fascynacją. Bardzo lubiłem twój głos. Choć inni określali go jako szorstki, dla mnie zawsze był miły, i kojący.
-Jungkookie, a co jeśli byłbym gejem?- spytałeś w pewnym momencie. Drgnąłem lekko. Przystanęliśmy. Obserwowałeś mnie uważnie.
-Twój chłopak byłby niesamowitym szczęściarzem hyung- wyszeptałem, czując ścisk w żołądku spojrzałem w twoje ciemne oczy. Uśmiechnąłeś się radośnie. Twoja dłoń pogłaskała mój policzek, okropnie mnie tym zawstydzając. Zrobiłem się cały czerwony na twarzy, przymknąłem oczy, starając się uspokoić.
Serce waliło mi w piersi jak w obłędzie. Poczułem twój ciepły oddech tuż przy mojej twarzy. Nim się spostrzegłem moje usta połączyły się z twoimi. Pocałunek był niezwykle delikatny. Twoje wargi muskały moje subtelnie, zachęcając mnie w ten sposób do podjęcia miłosnej gry. Twój język wkradł się do moich ust. Jęknąłem z zaskoczenia przeplatanego z przyjemnością. Oddałem się uczuciu, jakie nas połączyło. Oplotłem twoją szyję swoimi ramionami, twoje ręce spoczęły na moich plecach, przyciągając mnie bliżej ciebie. Gdy zabrakło mi tchu odsunąłem się od ciebie nieznacznie. Do dziś pamiętam jak strasznie kręciło mi się wtedy w głowie. Nachyliłeś się wtedy nade mną i wyszeptałeś mi wprost do ucha:
-W takim razie jesteś szczęściarzem.
Gdy dorośliśmy, nasz kontakt zrobił to razem z nami. Stał się kompletnie inny od tego z czasów młodości. Wszystko przez to że między nasz związek wkradła się tajemnica, trując stopniowo nasze relacje.
Przerażał mnie fakt, że coś przede mną ukrywasz, wcześniej zawsze mówiłeś mi o wszystkim. Wracałeś do naszego wspólnego mieszkania w środku nocy, skutecznie płosząc sen z moich powiek. Nieudolnie tłumaczyłeś, że masz jakieś układy z miejscowym mafiozo, że likwidujesz problemy. Nawet nie wiem, kiedy zacząłem się ciebie bać. Stałeś się impulsywny, często też i agresywny, nie poznawałem cię. Uwieńczeniem tej chorej sytuacji był pewien deszczowy wieczór którego nienawidzę do dziś.
Z przerażaniem, przejechałem drżącymi palcami po broni leżącej na kuchennym stole. Serce podchodziło mi do gardła. Chwilę później pojawiłeś się ty. Widząc moją dygoczącą postać, chciałeś mnie przytulić, gdy jednak podszedłeś z szeroko otwartymi ramionami, cofnąłem się przed tobą.
-Nie, nie podchodź.
-Kookie, pozwól mi wyjaśnić- zacząłeś spokojnie, potrząsnąłem głową, kuląc się. -To już ostatnie zlecenie, potem będziemy wolni, tylko ty i ja, tak jak chcieliśmy- zasłoniłem uszy rękami.
-Nie chcę cię słuchać! Przestań!- wrzasnąłem. -Okłamywałeś mnie! Mówiłeś, że nie jesteś taki! Że nigdy więcej nie będziesz Ich słuchał!- mój głos zaczął się łamać.
-To nic takiego- starałeś się mnie uspokoić.
-Jak nic takiego!?! Zabijanie to nic takiego!?!- krzyczałem.
-Nie tak głośno, ktoś może cię usłyszeć!- skarciłeś mnie ostro.
-Skąd mam wiedzieć czy i mnie kiedyś nie zastrzelisz?- po moim policzku popłynęła pojedyncza łza..
-Jak możesz tak mówić? Ja robię to dla ciebie, dla nas- na twoje słowa parsknąłem prześmiewczo.
-Czyli ten twój mord jest rzekomo w imię miłości? – drwina i pogarda w moim głosie doprowadziły cię do szału. Przygwoździłeś mnie do ściany.
-Jak możesz!- wywarczałeś wściekle. Próbowałem się wyswobodzić z twojego żelaznego uścisku, bezskutecznie. Przerażałeś mnie. Nie byłeś tym Yoongim, którego znałem i kochałem. Krzyczałem żebyś nie puścił. Dopiero po paru minutach gniew przestał cię zaślepiać, i w końcu dostrzegłeś mój strach. Odsunąłeś się ode mnie.
-Przepraszam- wyszeptałeś- Ja nie wiem, co się ze mną dzieje - Dodałeś.
Patrzyłem na ciebie przez łzy.
-Stałeś się potworem!- wrzasnąłem wybiegając z domu, z przekonaniem że już nigdy więcej do niego nie wrócę.
Szczerze się przyznaję w tamtej chwili… nienawidziłem cię. Lecz życie w pojedynkę, bez ciebie, było niezwykle trudne. Najgorsze były noce. Nie mogłem spać. Przewracałem się z boku na bok, bez twoich ramion oplatających mnie w pasie nie potrafiłem się nawet wygodnie ułożyć.
Ta pustka po tobie doprowadzała mnie do szału. Nie wiedziałem co z sobą zrobić. Każda najmniejsza rzecz jaką widziałem w jakiś sposób kojarzyła mi się z tobą. Szaleńczo za tobą tęskniłem. Kiedy w końcu zrozumiałem że tak dłużej nie wytrzymam, było już za późno.
Gdy dotarłem do naszego mieszkania, po tobie nie było już śladu. Tylko mały niechlujnie napisany liścik, z adresem pod który miałem wezwać policję…
Działałem impulsywnie, choć zawsze mnie za to ganiłeś. Rzeź odbyła się w opuszczonym hangarze. Z tonącymi w łzach oczami biegałem wśród leżących na zimnym betonie ciał, modląc się byś nie okazał się którymś z nich.
Zawołałeś mnie. Bardzo cicho. Te wspomnienia wciąż nawiedzają mnie w koszmarach. Ostry zapach siarki, zapewne po wystrzale z broni i odór krwi. Ty…w moich ramionach. Twoja śnieżnobiała koszula zmieniająca barwę na krwistoczerwoną. Wołam cię, krzyczę, ty tylko uśmiechasz się lekko, poczym twoje powieki się zamykają. Świat staje w miejscu, a ja nie mogę złapać tchu.
Potem przyjechała karetka. Ratownicy wyszarpali cię z moich rąk. Policja zadawała jakieś pytania, a ja tylko patrzyłem na ciebie. Jak medycy krzątają się po ambulansie, podają ci jakieś płyny, wymieniają między sobą jakieś pourywane zdania by w końcu odjechać.
Jak się okazało w wyniku dochodzenia policji, mafia zmuszała cię do wykonywania zbrodni, byłem ich kartą przetargową. Dla mnie byłeś gotów zabijać. Nie mogłeś się sprzeciwić się okrutnym rozkazom, gdy w grę wchodziło moje życie. Sąd po rozpatrzeniu sprawy jakimś cudem uniewinnił cię, określając go jako niepoczytalnego w czasie popełniania zbrodni.
~~
-Yoongie?- cichy szept rozniósł się po sypialni.
-Tak mały?- spytał starszy tuląc do siebie Jongkooka.
-Nic, tylko sprawdzałem czy jesteś- zamruczał młodszy, przylegając do nagiej piersi swojego ukochanego.
-Jestem - potwierdził z uśmiechem, całując czoło Kookiego. - Zawszę będę~.
I wtedy nasza miłość trwała już wiecznie…
Jakie to piękne! T^T
OdpowiedzUsuńNa końcu musiałam, że YoonGi umrze, ale jednak nie i za to ci dziękuję^^
♥♥♥♥
*___* mimo że nie jestem fanka zespołu ani trochę XD to opowiadanie jest super!
OdpowiedzUsuńDawno mnie tu nie było i nagle puff! Taka piękna niespodzianka! Myślałam, że już nic się tu nie pokaże, ale gdy zobaczyłam kolejny post prawie zaczęłam skakać po łóżku ^^ Serio.
OdpowiedzUsuńSuga taki opiekuńczy, poświęcał się dla Kookiego ♥♥ Już myślałam, że będzie po nim. Maknae słodki, tekst melancholijny, emocjonalny /w tle I Need U/. Cuudoo, słowem jednym. Piękny styl pisania *^*
Tak.
Wybaczcie niespójny komentarz c: