piątek, 14 listopada 2014

Prezent.

Typ: FLUFF
Parring YoonMin



Chłód.

Ostatnio byłeś zimny, nie przyjemny, nie rozumiałem czemu, a moze nie chciałem rozumieć? Byliśmy już trochę czasu w zespole, ale z dnia na dzień się zmieniałeś. Niby było dobrze, śmiechy, wygłupy, ale kiedy sie zbliżałem przy chłopakach zaraz sztywniałeś, robiłeś się inny, chłodny.

Na dworze było coraz zimniej, właściwie czego się dziwić skoro właściwie zima była już za pasem, śnieg nawet śmiało pruszył z nieba, patrzyłem spokojnie za okno zastanawiając się co dziś będziemy robić, o ile będzieMY. Tak, MY. Ostatnio każdy zajmował się sobą, ale to pewnie dlatego że zbliżały się po mału święta, każdy z nas miał nadzieję na odwiedziny u rodziny. Tylko ja jakoś nie specjalnie miałem gdzie się podziać. Moi rodzice nie chcieli ze mną rozmawiać odkąd zająłem się karierą muzyczną. Cóż, chciałem spełniać swoje marzenia, ale dla Nich było to chyba nie istotne. Czułem się paskudnie mimo tego że wszyscy tak radośnie skakali wokoło. Ta radość mnie właśnie przytłaczała, chciałem żeby było już po wszystkim, żeby nasze życie wróciło do zwykłej normy, do tej codzienności. Koncertów, wywiadów, fansign'ów. Ale przede wszystkim, brakowało mi JEGO. Był całkiem nieobecny, zwłaszcza dzisiaj.

- Yoongi? Coś się stało?

Chciałem przełamać to milczenie jakie panowało w pomieszczeniu w którym się znajdowaliśmy. A pomieszczeniem był salon naszego Dormu. Nie odpowiedział. Nawet na mnie nie spojrzał. To bolało. Znów bolało. Ten chłód jaki od Niego bił. Westchnąłem ciężko i podszedłem do Niego bliżej.

- Czemu mnie ignorujesz? Co takiego zrobiłem?

- Daj mi spokój, Jimin.

No i znów to samo. Było mi na tyle przykro że wyszedłem bez słowa z pokoju i poszedłem do siebie. Zamknąłem się tam nie mając ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Zamknąłem się w swoim pokoju i włączyłem telefon, kiedy go odblokowałem moim oczom ukazała się tapeta... Tak, nic innego jak moje zdjęcie wspólne z Sugą. Oboje byliśmy na nim tacy... Szczęśliwi? Tak, dokładnie tak, a przynajmniej takie sprawiamy pozory. Zacząłem przeglądać zdjęcia nieświadomie się coraz bardziej pogrążając w żalu, smutku i pewnego rodzaju samotności. Czułem się wypluty z uczuć, zupełnie. Nie chciałem się tak czuć, nie lubiłem się tak czuć. Z resztą kto lubi? Usyszałem pukanie do drzwi. Zablokowałem telefon i usiadłem wzdychając.

- Proszę...

Do pokoju wszedł Suga mając ręce w kieszeniach.

- Chodź ze mna do sklepu. Pomożesz mi znaleźć coś dla J-hope na świeta. Wylosowałem Go i muszę coś poszukać, a Ty znasz Go chyba najlepiej z nasz wszystkich.

Ah, więc potrzebował mnie tylko dlatego? Świetnie... Ale cóż to wciąż czas razem spędzony.

- Dobrze, ubiorę się.

- Czekam na dworze.

No i znów ten chłód. Suga który zawsze był dla mnie taki... cudowny, teraz był zimny, odsuwał się ode mnie. Był coraz dalej, coraz mniej czułem to szczęście. Coraz... A nie ważne, było mi źle... I tyle.. Kiedy wyszedł z mojego pokoju wsunąłem na nogi swoje ulubiona białe buty, wysokie trapery. Suga pomógł mi je wybrać.. Tak, znów On. Wygląda to tak jakbym nie widział świata poza Nim. A może i tak włąśnie było? Zarzucając na siebie szal i kurtkę wyszedłem z pokoju zamykając go. Poszedłem na zewnątrz budynku i kiedy dołączyłem do Sugi uśmiechnąłem się lekko ale nie odtrzymałem tego samego w zamian. Szedłem z Nim w milczeniu, kilka razy chciałem coś powiedzieć, ale jakoś... bałem się. Znów tego chłodu. Wystarczyło że tego wieczora było niesamowicie zimno. Panowała wręcz minusowa temperatura. Doszliśmy do wysokiego dość budynku, było to centrum handlowe które miało pięć pięter w górę i trzy w dół, z czego trzecie był to parking. Kiedy weszliśmy do budynku od razu udaliśmy się do mojego ulubionego sklepu. Było tu pełno gadżetów, biżuterii, ubrań, wszystko po kolei.

- Co podobałoby Cię J-hope? Jak myślisz?

Aż zaniemowiłem na chwilę kiedy się tak nagle do mnie odezwał.

- Hm, myślę że to.

Podałem mu białe słuchawki, z wzorkami. Takie duże, na uszy, idealne na zime bo były lekko obite futerkiem, zupełnie jak nauszniki.

- A Tobie? Tobie się podoba?

- Hm? Skąd to pytanie?

- A no zapytac nie można? Podobają się czy nie?

- No tak, są świetne, i myślę że J-hope będzie uważał tak samo.

- To w porządku. Pojedziemy jeszcze na dół do sklepu bo chcę w coś łądnego to zapakować i włlożyć mu do prezentu coś słodkiego. Musimy zdążyć zanim zamkną sklep.

Skinąłem tylko głową i ruszyłem z nim do windy. Wsiadlem do środka i przycisnąłem guzik na poziom minus dwa. Nie miałem pojęcia że tego pożałuję... Kiedy wszedł do środka i drzwi się zamknęły winda ruszyła. Oparłem się o ściankę milcząc kiedy nagle zamrugało światło i ta cholerna winda stanęła. Otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem na Sugę.

- Co do...

Jęknąłem cicho i podszedłem do drzwi. Ekranik wskazywał że byliśmy gdzieś pomiędzy poziomem zero a minus jeden.

- Nie... Nie, tylko nie to.

Wtedy odezwał się głos z głośniczka.

-'' Drodzy klienci, prosimy udać się spokojnie do wyjścia, mamy poważną awarię i nasi technicy muszą się tym zając jak najprędzej. Przepraszamy za kłopot. ''

- Cholera jasna!

Suga krzyknął a ja się zlęknąłem. Byłem naprawde przerażony. Nie wiedziałem czy dlatego że ugrzęźliśmy nie wiadomo na ile pomiędzy piętrami, czy dlatego że chyba miałem coś w rodzaju klaustrofobii?

- Yoongi, co teraz?

- Nie wiem, nie mam pojęcia. Szlag by to trafił.

Usiadłem pod ścianką i objąłem rękoma swoje nogi, Suga nerwowo wciskał guzik od wzywania pomocy, ale nie chciał działać, za nic... A wandale pozdzierały w windzie nimery kontaktowe, ale co nam po numerach? Skoro nie było zasięgu? Cóż, sprawdziłem.

- Nic nie poradzimy, musimy zaczekać aż ktoś tu przyjdzie i sprawdzi winde, albo wróci prąd, czy coś...

Szepnąłem niby spokojnie, ale wcale się tak nie czułem. Gorzej że robiło się zimno, i to strasznie zimno. No tak, ogrzewanie też szlag trafił a w windzie to już w ogóle. Począłem lekko pocierać swoje ramiona zauważając że puszczam z ust parę przy wydechu.

- Zimno.

- Ogrzewanie im nie działa, musimy jakos przetrzymac ile się da.

- Suga, czemu taki jesteś?

- Taki? Znaczy jaki?

- Taki chłodny... Ostatnio nie traktujesz mnie normalnie. Kiedyś bylismy oboje weseli, cieszyliśmy się swoim towarzystwem, byliśmy blisko, a teraz? Teraz jest chłodno, nie przyjemnie, burczysz coś na mnie. Potrzebuję Twojej bliskości, takiej jak kiedyś.

Kiedy usiadł opierając głowę o ściankę windy spojrzałem na Niego uważnie.

- Jimin, to nie jest takie proste. Jesteś dla mnie bardzo ważny. I sam potrzebuję Twojej bliskości do życia, ale ciężko mi się samemu sobie do tego przyznać, nie wiem jak zareaguje reszta na wieść o tym że jesteśmy sobie bliscy niż im się wydaje. Lubię spędzac z Tobą czas, lubię być blisko Ciebie, ale dom mnie ogranicza.

-  Ja nie chce żeby tak było, mam dośc tego wszystkiego. Jest mi źle...

- Nie chciałem żeby kiedykolwiek było Ci źle z mojej winy.

- Ale tak jest, czuję się jak taki zapomniany śmieć w niektórych momentach.

Zadrżałem, było mi strasznie zimno, byłem zmarźlakiem, w porównaiu do Sugi, On zawsze był ciepły, zawsze było mu ciepło. A ja wiecznie zmarźlak. Zauważyłem że podniósł się, podszedł bliżej mnie, przysiadł obok i mocno mnie objął ramieniem wtulając w siebie moje ciało. Mocniej drgnąłem, ale szybko objąłem Go ramionami opierając głowę na Jego ramieniu. Wkońcu poczułem się bezpiecznie, wkońcu poczułem upragnione ciepło bijące od Jego ciała. Westchnąłem cicho ale tym razem błogo.

- Yoongi... wciąż mi zimno.

- Nic nie mów Jimin, wszystko będzie dobrze. Staraj się nie zasnąć. Nie możemy zasnąć.

- Ale kiedy w Twoich ramionach jest mi tak dobrze.

I stało się to czego potrzebowałem aby się rozbudzić, natychmiast zrobiło mi sie gorąco. Poczułem jak unosi mój podbródek w górę łapiąc Go wcześniej w dłoń po czym lekko wpija się w moje usta swoimi. Westchnąłem cicho i natchmiast zarzuciłem rękę za Jego szyję nie chcac żeby się odsuwał. Począłem lekko oddawać pocałunek zamykajac przy tym oczy. Czułem jak mocno mnie zgarnia w swoje ramiona, jak tylko swojego, i wyłacznie swojego. Chciałem się tak czuć, chciałem żeby mnie tak trzymał, żeby tak mnie traktował. Jak tylko swojego. Już nie czułem tego chłodu, już nie czułem się źle. Wiedziałem że przetrwam w tej cholerne windzie ile będzie trzeba, póki jestem z Nim, a On jest taki jaki jest.

Czas płynął powoli, a winda jak stała tak stała....


A więc mamy pierwszy rozdzialik. Zobaczymy co będzie dalej z naszą dwójeczka. <3333
To opowiadanie powstało na życzenie pewnego czubka. <3 Tak Agata, dla Ciebie pajacko. <3
Miłej lektury dla wszystkich.

niedziela, 9 listopada 2014

Killer cz 3 ( Jackson x Mark GOT7 )



Strzał.

Gdy wyszedłem spod prysznica ubrałem się, wyjąłem papierosy i jednego odpaliłem. Byłem tak bardzo zdenerwowany. Czas mijał, szef się nie dobijał, ale wiedziałem że wkońcu to zrobi. Wciąż nie umiałem się pogodzić z tym że miałem Go zabić, mimo że wmawiałem sobie że nie znaczy dla mnie więcej niż ktokolwiek kogo miałem okazję dotychczas załatwić. Tak nie było. Może gdybym kiedyś się z Nim tak na poważnie związał dziś nie siedziałbym w tym gównie? Ale nie, Pan Jackson uniósł się swoją męską dumą i proszę bardzo, mam za swoje i tak się dla mnie to wszystko skończy. Zostanę zupełnie z niczym mając Go w dodatku na sumieniu. W głowie cały czas obmyślałem plan, jak tu się z tego wywinąć. Nie mogłem ot tak pójść na policje i stwierdzić że w sumie to ja wiem kto stoi za tymi morderstwami bo jest moim szefem - bo od razu by mnie zamknęli do końca tego zasranego życia. Ale z drugiej strony, nie mogłem Go zabić, nie umiałem, zwłaszcza że wciąż był taki jak kiedyś. Niewinny ale kuszący, delikatny ale twardy. Dokładnie taki jakiego Go pamiętałem, i dokładnie taki jakiego... chciałem? Tak, chciałem, ale jestem głupi i wciąż uważam że nie potrzebuję, nie chcę. Tak, lubię siebie samego męczyć. Najwyrażniej...

Siedziałem w swoim pokoju kiedy On jeszcze relaksował się pod prysznicem. A przynajmniej myślałem że to robi bo właśnie w tej chwili wszedł do mojego pokoju odziany w wyraźnie za dużą da siebie koszulę i bokserki. Tylko to byłem w stanie mu w tej chwili dać. A Mark był nieco drobniejszy ode mnie jeśli chodzi o masę. Nie mogłem oderwać od Niego wzroku. Te rudawe potargane mokre jeszcze włosy lekko zachodziły mu na oczy, szczupłe jasne nogi ładnie się eksponowały przez tę koszulę, i były tak kusząco długie. Cholera... Aż znów zabrało mi się na wspomnienia jak pierwszy raz się ze sobą przespaliśmy. Jeszcze teraz dokładnie mogłem sobie wspomnieć jak mnie drapał po plecach, jaką fakturę miała jego skóra. Właściwie nie musiałem sobie przypominać, mogłem to mieć, teraz zaraz w tej chwili. Kiedy stanął na wysokości mojego łóżka i wyraźnie chciał o coś zapytać wstałem i popchnąłem Go na nie. Wiedziałem że to jaki teraz będę będzie mu się podobało, taki był z Niego typ człowieka. Lubił kiedy Nim władałem, kiedy pokazywałem mu do kogo należy, i tak też miałem ochotę zrobić teraz. Kiedy opadł tak swobodnie na poduszki z cichym jękiem uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Zawisłem nad Nim na czworakach i uśmiechnąłem się w ten swój powalający sposób. Mark tylko mruknął cicho pod nosem wyraźnie zadowolony i podsunął się nieco wyżej w górę. Ja oczywiście poszedłem w Jego ślady. Przesunąłem dłonią po JEgo nagim, lekko chłodnym i wciąż wilgotnym udzie, powoli i niespiesznie w górę. Widziałem jak zadrżał, lubiłem ten elektryzujący dreszczyk na Jego ciele za każdym razem kiedy tak Go dotykałem. Ustami zasięgnąłem Jego szyi, tak, była jednym z miejsc które lubiłem najbardziej maltretować. Zostawiałem na wrażliwej, jasnej skórze czerwone ślady, a to od zassania, a to od mocniejszego ugryzienia. W takich chwilach wyczulał mi się słuch, i dokładnie słyszałem to jak rozkosznie wzdycha, jak postękuje. Tak na niego działałem? Ah, cóż to za głupie pytanie. Pewnie że tak. Kochał to. Przesunąłem lekko dłonią po Jego ramieniu z którego wcześniej obsunęła się lekko koszula. Słyszałem jak prosi o więcej. Jednakże nim zdołałem cokolwiek zrobić, nagle do pokoju ktoś wpadł. Poczułem jak dostaję czymś w głowę nim zdołałem jakkolwiek zareagować...

Obudziłem się zrywając zbyt szybko do siadu. Spojrzałem dookoła. Nie dość że mieszkanie było zdemolowane to jeszcze nigdzie dookoła nie widziałem Mark'a. Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem do pozostałych pomieszczeń. Nie było nawet śladu po Nim. Wziąłem w rękę szklankę jaką miałem pod ręką i rzuciłem Nią o ścianę, rozprysnęła się na drobne kawałeczki.

- Kurwa mać!

Krzyknąłem i odgarnąłem swoje kosmyki włosów w tył zagryzając usta. Nie wiedziałem co zrobić, pierwszy raz w życiu czułem się jak zgubione szczenie bez właściciela. Bez rodziców. Bez niczego. Po chwili jednak wpadłem na pewien pomysł gdzie mogę go szukac. Siedziba szefa. Wiedziałem że rzucam się na głęboką wodę, właściwie na śmierć, ale nie widziałem innego sposobu. Wziąłem ze sobą dwa pistolety ktore miałem w tym domu i poszedłem do samochodu ubierając się oczywiście wczesniej. Wszystko wyszło tak pod wpływem chwili. Pojechałem na to miejsce, nie mogłem opanowac swojej złości. Wiedziałem że będą czekać na mnie, na wstępie zastrzeliłem dwóch ukrywając się za samochodem. Miałem pistolet z tłumikiem więc nie narobiłem hałasu. Wszedłem do tego hangaru i zastrzeliłem kolejnego z goryli mojego szefa. Jeden z nich zaszedł mnie od tyłu, kopnął mnie w nerki. Zabolalo do tego stopnia że upadłem na ziemię na kolana. Uniknąłem cudem kolejnego ciosu z jego strony. Poderwałem się z ziemi i wypłaciłem mu porządny cios. Znów oberwałem, tym razem w szczękę. Z bólem i plując krwią z przegryzionej wargi dopabłem do tego kolesia i znów mu przyłożyłem pozbawiając przytomności na dłuższy czas. Znów po tym zastrzeliłem dwóch chłystków. Chciałem Go odzyskać, chciałem Go uratować. Myślałem tylko o Mark'u. Wkońcu przedarłem się do jednego z pomieszczeń za blaszanymi drzwiami. Kiedy tam wpadłem widziałem go tam... Pobitego, miał związane ręce na plecach, krew spływała mu ze skroni, z ust... Dwóch chłystków ruszyło w moim kierunku a mój szef złapał Mark'a za włosy i uśmiechnął się paskudnie. Jednego z tych kolesi udało mi sie odtrącić ale od drugiego oberwałem, i to dość mocno. Poczułem jak coś trzasnęło w moim brzuchu. Cóż innego jak nie żebro? Bolało jak diabli, ale ja musiałem... musiałem Go uratować. Wyjąłem pistolet i strzeliłem do tego dryblasa. Padł na ziemie, wycelowałem do swojego szefa który tylko wciąż się uśmiechał, podniósł Mark'a tak że zasłonił siebie Jego ciałem.

- Wypuść Go, albo Cię zastrzele.

- Nie groź mi, bo wiesz że na nic Ci się to zda.

- Dobrze wiesz że jestem w stanie Cię zabić, teraz, w tej chwili.

- A jak postrzelisz swojego Ukochanego, hm?

Zacisnąłem dłoń na pistolecie i nacisnąłem spust. Bez zawahania strzeliłem mu prosto w łeb. Opadł natychmiast puszczając Mark'a a ten opadł razem z Nim z cichym jękiem. Podszedłem do Niego lekko powłócząc nogą, dopiero tewraz poczułem że chyba coś sobie z nią zrobiłem. Objąłem Go mocno i spojrzałem na Niego uważnie. Uśmiechnął się z trudnością. Widziałem że się rozpłakał. Otarłem mu lekko łzy ciężko oddychając. Żebro miałem złamane na sto procent ale czułem się jakbym miał coś przebite... Nagle Usłyszałem strzał... Widziałem przed sobą przerażoną twarz Mark'a. Poczułem przeszywający ból po lewej stronie. Jeden z dryblasów którego ogłuszyłem, obudził się... i najzwyczajniej do mnie strzelił. Kaszląc opadłem na ziemię, usłyszałem kolejny strzał, ale tym razem, nie ja dostałem, ani nie Mark. To On zastrzelił tego kolesia z mojego pistoletu... Czułem że zaczynało robić mi się tak strasznie nie przyjemnie zimno, coś uciskało mi płuca, nie mogłem złapać oddechu. Poczułem jak do mnie dopada, jak kładzie moją głowę na swoje kolana.

- Jackson, jackson proszę, proszę Cię... nie odchodź. Słyszysz? Ja Cię potrzebuję! Nie pozwalam Ci! Pomoc już jedzie. Jedzie, słyszysz?!

Słyszałem, ale nie byłem w stanie nic powiedzieć. Wyciągnąłem tylko rękę w kierunku Jego twarzy i delikatnie pogłaskałem Jego policzek.

- Wybacz mi...

Wyszeptałem tylko i już nie słyszałem, już nie widziałem, już nie czułem.

~~~~~~

Wszedłem do budynku, minąłem recepcję. Znałem na pamięć drogę do tego pokoju. Długi korytarz, winda na drugie piętro, potem na prawo, pierwsze drzwi po lewej, znów korytarz i ostatnie drzwi na prawo. Wszedłem do pokoju. Byłeś tam, leżałeś tam, przy całej masie tych urządzeń. Spałeś. A przynajmniej tak sobie wmawiałem. Byłeś w tej pieprzonej śpiączce już tydzień. Ten postrzał, ominął Twoje serce cudem, ale połamane żebra nie pomagały, przebiły Ci płuco, z trudem Cię odratowali. Ale ja wciąż czuwałem. Chciałem móc Ci przyłożyć za to wszystko co zrobiłeś, ale z drugiej strony chciałem żebyś znow mnie tak mocno przytulił, żebyś znów był blisko mnie, żebyś znów mi pokazywał do kogo należę, bo dobrze wiedziałeś że należę tylko do Ciebie. Usiadłem przy Twoim łóżku jak zwykle, odsłoniłem okno, uchyliłem je. Chciałem żebyś się obudził, żebym mógł powiedzieć Ci że o nic Cię nie oskarżą, że udało mi się to wszystko obrócić tak że nikt nie dowiedział się jak było na prawdę. Chciałem... Tak bardzo chciałem. Złapałem Cię za rękę. Byłeś tak spokojny. Jak chyba nigdy.

- Obudź się paskudo... Obudź się... Za długo już śpisz. Stanowczo za długo...

Przytuliłem Jego ciepłą dłoń do policzka i zamknąłem oczy. Po chwili poczułem coś czego się nie spodziewałem. Uniosłem wzrok i zobaczyłem że masz otwarte oczy a Twoje droga dłoń gładzi moje włosy. Popłakałem się. Tak, jak małe dziecko. Cały drżałem, zerwałem się i pobiegłem po lekarza żeby coś zrobili z tą rurką w Twoim gardle. Kiedy tak się stało zaraz Cię zbadali, zaraz sprawdzili czy wszystko z Tobą w porządku. Kiedy juz mi pozwolili do Ciebie dojść objąłem Cię, a Ty wreszcie odwzajemniłeś uścisk. Wkońcu znów to czułem.

- Jackson....

- Przepraszam Mark.

- Jesteś durny, Kocham Cię Idioto.

- I ja Ciebie, ale za paskudę Ci się dostanie.

Chciałem się zaśmiać, ale nie pozwoliłeś mi. Objąłes mnie mocniej cąłując moje usta. Tak czule jak tylko byłeś w tej chwili w stanie...

Ciąg dalszy... nastąpi?

A więc, mamy powrót MArksona. Sama nie wiem czy będzie to koniec, czy też nie, zobaczy się jak wena się rozwinie.
Mam nadzieję że dzielnie śledzicie moje opowiadania! <33
Miłej lektury, <3

środa, 5 listopada 2014

Pamiętam.

Typ: ANGST
Parring: Jimin x Jungkook



Pamiętam

Pamiętasz te chwile kiedy się poznaliśmy? Ja pamiętam. To był całkiem ciepły jesienny dzień, wracałem właśnie ze szkoły, a Ty? Ty siedziałeś w parku przez który zawsze przechodziłem w drodze powrotnej. Zagapiłem się wtedy. Pamiętasz? Poleciałem na ziemie jak długi, sam nie zorientowałem się w jaki sposób to się stało, ale się stało. Poczułem ze ktoś pomaga mi wstać. Tak, to byłeś Ty. Pamiętam ten uśmiech jaki mi posłałeś, taki szeroki, szczery, Twoje oczy się uśmiechały. Wiedziałem że ten uśmiech mną kiedyś zawładnie. Tak też się stało. Czy trzeba było nam dużo czasu? Nie, nie trzeba było. Pamiętasz jak pierwszy raz zabrałeś mnie na radnkę? Jak się denerwowałeś? Ja pamiętam. To było kilka dni po tym jak się poznaliśmy. Nasze relacje się rozwijały, spędzaliśmy ze sobą tyle czasu ile byliśmy w stanie. Od razu po tym gdy wracałem ze szkoły szedłem do Ciebie. Tego jednego dnia stwierdziłeś że chcesz się ze mną zobaczyć nieco później, kiedy się ściemni. Nie ukrywałem że się tego nieco obawiałem, wkońcu nie znaliśmy się aż tak dobrze, żebym mógł być mimo wszystko pewien że niczego mi nie zrobisz. Może tyo głupie, ale w tych czasach lepiej jest być nie ufnym. Ale zgodziłem się. A to wszystko przez to że słyszałem w Twoim głosie takie ciepło, to wszystko przez to że przed oczami cały czas widziałem Twój uśmiech. Było wtedy zimno. Tak, pamiętam że było naprawde chłodno, wkońcu zbliżała się powoli zima. Poszedłem na miejsce spotkania, do parku w którym się poznaliśmy, a tam co? Mała ścieżka z drobnych świeczek. prowadząca w głąb parku, tuż nad maly stawik który tam był. A tam? Duże świeczki, stolik. A na nim? Parująca gorąca czekolada w kubkach i Ty, tak, właśnie Ty. Pmiętam że wtedy się rozpłakałem, bo wiedziałem że znaczyłem dla Ciebie więcej, a to jaki byłeś zdenerwowany wtedy tylko mnie poruszało. Tak, cudowny wieczór. Potem było tylko lepiej, Byliśmy parą. Prawdziwą parą. A skoro parą, to i bliskość fizyczna byłą nam potrzebna. Pamiętasz jak pierwszy raz byliśmy całkiem sami? W moim domu. Oglądaliśmy jakiś głupi film. Na tyle głupi że szybko się nam znudził i zaczęła się rozmowa, i nawet nie wiem kiedy, pocałowałeś mnie, ale tak wyjątkowo, inaczej niż zwykle to robiłeś. Wtedy, ten wieczór zmienił się w magiczny... Wiem że drżałem, pod każdym Twoim dotykiem, nie kontrolowałem myśli, oddechów, odgłosów. Ja zgłupiałem, do reszty przez Ciebie. Pamiętam jak mówiłeś mi że nie możesz żyć beze mnie, i przeze mnie. Jak to oszalałeś na moim punkcie. Mówiłeś mi wtedy ''Jungkook, jesteś najważniejszy w moim życiu. '' Pamiętasz...?


... Nie, Ty nie pamiętasz, nie chcesz pamiętać. Czyż nie? Mijasz mnie na ulicy, nie odzywając się ani słowem. A moje serce krwawi, czuję się jak śmieć. Bo tak przecież mnie potraktowałeś. Przez jeden mały błąd. Gdybym wiedział że jesteś taki zazdrosny żeby wystawiać mnie na tak brutalną próbę, nigdy bym się z Tobą nie związał. Tak, ja pamiętam. Jak zaprosiłeś mnie na imprezę, pozwoliłeś się upić zachęcając dodatkowo do picia dalej. A ja byłem słaby, miałem słabą głowę. Tamten koleś to był Twój przyjaciel. A ja nie wiedziałem co się dzieje. Zaprowadził mnie do pokoju po tym jak ladwo trzymałem się na nogach. A w pokoju? W pokoju całował, a ja byłem jak marionetka. Zrobił nam zdjęcia. Pokazał Tobie, ale Ty wiedziałeś że był ze mną, pozwoliłeś na to. Bawiłeś się świetnie, wiedziałeś że tak się stanie. A ja? Ja poczułem się jak śmieć. Zraniłeś mnie jak nikt inny, ale nie przejąłeś się tym. Przestałem chodzić do szkoły, przeprowadziłem się nawet z rodzicami, ale mimo wszystko wciąż Cię widziałem, wciąż jesteś obecny przed moimi oczami. Wciąż mijam Cię w tym parku, wciąż moja pościel pachnie Twoimi perfumami.Wciąż mam Twoją bluzę którą dałeś mi wtedy gdy było tak zimno. Nie umiem jej wyrzucić. Wciąż mam te wspomnienia, ich nie usunę jak zdjęć z pamięci telefonu. Tak je usunąłem, ale zostało jedno, najpiękniejsze jakie mieliśmy. Razem, całując się, wtedy, nad stawem.


Nie pamiętasz prawda? Nie, niczego nie pamiętasz. Tych pustych słów jakie wypowiadałeś. Tych fałszywych uśmiechów. Niczego nie pamiętasz, a ja? A ja pamiętam. I ból mi o tym przypomina za każdym razem gdy widzę Cię z innym.

sobota, 1 listopada 2014

Zdjęcie.

Typ: Scenariusz
Osoba: Suga BTS



Obietnica

To już ten dzień, jesteś na miejscu, widzisz już budynek w którym odbędzie się Twój wymarzony koncert. Serce wali jak oszalałe, ale nie przejmujesz się tym na razie. Jeszcze ich nie widzisz. Jeszcze JEGO nie widzisz, tego na którego tak czekasz, tego którego tak bardzo podziwiasz już rok. Tak, już już rok, minęło szybko, a Twoja fascynacja Jego osobą nie znikała, i dziś, wreszcie udało Ci się, zamówiłaś najlepszy bilet jaki istniał do kupienia. Nie obchodziły Cię inne fanki które dorwały ten bilet tak jak Ty, nie było ich dużo, w sumie tylko pięć. Bilety na backstage. Rozeszły się w sekundę. Zarwałaś noc, ale było warto. Przed budynkiem stao sporo osób, ale Ciebie one nie obchodzą. Zupełnie. Ty masz wcześniejsze wejście, tak samo jak pozostała czwórka dziewczyn. Ale Ty i tak będziesz tam pierwsza, pod sceną, będziesz czekać. Głównie na Niego. Stało się, wpuszczają do środka. Nie patrząc na nikogo weszłaś do środka. Zerknęłaś w podręczne lusterko. Wyglądałaś bardzo dobrze. Ale co będzie po koncercie? Nie obchodziło Cię to, po koncercie miałaś godzinę żeby się ogarnąć, tyle czasu było do backstage. Wszyscy są w środku, nerwowe oczekiwanie, nerwowe przestąpywanie z nogi na nogę. Światła zgasły, zapaliły się reflektory, lightsticki poszły w ruch. Ciebie to jednak nie obchodzi, wciąż czekasz. Wyszedł. Jest, stoi przed Tobą, patrzy na ciebie, wiesz że na ciebie. Zaczyna się koncert, ale Ty, wiesz że płaczesz, ze szczęścia, jest tak blisko. A zobaczysz Go jeszcze bliżej. Śpiewasz, rapujesz, bawisz się świetnie, zapatrzona w Niego, i tylko w Niego.

~~~~~~

Nim się obejrzałaś już było po wszystkim. Emocje nie opadły, gardło bolało, łzy jeszcze nie zachły na Twoich bladych policzkach. Łzy szczescia. Poszłaś do łazienki, musisz przecież wyglądać idealnie. Poprawiasz makijaż i białą sukienkę którą masz na sobie. Wyglądasz tak, jak chciałaś zawsze wyglądać na waszym spotkaniu. To już za chwilę, to jeszcze moment... Stoisz już pod drzwiami do pokoju w którym macie się spotkać, twarzą w twarz, czy to się dzieje? Tak, to się dzieje... Drzwi otwierają się, otwiera wam ochroniaż, właściwie jakim ''wam''? Ty jesteś tam sama, a przynajmniej tak uważasz, tak chcesz żeby było. Wchodzisz do środka, widzisz ich wszystkich, przedstawiają się patrzysz po wszystkich przelotnie i wzrok zawieszasz znów na Nim. Suga, jak zwykle perfektycjnie wygląda, nienaganna fryzura, ubranie. Wszystko na swoim miejscu. Czas na autografy, rozmowa później. Podchodzisz do każdego kolejno, ale skupiasz się tylko na Nim jednym. Wybaczą Ci to, widzą że chodzi Ci o Niego. Kiedy stajesz naprzeciwko Niego znów czujesz że czas zwalnia. Uśmiecha się, patrzy na Ciebie tak jak na koncercie. Czujesz że nogi Ci miękną, ale nie możesz ot tak zemdleć, chociaż masz ochotę... Podpisał Ci płyty, wszystkie jakie miałaś. Koniec oficjalnego spotkania, wszyscy sie rozluźnili, zaczęło się normalne spotkanie. Stoisz z boku, denerwujesz się, przecież znasz koreański. Możesz z Nim rozmawiać, ale boisz się ze strzelisz jakąś gafę. Zignorował inne, idzie do Ciebie a Twoje serce staje w miejscu. Zaczał rozmowę. Zwyczajnym cześć. Czujesz że znów robi Ci się ciemno przed oczami, ale trzymasz się dzielnie mu odpowiadajac. Czujesz że masz łzy w oczach, ale nie chcesz płakać. Nie chcesz. Uśmiecha się do Ciebie a rozmowa staje się luźniejsza, spokojniejsza, taka przyjemna. Czujesz się jakbyś znała Go od lat, jakbyście widzieli się po niedługim czasie. Czujesz się szczęśliwa. Ale czas mija, nieubłagalnie. Ktos z staffu oznajmił że czas się zbierać. Czujesz że serce zaczyan Ci walić. Spojrzał na Ciebie w tym samym momencie co Ty na Niego. Lekko drżysz. Czas pożegnania. Stajesz naprzeciwko Niego, On łapie Cię za ręce  i patrzy Ci w oczy. Czas znów zwalnia, zatrzymuje się. Obiecuje Ci że niedługo znów się zobaczycie. Wierzysz w to, i te słowa sprawiają że Twoje serce bije mocniej. Obejmuje Cię, jak nikogo innego wcześniej. Te kilka godzin, sprawiło że Cię tak polubił. Obiecał. Przysiągł. Pozostało Ci wasze wspólne zdjęcie, do następnego spotkania...


No i mały scenariusz z Sugą, dla A-Chung <3333
Mam nadzieje że mn nie zabije <3333

Broken heart.

Typ: ANGST
Parring: Jimin x Jungkook


Nie mogę Cię mieć.

Chciałbym móc Cię mieć przy sobie, chciałbym żebyś wiedział że jestem szcześliwy zawsze kiedy znajdujesz się obok mnie, za każdym razem kiedy tylko znajdujesz się dostatecznie blisko mnie moje serce głupieje. Czy to normalne? Tak, jak najbardziej normalne. Mimo że jesteś mężczyzną, zupełnie jak ja. Nie mogłem sobie nigdy wyobrazić Ciebie inaczej jak tylko ze mną. Miałem przed oczami naszą przyszłość. Ciebie i mnie, ale Ty? Ty tego nie widzisz prawda? Nie, nie widzisz, a ja wciąż chcę widzieć. Chcę widzieć to jak siedzimy razem przy kominku rozmawiamy, spędzamy ze sobą czas. Przytulasz się, najpierw tylko opierając się policzkiem o moje ramie, czekasz aż obejmę Cię ramieniem, kiedy to uzyskujesz całkowicie toniesz  tym objęciu. Nie musimy nic mówić, wiem że jesteś szczęśliwy. Widzę jak spacerujemy wieczorami samotnie w parku, trzymając się za ręce, jak zawsze jest Ci chłodno, mimo że uprzedzalem Cię już kilkadziesiąt razy żebyś ubierał się cieplej kiedy wychodzimy wieczorem, ale nie, Ty zawsze wiesz lepiej. A może Ty robisz to specjalnie? Tak, napewno, wiem że lubisz kiedy Cię obejmuję albo okrywam swoją ciepłą bluzą, więc to że Ci chłodno to tylko pretekst? Tak, tu Cię mam. Odkryłem ten sekret. Widze jak siedzimy wszyscy razem a Ty na moich kolanach, obejmujesz mnie ramionami za szyję spokojnie rozmawiając z innymi. Już nie boisz się ich odrzucenia z powodu Twojej orientacji, od zawsze wiedziałem że jesteś jaki jesteś, taki jak ja, ze wolimy siebie nawzajem. Tak siebie nawzajem. Widzę jak przychodzisz do mnie w nocy, ze swojego pokoju stwierdzając że nie możesz zasnąć sam kładziesz sie przy mnie. Ja wiem że łatwo zasypiasz nawet w samotności, nie oszukasz mnie, ale ja udaję jak zawsze że jestem bardzo zatroskany tym że tak cierpisz z braku snu. Kładziesz się obok a ja Cię obejmuję, momentalnie śpisz. Tak na Ciebie działam? Więc o to chodzi? Potrzebujesz mnie żeby spokojnie, bezpiecznie spać? Chodź, u mnie to znajdziesz, ten spokój, bezpieczeństwo. Chodź do mnie... Ale nie, znów wraca ta chora rzeczywistość, znów znikasz, oddalasz się ode mnie, wcale nie ma Cię obok, jesteś, ale tylko jako Ty, Jungkook, przyjaciel, kolega, członek zespołu. Znikasz z moich objęć, nie jesteś już MOIM niewinnym Jungkook'iem, tylko zwyczajnie, Jungkook'iem. Tym który jest obok ale nie może być mój. Tym który w moim sercu jest najważniejszy, tym który sprawia że chcę żyć z dnia na dzień. Ale ja nie mogę Ciebie mieć. Udajesz chłód, udajesz zakłopotanie, odsuwasz się, odchodzisz zawsze kiedy jestem nieco bliżej. A ja wtedy cierpię, tracę siłę, tracę wiarę w siebie, nie umiem się skupić, nie umiem zrobić niczego dobrze. Wtedy czuję się jak wrak samego siebie, bo miłośc do Ciebie mnie wykańcza. Ale lubię to zmęczenie, lubię zatracać się w marzeniach o tym jak jesteś blisko. To tylko marzenia, ale mi to pasuje. Chcę tych marzeń więcej. Ale dziś widzę Cię z kobietą, nie powiem o niej źle, jest ładna, ale nie pasuje do Ciebie. Tak, jestem zazdrosny, i moje serce krwawi połamane na kawałeczki. Widze jaki jesteś szcześliwy z Nią, widzę Twój uśmiech, słyszę Twój śmiech, słyszę jak prawisz jej komplementy. Szczęściara. Ma Cię tak blisko jak ja chciałbym mieć. Ale nie mam, nigdy nie będę miał. Wtedy znów wracam do swoich marzeń, zakładam słuchawki, zamykam oczy i jak zawsze zatracam się w swoich wyobrażeniach, o miłości której nigdy nie będę miał.


Coś innego, napisane w pięć minut, ot co.
Jikook foreva <3