niedziela, 31 stycznia 2016

Bi*ch I'm fabolous cz 1.

Woah! Pobiliście sami siebie! Wczorajszego dnia liczba odwiedzających mojego bloga przekroczyła 600 wejść! Mam nadzieję że podobają się wam moje dzieła.

Wiem że niektórzy z was czekają na kolejny rozdział Be my hero i Crazy town. To nie tak że o nich zapomniałam, tylko aktualnie moja wena poszła w inną stronę i tak oto powstaje kolejny rozdziałowiec tym razem z Jikookiem którego fabuła powstała z pomocą dobrego duszka. 
Obiecuję za jakiś czas, gdy tylko natchnienie na tamte pomysły wróci, rozdziały się pojawią, proszę o cierpliwość.<3



Parring: Jikook
Typ: ANGST
Ostrzezenie: Wiek bohaterów, jest nieco zmieniony.


Nazywam się Park Jimin. Czym się zajmuję? Modelingiem, wszelkiego rodzaju. Jak właściwie każdy w tej branży, kochałem to co robiłem w życiu, sprawiało mi to największą przyjemność, jaką mogła sprawiać praca. Wybiegi, wywiady, sesje zdjęciowe, błyski fleszy, fani, możliwość poznawania świata, nie małe pieniądze dzięki którym mogłem żyć na wysokim poziomie.Może nie musiałem sobie niczego odmawiać, ale jako jednemu z niewielu, nie odbiło mi jeszcze od sławy, od nadmiaru możliwości i posiadania wszystkiego czego chcę. Nie ciągnęło mnie do narkotyków, używek wszelkiego rodzaju, no chyba że podpiąć pod to alkohol, jemu nie odmawiałem co jakiś czas, ale w dalszym ciągu zachowywałem umiar. Byłem spełniony pod każdym względem, ale czułem, że potrzebuję... przerwy. Odpoczynku. Chwili spokoju od tego wszystkiego. Bo każdy wie, że nie ważne jak się kocha swoją pracę, potrzeba odpoczynku, choć kilka dni, żeby pozbierać siły, energię, motywację. I mnie było tego potrzeba. Manager wyraźnie zgłosił swój sprzeciw, argumentując swoje zdanie tym, że mam zaplanowane już trzy pokazy, dwie sesje i dwa wywiady w przyszłym tygodniu a pierwszy dokładnie za 8 dni. Tyle czasu było dla mnie wystarczające, udało mi się wyprosić, równe 7 dni, od zaraz. Niechętnie bo niechętnie, ale manager uległ, bo zwyczajnie mi ufał, wiedział że gdy wrócę, wezmę się od razu do solidnej roboty i wszystko będzie tak jak On to sobie zaplanował, przyniosę mu duże zyski, więcej prestiżu. Dla Niego moj stan fizyczny i psychiczny, był cholernie ważny więc nie mial wyjścia.

Mając już pozwolenie na zniknięcie gdzieś na ten czas, natychmiast udałem się do domu. Spakowałem ubrania do sporej walizki, wraz z kilkoma niezbędnymi do życia rzeczami po czym zamówiłem taksówkę. Stwierdziłem że nie chcę jechać na dworzec swoim samochodem, a tym bardziej, nie zamierzałem nim jechać na miejsce swojego pobytu, a miejscem tym, było Busan. Tam miałem pewność że odpocznę, nie za wielkie miasto, o wiele spokojniejsze od Seoul'u w którym aktualnie mieszkałem, żyłem i pracowałem. Musiałem się wyciszyć.
Zamknąłem swoje mieszkanie, a właściwie apartament w wysokim wieżowcu w samym centrum miasta, po czym windą udałem się na dół, gdzie czekała już taksówka. Nim wyszedłem z budynku, wsunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne a na usta maseczkę. Wrzuciłem bagaż na tyły taksówki i wsiadłem koło kierowcy, Podałem mu adres na jaki miał mnie odwieźć i odetchnąłem spokojnie jadąc dość szybko tą taksówką. Czas się liczył, nie miałem go za wiele. W między czasie, zarezerwowałem hotel  na swoje nazwisko, taki na przedmieściach Busan. W sam raz na wypoczynek. Najpierw jednak musiałem dotrzeć na miejsce, pociągiem. Uznałem że taki sposób podróżowania będzie najlepszy, może i więcej ludzi mnie zobaczy, ale chyba lepsze to niż moj bardzo wyróżniający się samochód. Czarny, ze srebrnymi wstawkami. Nikt nie miał takiego auta, a co za tym szło, moi nieco bardziej szaleni fani wiedzieli już od dawna jak wygląda, więc mogli mnie nawet śledzić, okraść. Musiałem i z takimi ewentualnościami się liczyć. Gdy dotarłem na miejsce z taksówkarzem, zapłaciłem mu z porządną nadwyżką po czym udałem się na pociąg, oczywiście ekspres, bo chciałem w tempie błyskawicznym znaleźć się w Busan. oczekując na pociąg, czułem na sobie spojrzenia osób dookoła mnie. Wiedzieli kim jestem? Rozpoznali mnie? W maseczce? Okularach? Może właśnie dlatego tak mnie obserwowali? Poprawiłem swoje miękkie, rude włosy zaczesując je w tył i zaraz na peron wjechał pociąg. Poszedłem do swojego przedziału z bagażami i zamknąłem się tam. Zdjąłem chwilowo okulary ukrywając swoją twarz wciąż za maseczką, przetarłem oczy i westchnąłem zadowolony ciesząc się chwilowym spokojem. Po chwili do kabiny weszła młoda kobieta z wysokim mężczyzną. Usiedli naprzeciwko mnie obserwując dyskretnie, a ja skupiłem swój wzrok na telefonie jaki trzymałem w dłoni. Po chwili wsunąłem słuchawki do uszu chcąc skupić się na muzyce, która dodatkowo mnie odprężała, jednakże nie za długo dane było mi się cieszyć spokojem, bo do kabiny wszedł kolejny pasażer a raczej pasażerka i zaczęło się.

- ''Boże, Ty jestes Park Jimin! O matko! Nie wierze, nikt mi nie uwierzy, daj mi swoj autograf, proszę i zrób sobie ze mną zdjęcie, o jezu, kocham Cię, ożeń się ze mną, błagam, o matko! ''

Zrobiło mi się przez chwilę słabo, kochałem swoich fanów, lubiłem mimo wszystko gdy prosili o autograf, o zdjęcie, ale gdy przychodziło do takich spotkań, kiedy fanka najchętniej by mnie zgwałciła, robiło się nieprzyjemnie i niebezpiecznie.

- Oczywiście, dam Ci autograf. Ale proszę Cię żebyś potem zmieniła miejsce.

Wiem, zabrzmiałem nieuprzejmie, ale musiałem coś zrobić, nie chciałem rozgłosu, a tym bardziej niczego związanego z tą dziewczyną, bo nieco mnie przerażała. Obłęd w oczach.
Dziewczyna prawie piszczała, kiedy podpisałem się jej na zeszycie, torbie, koszulce. Miałem wrażenie że każe mi się podpisać sobie na tyłku, całe szczęście nie wpadła na taki pomysł. Pozwoliłem jej zrobić sobie ze mną zdjęcie ale pod warunkiem że nikomu nie powie że mnie tu widziała, dopóki nie wróci do domu. Zgodziła się obejmując mnie zbyt mocno, jednocześnie zaburzając moją strefę osobistą. Cholera, też mi się trafiło. Całe szczęście, dziewczyna sobie poszła i ja znów mogłem zająć się muzyką. Tamta para, uśmiechała się do mnie cały czas głupkowato, a ja starałem się ich ignorować. Całe szczęście, droga minęła mi całkiem szybko i gdy w głośniku usłyszałem stację ''Busan główne'' natychmiast wysiadłem z pociągu zabierając bagaże. Uśmiechnąłem się lekko sam do siebie i odetchnąłem czując przyjemne, świeże nieco mroźne powietrze. Od razu poszedłem do taksówki, żeby ta zawiozła mnie pod hotel. Ekskluzywny, ale nie przesadzony, internet, klimatyzacja, jakuzzi, basen, ale nic specjalnego więcej. Wszedłem na recepcję i zdjąłem okulary które wcześniej wsunąłem na nos. Od razu wzbudziłem zainteresowanie, recepcjonistka mało brakowało a krzyknęłaby na mój widok. Podszedłem do lady i poprosiłem o swoj klucz na dokonaną rezerwację, poinformowałem ja również uprzejmie żeby nikt nie ważył się wchodzić do mojego pokoju, bo tego nienawidzę. Ta oczywiście drżącymi dłońmi podałą mi klucz jąkając się poprosiła o moj autograf. Pokręciłem głową i podpisałem się  a pustej karteczce którą również mi wręczyła.

- Na przyszłość, złotko, lubię pewne siebie Kobiety, a nie niewinne jąkałki.

Mruknąłem cicho mając nadzieję że ją odepchnę od siebie w taki sposób, po czym udałem się do swojego pokoju. Tam wypakowałem się po czym ułożyłem się na łóżku chcąc odpocząć. Tak się złożyło, że łóżko było cholernie wygodne, a ja jakoś niesamowicie zmęczony i nim się obejrzałem, odpłynąłem w objęciach morfeusza, na porządną dwu godzinną drzemkę. Gdy się obudziłem, z niezadowoleniem stwierdziłem, że jestem niesamowicie głodny. Na kolację w hotelu, było za wcześnie więc stwierdziłem, że udam się na miasto. Poprawiłem włosy, spryskałem się perfumami. Wyglądając jak młody, świeży Bóg, wyszedłem z hotelu, znów ukrywając się za okularami i maseczką. Zaraz ruszyłem na poszukiwanie jakiegoś baru, kawiarni, czegoś w tym rodzaju, trafiłem całkiem szybko, bo po jakimś 10 minutowym spacerze, znalazłem się pod ładną, małą knajpką z dobrym, koreańskim jedzeniem. Takim typowo domowym. Idealnie. Wszedłem do środka i od razu poczułem przyjemny zapach, nieco pikantny, łaskoczący mój nos. Zrobiłem się bardziej głodny. Zamówiłem dla siebie Tteokbokki i klasyczne kimchi. Bylem cholernie głodny. Gdy złożyłem zamówienie, usiadłem przy jednym z wolnych stolików, jednakże nie pierwszym lepszym, a tym, w miarę blisko ustawionym do stolika, przy którym siedział samotnie chłopak, o ciemnych włosach, delikatnych nieco chłopięcych rysach, zgrabnym nosie, całkiem uroczy. Chcąc nacieszyć nieco oko tym widokiem wybrałem właśnie ten stolik. Zdjąłem okulary i maseczkę, z zadowoleniem oczekując posiłku. To było niesamowicie przyjemne, przytulne miejsce, spokojne, ciche. Nikogo tu praktycznie nie było. Chłopak, dostrzegł moją obecność i uniósł wzrok znad książki którą czytał. Posłał uśmiech w moim kierunku gdy zauważył że na Niego spoglądam. Jednakże nie zdążyłem zareagować, bo podano mi moje zamówienie. Podziękowałem a chłopak w między czasie, zabrał swoje rzeczy i poszedł, a ja mogłem tylko odprowadzić Go wzrokiem. Skupiłem się więc na swoim posiłku, bo cóż innego mogłem zrobić? Chłopak zniknął mi z pola widzenia. Podczas jedzenia, zauważyłem przy stoliku chłopaka coś czarnego, coś jak, portfel? Podszedłem tam i wziąłem go w ręce otwierając. Tam znalazłem oczywiście dowód osobisty.

- Jeon Jungkook.

Mruknąłem cicho sam do siebie i odczytałem adres. Nie czekając i nie myśląc za wiele wyszedłem z knajpy płacąc oczywiście za swoje zamówienie, po czym wyszedłem z knajpki. Nie miałem pojęcia jak znaleźć miejsce zamieszkania tego chłopaka, więc postanowiłem zapytać przechodniów. Na moje nieszczęście, trafiłem na kolejnych swoich fanów. Ci oczywiście zaczęli podekscytowani mowić mi jak to miło mnie poznać, itp. A ja? Ja się spieszyłem, cóż. Podałem im dzielnicę w jaką musze się dostać, więc Ci skierowali mnie do autobusu, podali numer, i zarządali autografów. Ja jak to ja, nie odmówiłem, Ale nie podałem im całego adresu pod który się udawałem, mając nadzieję, że przez to mnie tam nie znajdą. Wsiadłem we wskazany autobus i ruszyłem na spotkanie z tym uroczym chłopakiem, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Ze zastanę Go już w mieszkaniu. Gdy wysiadłem na odpowiednim przystanku, włączyłem w telefonie program nawigacyjny i po wpisaniu adresu, udałem się w wyznaczone miejsce. Było już dość ciemno i późno, więc obawiałem się że cud chłopak może nie otworzyć mi drzwi w obawie przed obcym. Gdy stanąłem pod drzwiami Jego mieszkania, w zwykłym wieżowcu mieszkalnym, zapukałem poprawiając odruchowo swoje włosy i maseczkę którą dalej miałem na sobie. Okulary odpuściłem, bo było na nie zbyt ciemno. Moja strata. Usłyszałem chrzęst zamka i ujrzałem zza lekko uchylonych drzwi znajomą mi juz twarzyczkę.

- Dobry wieczór, Jungkook. Bo tak Ci na imię, prawda?

- Dobry wieczór, skąd mnie znasz? Bo ja nie znam Ciebie. Czego chcesz?

- Wybacz że Cię nachodzę, ale znalazłem w knajpce Twoj portfel. Postanowiłem że Ci Go podrzucę.

- Co? Portfel? Poczekaj chwile.

Skinąłem tylko głową a chłopak zamknął drzwi, słyszałem rozbijanie się w mieszkaniu, jakieś szelesty, huki. Po czym usłyszałem zdejmowanie łańcuszka z zamka w drzwiach a te zaś otworzyły się szerzej.

- Ja, mogę zobaczyć ten portfel?

- Ależ oczywiście, proszę. Wybacz że zajrzałem, ale musiałem znaleźć Twój adres jeśli chciałem Go zwrócić, wszystko jest w środku, sam sprawdź.

Chłopak dość niepewnie zajrzał do środka swojej zgubi, przeliczył pieniądze, przeszukał dokumenty, było w środku wszystko co wcześniej posiadał.

- Wszystko się zgadza, dziekuję że się fatygowałeś żeby tutaj do mnie przyjechać. Bez dokumentów nie mogłbym wejść do szkoły jutro więc ratujesz mi skórę.

A więc ten chłopak jeszcze się uczył, młodziutki, tak jak myślałem.

- To nic wielkiego.

- To dużo, naprawdę. Jak mogę Ci się odwdzięczyć...?

-  Jimin, Park Jimin. I może, dasz mi się wyciągnąć jutro na krótki spacer?

- Ja... Sam nie wiem, Jimin. Nie znamy się i sam rozumiesz...

- To zrobimy tak, ja podam Ci swój numer telefonu, a jeśli się namyślisz, dasz mi znać, co Ty na to, Kook'ie?

Nie czekając na Jego odpowiedź, napisałem mi na małej karteczce swój numer telefonu a wręczając mu go, puściłem do Niego oczko. Nasze dłonie, lekko się spotkały, a dokładniej same palce. Widziałem Jego reakcję, nieco zmieszaną, zakłopotaną, ale było to tak urocze, że chciałem widzieć to częściej. Wprowadzać Go w taki rozkoszny stan.

- Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.

- Dziekuję jeszcze raz Jimin, dowidzenia.

Skinąłem głową i udałem się na zewnątrz i zaraz po tym, skierowałem się na autobus. Wrociłem bez problemu do hotelu, tam zaś, postanowiłem zażyć długiej kąpieli, z bąbelkami. Wszedłem do ładnej, przestronnej łazienki i odkręciłem wodę. Bardzo ciepłą, ale nie gorącą. Wlałem nieco olejku do kąpieli do wody żeby utworzyła się przyjemna piana o lekko owocowym zapachu. Zrzuciłem z siebie ubrania i wsunąłem nagie ciało z przyjemnie ciepłą, nieco wzburzoną taflę wody. Powoli mydliłem całe swoje ciało, a gdy uznałem że jestem czyściutki w każdym możliwym miejscu, wyjąłem korek, spuściłem wodę i owinąłem swoje biodra ręcznikiem, drugi przewieszając na swoim karku, zeby wycierać włosy, które również umyłem, rzecz jasna. Położyłem się jeszcze nieco wilgotny od wody na łożku i usłyszałem sygnał wiadomości, chwyciwszy telefon odczytałem ja.:

- Jimin, co do tego spaceru... To jutro, o 19?

Usmiechnąłem się do siebie triumfalnie czując nieopisane zadowolenie z samego siebie. Rybka złapała się na przynętę. Szykował się coraz lepszy urlop.

- Oczywiście, będę punktualnie, Kook'ie.








sobota, 30 stycznia 2016

Let's play.

No i mamy shota który powstał znów nieco przypadkiem, przez namowy pewnej osobki ;D
Tym razem jest to Vkook ;D
Zapraszam was do komentowania, czytania wszystkich moich dzieł ;D


Parring: Vkook
Ty: SMUT



~~~~~~~~

Tego wieczora czułem się jakiś nad wyraz podekscytowany, nie mogłem się skupić, nie mogłem złożyć myśli w jedną spójną całość, a dlaczego? Bo w głowie miałem tylko to spojrzenie, nie takie zwyczajne, nie, to nie byłeś normalny Ty. Nieco szurnięty Maknae, nasz zloty Kook'ie, dzieciak. Nie, to juz nie jesteś Ty. Wydoroślałeś, wie to każdy, ale nie tylko fizycznie, a psychicznie również. Służyło Ci to, ale zacząłem wykorzystywać słabości innych, a już zwłaszcza jedną słabość. Moją, na Twoim punkcie. Jakiś czas temu, na imprezie, gdy bawiliśmy się wszyscy razem, pijani, byłeś nieco bardziej bezpośredni niż zwykle bywałeś, w stosunku do mnie. Tłumaczyłem to sobie alkoholem, upojeniem w jakie nas wprowadził, rozluźniając nas, a co za tym idzie, sprawiając że oboje byliśmy bardziej otwarci na wszelkie bodźce z obojga stron.
Pierwszy  pocałunek. Przyjemny, nieco zachłanny, ale zarazem powolny i głęboki. Wszyscy dobrze wiemy że każdy ma w sobie coś co popycha go do tej samej płci, w tym przypadku, to ''coś'' odkryte zostało przez alkohol. Co dla mnie, z jednej strony, nie bylo zbyt dobre. Owszem, lubiłem chłopców, ale nie chciałem żeby ktokolwiek z zespołu o tym wiedział, więc zawsze zapierałem się że jestem zupełnie ''normalny''. Czy był w tym sens? Dla mnie i owszem, wolałem uniknąć krytyki ze strony innych, ze strony rodziny, znajomych. To nie wróżyło nic dobrego.
Tym razem alkohol ratował mi skórę i nikt nie zamierzał wracać do tego co działo się na imprezie.
Nikt?
Otóż nie. Ty chciałeś wrócić do tej sytuacji, przypomnieć mi co robiłem po pijaku. Przypomnieć mi Twoje usta, twoje zaborcze objęcie, gorący mięsień który zachłannie wtargnął między moje wargi, bez problemu odszukując mój język, zaplątał się w niego, uwięził w wilgotnym uścisku, wywołując dreszcze i wyraźne westchnięcia kierowane między Twoje wargi, zachłanniej całujące moje. Raz po raz. Z początku, byłem spięty, ciało odmawiało współpracy, nie pozwalało mi oddać się chwili, ale Tobie świetnie szło rozluźnianie mnie, lekki dotyk na moim udzie, przyjemne pocieranie, mocny chwyt w pasie. Wiedziałem że nie mogę uciekać, nie muszę. Wszyscy pozostali zajęci byli sobą nawzajem w podobny sposób do mojego i Twojego, więc po co się powstrzymywać prawda? Jesteśmy i tak pijani. Mocno pijani.
Twoja dłoń tak bezczelna i bezpośrednia szybko wylądowała pod moją koszulką. Wtedy ktoś nas rozdzielił, nie widziałem kto.

W głowie jednak wciąż zadawałem sobie pytanie: Skąd u Ciebie ta zaborczość, w dodatku kierowana do mnie?

Dziś, mieliśmy bardzo ważny występ, z nową choreografią wcześniej nie pokazywaną w żadnych mediach, ten dzień, wypadał właśnie dziś. Byłem jak zwykle zestresowany, że coś pójdzie nie tak, że pomylę kroki. Byłem w tych sprawach bardzo wrażliwy i drażliwy, jeśli ktoś wytykał mi moje potknięcia. Więc za wszelką cenę chciałem ich unikać, nie zawsze jednak umiałem to zrobić.
Nie ważne w jakim miejscu poczekalni się znajdowałem, czułem Twój wzrok na sobie. Przeszywał mnie na wskroś, świdrował kawałek po kawałku. A co za tym szło, jeszcze mniej umiałem się skupić, opanować. Co ty ze mną robiłeś?
Gdy staliśmy już za sceną, gotowi do wyjścia, oczekując tylko na ten jeden znak oznajmiający możliwość rozpoczęcia naszego koncertu. Stałeś tuż za mną, blisko, czułem Twoj ciepły oddech na szyi, musiałeś być bardzo blisko, bo czułem od Ciebie ciepło bijące z Twojego ciała, i perfumy. Ogłupiające, mocne, lekko słodkie perfumy, które przyjemnie łaskotały mnie w nos. Wszyscy obserwowaliśmy ekran monitora, który wyświetlał aktualnie co dzieje się na scenie, starałem się skupić tylko na tym, ale wtedy zburzyłeś moje myśli, jak domek z kart - objąłeś mnie, na co zareagowałem drgnięciem. Niby nic nadzwyczajnego, przecież nie raz to robiłeś, ale nie, tym razem było inaczej, ja czułem to zupełnie inaczej. A może, właśnie chciałeś żeby tak było? Nagle poczułem jak opierasz głowę na moim ramieniu, zgarniając moje ciało bliżej swojego. Chciałem uciekać, ale ciało mi odmawiało, tylko rozum uznał ze muszę to zrobić. Kolejne posunięcie z Twojej strony, sprawiło że na chwilę zesztywniałem. Pocałunek na szyi, lekki, przyjemny, nieco wilgotny. Odwróciłem głowę w Twoim kierunku i przygryzłem nieco wargę pytająco na Ciebie spoglądając. A ty? Ty tylko podzieliłeś się ze mną swoim uśmiechem numer 7, który prezentował się w taki sposób,, że miałem ochotę zemdleć póki jestem w Twoich ramionach. Cwaniacki, kokieteryjny wręcz, wyjątkowo wyzywający. Co się z Tobą stało Kook?

- Kookie?

- Po występie, będę na Ciebie czekał w garderobie staffu, tam długo nikt nie wejdzie, masz się zjawić.

Nim zdołałem cokolwiek powiedzieć, odsunąłeś się i zawołali nas na scenę. Wszyscy w rzędzie udaliśmy się na wyznaczone miejsca i zaczęliśmy występ z '''baepsae''. Nie pomyliłem się ani razu, wszyscy daliśmy z siebie wszystko, okazało się ze zdobyliśmy nagrodę za najlepszą choreografię i najlepsze zgranie w ruchach, wszyscy w pełni szczęśliwi, podekscytowani, już zaplanowali imprezę w naszym wspólnym dormie. Ja jednak nie mogłem się cieszyć do końca wygraną, bo w głowie szumiały mi Twoje słowa. Co Ty ze mną robisz...

~~~~~

Gdy już mogliśmy udać się każdy w swoją stronę, ja poszedłem do garderoby staffu, jednakże nim do niej wszedłem, zatrzymałem się przed drzwiami pytając sam siebie:'Co ja najlepszego robię?' Zagryzłem lekko wargę i spojrzałem w lewo, w prawo, rozglądając się czy nikogo aby nie ma dookoła, i gdy nacisnąłem klamkę, otwierając drzwi, poczułem jak ktoś wpycha mnie do środka, zamykając zaraz drzwi na kluczyk. Zdezorientowany rozejrzałem się dookoła i zauważyłem Ciebie, znow na twarzy miałeś ten uśmiech, nazwałbym go dziwnym, gdyby nie to, że tak na mnie wpływał, że ogłupiał powoli.Traciłem kontrolę nad samym sobą. Przecież to tylko uśmiech. To tylko był pocałunek, w dodatku po pijaku. Chociaż nie, moment, ten pocałunek nie byl po pijaku. Ja wszystko pamiętam. Bardzo dobrze pamiętam. Nie byłem pijany, ty też nie byłeś pijany, tak, wszystko złożyło się w całość.

- Kookie? Czemu kazałeś mi tu przyjść?

- Nie udawaj że nie wiesz, Tae.

Cholera, nawet w Twoim tonie głosu było coś takiego, coś co sprawiło że zadrżałem na całym ciele. Zbliżyłeś się kilka kroków, słyszałem każde Twoje ciche stąpnięcie na podłodze, oddech, cichy, spokojny, regularny, nie to co mój. Chaotyczny, płytki. Skąd ten stres? Co się ze mną dzieje? Chciałem się uspokoić, ale nie umiałem. Znow kolejne kroki, prawie bezszelestne, a przez zgaszone światło w tym pomieszczeniu, zmysły poza wzrokiem, wyczulały się.

- Kook, co Ty...

Poczułem objęcie, szybkie, gwałtowne, mocne. Nie odepchnąłem Cię jednak. Spojrzałem na Ciebie, jedyne światło, to to, ktore wpadało do tej garderoby przez male okienko u góry, nie za wiele mi dawało, ledwie Cię dostrzegałem, ale każdy cwany uśmiech widziałem aż za dobrze. Ułożyłem dłonie na Twoich ramionach i pochyliłem głowę.

- Kookie.

- Słucham?

- Co wyprawiasz, puść, ktoś nas może tu zobaczyć. Po za tym, przecież to nie normalne, my...

- Nie pieprz głupot, Taehyung. Nie staraj się wmówić mi w jakikolwiek sposób, że nie lubisz chłopców. Nie musisz się z tym ukrywać, a tym bardziej nie przede mną, nie przed chłopakami. Dobrze wiesz że każdy z nas ma taką a nie inną orientację.

Odkryłeś mnie zwyczajnie wywlokłeś to co tak bardzo chciałem zachować dla siebie, tylko dlaczego to zrobiłeś? Poczułem jak lekko przypierasz moje ciało do ściany, nie poluźniając uścisku na moim ciele, dokładniej pasie. Poczułem jak wolną dłonią lekko przeczesujesz moje włosy, powoli, bez pośpiechu, nie chciałem się opierać, ale nie mogłeś mieć racji. Nie. Powierciłem się lekko starając oswobodzić z Twojego objęcia, ale nie mogłem, w zamian jednak poczułem jak mocniej mnie przypierasz do ściany.

- Kook, puść.

- Nie zamierzam.

- Proszę Cię.

Cicho szepnąłem, czując jak nagle Twoje kolano przypiera nieco moje krocze, pocierając je powoli, ale zarazem dość mocno i wyraźnie. Stęknąłem nieznacznie wciąż starając się wyswobodzić, ale w odwecie otrzymywałem mocniejsze objęcia, naprzemienne z mocniejszym uściskiem na kroczu, które swoją drogą, bardzo szybko reagowało na tego typu dotyk z Twojej strony. Starałem się nie wydawać żadnych odgłosów, ale nie umiałem. Nie chciałem się powstrzymywać, ale musiałem.

- Przestań, Kook.

- Powiedziałem już, nie zamierzam, pokażę Ci dlaczego nie powinieneś się ukrywać z tym jaki jesteś. Ale widzę, że muszę pokazać Ci to siłą.

Drgnąłem, poczułem nagle jak gwałtownie przypierasz mnie klatką piersiową do ściany, łapiąc moje ręce w nadgarstkach za plecami. zagryzłem wargę mocniej starając się oswobodzić, ale to na nic. Zupełnie na nic. Usłyszałem dziwny dźwięk, taki śliski szelest, zerknąłem za siebie i zauważyłem że zdjąłeś z siebie krawat który jak się okazało, za krotką chwilę znalazł się na moich nadgarstkach, dość mocno je krępując. Oparłem policzek o ścianę, gdy nieco mocniej przycisnąłeś mnie do ściany. Poczułem jak Twoje krocze ociera się wyraźnie o moje pośladki, co więcej, wyraźnie czułem to pobudzone wybrzuszenie.

- Mam na Ciebie niesamowitą ochotę, Kochanie, pokaże Ci co to rozkosz.

Miałem nieodpartą ochotę krzyknąć, ale nie mogłem, zaraz nas znajdą, a wtedy? Wtedy zapadnę się pod ziemię. Poczułem jak rozstawiasz moje nogi szerzej, a Twoje bezczelnie natrętne dłonie zaczynają bezwstydnie harcować sobie po moim spiętym ciele, czułem jak zwinnie rozpinasz mi koszulę, nie mogłem się obronić, nie miałem jak. Rozpinaniu koszuli towarzyszyły po chwili pocałunki na mojej szyi, zachłanne, zaborcze, gwałtowne. Moja jasna skora w niektórych miejscach, przestawała być w swoim naturalnym kolorze, a stawała się czerwonawa, lekko zaróżowiona, mocniej czerwona. Zostawiałeś na mnie swoje ślady, oznaczałeś mnie jak swojego. Co Ty ze mną robisz?
Bawiłeś się świetnie, pozbywając się koszuli z moich ramion, teraz to je przygryzałeś, całowałeś, zasysałeś się na jasnej skórze. A mi? Mi sprawiało to przyjemność, nieopisaną, błogą. Ale nie mogłem, musiałem się oswobodzić. Jako że nie trzymałeś mnie już tak mocno w pasie, odbiegłem od Ciebie, stając z Tobą twarzą w twarz.

- Ja nie chcę, rozwiąż mnie, Słyszysz?

Śmiech, usłyszałem tylko gromki śmiech, tak Cię to bawiło że prosiłem? Tak, najwyraźniej tak, poczułem jak dreszcze przebiegają po moich plecach. Ratunku. Znów podszedłeś do mnie kilka kroków, zaplątały mi się nogi i upadłem na plecy  i związane na nich ręce, jednakże nie na podłogę, a na niewielką kanapę która znajdowała się w tym miejscu, powierciłem się, ale w takiej pozycji ciężko było mi się unieść, co Ty oczywiście wykorzystałeś. Opadłeś nad moje ciało tak blisko, że czułem Twój ciepły oddech, znów te ogłupiające perfumy, a kosmyki Twojej grzywki lekko łaskotały moją twarz. Poczułem znów te bezczelne dłonie, wędrujące na moim ciele, zupełnie bezwstydnie, bez żadnych zahamowań, tym razem obrały sobie za cel moje sutki, które lekko zacząłeś ściskać w palcach. Wygiąłem swoje ciało w łuk, czując kolejną falę dreszczy przebiegającą po moich plecach i brzuchu, takowa fala kierowała się w miejsce, w które stanowczo nie powinna się kierować. A mianowicie, między moje nogi, na uwypuklenie w spodniach, które stawało się bardzo uciążliwe i przykre. Sapnąłem cicho  gdy Twoje sprawne dłonie zniknęły z mojej klatki piersiowej, ale nie na długo było dane mi odetchnąć, bo już po chwili czułem, jak mocno, pewnie, masujesz nimi moje pobudzone, uwięzione pod bielizną i materiałem spodni, krocze. Jęknąłem zagryzając swoją wargę dość mocno, na tyle żeby uciszyć samego siebie. Nim się obejrzałem, już sprawnie rozpiąłeś moje spodnie, wraz z paskiem.

- Kook, przestań, uh.

Nic nie odpowiedziałeś, przewróciłeś mnie tylko gwałtownie tak, żebym opadł twarzą na poduszki, a następnej kolejności, ustawiłeś mnie tak, że klęczałem na podłodze, klatkę piersiową opierając na miękkiej kanapie. Spodnie zniknęły z moich bioder, a skora na moich udach pokryła się gęsią skórką, spowodowaną lekkim chłodem jaki pozostał po pozbawieniu mnie spodni. Zerknąłem za siebie, miałem nadzieję że się powstrzymasz, że zrezygnujesz, że usłyszymy że ktoś tu idzie, ale nie, cisza jak makiem zasiał. Nikogo dookoła, tylko my, zamknięci w tym miejscu. Znów starałem się jakoś oswobodzić ręce, ale żadnego efektu nie było. Związałeś mi ręce na tyle mocno, że nie było mowy o tym żebym sam się pozbył tego krawata. Znów Twoje dłonie, tym razem mocno masujące moje pośladki, zsuwające się nieco niżej, w kierunku podbrzusza żeby tam, jeszcze kawałeczek się przesunąć i odnaleźć moje krocze które zacząłeś mocno masować, wywołując u mnie kolejne jęki umykające spomiędzy moich warg. Zaciskałem usta najmocniej jak mogłem, żeby nie wydawać z siebie żadnych odgłosów ale na marne, jęk za jękiem uciekał mi z gardła a Ty świetnie się bawiłeś. Nim się obejrzałem, moja bielizna zniknęła z moich bioder, zupełnie tak jak wcześniej spodnie. Teraz dotyk Twoich dłoni stał się jeszcze bardziej konkretny, a moja męskość wyraźnie aprobowała to, prężąc się w Twojej dłoni. Robiło mi się gorąco, oczy zachodziły lekką mgiełką, to wszystko wina podniecenia. Nie, to Twoja wina, tylko Twoja. Nagle męskość została osamotniona, a Twoje dłonie, a konkretniej palce jednej z nich, wylądowały w moich ustach. Stęknąłem cicho nie wiedząc co mam zrobić.

- Ssij.

No i masz, wyjaśniłeś mi wszystko, jednym słowem, ale ja czułem się tak zażenowany tym wszystkim że nie umiałem tego zrobić na tyle dobrze żeby Cię usatysfakcjonować i jak wtedy uznałem, dostałem za to karę, mocnego klapsa w pośladek, zapiekło niemiłosiernie, ale ja zaraz wziąłem się w garść ssąc lekko Twoje długie, smukłe palce, jak zupełnie coś innego. Pomruk który wydostał się z Twoich ust sprawił że kolejna salwa dreszczy pognała po moich plecach. Nagle palce zniknęły, odnajdując sobie zupełnie inne, nowe miejsce. Moje wnętrze. Krzyknąłem głucho kiedy poczułem jak wsuwasz we mnie najpierw jeden, potem drugi do kolekcji. Spiąłem wszystkie mięśnie, czując że zaraz zwariuje. Nie chciałem, bolało, a to tylko palce, wiedziałem co zaraz znajdzie się w ich zastępstwie.

- Przestań, kook, błagam.

- Błagać to Ty mnie zaraz będziesz o więcej.

Stęknąłem cicho kiedy zacząłeś poruszać palcami w moim wnętrzu, to uczucie było nie do zniesienia, nie mogłem się uspokoić, Oddech przyspieszył, ciało odmawiało posłuszeństwa. Ale Ty bawiłeś się świetnie, widziałem kątem oka Twój uśmieszek, cwany, zadowolony. Cholera, co ty wyprawiasz. Po chwili dziwne uczucie z mojego wnętrza zniknęło, wraz z palcami.Usłyszałem odpinanie paska, zamka od spodni, cichy szelest materiału i zaraz po tym... Wydałem z siebie krotki, głośny krzyk gdy wdzierałeś się w moje wnętrze swoją nabrzmiałą gorącą męskością. Łzy same popłynęły mi po policzkach, mięśnie spięły się, ale Ty się tym nie przejąłeś, poczułem jak powoli zaczynasz napierać na mnie mocniej, wsuwając się do końca i zaraz wysuwając na zewnątrz, kilka takich ruchów i mogłeś robić to zupełnie płynnie. Wbijałem paznokcie w swoje dłonie, czując niesamowicie przeszywający ból. Zacząłem cicho, boleśnie postękiwać, za każdym Twoim pchnięciem. Mocnym, głębokim i coraz szybszym. Złapałeś w dłonie moje biodra i zacząłeś przyspieszać, a co za tym szło, ja jęczałem częściej i nieco głośniej. Bol powoli ustępował, a lzy na policzkach zasychały, w miejsce nieprzyjemnego uczucia, wkradło się coś, co znacznie bardziej mi się podobało, a mianowicie przyjemność. Poluźniłem uścisk dłoni czując że powoli się odprężam. Oczy zupełnie zaszły mi mgłą, czułem się coraz lepiej. Zabrałeś dłonie z moich bioder i z łapałeś moje ramiona, dociskając mnie do siebie w ten właśnie sposób, nie mogłem powstrzymywać jęków, powoli wypełniały pomieszczenie, wymiennie z Twoimi westchnięciami i jękami. Nasze ciała pokryły się maleńkimi kropelkami potu, oddechy mocno przyspieszyły, czułem że odlecę, zwyczajnie zemdleję. To było stanowczo za dużo jak na jeden wieczór, o wiele za dużo. Nie kontrolowałem się już, z resztą Ty siebie również, pieprzyłeś mnie naprawdę mocno i szybko, nie mieliśmy za dużo czasu, czy to dlatego? Właściwie, co mnie to obchodziło? Skupiłem sie tylko na przyjemności jaką mi dawałeś, miałem nadzieję że i ja Tobie ją daje. Zacisnąłem oczy i spiąłem nagle wszystkie mięśnie, stwierdzając że dłużej już nie mogę, że nie wytrzymam ani chwili dłużej. Zupełnie nagle, poczułem jak ciepło które kumulowało się w moim podbrzuszu, daje upust, przez obfite rozlanie się nasienia na skórzane obicie kanapy. Nie musialem długo czekać, bo w chwilę po mnie, poczułem jak wdzierasz się nagle mocno w moje wnętrze, rozlewając obficie nasieniem. Krzyknąłem Twoje imię i opadłem dysząc na kanapę. Lekko drżałem, starajac się jakoś opanować oddech. Jednak na marne. Poczułem jak rozwiązujesz mi ręce, nie miałem siły żeby się podnieść. Po chwili zniknąłeś z mojego wnętrza, poczułem dziwne uczucie pustki w sobie, a lepkie nasienie, lekko spływało mi po udach. Zerknąłem na Ciebie przymykając oczy. Byłem wykończony.

- Rozkoszny jesteś Taehyung.

Gdybym mial więcej siły, pewnie w tej chwili, dostałbyś w twarz, ale wysiliłem się tylko na uśmiech i cichy szept.

- A ty cudowny, ale następnym razem, możesz być nieco bardziej delikatny, hm?

- Następnym razem?

- A co myślałeś? Że to by było na tyle? Nie wiesz że jak dziecku daje się lizaka, to na jednym nie poprzestanie?

Zaśmiałeś się tylko i zapaliłeś lekkie światło, trochę tu nabałaganiliśmy, ale gdy tylko odetchnęliśmy, uprzątnąłeś miejsce ''zbrodni'' pomagając mi się ubrać.Poczułem jak lekko mnie obejmujesz, a zaraz po tym Twoje usta, miękkie, ciepłe, wilgotne, przyjemne. Takie... Idealne. Zupełnie jak pierwszym razem.











czwartek, 14 stycznia 2016

Czym jest szczęście?

Coż, mam wenę chwilowo na nieco inny typ opowiadań i zabawnym trafem jest to znów Jikook. Smutny Jikook. 
Mam nadzieje jednak że się spodoba, zapraszam do komentowania tego, zarowno jak i innych opowiadań. <3


Typ: ANGST
Parring: Jikook




Szczęście? Czym jest szczęście?
Jesteś, znikasz, wracasz, odchodzisz. A ja tego chcę. Pozwalam żebyś znów odszedł, ode mnie, daleko, do Niego, tak do Niego. Wtedy Cię nie chcę, nienawidzę, proszę żebyś nigdy nie wrócił. A potem znów, za jakiś czas, jesteś obok, dotykasz, szepczesz, całujesz, pieścisz. A ja znów Cię chcę, obok, przy mnie, teraz, na zawsze. Znów jest dobrze, znów chcę żyć, cieszyć się Tobą, każdą chwilą spędzoną wspólnie, w moim pokoju. Dlaczego nigdy nie jesteśmy u Ciebie? To nie istotne, kiedyś mi tłumaczyłeś, ale ja chyba nie słuchałem. Topiłem się. W Twoich oczach, które zawsze tak wyjątkowo na mnie patrzą gdy jesteś obok. Patrzą na mnie, tylko na mnie. Twoje dłonie. Dotykają mnie, tylko mnie. Jest ciepło, miło.


Nagle znów burza, znów pada deszcz, znów jest zimno, drżę, a Ty krzyczysz, po raz kolejny krzyczysz. Że Cię ograniczam, że nie jesteś moja własnością, a ja? A ja nic nie mogę zrobić, jestem zupełnie bezradny, poddaję się. Łza spływa mi po policzku, za nią kolejna, nie, nie jedna, dwie, pięć, siedem. Potok łez, ja już tego nie kontroluję, znów zostałem sam, z myślą o tym, że nie jestem lepszy, że znów do Niego wracasz, znów zostawiasz mnie samego sobie. Jestem silny, myślę sobie, Jungkook, opanuj się, jesteś przecież silny.
Nie, nie jestem, bzdura. Bez Ciebie nie jestem silny, jestem słaby. Dobrze wiesz jaki jestem wrażliwy, wiesz jak Cię Kocham. Wykorzystujesz to? Dlaczego to robisz?
Dlaczego znów zniknąłeś, z krzykiem, wrzaskiem,
Co ja takiego zrobiłem?
No tak, nie jestem dostatecznie dobry.


Minął jakiś czas, znów wróciłeś. Nie chcę Cię, nie chcę. Tym razem.. naprawdę nie chcę. Krzyczałem do Ciebie, że nienawidzę, że nie chcę cię więcej widzieć, a Ty? Ty nic sobie z tego nie robisz, śmiejesz się, bawi Cię moje zachowanie? To jak cierpię? Zamachnąłem się, uderzyłem Cię otwartą dłonią w twarz, czując że łzy znow zalewają mi policzki.
Pożałowałem tego.
Oddałeś mi, dwa razy mocniej, policzek zapiekł, a łzy nasiliły się. Trzymałem się za piekące miejsce, a Ty, Ty znów krzyczałeś, zacząłeś mnie wyzywać.
''Idiota, kretyn''.
Takie masz o mnie zdanie? Tak mnie widzisz?
Idź sobie do Niego, On jest lepszy, nie jest idiotą i kretynem.
Idź i nie wracaj. Nie mówię tego, tylko myślę. Stanąłeś nade mną i widząc mój płacz znow się zmieniłeś, Twoja twarz przybrała znajomy mi czuły wyraz twarzy.
Co Ty robisz, nie dotykaj mnie, nie chcę żebyś mnie dotykał.
Gładzisz moje włosy, ja odtrącam Twoją rękę. Znów robisz się zły.
''Skoro tak, to mam Cię gdzieś'''.
Tak, masz mnie gdzieś, chcesz tylko jednego, tylko i wyłącznie. Idź do Niego, On Ci to da. Da Ci wszystko, szczęscie, czułość, radość. Idź i nie wracaj, Jimin.


Tym razem, koło się nie zamknęło, już nie jest dobrze, nie jestem szczęśliwy, nie dotykasz mnie, nie ma Cię obok, nie całujesz, nie pieścisz. Nie ma Cię. I nie będzie? Nie umiem zacząć żyć. Może lepiej będzie jak zniknę? Odejdę?

Nie odzywasz się już tyle czasu, a moje serce dalej krwawi, oczy pieką mnie od łez, jest mi tak zimno, gdzie będzie mi ciepło? Kto da mi ciepło? Nikt.
Przeszła mnie znów ta myśl, niema Ciebie dla mnie, więc nie będzie mnie dla nikogo.
Sięgnąłem nóż, siedziałem z Nim w kącie pokoju, zupełnie sam. Ja i nóż. Jeden jedyny ruch, i robi mi się ciepło. Zaraz.. Ktoś tu jest? Kto to? Kim jesteś? Jimin? Znów Ty?
Krzyczałeś, wiem że krzyczałeś.
''Jungkook, jungkook proszę nie''
''Nie możesz odejść ode mnie''
Właśnie że mogę, chcę, tak samo jak Ty odchodziłeś, do Niego.
A potem? Potem już nic nie pamiętam.

~~~~

Minęły dwa dni, odkąd Cię znalazłem w domu, nie wiem czemu tam poszedłem, coś mi mówiło że musze do Ciebie iść, przeprosić, zająć się Tobą. Wiedziałem że zrobilem Ci krzywdę, że zraniłem Twoje serce. Nie dałem Ci ciepła. Nie dalem radości. Szczęścia. Straciłeś dużo krwi. Tak dużo, że śpisz, podpięty do tej całej aparatury, nie oddychasz sam, czemu nie oddychasz? Oddychaj. Proszę...
Zacząłeś oddychać. Sam, jest nadzieja? Nie odejdziesz ode mnie?
Obudziłeś się, znow płaczesz?
Nie płacz.
Bo ja też będę płakać.
Co ja narobiłem?
Wszystko naprawię.
Naprawię.
Nie wierzysz.
Nie dziwię Ci się.
Sam sobie bym też nie uwieżył.
Ale chcę Cię odzyskać.
Chce Ciebie. Tylko Ciebie.
Czuję że łzy silniej napierają mi na oczy, chcą się wydostać, pozwalam im. Jest mi przykro. Czuję obrzydzenie sam do siebie.
''Ty płaczesz?'' Słyszę Twoj cichy głos.
A nie widać? Płaczę, bo zrobiłem w życiu wiele głupstw, ale to było największe.
Czuję jak dotykasz moją dłoń, gładzisz ją, delikatnie, ostrożnie. Boisz się?
Słusznie.
Też bym się bał.
Jungkook, Kocham Cię, szczerze kocham.
''Wiem, ja Ciebie też''.
Te słowa wystarczyły. Wszystko zmienię, naprawię. Teraz jesteś moj, tylko moj.


Czym jest szczeście? Szczęście tak naprawdę jest Tobą. Całym Tobą.



środa, 13 stycznia 2016

Save me.

Na wstępie chciałabym wam bardzo podziękować za to że jesteście tutaj ze mną. ;; Wybiło już nieco ponad 30 tysięcy odsłon mojego bloga, co jest dla mnie niesamowite. Cieszy mnie każdy komentarz, każde słowo zachęty, ale i również te, które krytykują to i owo, to sprawia że chcę być lepsza w pisaniu, wiem wtedy co muszę dokładnie zmienić, poprawić. Staram się oczywiście to robić, jednakże nie zawsze wychodzi. Mam nadzieje ze dalsza moja twórczość będzie was zachęcała do czytania ;D Dziękuję jednocześnie osobie która miała duży wkład w pomysły moich opowiadań, będzie dobrze wiedziała że o Nią chodzi, gdyby nie ten trzeźwo myślący umysł, pewnie sporo z moich opowiadań wcale by nie powstało, lub stałoby w kolejce do ukończenia, ale dzięki niej, mam ich niewiele. Tak Chiko, o Tobie mowa. <3 Co oczywiście postaram się także poprawić! Jeszcze raz wam dziękuję. <3
A tu prezentuje wam, mały shocik, który powstał zupełnie nagle, w godzinę przez fazę na Vugę <3


Typ: ANGST
Parring: Vuga/Taegi



Marzyłem o tym by być kochany, marzyłem o tym by mieć kogoś, kto za mną skoczyłby w ogień, marzyłem żeby wracając do domu, ktoś na mnie czekał, jednakże nie byle kto, a tylko On, prawdziwy, szczery On.
Kiedyś, byłęm zamknięty w sobie, nie oczekiwałem od świata niczego, byłem sam, dla siebie i tylko dla siebie. Szukałem swojego sensu istnienia, błądziłem, odnajdowałem ścieżkę i tak znów, od nowa, od początku. Miałem kłopoty z prawem, swoją frustrację wywołaną zbyt długą samotnością, wyładowywałem w taki sposób w jaki nie powinienem. Alkoholem, papierosami, imprezami, awanturami. W końcu zatraciłem się w tym wszystkim, gdy świat nie wirował, czułem się - jak pijany. Tak, właśnie wtedy. Czułem się źle nie będąc pijanym.
Przelotne romanse, błędy życiowe, łamanie serc.
To było moje życie, długi czas. Uciekłem od rodziców, daleko, prawili mi kazania, za każdym razem gdy wracałem do domu pijany, przesiąknięty alkoholem. A ja nie słuchałem. Nie chciałem, nie potrzebowałem.
I tak w koło.
Wylądowałem w areszcie, gdy rozróba poszła za daleko, gdy się upiłem i pobiłem jakiegoś chłopaka. Mocno, za mocno, skrzywdziłem Go i groziła mu śmierć, połamane żebra, złamana ręka, to był dopiero początek jego obrażeń. Dopiero wtedy się przejąłem, dopiero wtedy wiedziałem że moje życie to kompletne bagno i jeszcze trochę, wyląduję w pierdlu, w kiciu, w więzieniu, bez nadziei na nic więcej, bez życia, wciąż sam, zupełnie sam. Po długim czasie odezwałem się do rodziców, obiecali mi pomoc, chcieli mnie wyciągnąć z tego, wyciągnęli. Pomogli. Byli.
Wysłali mnie na odwyk, przestałem pic, przestałem palić. Mój organizm szybko wyparł się toksyn, szybko pozbył się tego, co mu nie pasowało. Znów żyłem, istniałem, wciąż jednak sam.
Pisałem, piosenkę za piosenką, rap za rapem, wylewałem emocje na papier, długi czas pomagało, ale samotność znów mnie dopadła, swoimi zimnymi, kościstymi łapami. Trzymała, męczyła, mieszała w głowie. Znów pojawił się pomocnik - alkohol. Znów były imprezy, rozróby, bitki.
Znów wrócił stary ja.
Na jednej z libacji alkoholowych, przysiadł się do mnie chłopak, o jasnych włosach, delikatnej buzi, pełnych ustach z uroczym pieprzykiem na nosie. Wyglądał na przygnębionego, znudzonego, a ja, bawiłem się tak dobrze że nie mogłem patrzeć na to jaki smutny jest. Spojrzał na mnie dyskretnie e ja podałem mu butelkę. Nie napił się, odmówił. Dziwak, wariat, alien. Takie miałem w tej chwili myśli w głowie. Przecież alkohol jest taki fajny, uwalnia czlowieka, możesz się zabawić, rozluźnić, pomaga zapomnieć.
''Nie pij.'' Słyszę, ale wydaje mi się że mi się przesłyszało, raczej wmawiam to sobie.
''Nie pij, proszę.'' Znow słyszę, teraz już wiem że to ten chłopak. Blond chłopak. Uroczy blond chłopak.
''Yoongi, Nie pij, skrzywdzisz, znów skrzywdzisz. Nie tylko siebie. Kogoś.''
Kogoś? O czym On mówi?
Kogoś?
Kogo?
Skąd wie jak mam na imię?
Nagle wszystko zrobiło się jasne, wróciło wszystko to, co wcześniej wrócić nie chciało, nie pokazywało się, zniknęło, pod pokrywą alkoholu, chłopak, skrzywdzony pobity chłopak, to On, właśnie On. To Jego skrzywdziłem, pobiłem, doprowadziłem prawie do śmierci. Siedzi obok, cały i zdrowy. Przeżył. A ja znów piję...
Nie chcę, nie mogę, nie umiem.
Co ja robię? Objąłem Go, nie wiem czemu, zacząłem przepraszać, płakałem, wiedziałem że płakałem, nie byłem aż tak pijany. Może byłem? Co ja narobiłem? Co zrobiłem ze swoim życiem? Tak chcę skończyć? Zapijając się? Samotnie?
Chłopak się nie odsuwa, obejmuje mnie. I nagle nie czuję się sam, czuję się dziwnie. Ale przyjemnie dziwnie.
''Wybaczam''. Jedno słowo, tylko jedno słowo, wystarczyło żeby nagle w mojej głowie zaszumiało, dłonie zadrżały, złapałem nimi Jego dłonie. Wciąż przepraszałem, mimo że wybaczył. Przepraszałem.
''Wybaczam, ale chodź, zabiorę Cię stąd.''
Poszedłem. Powoli, bezwiednie za Nim. Nie wiem gdzie mnie prowadzi, co się ze mną stanie. Potem, już nic nie wiem, ogarnęło mnie ciepło, spokój. Obudziłem się w szpitalu, On przy mnie, trzyma mnie za rękę. Jak długo spałem? Wszystko mnie boli.
Uśmiechnąłem się.
Nie jestem zupełnie sam.
Czemu On tu jest.
Spojrzał na mnie, uśmiechnął się. Najpiękniejszy uśmiech pod słońcem. Nieco kwadratowy, ale tak uroczy tak samo jak śmiejące się Jego piękne, ciemne oczy. Co się ze mną dzieje?
Wiedziałem co się dzieje. Chciałem mu się jakoś odwdzięczyć, że tam przyszedł, wyrwał z tego amoku. Z tego bagna. Uratował.

~~~~~

Już nie jestem sam. Mam Jego, tego którego chciałem mieć. Który za mną skoczy w ogień, który będzie obok gdy będzie mi źle, który sprawia że zawsze jestem szczęśliwy. Jest promykiem słońca, iskierką która rozpala ognisko. Gwiazdą na niebie. Wodą i powietrzem. Wszystkim co mi do szczęścia potrzebne. Czy jestem szcześliwy? Jestem. Dziękuję za to że przeżył, dziękuję za to, że jest, dziękuję za to że będzie. Dla mnie, przy mnie, ze mną. Już zawsze, tylko moj, zawsze moj Taehyung.