środa, 23 listopada 2016

Pure evil cz. 5

Kolejny rozdział, kolejna część za nami, a przed nami, jeszcze trochę się wydarzy, szukuje się małe zamieszanie? A może wszystko się ułoży? Oczekujcie z niecierpliwością dalszych wydarzeń naszych bohaterów.
Mam nadzieję, że podoba się wam to moje małe dzieło, bo mnie osobiście niesamowicie przyjemnie się to pisze :)
Piszcie, komentujcie, lajkujcie XD
Kolejna część już niedługo, jak tylko praca mi an to pozwoli.
Tymczasem, zapraszam do czytania!


Typ: ANGST
Parring: Yoonmin




Trochę zajęło mi dojście do siebie, całą sytuacja jaka miała miejsce przed chwilą kompletnie mnie rozbiła. Wyszedłem z szatni zamykając za sobą drzwi, musiałem pójść porozmawiać z Sugą, czy On to przewidział? Że Kook wyzna mi miłość? Zrobił to specjalnie? Co nie zmieniało faktu, że czułem się... Dziwnie nieswojo. Wolałem żeby... A w sumie, nie ważne było co wolałem, chciałem Go teraz znaleźć i powiedzieć mu co się stało, musiałem się z Nim podzielić swoimi wrażeniami.
Wróciłem na salę, ale Jego tam nie było, zastałem tylko spakowane rzeczy z treningu i nic więcej. Cóż, już tak miał że pojawiał się i znikał wtedy, kiedy miał ochotę, postanowiłem Go poszukać, jednakże nie było go w całym budynku, po za Nim również nie. Gdy udałem się do domu, Jego pokój był zupełnie pusty, a było to chyba ostatnie miejsce w jakim mogłem Go znaleźć.
Wciąż dręczyło mnie to, co się stało, postanowiłem że wybiorę się na spacer. Nie miałem z kim porozmawiać, a musiałem przetworzyć to wszystko co działo się w mojej głowie, nogi poniosły mnie w stronę parku. Miałem tam jedno miejsce, które zawsze pozwalało mi odetchnąć, pozbierać myśli w jednolitą całość, był to mały mostek nad strumieniem przepływającym przez cały park, ku mojemu zaskoczeniu, ktoś zajmował moje ulubione miejsce, a tym kimś, był... Suga?

- Suga! Jesteś! Szukałem Cię wszędzie, gdzie się podziewałeś? Myślałem że na mnie poczekasz.

- Szukałeś mnie? Po co? Nie jesteś z tym dzieciakiem? Odrzucił Cię czy jak? Po co miałem czekać? Byłeś przecież zajęty.

Słowa Sugi trochę mnie zdziwiły, odniosłem wrażenie że słyszę w nich coś jak zazdrość?W dodatku ton głosu jakim operował mówiąc to, był dość dziwny. Pełen wyrzutów? A może przez natłok dzisiejszych spraw mój mózg płata mi figle i każe mi myśleć właśnie w taki sposób? Sam nie wiedziałem co jest ze mną grane. Pokręciłem przecząco głową i usiadłem przy chłopaku.

- Nie, nie odrzucił mnie, właściwie, to wyznał mi ukrywaną wcześniej miłość... Ale... Skąd ten ton? Jesteś... Zazdrosny?

W tym momencie Suga spojrzał na mnie dość surowo marszcząc brwi, po chwili jednak prychnął tylko i pokręcił głową.

- Zazdrosny? O Ciebie czy o kogo? Właściwie nie ważne o kogo, jesteście przecież tylko ludźmi a ja jestem demonem, to tak w kwestii przypomnienia. Nie żartuj sobie ze mnie tak więcej.

Zaśmiałem się tylko gorzko słysząc jak się poirytował moimi słowami. Znów musiał ukazać swoją wyższość, swoją przewagę nade mną, nad człowiekiem. Nad całą rasą ludzką. Miałem wrażenie że jest bardzo nieszczęśliwy, dlatego tak za każdym razem mnie atakuje, ale zdołałem się już przyzwyczaić. Właściwie, zdołałem to w Nim polubić, tę nieprzewidywalność, złapałem się na tym właśnie w tej chwili, jednocześnie naszła mnie jedna myśl, jedna kwestia... Nawet jeśli, te kilka dni, pozwoliło mi... zakochać się w Nim, w tej Jego wrażliwej, dość ''ludzkiej'' stronie, w nawet najmniejszym stopniu, jaka byłaby tego przyszłość? Przecież jak sam powiedział, Ja jestem człowiekiem a On jest demonem... Otrząsnąłem się z zamyślenia po chwili patrząc na Niego.

- Chodź, idziemy się napić, dzisiejszy dzień był tak udany, że muszę się porządnie napić i chcę zrobić to z Tobą, panie DEMONIE.

Mruknąłem przyklejając na twarz swój uśmiech szeroki, szczery, chociaż w głębi, czułem się źle, było mi jakoś.. Przykro, jakby zimno? Wstałem z ziemi i poczułem że mocno zakręciło mi się w głowie, do tego stopnia że prawie upadłem, jednak zaraz przy moim boku znalazł się Suga, złapał mnie pewnie i ustawił do pionu.

- Jesteś pewien że chcesz pić skoro już się zataczasz jak pijany?

- Aj weź, zakręciło mi się tylko w głowie, pewnie za szybko wstałem. Nic mi nie jest, jestem zdrowy i silny!

Zaśmiałem się cicho chociaż czułem się w tej chwili wyjątkowo dziwnie, w głowie trochę mi szumiało, ale po chwili wróciłem do siebie, to musiała być chwilowa słabość.
Złapałem Sugę za dłoń i pociągnąłem Go za sobą do swojej ulubionej knajpki, naprawdę miałem ochotę się napić, zrelaksować się zupełnie, opić to co miałem do opicia, mianowicie nagły awans i możliwość spełnienia marzeń na castingu do opery. Wszystko to czego chciałem od dawna, zaczynało się spełniać, to musiała być Jego zasługa, bo kogo innego? Ten kontrakt okazał się prawdą, faktycznie działał... Niesamowite.
Po przejściu niedużego kawałka drogi znaleźliśmy się w miejscu do którego ciągnąłem swojego towarzysza.
Zajęliśmy jedno ze spokojniejszych miejsc, w rogu pomieszczenia. Było przysłonięte wysoką donicą z jakimiś niezidentyfikowanymi roślinami. Idealnie, cicho, spokojnie. Gdy podeszła do nas kelnerka, zamówiłem od razu butelkę mocnej whisky. Gdy takowa została nam przyniesiona wraz z dwiema szklankami, Suga otworzył butelkę i rozlał do obu naczyń po odpowiedniej ilości trunku podsuwając jedno ze szkieł w moją stronę. Wziąłem swoją porcję w dłoń i uniosłem ją lekko skinąwszy głową.

- A więc, za dalszą, przyjemną współpracę, panie.. Demonie.

Suga tylko skinął głową w milczeniu upijając lekki łyk ze szklanki, ja oczywiście zachłannie wypiłem dwa spore łyki po chwili krzywiąc się jak po zjedzeniu cytryny, zwyczajna reakcja z mojej strony na pierwszy łyk tego mocnego trunku.

- Ależ mocny, dawno nie piłem. Ale, nie można pić w milczeniu, Suga, powiedz no mi, jak to było z Tobą, bo... jak dobrze rozumiem, nie urodziłeś się demonem, hm? Byłeś człowiekiem prawda?

- No brawo Sherlocku, świetna dedukcja, ktoś Ci pomógł czy sam na to wpadłeś?

Poczułem się tak, jakbym został spoliczkowany, znów ta głupkowata ironia, sarkazm, chłód w Jego wypowiedzi, więc znów ''wrócił'' stary Suga? Zacisnąłem dłon na szklance i upiłem duszkiem całą jej zawartość po czym dolałem sobie kolejną porcję. Gdy już chciałem i ją wlać w siebie, Suga złapał moją dłoń zaciśniętą na szkle i powstrzymał mnie.

- Hej, hej, Jimin, nie pij tak szybko, spokojnie... Wybacz że znów byłem taki oschły, ale dobrze wiesz, taka natura demona, nie zwykłem być bardzo uprzejmy i grzeczny, sam rozumiesz. Ale wracając do Twojego pytania, owszem, nie urodziłem się demonem, pochodzę z tego miasteczka, kiedyś, w tych willach, żyli najbogatsi mieszkańcy, stąd moje dość nietypowe odzienie, stąd też wrażenie że ten dom w którym teraz mieszkasz jest starszy niż wygląda, jak z innej epoki.

- Woooaaaah, czyli, wychodzi na to, że żyłeś w tym domu w którym teraz mieszkam ja, już dawno dawno temu?

- No nie aż tak dawno, ale to już jakiś dłuższy czas minął, to miejsce zawsze było trochę zacofane, jak z innej epoki, jak z innych czasów, a ja umarłem ledwie... 25 lat temu.

Już widziałem Go jako bogatego paniczyka z dobrego domu, odzianego w najlepsze materiały, byłem pewien że ze swoją urodą, mógł przebierać w pięknych kobietach, rozrywkach. Co było najzabawniejsze, nawet z tą swoją wiecznie kpiącą miną, wiecznym grymasem niby to niezadowolenia, był przystojny i w pewien sposób pociągający, więc z pewnością cieszył się zainteresowaniem płci przeciwnej, jak i z resztą tej samej, bo cóż, nie przespałby się ze mną gdyby nie lubił mężczyzn... Cholera, co czego ja teraz wracam, już zdołałem zapomnieć o tym co się wydarzyło a teraz umysł podsunął mi to z powrotem.

- Ej, to naprawdę ciekawe, aaa powiedz mi, jeździliście wtedy konno?!

Nie mogłem się powstrzymać, widziałem to wszystko zupełnie inaczej, niż było w rzeczywistości, przecież 25 lat, to nie taki duży okres czasu...

- Jimin, to 25 lat, a nie 250. Były już wtedy samochody... I to całkiem niezłe. Ale mimo wszystko, owszem, miałem konie, dwa, ale to nie ważne, dawne dzieje, juz tego nie ma, i nie wróci.

No i znów musiał mnie skarcić, ale chyba przyzwyczajałem się do tego, bo za każdym razem, bolało to mniej, chociaż może to była wina alkoholu? Ta Jego nieosiągalność mnie  coraz bardziej pociągała... To musiała być wina alkoholu. Zauważalnie butelka się opróżniała z każdym kolejnym wymienionym zdaniem, a ja coraz bardziej się cieszyłem jak idiota ze wszystkiego, z byle niczego.
Przesiadłem się tak żeby być obok towarzysza, przeciągnąłem się leniwie i zawołałem kelnerkę żeby przyniosła nam kolejną butelkę gdy tak się stało, nalałem nam więcej alkoholu i spojrzałem zupełnie poważnie na Sugę.

- Suuuuugaaa, teraz powiem Ci super ważną tajemnicę, ale nie mów nikomu, okej?

- No mów Jiminnie, mów.

Pochyliłem się do Jego ucha i owiewając je ciepłym oddechem wyszeptałem po chwili chichocząc cicho.

- Bo jaaa wolę mężczyzn...

- Naprawdę? No nie szło się domyśleć głuptasie.

Zaśmiałem się idiotycznie i klepnąłem Go lekko w udo zostawiając w tym miejscu swoja dłoń.

- Ale poważnie, wiesz? Jak miałem 10 lat, to zdałem sobie sprawę, że lubię chłopców, a to wszystko przez mojego nauczyciela od tańca, dotykał mnie pokazując co robię nie tak ii było taaak fajnie że mi zostało i wolę chłopców. Ale to będzie nasza tajemnica, hm?

- Oczywiście, zabiorę tę tajemnicę aż do grobu. Ale już widzę jaką Ty miałeś minę jak Cię ten nauczyciel poprawiał tam przy tym tańcu.

Podobało mi się to, jak zmieniła się nagle atmosfera, było tak dobrze, tak spokojnie, przyjemnie, nikt nie krytykował, nie krzywił się. Był tylko śmiech, uśmiechy, czysta radość.

- A weź Ty, głupi jesteś! Teraz Twoja kolej, masz mi coś o sobie opowiedzieć, cokolwiek, albo... albo wiem! Opowiedz mi szybciutko, jak umarłeś!

Wytrajkotałem z uwagą się mu przyglądając, w tej samej chwili, cały nastrój wyparował, uśmiech którym wcześniej mnie obdarowywał nagle zniknął, wstąpiłem na cienki lód, byłem przygotowany na to, żeby dostać po głowie, żeby zjebał mnie z góry do dołu, zniknął, zostawił mnie tu samego, ale stało się coś zupełnie nieoczekiwanego przeze mnie.

- W sumie, jestem Ci to winny... Chociaż, nie chcę o tym rozmawiać, jeśli mam być szczery. Dzień mojej śmierci był jedną wielką katastrofą...

~~~~~~~~~~~

Szpital jak szpital, biały, zwyczajny, nijaki, a niby prywatny i kosztowny. Szedłem z bukietem kwiatów do sali numer sześć, dział okulistyczny. Brzmi niegroźnie, ale niestety, było groźnie. Ostrożnie zapukałem do drzwi po czym wszedłem do środka, na łóżku siedział chłopak o całkowicie ciemnych włosach, trochę przysłaniających mu oczy, kiedyś piękne, ciemne, pełne iskierek szczęścia, teraz były jakby puste, mętne, na kolanach przed sobą trzymał duży szkicownik i coś zawzięcie rysował.

- Cześć Hoonnie.

- Cześć! Miło że przyszedłeś do mnie, chodź, usiądź obok, pokażę Ci co narysowałem.

Uśmiechnąłem się gorzko. Ja już dobrze wiedziałem co takiego narysował, jedno wielkie.. nic. Ale rzecz jasna, musiałem udawać, że wcale tak nie było. Usiadłem obok chłopca i pogładziłem Jego miękkie, ciemne włosy po czym przyjrzałem się bohomazom na kartce. Kiedyś rysował tak pięknie, że zastanawiałem się nie raz, czy to nie jest zdjęcie lub coś takiego, ale teraz? Teraz już tak nie było, odkąd zachorował. Z dnia na dzień zaczął tracić wzrok, było coraz gorzej i gorzej, aż zupełnie przestał widzieć, męczył się, cierpiał, świat zaczął zupełnie da Niego znikać, Jego serce zasnuwał smutek i żal, bo On, artysta, plastyk, teraz nie mógł zrobić w życiu zupełnie nic. Nic nie miało już dla Niego sensu. A piękny uśmiech, jakim zawsze mnie witał, znikał na wiele wiele dni, czasem tygodni...

- Zobacz, ładne?

- Tak, Hoonnie.. To ba...

- Nie kłam, przynajmniej Ty... Proszę Cię... Dobrze wiesz że tego nie chcę.

- Ale...

- Nie, nie ale, miałeś być ze mną szczery, prawda?

- Prawda, wybacz mały, powiedz, co mówił lekarz?

- Lekarz? Nic wielkiego, właściwie tylko tyle że wypisują mnie ze szpitala i mam czekać na operację, jestem już zapisany w kolejce. Zrobili mi jakieś badania, nie wiem jakie i nic więcej w tej chwili nie da się zrobić. Więc, możesz mnie spakować?

- Ah, tak. Oczywiście.

Szepnąłem spokojnie i pogładziłem jeszcze chłopca po głowie i zabrałem się za pakowanie Jego wszystkich rzeczy do malej walizki. Gdy uporałem się z tym zadaniem, pomogłem mu się ubrać i wyszliśmy ze szpitala odbierając wypis od lekarza, nie mogłem jednak Go zobaczyć, bo Hoonnie zabrał Go i schował do swojej małej torby podręcznej jaką nosił na ramieniu. Dziwiło mnie to trochę, ale nie chciałem na Niego w żaden sposób naciskać, Odkąd Jego zdrowie zaczęło się pogarszać, był bardzo drażliwy, delikatny, niepewny.
Gdy wyszliśmy z budynku, Hoon lekko złapał mnie za dłoń i pociągnął delikatnie zmuszając żebym się zatrzymał.

- Kupisz mi wodę? Chce mi się strasznie pić, ja tutaj poczekam.

- Wodę? Dobrze, to zaraz do Ciebie wrócę. Poczekaj tu.

Szepnąłem cicho i ucałowałem skroń chłopaka stawiając walizki na ziemi tuż obok Niego, odwróciłem się i poszedłem do małego sklepu tuż przy ulicy. Nim zdołałem zapłacić za wodę, coś mnie tchnęło, coś kazało mi się odwrócić, w tej samej chwili olśniło mnie że On nienawidził wody, nie lubił pić wody, tylko soki, napoje... Gdy się odwróciłem, przerażony zauważyłem że Hoon powolnym krokiem zmierza ku ruchliwej jezdni, serce mi się na chwilę zatrzymało, wybiegłem ze sklepu zostawiając swoje zakupy, z lewej nadjeżdżał bardzo szybko samochód, liczyła się każda sekunda, każda...

- Hoon! Nie! Hoonnie!

Krzyknąłem i wbiegłem na ulicę, wypchnąłem Go sprzed pędzącego samochodu, potem... potem poczułem silne uderzenie. Upadłem na ziemię z dużym impetem turlając się chwilę, poczułem zupełny bezwład, robiło mi się ciemno przed oczami, coraz ciężej się oddychało, krztusiłem się własną krwią, zauważyłem jak Hoon podczołgał się do mnie, zaczął płakać, kurczowo złapał poły mojej marynarki i zaczął krzyczeć.

- Dlaczego to zrobiłeś?! Dlaczego?! Ja jestem kaleką! Po co mnie uratowałeś?!

- Przecież... czekasz na... operację...

- Nie czekam, lekarz powiedział że nie ma dla mnie nadziei, wzroku nigdy nie odzyskam, nigdy rozumiesz?! Ja nie chcę żyć, nigdy więcej nie będę mogł patrzeć w Twoje oczy, nigdy nie będę mógł już spojrzeć na zachód słońca... Nigdy...

- Teraz... to i ja już nigdy nie zobaczę zachodu słońca... Wybacz mi, Hoonnie... Chciałem dobrze, obiecuję Ci, że wszystko będzie dobrze.

- Nie pozwalam Ci umierać, nie pozwalam Ci mnie zostawiać!

Wtedy, ogarnęła mnie zupełna ciemność, zrobiło się zimno, nieprzyjemnie i potem... nie było już nic.

~~~~~~~~~


- Suga...

Widziałem na twarzy mężczyzny smutek, żal... Cały alkohol ze mnie jakby uleciał, zacząłem żałować że pytałem Go tak uparcie co się stało, jak to się stało, ale jednego jeszcze nie rozumiałem..

- Ah, dawne dzieje, Jiminnie, chciałeś wiedzieć, więc Ci powiedziałem...

- To... Było przecież takie bohaterskie, dzielne... Więc... Nie rozumiem jednej rzeczy.

- Dlaczego stałem się demonem, hm?

- No tak... Właśnie tego.

- Widzisz, faktycznie, po tym czynie, trafiłem do nieba, ale nadużyłem swoich uprawnień, zjawiłem się na ziemi, jako anioł stróż Hoon'a. Przywróciłem mu wzrok, sprawiłem że mógł mnie zobaczyć, za to właśnie, zostałem ukarany zesłaniem do piekieł, i tak, stałem się diabłem, demonem, czystym złem...

Znów mnie zatkało, więc tak to się stało, tak znalazł się w miejscu w jakim był teraz. Westchnąłem cicho i wstałem ze swojego miejsca, usadowiłem się bez pytania i bez zbędnych ceregieli na kolanach mężczyzny, bokiem do Niego, objąłem Go spokojnie za szyję opierając głowę na Jego ramieniu. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, co mogę zrobić, czułem się teraz trochę winny że wyciągnąłem to z Niego, wiedziałem że to nie jest prosta sprawa, że to ciężkie wspomnienia, ale nie wiedziałem, że aż tak...

- Przykro mi to słyszeć, to co Ci się przydarzyło, jest nie pojęte, przykro mi że to z Ciebie wyciągnąłem, ale byłem zwyczajnie ciekaw... Wiesz? Dla mnie nie jesteś żadnym złym, bezlitosnym demonem, teraz jesteś moim własnym dobrym demonem stróżem, o.

- Aj Jiminnie, głupek z Ciebie że ho ho. Jak mogę być Twoim demonem stróżem? To anioły są stróżami, a demony są złe.

- Ale Ty nie jesteś złyy, no weź... Albo może.. jesteś ale ja zaczynam się w Tobie zakochiwać i tego nie dostrzegam? A demony to mogą się zakochać? Albo...

Poczułem po chwili jak zamyka mi jadaczkę pocałunkiem, zaśmiałem się cicho i mocniej objąłem Go za szyję chętnie oddając pocałunek, czułem jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim ciele, fala dreszczy delikatnie przebiega po moich plecach. Jego usta były miękkie, wilgotne, przyjemnie otulały moje. Zatracałem się w Nim z chwili na chwilę, z każdym Jego gestem, każdym dotykiem, czułem się coraz bardziej wyjątkowo, jakby nie liczył się nikt inny, nie obchodziły mnie intencje, nie obchodziło mnie nic i nikt, tylko On sam, chciałem żeby został przy mnie tak długo jak tylko będzie to możliwe.
Czułem że ten pocałunek coraz bardziej mnie rozpala, moje ciało zaczynało odmawiać mi posłuszeństwa, zaczynało działać zupełnie samo, a może to była kwestia tego, że alkohol dopiero zaczynał skuteczniej działać a ja byłem bardziej nim otumaniony?
Odsunąłem się lekko od Niego i uśmiechnąłem się opierając czoło o to Jego, spokojnie patrzyłem w Jego ciemne, nieco chłodne oczy. Coś w nich było takiego.. Niezwykłego.
Znów zapragnąłem pocałunku, ale mężczyzna przyłożył mi opuszki palców do ust.

- Jiminnie, chodźmy stąd już, w domu będą buziaczki co Ty na to?

- Dooobrze... To chodźmy..

Mruknąłem cicho i wstałem czując że w głowie znów mi zaszumiało, oparłem się o Jego ramię i przymknąłem oczy.

- Wiesz cooo? Chyba się trochę upiłem...

Mruknąłem śmiejąc się głupkowato, na co Suga tylko przewrócił oczami i pokręcił głową z politowaniem.

- No co Ty nie powiesz? W takim stanie to Ty chyba nigdy nie dojdziesz sam do domu, więc będę zmuszony Cię zanieść.

Poczułem jak pewnie bierze mnie na plecy, żeby nie spaść, objąłem Go kurczowo za szyję, jednocześnie oplatając nogami Jego biodra, gdy już pewnie mnie chwycił pod pośladkami, wyszliśmy z lokalu, zapłatę zostawiając na ladzie.
Na świeżym powietrzu wcale nie zrobiło mi się lepiej, alkohol coraz bardziej otumaniał mój mózg, a ja nie mogłem nic na to poradzić, bądź co bądź świetnie się bawiłem będąc niesionym przez mężczyznę.

- Tylko się nie rzygaj, dobra? Bo wrzucę Cię do rzeki jak obrzygasz mi ubrania.

Słysząc tę groźbę zaśmiałem się radośnie jakby ktoś opowiedział mi najlepszy kawał na ziemi.

- Haha! Nie zrobisz tego! Za bardzo mnie lubiisz Suuuuuga.

Wybełkotałem mu wprost do ucha spokojnie opierając głowę na Jego ramieniu korzystając z tego jak mnie niósł. Nie odpowiedział w żaden sposób, usłyszałem tylko ciężkie westchnięcie z Jego strony. Jak zwykle z resztą, pełne poirytowania. Cały On.
Musiałem trochę przysnąć, bo nie minęła długa chwila, a byliśmy juz w domu, rozejrzałem się niemrawo po pomieszczeniu do którego mnie wniósł, okazało się ono nie moim pokojem, a Jego. Ale to nie miało w tej chwili żadnego znaczenia dla mnie. Poczułem jak ostrożnie kładzie mnie na łóżku, które swoją drogą było niesamowicie wygodne, uśmiechnąłem się okrywając szczelnie kołdrą, jednak widząc że Suga się oddala, złapałem kurczowo Jego dłoń.

- Co się dzieje, Jiminnie?

- Nie idź, proszę... Zostań ze mną, chociaż chwilę...

- Dobrze, ale śpij już proszę.

- Dobrze, ale nie zostawiaj mnie... Nie zostawiaj. Zostań moim Demonem stróżem na zawsze...

Przymknąłem oczy i wciąż trzymając Go za rękę, powoli poczułem że ciepło jakie mnie ogarnęło, zaczyna mną władać i powoli mnie usypia, nim się obejrzałem... Usnąłem cicho pochrapując, byłem wykończony, ale szczęśliwy.

~~~~~~~~~~~

Gdy upewniłem się że chłopak usnął, wyplątałem swoją dłoń z tej Jego i uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc jak spokojnie śpi. Jak małe dziecko, lekko uchylone usta, zmierzwione włosy... Wyglądał niewinnie, bezbronnie.
W głowie cały czas szumiały mi Jego słowa. ''Zostań moim demonem stróżem na zawsze''.

- Dzieciaku, nawet gdybym chciał... Nie mogę z Tobą zostać... Zrobiłbym Ci tym większą krzywdę niż robię teraz...

Szepnąłem bardziej sam do siebie i przymknąłem oczy. Chłopak najwyraźniej zaczynał się we mnie zakochiwać, ale czy to było tylko jednostronne? Przecież... mnie nie wolno...
Odrzuciłem od siebie te myśli i pochyliłem się nad Nim, musnąłem ostrożnie Jego skroń, jakby bojąc się, że przy moim dotyku rozpadnie się na milion kawałeczków, a ja nie będę w stanie już nigdy Go pozbierać. Gdy tylko się wyprostowałem, usłyszałem cichy oklask za swoimi plecami, a zaraz po nim, ten znajomy, cholernie nieprzyjemny głos.

- No brawo, brawo dla wszechmogącego demona, zastępcy samego lucyfera, najgorszy z najgorszych ma słabość do jakiegoś człowieka, to bardzo interesujące...

- Czego tutaj szukasz, Taehyung....?

- Zabawy...


Ciąg dalszy nastąpi.





poniedziałek, 7 listopada 2016

Pure evil cz. 4

No i jest czwarta część. Trochę dłużej zajęło mi pisanie jej, przez brak czasu i chwilowo brak weny, ale rozdział się pojawił i następne również się zjawią, nie wiem tylko w jakim odstępie czasowym. Mam nadzieję że będzie się wam podobać kolejny rozdział mojego małego dzieła.
Zapraszam do czytania i komentowania! <3





Typ: ANGST?
Parring: Yoonmin, Jikook.

Przebudziłem się rano, dość późno, bo teoretycznie zbliżało się południe, dziś znów miałem dzień wolny, ale nawet jeśli bym go nie miał, zrobiłbym tak, żebym jednak został w domu. Nie miałem siły wychodzić dziś do pracy. Rozejrzałem się po pokoju nie do końca jeszcze ogarniając sytuację gdzie jestem, co ja robię. Przewróciłem się lekko na lewy bok i zauważyłem śpiącego obok prześladowcę. Suga... Z początku się przestraszyłem, bo w sumie miałem wrażenie że to wszystko, co stało się wczoraj, było zwykłym snem, a jednak, stało się, tylko nie wiedzieć czemu, nie żałowałem tego. Miał rację, to było moje pragnienie, marzenie pewnego rodzaju. I On je spełnił.
Gdy tak spał, wyglądał... Zwyczajnie, spokojnie, zupełnie niegroźnie, jak normalny człowiek który śpi, je, pracuje, żyje. Nie szło uwierzyć w to, że był to bezlitosny demon, krzywdzący każde ludzkie istnienie, sprawiający ból i cierpienie. Ale to naprawdę był demon, w swojej własnej niesamowicie przystojnej osobie.
Przyłapałem się na tym, że podziwiałem spokojnie te bladą skórę, kruczoczarne włosy, ładną szczękę. Te miękkie czarne kosmyki ,lekko przysłaniały Jego twarz, więc sięgnąłem w jej kierunku żeby odgarnąć je delikatnie, ale nagle poczułem jak Jego chłodna tym razem dłoń łapie mój nadgarstek, uchylił powieki i spojrzał na mnie z uśmiechem już po króciutkiej chwili znajdując się nade mną, ot tak. Zamrugałem kilkakrotnie zaskoczony patrząc na Niego uważnie po czym natychmiast wysunąłem się spod Niego zabierając kołdrę. Owinąłem się nią szczelnie i już chciałem zacząć się na Niego wydzierać ale zostałem najzwyczajniej w świecie rozkojarzony Jego stanem, otóż, leżał sobie taki, jak młody bóg, roznegliżowany na mojej zmiętoszonej pościeli, miał szczęście że kawałek prześcieradła zasłaniał Jego męskość, bo chyba bym spalił się ze wstydu, nie wiedziałem czemu, ale to co się wczoraj stało było dla mnie krępujące. A On, w takiej... kuszącej pozycji, nie pomagał mi ani odrobinę. Szybko założyłem na siebie swój szlafrok kręcąc z niedowierzaniem głową.

- Ubrałbyś się chociaż.

Rzuciłem przez ramię odwracając się twarzą w kierunku dużego lustra, przypomniało mi się to, jak wczoraj mocno ugryzł mnie w obojczyk, podszedłem bliżej swojego odbicia i odchyliłem lekko kawałek szlafroka z ramienia, ku mojemu zaskoczeniu nie widniało na nim brzydkie ugryzienie, ani nic równie nieprzyjemnego, tylko coś na kształt tatuażu. Przesunąłem po nim lekko palcami przyglądając się coraz uważniej, zająłem się tym na tyle, że nie zauważyłem kiedy Suga podszedł do mnie bezszelestnie. Poczułem jak lekko obejmuje mnie ramieniem w pasie układając brodę na moim odsłoniętym ramieniu.

- Wiesz, że to połączyło nas do momentu gdy umrzesz? A nawet i po tym czasie? Teraz już nigdy się mnie nie pozbędziesz, Jiminnie...

Gdy wyszeptał mi te słowa do ucha, poczułem jak dreszcze ogarnęły calutkie moje ciało, od koniuszków palców, aż po sam czubek głowy. Miał cichy, lekko chrapliwy głos, a gdy szeptał, stawał się tak pociągający, że nie szło wytrzymać.

- Wiem o tym, mam nadzieję że nie będę tego żałować.

- Nie udawaj takiego chłodnego, nie powiesz mi teraz że mnie nienawidzisz, prawda?

- Suga, puść mnie, no już.

Mruknąłem cicho i wyswobodziłem się Jego objęć, byłem naprawdę skrępowany Jego bliskością, zwłaszcza że chyba nie zamierzał się ubrać.

-  Jak ja lubię sposób w jaki wymawiasz moje imię, wiesz? A ten znak... Lepiej ukrywaj, a znajomym mów że zrobiłeś sobie tatuaż, wiesz, w tej norze zabitej dechami, ludzie są bardzo religijni, gdyby dowiedzieli się że zawarłeś pakt z demonem... Źle by się to skończyło a tego, oboje nie chcemy, hm?...

Znów ten ton głosu, to nie było możliwe do zniesienia. Nie zamierzałem tak stać więc jakimś sprytnym cudem wyswobodziłem się z Jego objęć i rzuciłem w Niego Jego spodniami które zgarnąłem z ziemi.

- Ubierz się pajacu!

Krzyknąłem w końcu i udałem się do łazienki, musiałem wziąć porządny, dłuugi prysznic.

~~~~~~~~~~~~

Spodziewałem się że Jimin wróci do normy, ze znów będzie się zachowywał jak przed naszym zbliżeniem, jednakże już byłem tylko pajacem a nie natarczywym gnojkiem, idiotą, intruzem.
Od tego momentu, musiałem zacząć wdrażać swój sprytny plan, chłopak musiał mieć wrażenie że naprawdę zaczyna mu się powodzić. Pierwszym miejscem, była... praca.
Korzystając z tego że Jimin miał dziś dzień wolny, udałem się w to miejsce, nieodwracalnie namieszałem w zamówieniu sporządzonym przez zastępcę kierownika, był to kompletnie roztrzepany facet w dodatku nijaki, zadbałem o to żeby nie dotarło na miejsce tyle towaru ile miało, w dodatku czarodziejsko zniknęły pieniądze z konta firmy i poszły na konto owego chłopaka. Wydawało mi się ze w zupełności to wystarczy na to, żeby go zwyczajnie wyrzucili, a kto zajmie cieplutką posadkę za czterokrotną dotychczasową pensję? Oczywiście Jimin, ale tego miał się dowiedzieć w swoim czasie, mnie pozostało czekać cierpliwie na kolejny rozwój wydarzeń.

~~~~~~~~~

Długi prysznic przyniósł mi przyjemne odprężenie, czułem się jakiś dziwnie swobodny, wyzwolony w pewien sposób, a przecież właśnie tej nocy, uwięziłem swoją duszę na zawsze, zabawne.
Gdy wyszedłem z kabiny, okryłem się na chwilę ręcznikiem pozostawiając symbol wymalowany na moim obojczyku odkryty, z lekkim podziwem spoglądałem na ten znak niedowierzając że z ugryzienia ot tak mogło powstać coś takiego, samo nie mogło się zrobić, zmyć też się nie chciało, więc stało się, to wszystko była prawda. Ubrałem się w czystą bieliznę, przeczesałem palcami swoje wilgotne, srebrzyste włosy i wyszedłem z łazienki, po cichu, żeby nie przyciągnąć uwagi Sugi, przynajmniej dopóki się nie ubiorę.
Zadziwił mnie fakt że nie było Go jednak w pobliżu, bo mimo że zrzuciłem z hukiem klucze i plastikowy wazon z szafki, ten się nie zjawił obok. Pewnie polazł gdzieś i zaraz wróci mnie drażnić. No i masz, jakbym zawołał Go myślami bo gdy szperałem w szafie szukając czegoś wygodnego i odpowiedniego, usłyszałem za sobą Jego głos.

- Weź ten czarny podkoszulek i szarą koszulę. Najlepiej będą Ci pasować. A na nogi, czarne spodnie, te z dziurami na kolanach, hm? Chociaż, osobiście wolę Cię nago.

Przeszedł mnie taki dreszcz na plecach, że aż mi się zakręciło w głowie, co ten facet wyrabiał, był nie możliwy, nie zauważył jeszcze że krępuje mnie ta całą sytuacja, On się świetnie bawił, a ja wciąż miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Przez chwilę przeszła mnie myśl, żeby nie ubierać tego co mi zaproponował bo przecież będę mu się taki podobał, ale przeciwstawienie się mu, wróżyło coś gorszego, więc faktycznie wybrałem to, co zasugerował i wsunąłem wszystko na siebie. Musiałem przyznać że wiedział co mi wybrać, bo wyglądałem dokładnie tak jak lubiłem, luźno, ale stylowo, dobrałem do tego jeszcze ciężką bransoletę i jakiś sygnet.
Przejrzałem się uważnie w lustrze i poprawiłem swoje nieco wilgotne jeszcze srebrzyste włosy. Wyglądałem naprawdę dobrze. Nim zdołałem jednak podziękować mężczyźnie za dobranie mi takiego kompletu, zadzwonił mój telefon, szybko go odebrałem i nie wierzyłem w to co słyszałem.

- Tak, tak szefie, będę zaraz. Dziesięć minut i jestem na miejscu. Tak. dobrze, w porządku.

- Co się stało, Jiminnie?

- Dzwonił mój szef, mówił że coś stało się poważnego z zamówieniem w pracy, szef krzyczał, prosił żebym przyjechał teraz, natychmiast, zaraz bo wszystko się sypie. Muszę jechać do pracy, znaczy biec, nie jechać, zamówię taksówkę,

Wybełkotałem niezrozumiale i zgarnąłem kurtkę ze sobą, wciągnąłem na nogi buty i pobiegłem na pobliskie stanowisko taksówek. Zamówiłem jedną z nich i ruszyłem do pracy. Na miejscu zastałem istny chaos i kierownika który krążył dookoła swojego zastępcy krzycząc na Niego, wyzywając od kłamliwych złodziei, oszustów, że wezwie policje. Na prawdę musiało być poważnie, bo gdy tylko mnie zobaczył, prosił żebym pomógł mu to odkręcić, bo firma straci wszystkie pieniądze, upadnie, zbankrutuje. Zdenerwowałem się z początku, ale zaraz uspokoiłem szefa, zająłem się wszystkim odwoływaniem transportów, odebrałem pieniądze z konta zastępcy, ustaliłem z kontrahentami warunki zwrotu tego zamówienia, tak, żeby firma nic nie straciła, ani jedna ani druga. Zajęło mi to trochę czasu, ale z chwili na chwilę szef miał minę coraz to weselszą. Wreszcie odetchnąłem spokojnie i uśmiechnąłem się do zgromadzonych dookoła pracowników.

- I gotowe.

- Jimin, uratowałeś całą naszą firmę. Od dnia jutrzejszego, zajmujesz posadę tego niezrównoważonego idioty który chciał nas wszystkich  oszukać i doprowadzić do klęski.

Byłem w takim szoku, że nawet nie broniłem poprzedniego zastępcy, tylko stałem tam, tak jak stałem, mając lekko uchylone wargi, czy szef właśnie powiedział że dostałem awans na to stanowisko? Nie będę musiał tyrać jak wół, tylko będę mógł spokojnie siedzieć za biurkiem, będę mógł wcześniej wracać do domu, spędzać czas na przyjemnościach, więcej ćwiczyć... Będę mógł spełniać swoje marzenia... Poprzedni zastępca został wyprowadzony przez ochronę, dopiero wtedy do mnie w pełni dotarło to co się stało.

- Ja, naprawdę bardzo dziękuję, Szefie... Ale czy na pewno nadaję się na to stanowisko?

- Jestem tego pewien, udowodniłeś to przed chwilą, nie przyjmuję odmowy, masz w tej chwili dwukrotność swojej pensji, 6-8 godzin dziennie. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało. Jutro zrób sobie jeszcze wolne za to ze dziś spędziłeś tu swój czas wolny.

Podziękowałem swojemu szefowi nie wierząc w to co się dzieje, więc jednak zaczęła się moje dobra passa? Więc jednak opłacało się podpisać ten kontrakt? Wyszedłem z budynku firmy w jakiej pracowałem od dziś na stanowisku zastępcy kierownika, dalej w lekkim szaku, szedłem powoli drogą w kierunku sali do ćwiczeń, była już taka godzina, że musiałem iść na trening i to ten jeden z najważniejszych, decydujący o tym, czy jest sens żebym startował w ogóle do tej dużej roli w operze. Zauważyłem na swojej drodze Suge, szedł w moim kierunku z torbą z ubraniami na trening, o której nawet nie pomyślałem. Ale On oczywiście wszystko przewidział, no tak, chyba wiedział lepiej o wszystkim niż ja.

- Oh, Suga, dziękuję że przyniosłeś mi moje rzeczy. Nie pomyślałem o tym że tak długo mi to wszystko zejdzie, ale nie uwierzysz, dostałem awans, będę mógł więcej ćwiczyć, spędzać czas na przyjemnościach zamiast na harowaniu jak wół.

- Gratuluje dzieciaku, ale czy Ty przypadkiem nie masz iść teraz na trening? Zaraz się spóźnisz.

- Co? Ah, tak! To do wieczora!

- Nie, nie, zaczekaj. Ja pójdę z Tobą na ten trening. Chcę zobaczyć czy coś z Ciebie wyrośnie czy nie bardzo.

Już chciałem mu się jakoś odgryźć, ale miałem za dobry humor żeby sobie go psuć taką błahostką, ruszyłem w kierunku salki treningowej cały czas mając na twarzy przyklejony uśmiech. Gdy tylko weszliśmy do przedsionka, zauważyłem pozostałych chłopaków, włącznie z Kook'iem. Przywitałem się z każdym z osobna przedstawiając swojego przyjaciela z miasta - Sugę. Tak jak myślałem, zrobił mi trochę obciachu bo ze swoich kretyńskim uśmieszkiem zaczął się z każdym witać. Wyjaśniłem chłopakom że będzie dziś nas oglądał z czystej, LUDZKIEJ, ciekawości. Nikt nie miał nic przeciwko. Gdy tylko się przebraliśmy, cała paczka udała się na salkę. Tam czekał już nasz osobisty sędzia, który miał postanowić kto ma brać udział w przesłuchaniach jako reprezentant. Zaczął Namjoon, zwykle, był naprawdę dobry, ale dziś, co chwila się potykał, co chwila mylił kroki, nie nadążał za muzyką, to nie był Jego dzień.
Następny wyszedł Jungkook, jak zwykle bezbłędny, pełen gracji, zatańczył bezbłędnie.
Kolejną osobą był Hoseok, nasza taneczna gwiazda, zawsze się ze mną ścigał w osiągnięciach tanecznych, dziś jednak i Jemu nie poszło. Kręciło mu się w głowie i w połowie musiał przerwać swój występ. Potem, przyszła kolej na mnie. Zamknąłem na chwilę oczy stojąc na środku i gdy rozbrzmiała piosenka z głośników, zacząłem swój układ. Szło mi bardzo dobrze, wszystko tak jak ułożyłem, tak jak zaplanowałem, nie rozpraszał mnie teraz nawet głupawy uśmieszek Sugi, skupiłem się tylko na sobie i na tańcu. Gdy muzyka ucichła ukłoniłem się i usiadłem z pozostałymi, łapiąc oddech po intensywnym układzie.

- A więc tak, jestem zawiedziony Namjoonem i Hoseokiem. Chłopaki, to co dziś pokazaliście było nieprofesjonalne i przykre, z przykrością oznajmiam, że nie nadajecie się w takim stanie na reprezentowanie w przesłuchaniu. Za to Jimin i Jungkook. Byliście dziś bezbłędni i jako że nie mogę wybrać pomiędzy wami obaj macie udać się i walczyć o główne role w przedstawieniu w operze.

Zatkało mnie, tak samo jak i Jungkooka, spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni po czym przybiliśmy sobie porządną piątkę. Byłem w tej chwili najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Miałem swoją szansę, wraz z Kookiem, mogliśmy wyjść na wielką scenę zaprezentować siebie, całych.
Wszyscy wyszli z sali, zostałem na chwilę tylko ja i Suga. Właściwie, zostałem tam specjalnie, bo chciałem mu podziękować... tak, chciałem podziękować swojemu oprawcy, w tej chwili władcy mojej duszy... Bo to przecież nie był przypadek że Namjoon i Hoseok zatańczyli tak źle...

- Suga... To Twoja sprawka, prawda? To dzięki Tobie wypadłem tak dobrze? Dziękuję że nie przeszkodziłeś Kookowi, załamałby się gdyby mu coś nie poszło, jest trochę delikatny. A teraz oboje możemy startować w eliminacjach.

Posłałem szczery uśmiech w kierunku chłopaka, ale ten... milczał. Wstał z ławki na ktorej siedział i powolnym krokiem, uśmiechając się półgębkiem ruszył w moją stronę. Poczułem jak moje ciało zalewają dreszcze, że moje serce zaczyna szybciej bić, oddech przyspieszył. Przecież, nie byłem zmęczony... Ja zwyczajnie zacząłem się denerwować. Co On knuł? Czego ode mnie chciał?

- Suga? Co jest, czemu milczysz? Czemu się tak uśmiechasz? Co chcesz zrobić?! Odpowiedz mi!

Poczułem jak moje plecy zderzają się ze ścianą, aż mnie na chwilę sparaliżowało, bo nie miałem drogi ucieczki, nie miałem wyjścia, musiałem się poddać. Ale... przecież ktoś mógł nas zobaczyć.
Poczułem jak łapie moje dłonie po chwili przypierając je nad moją głową, do ściany. Wsunął kolano między moje uda i mocno naparł nim na moje krocze. Jęknąłem niekontrolowanie i zagryzłem wargę.

- Przestań, Suga...

Wymamrotałem cicho ale uciszył mnie pocałunkiem, pewnym, nieco zachłannym, zaborczym. Westchnienie uleciało spomiędzy moich warg, nie mogłem się przed nim obronić. Starałem się oswobodzić swoje ręce jakoś uciec z Jego uścisku, ale gdy tylko mocniej się szamotałem, czułem że on jednocześnie zwiększał intensywność ocierania się kolana o moje krocze. Wszystkie próbu na marne. Poczułem jak Jego chłodna dłoń powoli wsuwa się pod moją koszulkę podwijając ją w górę, przecież On nie mógł tego mi zrobić, tutaj, w tym miejscu, nie miał żadnego prawa, chociaż... może miał?
Wtedy stało się to, czego się obawiałem, usłyszałem skrzypnięcie drzwi, Suga odsunął się ode mnie kawałek z wrednym uśmiechem, a ja w otwartych drzwiach ujrzałem... Jungkooka.

- Jimin.....? Ja... przepraszam!

Chłopak jak oparzony wyszedł z sali a ja poczułem jak złość we mnie wzbiera, odepchnąłem od siebie Sugę i spojrzałem na Niego wściekle.

- Coś narobił?! Wszystko widział! Miałeś mi pomagać a nie niszczyć życie! To nazywasz pomocą?!

Zauważyłem na twarzy Sugi coś, co przypominało nieco smutny, niemrawy uśmiech? Byłem tak rozkojarzony że nie rozumiałem całej tej sytuacji.

- Pomagam Ci, pobiegnij za Nim, to się przekonasz...

Nie miałem ochoty dłużej z nim rozmawiać, marnowałem tylko cenny czas na wyjaśnienie Jungkookowi tej całej sytuacji, pobiegłem do szatni i tam zastałem Go pakującego nerwowo swoe rzeczy do małej torby.

- Jungkook. Posłuchaj mnie, to nie jest tak jak myślisz? To wygląda poważniej niż jest w rzeczywistości.

Jungkook tylko zaśmiał się cicho pod nosem, nie uśmiechając się właściwie, miał smutny wzrok skierowany w podłogę.

- Skoro nie jest tak jak myślę, to wyjaśnij mi jak jest? Skoro nie wygląda na to jak wygląda, to wyjaśnij mi, dlaczego ja widzę że moja pierwsza miłość kocha już innego a ja przyłapuję ją na obściskiwaniu się z tym kimś? A co jest w tym zabawne? Że gdybym nie był tchórzem i powiedział Ci wcześniej co czuję, to może.. tą osobą byłbym ja, a nie jakiś paniczyk z miasta, bo kocham Cie odkąd pamiętam...

Byłem w ciężkim szoku, czy to się naprawdę działo? Czy to może iluzja tego pieprzonego demona? Chociaż, czy On jest w stanie robić takie rzeczy? Wyciągnąłem dłoń żeby złapać nią dłoń chłopaka, ale gdy to zrobiłem, poczułem jak się wyrywa.

- N-nie, nie dotykaj mnie proszę. Ja... To z nerwów, muszę się otrząsnąć. Ja się nie poddam tak łatwo, pokażę Ci, że jestem więcej wart niż ten frajer z miasta.

Chłopak zabrał swoje rzeczy i wyszedł, a ja, zostałem sam dla siebie z masą myśli jakie piorunowały moją głowę. Chłopak, a którym myślałem dniami i nocami, właśnie wyznał mi uczucie, wyznał mi miłość na którą czekałem tyle czasu... Tylko dlaczego, czułem w sobie taką pustkę? Dlaczego nie czułem w tej chwili nic? Dopiero teraz sobie to uświadomiłem że wcale nie byłem w Nim zakochany? Wydawało mi się to? Zamiast miłości czułem złość, ale nie do Niego, a do... Sugi... Że tak łatwo chciał mnie oddać...innemu.


Ciąg dalszy nastąpi.