środa, 23 listopada 2016

Pure evil cz. 5

Kolejny rozdział, kolejna część za nami, a przed nami, jeszcze trochę się wydarzy, szukuje się małe zamieszanie? A może wszystko się ułoży? Oczekujcie z niecierpliwością dalszych wydarzeń naszych bohaterów.
Mam nadzieję, że podoba się wam to moje małe dzieło, bo mnie osobiście niesamowicie przyjemnie się to pisze :)
Piszcie, komentujcie, lajkujcie XD
Kolejna część już niedługo, jak tylko praca mi an to pozwoli.
Tymczasem, zapraszam do czytania!


Typ: ANGST
Parring: Yoonmin




Trochę zajęło mi dojście do siebie, całą sytuacja jaka miała miejsce przed chwilą kompletnie mnie rozbiła. Wyszedłem z szatni zamykając za sobą drzwi, musiałem pójść porozmawiać z Sugą, czy On to przewidział? Że Kook wyzna mi miłość? Zrobił to specjalnie? Co nie zmieniało faktu, że czułem się... Dziwnie nieswojo. Wolałem żeby... A w sumie, nie ważne było co wolałem, chciałem Go teraz znaleźć i powiedzieć mu co się stało, musiałem się z Nim podzielić swoimi wrażeniami.
Wróciłem na salę, ale Jego tam nie było, zastałem tylko spakowane rzeczy z treningu i nic więcej. Cóż, już tak miał że pojawiał się i znikał wtedy, kiedy miał ochotę, postanowiłem Go poszukać, jednakże nie było go w całym budynku, po za Nim również nie. Gdy udałem się do domu, Jego pokój był zupełnie pusty, a było to chyba ostatnie miejsce w jakim mogłem Go znaleźć.
Wciąż dręczyło mnie to, co się stało, postanowiłem że wybiorę się na spacer. Nie miałem z kim porozmawiać, a musiałem przetworzyć to wszystko co działo się w mojej głowie, nogi poniosły mnie w stronę parku. Miałem tam jedno miejsce, które zawsze pozwalało mi odetchnąć, pozbierać myśli w jednolitą całość, był to mały mostek nad strumieniem przepływającym przez cały park, ku mojemu zaskoczeniu, ktoś zajmował moje ulubione miejsce, a tym kimś, był... Suga?

- Suga! Jesteś! Szukałem Cię wszędzie, gdzie się podziewałeś? Myślałem że na mnie poczekasz.

- Szukałeś mnie? Po co? Nie jesteś z tym dzieciakiem? Odrzucił Cię czy jak? Po co miałem czekać? Byłeś przecież zajęty.

Słowa Sugi trochę mnie zdziwiły, odniosłem wrażenie że słyszę w nich coś jak zazdrość?W dodatku ton głosu jakim operował mówiąc to, był dość dziwny. Pełen wyrzutów? A może przez natłok dzisiejszych spraw mój mózg płata mi figle i każe mi myśleć właśnie w taki sposób? Sam nie wiedziałem co jest ze mną grane. Pokręciłem przecząco głową i usiadłem przy chłopaku.

- Nie, nie odrzucił mnie, właściwie, to wyznał mi ukrywaną wcześniej miłość... Ale... Skąd ten ton? Jesteś... Zazdrosny?

W tym momencie Suga spojrzał na mnie dość surowo marszcząc brwi, po chwili jednak prychnął tylko i pokręcił głową.

- Zazdrosny? O Ciebie czy o kogo? Właściwie nie ważne o kogo, jesteście przecież tylko ludźmi a ja jestem demonem, to tak w kwestii przypomnienia. Nie żartuj sobie ze mnie tak więcej.

Zaśmiałem się tylko gorzko słysząc jak się poirytował moimi słowami. Znów musiał ukazać swoją wyższość, swoją przewagę nade mną, nad człowiekiem. Nad całą rasą ludzką. Miałem wrażenie że jest bardzo nieszczęśliwy, dlatego tak za każdym razem mnie atakuje, ale zdołałem się już przyzwyczaić. Właściwie, zdołałem to w Nim polubić, tę nieprzewidywalność, złapałem się na tym właśnie w tej chwili, jednocześnie naszła mnie jedna myśl, jedna kwestia... Nawet jeśli, te kilka dni, pozwoliło mi... zakochać się w Nim, w tej Jego wrażliwej, dość ''ludzkiej'' stronie, w nawet najmniejszym stopniu, jaka byłaby tego przyszłość? Przecież jak sam powiedział, Ja jestem człowiekiem a On jest demonem... Otrząsnąłem się z zamyślenia po chwili patrząc na Niego.

- Chodź, idziemy się napić, dzisiejszy dzień był tak udany, że muszę się porządnie napić i chcę zrobić to z Tobą, panie DEMONIE.

Mruknąłem przyklejając na twarz swój uśmiech szeroki, szczery, chociaż w głębi, czułem się źle, było mi jakoś.. Przykro, jakby zimno? Wstałem z ziemi i poczułem że mocno zakręciło mi się w głowie, do tego stopnia że prawie upadłem, jednak zaraz przy moim boku znalazł się Suga, złapał mnie pewnie i ustawił do pionu.

- Jesteś pewien że chcesz pić skoro już się zataczasz jak pijany?

- Aj weź, zakręciło mi się tylko w głowie, pewnie za szybko wstałem. Nic mi nie jest, jestem zdrowy i silny!

Zaśmiałem się cicho chociaż czułem się w tej chwili wyjątkowo dziwnie, w głowie trochę mi szumiało, ale po chwili wróciłem do siebie, to musiała być chwilowa słabość.
Złapałem Sugę za dłoń i pociągnąłem Go za sobą do swojej ulubionej knajpki, naprawdę miałem ochotę się napić, zrelaksować się zupełnie, opić to co miałem do opicia, mianowicie nagły awans i możliwość spełnienia marzeń na castingu do opery. Wszystko to czego chciałem od dawna, zaczynało się spełniać, to musiała być Jego zasługa, bo kogo innego? Ten kontrakt okazał się prawdą, faktycznie działał... Niesamowite.
Po przejściu niedużego kawałka drogi znaleźliśmy się w miejscu do którego ciągnąłem swojego towarzysza.
Zajęliśmy jedno ze spokojniejszych miejsc, w rogu pomieszczenia. Było przysłonięte wysoką donicą z jakimiś niezidentyfikowanymi roślinami. Idealnie, cicho, spokojnie. Gdy podeszła do nas kelnerka, zamówiłem od razu butelkę mocnej whisky. Gdy takowa została nam przyniesiona wraz z dwiema szklankami, Suga otworzył butelkę i rozlał do obu naczyń po odpowiedniej ilości trunku podsuwając jedno ze szkieł w moją stronę. Wziąłem swoją porcję w dłoń i uniosłem ją lekko skinąwszy głową.

- A więc, za dalszą, przyjemną współpracę, panie.. Demonie.

Suga tylko skinął głową w milczeniu upijając lekki łyk ze szklanki, ja oczywiście zachłannie wypiłem dwa spore łyki po chwili krzywiąc się jak po zjedzeniu cytryny, zwyczajna reakcja z mojej strony na pierwszy łyk tego mocnego trunku.

- Ależ mocny, dawno nie piłem. Ale, nie można pić w milczeniu, Suga, powiedz no mi, jak to było z Tobą, bo... jak dobrze rozumiem, nie urodziłeś się demonem, hm? Byłeś człowiekiem prawda?

- No brawo Sherlocku, świetna dedukcja, ktoś Ci pomógł czy sam na to wpadłeś?

Poczułem się tak, jakbym został spoliczkowany, znów ta głupkowata ironia, sarkazm, chłód w Jego wypowiedzi, więc znów ''wrócił'' stary Suga? Zacisnąłem dłon na szklance i upiłem duszkiem całą jej zawartość po czym dolałem sobie kolejną porcję. Gdy już chciałem i ją wlać w siebie, Suga złapał moją dłoń zaciśniętą na szkle i powstrzymał mnie.

- Hej, hej, Jimin, nie pij tak szybko, spokojnie... Wybacz że znów byłem taki oschły, ale dobrze wiesz, taka natura demona, nie zwykłem być bardzo uprzejmy i grzeczny, sam rozumiesz. Ale wracając do Twojego pytania, owszem, nie urodziłem się demonem, pochodzę z tego miasteczka, kiedyś, w tych willach, żyli najbogatsi mieszkańcy, stąd moje dość nietypowe odzienie, stąd też wrażenie że ten dom w którym teraz mieszkasz jest starszy niż wygląda, jak z innej epoki.

- Woooaaaah, czyli, wychodzi na to, że żyłeś w tym domu w którym teraz mieszkam ja, już dawno dawno temu?

- No nie aż tak dawno, ale to już jakiś dłuższy czas minął, to miejsce zawsze było trochę zacofane, jak z innej epoki, jak z innych czasów, a ja umarłem ledwie... 25 lat temu.

Już widziałem Go jako bogatego paniczyka z dobrego domu, odzianego w najlepsze materiały, byłem pewien że ze swoją urodą, mógł przebierać w pięknych kobietach, rozrywkach. Co było najzabawniejsze, nawet z tą swoją wiecznie kpiącą miną, wiecznym grymasem niby to niezadowolenia, był przystojny i w pewien sposób pociągający, więc z pewnością cieszył się zainteresowaniem płci przeciwnej, jak i z resztą tej samej, bo cóż, nie przespałby się ze mną gdyby nie lubił mężczyzn... Cholera, co czego ja teraz wracam, już zdołałem zapomnieć o tym co się wydarzyło a teraz umysł podsunął mi to z powrotem.

- Ej, to naprawdę ciekawe, aaa powiedz mi, jeździliście wtedy konno?!

Nie mogłem się powstrzymać, widziałem to wszystko zupełnie inaczej, niż było w rzeczywistości, przecież 25 lat, to nie taki duży okres czasu...

- Jimin, to 25 lat, a nie 250. Były już wtedy samochody... I to całkiem niezłe. Ale mimo wszystko, owszem, miałem konie, dwa, ale to nie ważne, dawne dzieje, juz tego nie ma, i nie wróci.

No i znów musiał mnie skarcić, ale chyba przyzwyczajałem się do tego, bo za każdym razem, bolało to mniej, chociaż może to była wina alkoholu? Ta Jego nieosiągalność mnie  coraz bardziej pociągała... To musiała być wina alkoholu. Zauważalnie butelka się opróżniała z każdym kolejnym wymienionym zdaniem, a ja coraz bardziej się cieszyłem jak idiota ze wszystkiego, z byle niczego.
Przesiadłem się tak żeby być obok towarzysza, przeciągnąłem się leniwie i zawołałem kelnerkę żeby przyniosła nam kolejną butelkę gdy tak się stało, nalałem nam więcej alkoholu i spojrzałem zupełnie poważnie na Sugę.

- Suuuuugaaa, teraz powiem Ci super ważną tajemnicę, ale nie mów nikomu, okej?

- No mów Jiminnie, mów.

Pochyliłem się do Jego ucha i owiewając je ciepłym oddechem wyszeptałem po chwili chichocząc cicho.

- Bo jaaa wolę mężczyzn...

- Naprawdę? No nie szło się domyśleć głuptasie.

Zaśmiałem się idiotycznie i klepnąłem Go lekko w udo zostawiając w tym miejscu swoja dłoń.

- Ale poważnie, wiesz? Jak miałem 10 lat, to zdałem sobie sprawę, że lubię chłopców, a to wszystko przez mojego nauczyciela od tańca, dotykał mnie pokazując co robię nie tak ii było taaak fajnie że mi zostało i wolę chłopców. Ale to będzie nasza tajemnica, hm?

- Oczywiście, zabiorę tę tajemnicę aż do grobu. Ale już widzę jaką Ty miałeś minę jak Cię ten nauczyciel poprawiał tam przy tym tańcu.

Podobało mi się to, jak zmieniła się nagle atmosfera, było tak dobrze, tak spokojnie, przyjemnie, nikt nie krytykował, nie krzywił się. Był tylko śmiech, uśmiechy, czysta radość.

- A weź Ty, głupi jesteś! Teraz Twoja kolej, masz mi coś o sobie opowiedzieć, cokolwiek, albo... albo wiem! Opowiedz mi szybciutko, jak umarłeś!

Wytrajkotałem z uwagą się mu przyglądając, w tej samej chwili, cały nastrój wyparował, uśmiech którym wcześniej mnie obdarowywał nagle zniknął, wstąpiłem na cienki lód, byłem przygotowany na to, żeby dostać po głowie, żeby zjebał mnie z góry do dołu, zniknął, zostawił mnie tu samego, ale stało się coś zupełnie nieoczekiwanego przeze mnie.

- W sumie, jestem Ci to winny... Chociaż, nie chcę o tym rozmawiać, jeśli mam być szczery. Dzień mojej śmierci był jedną wielką katastrofą...

~~~~~~~~~~~

Szpital jak szpital, biały, zwyczajny, nijaki, a niby prywatny i kosztowny. Szedłem z bukietem kwiatów do sali numer sześć, dział okulistyczny. Brzmi niegroźnie, ale niestety, było groźnie. Ostrożnie zapukałem do drzwi po czym wszedłem do środka, na łóżku siedział chłopak o całkowicie ciemnych włosach, trochę przysłaniających mu oczy, kiedyś piękne, ciemne, pełne iskierek szczęścia, teraz były jakby puste, mętne, na kolanach przed sobą trzymał duży szkicownik i coś zawzięcie rysował.

- Cześć Hoonnie.

- Cześć! Miło że przyszedłeś do mnie, chodź, usiądź obok, pokażę Ci co narysowałem.

Uśmiechnąłem się gorzko. Ja już dobrze wiedziałem co takiego narysował, jedno wielkie.. nic. Ale rzecz jasna, musiałem udawać, że wcale tak nie było. Usiadłem obok chłopca i pogładziłem Jego miękkie, ciemne włosy po czym przyjrzałem się bohomazom na kartce. Kiedyś rysował tak pięknie, że zastanawiałem się nie raz, czy to nie jest zdjęcie lub coś takiego, ale teraz? Teraz już tak nie było, odkąd zachorował. Z dnia na dzień zaczął tracić wzrok, było coraz gorzej i gorzej, aż zupełnie przestał widzieć, męczył się, cierpiał, świat zaczął zupełnie da Niego znikać, Jego serce zasnuwał smutek i żal, bo On, artysta, plastyk, teraz nie mógł zrobić w życiu zupełnie nic. Nic nie miało już dla Niego sensu. A piękny uśmiech, jakim zawsze mnie witał, znikał na wiele wiele dni, czasem tygodni...

- Zobacz, ładne?

- Tak, Hoonnie.. To ba...

- Nie kłam, przynajmniej Ty... Proszę Cię... Dobrze wiesz że tego nie chcę.

- Ale...

- Nie, nie ale, miałeś być ze mną szczery, prawda?

- Prawda, wybacz mały, powiedz, co mówił lekarz?

- Lekarz? Nic wielkiego, właściwie tylko tyle że wypisują mnie ze szpitala i mam czekać na operację, jestem już zapisany w kolejce. Zrobili mi jakieś badania, nie wiem jakie i nic więcej w tej chwili nie da się zrobić. Więc, możesz mnie spakować?

- Ah, tak. Oczywiście.

Szepnąłem spokojnie i pogładziłem jeszcze chłopca po głowie i zabrałem się za pakowanie Jego wszystkich rzeczy do malej walizki. Gdy uporałem się z tym zadaniem, pomogłem mu się ubrać i wyszliśmy ze szpitala odbierając wypis od lekarza, nie mogłem jednak Go zobaczyć, bo Hoonnie zabrał Go i schował do swojej małej torby podręcznej jaką nosił na ramieniu. Dziwiło mnie to trochę, ale nie chciałem na Niego w żaden sposób naciskać, Odkąd Jego zdrowie zaczęło się pogarszać, był bardzo drażliwy, delikatny, niepewny.
Gdy wyszliśmy z budynku, Hoon lekko złapał mnie za dłoń i pociągnął delikatnie zmuszając żebym się zatrzymał.

- Kupisz mi wodę? Chce mi się strasznie pić, ja tutaj poczekam.

- Wodę? Dobrze, to zaraz do Ciebie wrócę. Poczekaj tu.

Szepnąłem cicho i ucałowałem skroń chłopaka stawiając walizki na ziemi tuż obok Niego, odwróciłem się i poszedłem do małego sklepu tuż przy ulicy. Nim zdołałem zapłacić za wodę, coś mnie tchnęło, coś kazało mi się odwrócić, w tej samej chwili olśniło mnie że On nienawidził wody, nie lubił pić wody, tylko soki, napoje... Gdy się odwróciłem, przerażony zauważyłem że Hoon powolnym krokiem zmierza ku ruchliwej jezdni, serce mi się na chwilę zatrzymało, wybiegłem ze sklepu zostawiając swoje zakupy, z lewej nadjeżdżał bardzo szybko samochód, liczyła się każda sekunda, każda...

- Hoon! Nie! Hoonnie!

Krzyknąłem i wbiegłem na ulicę, wypchnąłem Go sprzed pędzącego samochodu, potem... potem poczułem silne uderzenie. Upadłem na ziemię z dużym impetem turlając się chwilę, poczułem zupełny bezwład, robiło mi się ciemno przed oczami, coraz ciężej się oddychało, krztusiłem się własną krwią, zauważyłem jak Hoon podczołgał się do mnie, zaczął płakać, kurczowo złapał poły mojej marynarki i zaczął krzyczeć.

- Dlaczego to zrobiłeś?! Dlaczego?! Ja jestem kaleką! Po co mnie uratowałeś?!

- Przecież... czekasz na... operację...

- Nie czekam, lekarz powiedział że nie ma dla mnie nadziei, wzroku nigdy nie odzyskam, nigdy rozumiesz?! Ja nie chcę żyć, nigdy więcej nie będę mogł patrzeć w Twoje oczy, nigdy nie będę mógł już spojrzeć na zachód słońca... Nigdy...

- Teraz... to i ja już nigdy nie zobaczę zachodu słońca... Wybacz mi, Hoonnie... Chciałem dobrze, obiecuję Ci, że wszystko będzie dobrze.

- Nie pozwalam Ci umierać, nie pozwalam Ci mnie zostawiać!

Wtedy, ogarnęła mnie zupełna ciemność, zrobiło się zimno, nieprzyjemnie i potem... nie było już nic.

~~~~~~~~~


- Suga...

Widziałem na twarzy mężczyzny smutek, żal... Cały alkohol ze mnie jakby uleciał, zacząłem żałować że pytałem Go tak uparcie co się stało, jak to się stało, ale jednego jeszcze nie rozumiałem..

- Ah, dawne dzieje, Jiminnie, chciałeś wiedzieć, więc Ci powiedziałem...

- To... Było przecież takie bohaterskie, dzielne... Więc... Nie rozumiem jednej rzeczy.

- Dlaczego stałem się demonem, hm?

- No tak... Właśnie tego.

- Widzisz, faktycznie, po tym czynie, trafiłem do nieba, ale nadużyłem swoich uprawnień, zjawiłem się na ziemi, jako anioł stróż Hoon'a. Przywróciłem mu wzrok, sprawiłem że mógł mnie zobaczyć, za to właśnie, zostałem ukarany zesłaniem do piekieł, i tak, stałem się diabłem, demonem, czystym złem...

Znów mnie zatkało, więc tak to się stało, tak znalazł się w miejscu w jakim był teraz. Westchnąłem cicho i wstałem ze swojego miejsca, usadowiłem się bez pytania i bez zbędnych ceregieli na kolanach mężczyzny, bokiem do Niego, objąłem Go spokojnie za szyję opierając głowę na Jego ramieniu. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, co mogę zrobić, czułem się teraz trochę winny że wyciągnąłem to z Niego, wiedziałem że to nie jest prosta sprawa, że to ciężkie wspomnienia, ale nie wiedziałem, że aż tak...

- Przykro mi to słyszeć, to co Ci się przydarzyło, jest nie pojęte, przykro mi że to z Ciebie wyciągnąłem, ale byłem zwyczajnie ciekaw... Wiesz? Dla mnie nie jesteś żadnym złym, bezlitosnym demonem, teraz jesteś moim własnym dobrym demonem stróżem, o.

- Aj Jiminnie, głupek z Ciebie że ho ho. Jak mogę być Twoim demonem stróżem? To anioły są stróżami, a demony są złe.

- Ale Ty nie jesteś złyy, no weź... Albo może.. jesteś ale ja zaczynam się w Tobie zakochiwać i tego nie dostrzegam? A demony to mogą się zakochać? Albo...

Poczułem po chwili jak zamyka mi jadaczkę pocałunkiem, zaśmiałem się cicho i mocniej objąłem Go za szyję chętnie oddając pocałunek, czułem jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim ciele, fala dreszczy delikatnie przebiega po moich plecach. Jego usta były miękkie, wilgotne, przyjemnie otulały moje. Zatracałem się w Nim z chwili na chwilę, z każdym Jego gestem, każdym dotykiem, czułem się coraz bardziej wyjątkowo, jakby nie liczył się nikt inny, nie obchodziły mnie intencje, nie obchodziło mnie nic i nikt, tylko On sam, chciałem żeby został przy mnie tak długo jak tylko będzie to możliwe.
Czułem że ten pocałunek coraz bardziej mnie rozpala, moje ciało zaczynało odmawiać mi posłuszeństwa, zaczynało działać zupełnie samo, a może to była kwestia tego, że alkohol dopiero zaczynał skuteczniej działać a ja byłem bardziej nim otumaniony?
Odsunąłem się lekko od Niego i uśmiechnąłem się opierając czoło o to Jego, spokojnie patrzyłem w Jego ciemne, nieco chłodne oczy. Coś w nich było takiego.. Niezwykłego.
Znów zapragnąłem pocałunku, ale mężczyzna przyłożył mi opuszki palców do ust.

- Jiminnie, chodźmy stąd już, w domu będą buziaczki co Ty na to?

- Dooobrze... To chodźmy..

Mruknąłem cicho i wstałem czując że w głowie znów mi zaszumiało, oparłem się o Jego ramię i przymknąłem oczy.

- Wiesz cooo? Chyba się trochę upiłem...

Mruknąłem śmiejąc się głupkowato, na co Suga tylko przewrócił oczami i pokręcił głową z politowaniem.

- No co Ty nie powiesz? W takim stanie to Ty chyba nigdy nie dojdziesz sam do domu, więc będę zmuszony Cię zanieść.

Poczułem jak pewnie bierze mnie na plecy, żeby nie spaść, objąłem Go kurczowo za szyję, jednocześnie oplatając nogami Jego biodra, gdy już pewnie mnie chwycił pod pośladkami, wyszliśmy z lokalu, zapłatę zostawiając na ladzie.
Na świeżym powietrzu wcale nie zrobiło mi się lepiej, alkohol coraz bardziej otumaniał mój mózg, a ja nie mogłem nic na to poradzić, bądź co bądź świetnie się bawiłem będąc niesionym przez mężczyznę.

- Tylko się nie rzygaj, dobra? Bo wrzucę Cię do rzeki jak obrzygasz mi ubrania.

Słysząc tę groźbę zaśmiałem się radośnie jakby ktoś opowiedział mi najlepszy kawał na ziemi.

- Haha! Nie zrobisz tego! Za bardzo mnie lubiisz Suuuuuga.

Wybełkotałem mu wprost do ucha spokojnie opierając głowę na Jego ramieniu korzystając z tego jak mnie niósł. Nie odpowiedział w żaden sposób, usłyszałem tylko ciężkie westchnięcie z Jego strony. Jak zwykle z resztą, pełne poirytowania. Cały On.
Musiałem trochę przysnąć, bo nie minęła długa chwila, a byliśmy juz w domu, rozejrzałem się niemrawo po pomieszczeniu do którego mnie wniósł, okazało się ono nie moim pokojem, a Jego. Ale to nie miało w tej chwili żadnego znaczenia dla mnie. Poczułem jak ostrożnie kładzie mnie na łóżku, które swoją drogą było niesamowicie wygodne, uśmiechnąłem się okrywając szczelnie kołdrą, jednak widząc że Suga się oddala, złapałem kurczowo Jego dłoń.

- Co się dzieje, Jiminnie?

- Nie idź, proszę... Zostań ze mną, chociaż chwilę...

- Dobrze, ale śpij już proszę.

- Dobrze, ale nie zostawiaj mnie... Nie zostawiaj. Zostań moim Demonem stróżem na zawsze...

Przymknąłem oczy i wciąż trzymając Go za rękę, powoli poczułem że ciepło jakie mnie ogarnęło, zaczyna mną władać i powoli mnie usypia, nim się obejrzałem... Usnąłem cicho pochrapując, byłem wykończony, ale szczęśliwy.

~~~~~~~~~~~

Gdy upewniłem się że chłopak usnął, wyplątałem swoją dłoń z tej Jego i uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc jak spokojnie śpi. Jak małe dziecko, lekko uchylone usta, zmierzwione włosy... Wyglądał niewinnie, bezbronnie.
W głowie cały czas szumiały mi Jego słowa. ''Zostań moim demonem stróżem na zawsze''.

- Dzieciaku, nawet gdybym chciał... Nie mogę z Tobą zostać... Zrobiłbym Ci tym większą krzywdę niż robię teraz...

Szepnąłem bardziej sam do siebie i przymknąłem oczy. Chłopak najwyraźniej zaczynał się we mnie zakochiwać, ale czy to było tylko jednostronne? Przecież... mnie nie wolno...
Odrzuciłem od siebie te myśli i pochyliłem się nad Nim, musnąłem ostrożnie Jego skroń, jakby bojąc się, że przy moim dotyku rozpadnie się na milion kawałeczków, a ja nie będę w stanie już nigdy Go pozbierać. Gdy tylko się wyprostowałem, usłyszałem cichy oklask za swoimi plecami, a zaraz po nim, ten znajomy, cholernie nieprzyjemny głos.

- No brawo, brawo dla wszechmogącego demona, zastępcy samego lucyfera, najgorszy z najgorszych ma słabość do jakiegoś człowieka, to bardzo interesujące...

- Czego tutaj szukasz, Taehyung....?

- Zabawy...


Ciąg dalszy nastąpi.





4 komentarze:

  1. I w końcu doczekałam się postaci , której mi mocno brakowało w tym opowiadaniu! Cos czuję, że Taehyungie potworek namiesza konkretnie... Boże nie mogę, bo ta końcówka jest mega... Ogólnie cały rozdział po prostu mnie zniszczył haha I KURDE MIAŁAM ŁZY W OCZACH JAK CZYTAŁAM HISTORIĘ SUGI 😭😭
    Pewnie zdążę umrzeć z niecierpliwości zanim wstawisz kolejny rozdział, but still... WENY, BO NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NA CIĄG DALSZY BEJBI ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  2. hej kiedy będzie next bo to opowiadanie mnie bardzo wciągnęło

    OdpowiedzUsuń
  3. W DALSZYM CIĄGU CZEKAM NA NEXTA !!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pojawiło się właśnie kolejne! Po roku czasu oczekiwania! Ale jest!

      Usuń