czwartek, 10 grudnia 2015

I know, what You want.

Typ: FLUFF
Parring: Yoongi x ?


Typowy zimowy wieczór, choć czy na pewno taki typowy?


Nie mogłem się doczekać aż będę mógł z Nim porozmawiać, tak dawno się nie widzieliśmy.. odkąd wyjechał z rodzicami na drugi koniec kraju, spotkanie się graniczyło z cudem. Nie dość, że Jego ojciec nie uznawał tego, że jesteśmy razem, to jeszcze komplikował to napięty grafik Yoong'iego. Zaczynał karierę, chciał otworzyć swoje studio nagraniowe, zaistnieć w świecie muzycznym, od lat o tym mówił i teraz, nadarzyła się okazja. Rozumiałem to, choć jedna rzecz nie pozwalała mi w pełni tego zaakceptować. Dlaczego musiał wyjechać aż tak daleko żeby otworzyć studio? To musiała byc sprawka Jego ojca, musiała. Jedyne co wciąż mnie trzymało, była opcja rozmawiania z Nim na kamerce internetowej, gdyby nie to, chyba bym zwariował.
W końcu nadeszła upragniona chwila, usłyszałem dźwięk powiadomienia o połączeniu przychodzącym, otrząsnąłem się i odebrałem.

- Yoongi!

- Cześć Kochany, tęskniłeś?

- Zadajesz głupie pytania, pewnie że tęskniłem! Nie mogłem się doczekać, aż porozmawiamy...

- Ja tak samo, mów mi, jak się czujesz, co u Twojej mamy?

- Wszystko dobrze, czas leci, powoli ale myśl że niedługo się zobaczymy, mnie napędza.

- To dobrze.

- Yoongi, wszystko gra?

- Co? Ah, tak tak, wszystko dobrze.

Przyjrzałem się mu uważnie, nie wyglądał na szczęśliwego. A przecież, gdy mówił mi że przyjedzie do mnie na wigilię, na święta, był taki szczęśliwy... A teraz? Wyglądał jakby chciał coś przede mną ukryć. Zmartwiło mnie to, doszczętnie.

- Yoongi, nie kłam, widzę że coś jest nie tak, wyjaśnij mi... Co się stało?

Milczał dość długo, zagryzał nerwowo wargę, stukał palcami w biurko. To nie wróżyło nic dobrego.

- Bo widzisz... Nie przyjadę na wigilię.

- Oh, nic nie szkodzi, ale w pierwszy dzień świąt będziesz, to najważniejsze.

- Nie, nie rozumiesz mnie. Nie przyjadę w ogóle. Nie mogę. Ojciec postawił mi ultimatum, ja nie mogę stracić tej szansy.

W tej chwili cały mój świat, legł w gruzach, posypał się bez powrotnie.

- Obiecałeś że przyjedziesz. A wybrałeś swoją karierę zamiast miłości?

-  Przecież sam mówiłeś że chcesz żebym był szczęśliwy, Ty też jesteś mi do tego szczęścia potrzeby, ale...

- Ja już sam nie wiem czego chcę. Nie jestem Ci do niczego potrzebny, jak widać. A tym bardziej moja obecność nie jest Ci potrzebna. Skoro tak stawiasz sprawę, to żegnaj...

Rozłączyłem się, czując że do oczu napływają mi mimowolne łzy, serce mi pękło, choć wiedziałem, że zachowuję się w pewien sposób samolubnie i żałośnie. Ale w danej chwili, gorycz i żal zalewały mnie falami. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Zauważyłem kolejne połączenie przychodzące. Odrzuciłem je i zamknąłem laptopa, wyłączyłem telefon. Chciałem być sam, zupełnie sam. Jak ja miałem się pozbierać? Moje dotychczasowe małe marzenie, prysnęło jak bańka mydlana. Potrzebowałem Go obok, chciałem Go blisko, móc Go objąć, posłuchać Jego głosu, bicia serca, tak twarzą w twarz... A wigilia, już za trzy dni...To będa najgorsze święta jakie kiedykolwiek mogłyby być. Musiałem się przejść, ochłonąć. Cały czas w głowie rozbrzmiewały Jego słowa. Nie przyjedzie... On naprawdę nie przyjedzie... Gdy wychodziłem, spotkałem tylko matkę w drzwiach, mówiła coś do mnie, ale ja chciałem wyjść, było mi duszno, słabo. Szedłem gdzieś, przed siebie, bez celu.
Uciekaj.
Zniknij.
Nie masz po co żyć...
Nie, nie mogę, ja Go tak kocham...


Cały następny dzień, nie odzywałem się, nie pisałem, nie dzwoniłem, za to On i owszem, kilka razy, ale ja nie chciałem rozmawiać. Jednakże wieczorem, nie wytrzymałem, gdy po raz kolejny usłyszałem znienawidzony już wręcz dzwonek telefonu, a właściwie jego początek.

- Słucham.

- Nie rozłączaj się tylko, proszę.

- Czego chcesz.

- Wybacz mi, proszę Cię.

- Nie mam czego, wybrałeś co chciałeś.

- Przyjadę, po świętach, przed nowym rokiem. Obiecuję Ci

- Nie wierzę Ci w żadne obietnice, nie umiem..

- Mam dla Ciebie niespodziankę, na pewno się zjawię. Uwierz mi.

- Spróbuję, ale niczego nie mogę Ci obiecać.

- Kocham Cię, wiesz prawda?

Znów miękłem, za każdym razem gdy mowił mi ze mnie Kocha, serce mi szalało, chciało wyskoczyć z piersi. Tak na mnie działał, byłem od niego uzależniony, jak od narkotyku, jeden dzień i zaczynałem wariować.

- Wiem, i ja Ciebie kocham, Yoongi.

- Muszę kończyć, zaraz mam ważne spotkanie, odezwę się dopiero w Wigilię bo będę musiał zająć się sprawami papierkowymi jeśli chodzi o studio.

- Rozumiem, więc... Do Wigilii..

Rozłączyłem się i opadłem na łóżko, moją głowę zaczeło nachodzić mnóstwo myśli. Może On mnie zdradza? Może ma kogoś lepszego? Nie On nie jest taki, to nie możliwe...
Nim sie obejrzałem, usnąłem wykończony.



~~~~~~~
Dwa dni później.


Nadeszła wigilia, nie cieszyło mnie to, ani trochę, czułem się wyprany z uczuć, zmęczony, przygnębiony, a przecież to czas radości, szczęścia, rodziny i.. miłości. Ale co kiedy moja miłość jest gdzieś tam, daleko? W ten radosny czas. W ten szczęśliwy czas...

- Synku, chodź proszę, pomóż mi nakryć do stołu, zaraz Twój ojciec zejdzie na dół i przyjedzie Twój kuzyn z ciocią i wujkiem.

- Dobrze mamo, idę.

Najchętniej zamknąłbym się w pokoju, nie chciałem nikogo widzieć, żadnej swojej rodziny. Tylko Jego, Jego potrzebowałem w tej chwili, pragnąłem zobaczyć Jego uśmiech, poczuć jak mnie obejmuje, usłyszeć jak mówi że mnie Kocha, najmocniej na świecie.
Ale to było nie realne.
Nie możliwe.

~~~~~~

Kolacja i po kolacji, prezenty i po prezentach, gdy już było po wszystkim, poszedłem do siebie. Usiadłem na łóżku, przeglądałem co chwila telefon. Żadnej wiadomości od Niego. Żadnego połączenia. Zapomniał, zupełnie o mnie zapomniał. Poddałem się. Odrzuciłem telefon na bok i patrzyłem za okno, na padający śnieg, pierwszy tego roku... Nie zorientowałem się kiedy minęły te wszystkie godziny, bo dochodziła już 12. Była dokładnie 23.40. Usłyszałem nagle głos matki.

- Synku, wychodzimy na pasterkę, wrócimy za 2 godziny, chodź, zamknij za nami drzwi proszę.

Zebrałem się leniwie na dół, w lekko potarganych włosach, rozwiązanym krawacie. Zszedłem na dół i w półmroku, rozświetlanym tylko światełkami choinki, ujrzałem czyjąś sylwetkę, stojącą właśnie pod nią. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem w bok na drzwi wyjściowe, stałą tam moja matka z uśmiechem na ustach.

- Masz gościa, Kochanie. Wracamy za 3 godziny.

Nie rozumiałem co się dzieje, zamrugałem kilkakrotnie oczami i pokręciłem głową. Owa postać, wciąż stała tyłem do mnie, ubrana w białą koszulę, czarne spodnie na szelkach, A na fotelu obok, leżała marynarka, dośc charakterystyczna.

- Yoongi?

Nie wierzyłem własnym słowom, własnym myślom, wszystkiemu co teraz szalało mi w głowie. Owa postać odwróciła się do mnie i ujrzałem ten najpiękniejszy, szczery uśmiech, błyszczące szczęśliwe oczy.

- Czy ja śnię?

- Nie śnisz, jestem tutaj.

Na te słowa miałem ochotę się rozpłakać, podbiegłem do Niego i objąłem Go z całej siły za szyję. Serce mi do reszty zwariowało.

- Jak to jest możliwe...

- W ostatniej chwili, powiedziałem ojcu, że nie chcę spełniać marzeń, tak daleko od tego, którego szczerze kocham i mam gdzieś to, co On sobie myśli na ten temat.

Nie mogłem uwierzyć, przeciwstawił się ojcu, żeby być ze mną?

- Jesteś niesamowity...

- To nic, chcę cieszyć się sukcesem z Tobą. Wiesz? Myślałem o tym, co mówiłeś, że sam nie wiesz czego chcesz. Uważam że to nie prawda. Chcesz tego, czego pragnie każdy.

- Co takiego? Powiedz mi.Czego pragnę?

- Pragniesz miłości, która w pełni Cię skonsumuje. Chcesz pasji, przygody, odrobiny niebezpieczeństwa.

- A więc, czego Ty chcesz?

- Chce sprawić, że dostaniesz wszystko to, czego szukasz.

- Yoongi...

- Kocham Cię, Jiminnie...

Łzy same zebrały mi się w kącikach oczu, w tym samym czasie, poczułem ciepłe ramiona, obejmujące mój pas i wraz z nimi, usta chłopaka, połączone z moimi, w czułym, pełnym uczuć pocałunku. Nie potrzebowałem już niczego więcej. Byłem szczęśliwy. Gdy lekko się odsunął, spojrzałem w ciemne oczy wybranka i uśmiechnąłem się.

- Mówiłeś, że masz dla mnie niespodziankę, że pokażesz mi ja gdy przyjedziesz.

- To ja, jestem tą niespodzianką...


Koniec.


A więc, mamy shocika który przyszedł mi do głowy zupełnie nagle w pracy, pisany dość szybko, ale mam nadzieję że się spodoba! <3 Komentujcie, piszcie, zapraszam!
Jednocześnie dziękuję wam za to że jesteście, czytacie, wspieracie i dopingujecie! <33







2 komentarze:

  1. Kocham cie, opo sa oblendne, przez ciebie zaczelam nazywac wszystkich slodyczko moja XD nie mam niec do dodania, martwi mnie kfestia tylko opo.pt. Crazy Town. Moze byc bardzo fajne ale do niczego nie namawiam.wena jak wena raz jest raz visa versa. Czytam wszystko co naskrobiez i nie mala przyjemnosc mi to daje
    Z wyrazami szacunku
    Wierna czytaczka
    I stalkerka
    Zu~chan

    OdpowiedzUsuń
  2. Ommmo *o*
    To było boskie! YoonMin forever! <3
    Jak ja ich kocham :3
    Opowiadanie jest bo-SKIE! <3

    OdpowiedzUsuń