sobota, 23 grudnia 2017

Pure evil cz. 6

Musiał minąć rok, żebym wreszcie wzięła się w garść i napisała ciąg dalszy tego opowiadania, mam nadzieję, że jest tu wciąż ktoś, kto czekał na rozwinięcie historii. Wróciła do mnie wena, na jak długo? Nie wiem, ale wiem na pewno że postaram się dokończyć to opowiadanie w pełni. A teraz, zapraszam do czytania 6 rozdziału Histori Demonicznego Sugi i jego ofiary  - Jimina. 

Komentujcie, piszcie!




Typ: ANGST
Parring:?





- Zabawy? Nie znajdziesz jej tutaj, dobrze o tym wiesz, a teraz, wynoś się stąd.

- Nie znajdę? Oh, jaka szkoda... Ale wiesz? Nigdzie się stąd nie wybieram, Suga.

Spojrzałem na Niego surowym niezbyt przyjemnym wzrokiem i skrzywiłem swoja usta w grymasie niezadowolenia. Wiedziałem że Jego ''wizyta'' nie wróży niczego dobrego, i skończy się to dla mnie mnóstwem nerwów. Podszedłem bliżej Niego i złapałem Go za poły Jego marynarki, chciałem przyprzeć Go do ściany, ale nagle Taehyung rozpłynął się i znalazł się tuż obok Jimina, pochylił się nad nim i uśmiechnął się wrednie zdmuchując mu kosmyki włosów na twarz.

- Jakież to jest rozkoszne, że tak się obchodzisz z tym człowiekiem jak z jajkiem, groźny demon, postrach wszystkich, zastępca samego Najwyższego... Ty miękniesz, Suga, wiesz o tym? Ten chłopaczek, rozmiękcza Cię.

- Pieprz się, Taehyung i odsuń się od Niego, bo zrobię Ci krzywdę.

- Oj jakże się boję! Aż cały drżę! Hahaha, nie rozśmieszaj mnie, proszę, nie boję się Ciebie, widząc w jakim jesteś stanie.

Coś w oczach Tae błysnęło groźnie, ten szczeniak działał mi na nerwy, był irytujący. Zauważyłem jak powolnym krokiem odsuwa się od Jimina uśmiechając się paskudnie w moją stronę, niespiesznym krokiem zaczął się zbliżać. W końcu stanął przy mnie poczułem jak oddechem lekko owiewa moje ucho i kawałek szyi.

- Myślę, że chyba będę musiał porozmawiać z najwyższym żeby przysłał tutaj kogoś... bardziej odpowiedniego... Co myślisz o Yongguk'u? Myślę że chętnie zająłby się Twoją ofiarą w należyty sposób, najpierw psychicznie zamęczył, fizycznie wykończył a potem, skręcił by ten słodki karczek jednym, pewnych ruchem.

- Ani się waż mieszać w to.

- Oh, widzę że zależy Ci na Twoim własnym posiłku, ale wiesz? Mało mnie to obchodzi, jakiś czas Cię obserwuję i pogrążasz się coraz bardziej, marnuje się Twój diabelski potencjał.

Poczułem jak Jego wargi przesuwają się powoli po moim policzku, złapałem Go agresywnie za szyję i odepchnąłem od siebie na ścianę obok.

- Precz ode mnie,

- A więc wybrałeś, w porządku, ciekawy jestem co najwyższy powie.

Roześmiał się znów w ten swój irytujący sposób. Zacisnąłem dłoń w pięść i widząc że chce się rozpłynąć zatrzymałem Go patrząc na podłogę.

- Przyjdź jutro, zrobię co będziesz chciał, tylko nie mieszaj się w to.

- Znaj moją łaskę, ''Panie''.

- Przysięgnij.

- Przysięgam na swoją duszę spaloną w piekle.

W tej chwili zniknął a ja zostałem w pokoju sam ze śpiącym jak dziecko Jiminem. Gdyby nie to że był pijany pewnie by się obudził, ale tak, ratował mnie Jego stan... Nie miałem co poradzić na tę całą sytuację, pozostało mi spełnić żądania tego dzieciaka.
Usiadłem obok Jimina zrezygnowany i lekko odgarnąłem mu włosy zasłaniające Jego twarz, poczułem że jestem nieco zmęczony więc ułożyłem się obok i objąwszy Go usnąłem spokojnie starając się nie myśleć o tym, co będę musiał zrobić jutro.


~~~~~~~~

Spałem dość długo, wczorajszy dzień dał mi mocno w kość, gdy uchyliłem powieki zauważyłem obok siebie patrzącego na mnie Jimina, delikatnie bawił się moimi włosami. Zaskoczony zamrugałem szybko i uniosłem się nieco, z początku chciałem do zwyzywać że mnie dotyka, ale w sumie, co było w tym złego? Zamiast tego spokojnym głosem zapytałem.

- Cześć dzieciaku, jak się czujesz? Głowa nie boli?

Widziałem że był zaskoczony tym pytaniem, ale szybko się zreflektował i skinął głową.

- Trochę boli, ale czuję się bardzo dobrze, jestem zdenerwowany i podekscytowany bo mam dzis ten casting, wiesz. Myślałem... Że może pójdziesz ze mną? Wiesz, dodać mi otuchy?

- Lepiej będzie, jeśli nie będę z Tobą szedł, możesz się tylko zbędnie zestresować albo coś, a sam rozumiesz, tego byśmy nie chcieli. Mój wzrok będzie Cię peszył tego jestem pewien, a musisz wypaść jak najlepiej, wiesz o tym.

- No.. Dobrze, niech będzie.

Cieszyłem się że udało mi się Go odsunąć od tego pomysłu, odetchnąłem i przeciągnąłem się leniwie, wtedy usłyszałem jak spada wazon ze stolika nocnego a zaraz po tym ciche stęknięcie Jimina, zdziwiłem się i spojrzałem w Jego stronę, stał podparty o niewysoki mebel i trzymał się za głowę. Wstałem z łóżka i podtrzymałem Go lekko.

- Jimin? Co się dzieje?

- Nic, nic, spokojnie, za szybko wstałem i zakręciło mi się trochę w głowie, ale już dobrze się czuję, muszę tylko odrobinę bardziej uważać.

- Jesteś pewien że nic się nie dzieje?

- Tak, to nic.

Jimin był bardzo wytrzymały i uparty, zabawne było to, że udawał takiego niewzruszonego za każdym razem. Pokręciłem głową zrezygnowany i usiadłem na łóżku, Jimin po dłuższej chwili pozbierał się do kupy i poszedł się szykować, musiał się odpowiednio ubrać, ale nie mogł znaleźć nic odpowiedniego. Wstałem i podszedłem do Jego szafy, po krótkim zastanowieniu się wyjąłem z niej białą luźną lejącą się koszulę z żabotem, na gorę zaś postanowiłem dać mu coś wyjątkowego, zdjąłem z siebie swoją marynarkę, czarną, z pięknymi ciemnogranatowymi zdobieniami, pasowała idealnie wręcz. Na nogi kazałem założyć mu zwykłe, czarne spodnie, całość prezentowała się wyjątkowo.

- Suga... Nie trzeba było...

- Oj już cicho, wyglądasz idealnie, z pewnością wszyscy jurorzy będą zachwyceni.

Chłopak wyraźnie był zmieszany i zakłopotany, jednakże nie zamierzałem się z Nim kłócić w tak błahej sprawie. W tej chwili jedyne co było mi potrzebne to to, żeby zwyczajnie opuścił mieszkanie. W każdej chwili mogłem się tu spodziewać Taehyunga, więc musiałem być bardzo ostrożny. Chociaż właściwie, dlaczego? Co mnie obchodził ten chłopak? Ten zwykły śmiertelny dzieciak? Chyba sam jeszcze nie wiedziałem co się dzieje ze mną, we mnie.

- Spóźnisz się jak zaraz nie wyjdziesz z domu, wiesz o tym?

Jimin jakby otrząsnął się i szybko zebrał wszystkie niezbędne rzeczy po czym i krótkim 'życz mi szczęścia'' uciekł z pokoju, po czym usłyszałem cichy trzask zamykających się drzwi wyjściowych z samego domu.
Poczułem się tak, jakby spadł mi kamień z serca. Uśmiech wpełzł mi mimowolnie na usta a ja pozwoliłem sobie jeszcze na chwilę położyć się na łóżku. Nie długo potrwała moja chwila spokoju. Może godzinę? Może pół, szczerze straciłem poczucie czasu na moment. Poczułem jak czyjeś włosy opadają mi na policzki, czyiś oddech lekko owiewa moją twarz a pościel delikatnie ugięła się pod ciężarem. Uchyliłem niechętnie powieki i ku mojemu zaskoczeniu ujrzałem... Jimina?

- Jimin? Co Ty tu robisz? Nie słyszałem żebyś wrócił z powrotem do domu. A jestem pewien że nie zasnąłem...Chyba że?

Jedyne co uzyskałem w odpowiedzi to uśmiech, ten szczery, sympatyczny i ciepły uśmiech chłopaka jakim dość często ostatnio mnie darzył. W Jego oczach było coś takiego, czego nigdy wcześniej nie udało mi się dostrzec, coś, co nie było możliwe do opisania słowami, myślami, ciałem czy duszą. Wiedziałem tylko jedno, było to coś, co mnie do Niego niesamowicie przyciągało. Starałem się sobie wytłumaczyć to co czuję, ale nie umiałem.
Chłopak był blisko, bardzo blisko, zbyt blisko. Ale nie chciałem żeby był dalej, ani o milimetr. Omamiał mnie sobą, mieszał w głowie zwyczajnie będąc takim jaki był, głupi dzieciak, sprawny, sprytny, zwinny... i jednak nie taki głupi skoro umiał mnie tak zmanipulować. Taehyung miał racje, miękłem przy nim, jak gąbka nasączana wodą, wchłaniałem wszystko co dobre od Niego.

- Jimin?

Znów brak słownej odpowiedzi, zbliżył się tak, że zaczynałem na sobie czuć ciężar Jego smukłego ciała. Coś co nazywało się strefa osobistą, nagle przestało istnieć. Cisza panująca w pomieszczeniu zdawała się być absolutnie nie możliwa do przerwania. Nie chciałem się już odzywać, nie chciałem zakłócać tej dziwnej ale przyjemnej chwili. Lekko odgarnąłem włosy chłopaka z twarzy i wsunąłem palce w miękką czuprynę. Nie zawahał się ani na chwilę, poczułem miękkie, ciepłe wargi na swoich, skąd w Nim ta odwaga?
Jednym sprawnym ruchem przekręciłem się tak żeby teraz to chłopak leżał wygodnie w miękkiej, potarganej pościeli. Teraz to ja przejąłem inicjatywę, ponowiłem delikatną pieszczotę ust, pogłębiając ją i przedłużając jednocześnie.
Co ja najlepszego wyprawiam? Pomyślałbym sobie że spale się za to w piekle ale... no właśnie, to miejsce mi nie straszne.
Jego ręce powoli i ciasno objęły najpierw moje ramiona, potem zaplotły się na karku i tam już zostały lekko zadrapując to miejsce.
Nie powinienem, ale chcę więc zrobię to co tylko będę chciał, kto może mi tego zakazać? Nikt, zupełnie nikt. Nie liczę się dla nikogo, nie istnieje dla nikogo, zwyczajnie jestem. Tu i teraz.

- Co Ty najlepszego wyprawiasz, dzieciaku?

Szepnąłem pomiędzy pocałunkami między miękkie, wilgotne wargi chłopaka które zachłannie dopraszały się uwagi. Dziwiło mnie trochę że chłopak tak nagle zaniemówił, aż tak się denerwował? Jedna z moich ciekawskich dłoni powędrowała na Jego biodro, potem udo, które lekko ścisnąłem wywołując cichutkie westchnięcie ze strony chłopaka. Poczułem że dość nerwowo rozpina moją koszulę, nie protestowałem, pomogłem mu. Oczywiście i Jego górne odzienie zniknęło gdzieś na podłodze. Niby już mieliśmy za sobą tego typu przygody, ale teraz? Teraz było jakoś inaczej...Znów zatopiłem swoje wargi w tych Jego i usłyszałem tylko krótkie:''Suga?''
Nie od razu do mnie dotarło że było to pytanie, co więcej, nie dobiegało z ust chłopaka którego właśnie dość zachłannie całowałem... Nagle poczułem się tak jakby coś kopnęło mnie dość mocno w żołądek. Odsunąłem nieco od swojego ''niedoszłego kochanka'' i zobaczyłem coś, co zupełnie mną wstrząsnęło. W drzwiach do pokoju stał Jimin, a moja jakże słodka ofiara...

- Taehyung?!

- Oj, chyba na mnie już pora, dzięki za przyjemną zabawę, Panie Demonie.

Nim zdołałem jakkolwiek Go zatrzymać, Tae rozpłynął się z głośnym perlistym śmiechem a ja zostałem sam z Jiminem który wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć histerycznym płaczem, lub który miał w zamiarach zwyczajnie mnie zamordować na tysiąc bolesnych sposobów.

- Jimin, posłuchaj mnie, to wcale nie jest tak... To był mój najgorszy wróg..

- Wróg? Nie rozśmieszaj mnie i wyjdź. Natychmiast wyjdź.

Pierwszy raz widziałem Go takiego, był jak tykająca bomba zegarowa, jeden zły ruch, wystarczy jeden zły ruch...
Wiedziałem że na nic zdadzą się moje tłumaczenia, zabrałem swoje ubrania i zwyczajnie wyszedłem z pokoju mijając Go w drzwiach.

- Przepraszam...

Nie uzyskałem odpowiedzi a tylko usłyszałem trzask drzwi i poczułem powiew powietrza na plecach wywołany impetem ich zamknięcia a w następstwie tego cichy stukot i płacz.
Pierwszy raz od długiego czasu, poczułem się jak najzwyklejszy zwyrodnialec, pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem że robię coś źle, że zrobiłem coś naprawdę okropnego.
Zmiękłem, Taehyung miał rację, ale nie mogłem pozwolić żeby temu chłopakowi stała się krzywda.
Suga, coś Ty narobił...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie spałem pół nocy, była już druga, a ja siedziałem na parapecie okna i zastanawiałem się co mam ze sobą zrobić. Niby byłem szczęśliwy, bo udało mi się dostać rolę w najważniejszym dla mnie przedstawieniu, zdeklasowałem konkurencje, byłem najlepszy, a jednak, czułem się teraz taki pusty, jakby ktoś zabrał mi część mnie. Wciąż miałem przed oczami to jak dotykał tego kogoś, jak całował...

- Po coś się tu zjawił? Mówiłem że nie chcę Cię widzieć, ciężko to zrozumieć?

Czułem gdy pojawiał się gdzieś w moim pobliżu, mimo że robił to zupełnie bezszelestnie, czułem to wręcz gdzieś na karku.

- Jimin, musisz mnie wysłuchać.

- Muszę? Nie, nic nie muszę, a tym bardziej słuchać Ciebie i Twoich idiotycznych tłumaczeń. Nie obchodzi mnie to co i z Kim robisz, ale nie życzę sobie tego w MOIM domu, w MOIM pokoju, rozumiesz?

Starałem się być silny, starałem się pokazać mu swoją złość, swoje wzburzenie, czułem że trzęsą mi się dłonie, ale starałem się i to z całej siły powstrzymać. Czułem się zraniony, skrzywdzony, tylko dlaczego? Przecież nie miałem do tego prawa, nie miałem do NIEGO prawa. Nawet najmniejszego, byłem z Nim związany tylko tym pieprzonym paktem, niczym więcej, więc co ja sobie najlepszego wyobrażałem? Kompletnie zgłupiałem.

- Jimin, zrozum mnie, zrobiłem to żeby Cię ochronić. To absolutnie nic nie znaczyło, do niczego właściwie nie doszło. Zrozum mnie!

Nie wytrzymałem, zsunąłem się z parapetu i z rozmachem zrzuciłem wszystko co stało na niewysokiej komodzie, wazon, jakieś badziewne bibeloty, wszystko roztrzaskało się o pobliską ścianę i podłogę. Widziałem że zaskoczyłem tym Sugę, podszedłem do Niego, złapałem Go w złości za poły marynarki i z całej siły przypchnąłem Go do ściany. Na mojej twarzy w tej chwili malowała się złość, wściekłość która szukała ujścia, niestety, w jej miejsce, wdzierała się powoli gorycz i żal, a co za nimi szło, łzy.

- Nie chce słyszeć Twoich tłumaczeń, nie chce mieć z Tobą nic wspólnego, nienawidzę Cię, szczerze nienawidzę. Nic nie znaczyło? Czyli zupełnie tak jak to co wyprawiałeś ze mną? Rzygać mi się chce jak Ciebie słucham, przysięgam, gdybym mógł cofnąć czas, to zrobiłbym to i usunął Cię ze swojego życia. Zamiast mi pomóc, zniszczyłeś wszystko, zniszczyłeś mnie. O to Ci chodziło? Rozkochać głupiego dzieciaka, zniszczyć każdy maleńki kawałek Jego serca, zabrać duszę? No tak, przecież jesteś wielki Pan demon, to Twój zasrany fetysz, prawda? Karmisz się tym, więc skończ już to wszystko, mam dość. Serdecznie dość. A ja... ja głupi robiłem to wszystko żeby Ci zaimponować, pokazać Ci że umiem, ze nie jestem zwykłym głupim człowiekiem, tylko kimś wartym większej uwagi.

W połowie mojej wypowiedzi policzki zalewały mi się łzami a serce boleśnie za szybko biło jakby zaraz miało wyskoczyć z mojej piersi albo zatrzymać się w mojej klatce. Nie mówiłem do Niego, zwyczajnie krzyczałem co jakiś czas szarpiąc Go za marynarkę. Byłem rozgoryczony, nie pamiętam czy kiedykolwiek się tak czułem.

- Jesteś dla mnie nikim, rozumiesz? Nikim...

Gdy wypowiedziałem te ostatnie słowa, poczułem mocne ukłucie w sercu, ja... wcale nie chciałem Mu tego powiedzieć, wcale tak nie myślałem.

- Zrozumiałem.

To było jedyne co usłyszałem, a Suga rozpłynął się znikając z mojego pokoju. Musiałem wyjść z domu, musiałem się uspokoić, odetchnąć, to powoli mnie przygniatało.
Ubrałem się i wyszedłem, udałem się do pobliskiego parku, tam zawsze lepiej mi się myślało.
Nie było mi jednak dane się uspokoić, bo co tam ujrzałem? Tego demona z którym obściskiwał się Suga, maltretował właśnie jakiegoś chłopaczka. Musiałem coś zrobić, chciałem mu wyjaśnić w dosadny sposób że nie podoba mi się to co zrobił z Sugą, spieprzył wszystko to, co się między nami zaczęło układać... Podbiegłem do Niego a chłopaczek który był jego niedoszłą ofiarą uciekł, ja złapałem Go za kołnierz i z całej siły uderzyłem Go w szczekę z pięści. Nie spodziewał się tego bo upadł od uderzenia na ziemię. Dopadłem do Niego i uderzyłem jeszcze raz i jeszcze... i jeszcze... Czemu nie znikał? Czemu pozwalał mi na to?

- Jak śmiesz wpieprzać się w moje życie? Czego chciałeś od Sugi?!

- Nie Twój interes dzieciaku.

- Nie moj?! To moje życie niszczycie, obaj! Więc tak się składa że to jest mój interes.

- Dobrze, wyjaśnie Ci ale przestań mnie okładać, bo nie mam prawa Ci oddać.

Zanim wymierzyłem kolejny cios, zatrzymałem się w połowie i zamrugałem zdziwiony, wstałem z ziemi i spojrzałem na Niego skołowany. Nie mógł mi oddać? Co to miało znaczyć?

- Mów teraz.

- Jezu, uspokój się dzieciaku. Nie mogę Ci zrobić najmniejszej krzywdy, bo złożyłem przysięgę Sudze, demoniczna przysięga to bardzo ciężka sprawa, trochę jak rana dla człowieka. A Suga, On wcale nie zdradził Cię z premedytacją, zmusiłem Go do tego, straszyłem Go że naślę na Niego i na Ciebie naszego wspólnego znajomego, demona, który zrobiłby Ci ohydne rzeczy, myślałem że nie przejmie się tym, a jednak, przysiągł mi że zrobi co będę tylko chciał, bylebym się w to nie mieszał. Chciał Twojego dobra więc musiałem Go jakoś podejść, widział Ciebie, nie mnie, to Ciebie dotykał, nie mnie. To obrzydliwe co powiem, ale nigdy nie dotykał tak nikogo, z nikim sie tak nie obchodził. Wiedziałem że zaraz wrócisz do domu, zrobiłem to specjalnie.

Czułem że serce znów mi mocniej bije z nerwów, zacisnąłem mocno wargi i przypomniałem sobie jak potraktowałem Sugę, nie dałem mu powiedzieć ani słowa.

- Więc to wszystko co mu powiedziałem, to Twoja wina!

- Nie dzieciaku, to Twoja wina, bo nie pozwoliłeś mu nic wyjaśnić, tak jak przeczuwałem, teraz... martw sie sam za siebie.

Taehyung rozpłynął się w powietrzu z cichym  śmiechem a ja natychmiast biegiem zawróciłem do domu. Musiałem Go przeprosić, musiałem to wszystko naprawić, nie mogłem tego tak zostawić, bo przecież ja wcale Go nie nienawidzę...
Gdy wbiegłem do domu usłyszałem ciche brzdękanie na pianinie, udałem się do źródła dźwięku i ujrzałem tam Sugę, całe szczęście, nie zniknął zupełnie.

- Suga! Ja już wszystko wiem, Taehyung mi powiedział co zrobiłeś! Ja przepraszam Cię! Nie chciałem Cię tak potraktować, powinienem był Cię wysłuchać... Chciałeś mnie chro...

W tej chwili Suga spojrzał na mnie wzrokiem takim, jakim jakim jeszcze nigdy, pełnym żalu, goryczy, nim zdołałem cokolwiek zrobić, powiedzieć - skinieniem ręki zatrzasnął mi drzwi od pokoju przed nosem a ja zostałem tam gdzie stałem w zupełnym szoku, co ja narobiłem? Zacząłem dobijać się do drzwi, krzyczałem, prosiłem żeby je otworzył, żeby to On mnie wysłuchał, mimo iż na to nie zasługuje, czułem si okropnie, ale przede wszystkim psychicznie, szarpałem za klamkę, prosiłem, błagałem... Ale z pokoju nie usłyszałem żadnego odzewu, wciąż miałem przed oczami ten wzrok, te oczy pełne... żalu.

 - Suga, przepraszam...

Poczułem  że nagle mocno zakręciło mi się w głowie, odsunąłem się nieco w tył od drzwi, starałem się złapać równowagę - na marne. Przed oczami zrobiło mi się ciemno a ciało bezwiednie opadło na ziemię...


Ciąg dalszy nastąpi.






środa, 23 listopada 2016

Pure evil cz. 5

Kolejny rozdział, kolejna część za nami, a przed nami, jeszcze trochę się wydarzy, szukuje się małe zamieszanie? A może wszystko się ułoży? Oczekujcie z niecierpliwością dalszych wydarzeń naszych bohaterów.
Mam nadzieję, że podoba się wam to moje małe dzieło, bo mnie osobiście niesamowicie przyjemnie się to pisze :)
Piszcie, komentujcie, lajkujcie XD
Kolejna część już niedługo, jak tylko praca mi an to pozwoli.
Tymczasem, zapraszam do czytania!


Typ: ANGST
Parring: Yoonmin




Trochę zajęło mi dojście do siebie, całą sytuacja jaka miała miejsce przed chwilą kompletnie mnie rozbiła. Wyszedłem z szatni zamykając za sobą drzwi, musiałem pójść porozmawiać z Sugą, czy On to przewidział? Że Kook wyzna mi miłość? Zrobił to specjalnie? Co nie zmieniało faktu, że czułem się... Dziwnie nieswojo. Wolałem żeby... A w sumie, nie ważne było co wolałem, chciałem Go teraz znaleźć i powiedzieć mu co się stało, musiałem się z Nim podzielić swoimi wrażeniami.
Wróciłem na salę, ale Jego tam nie było, zastałem tylko spakowane rzeczy z treningu i nic więcej. Cóż, już tak miał że pojawiał się i znikał wtedy, kiedy miał ochotę, postanowiłem Go poszukać, jednakże nie było go w całym budynku, po za Nim również nie. Gdy udałem się do domu, Jego pokój był zupełnie pusty, a było to chyba ostatnie miejsce w jakim mogłem Go znaleźć.
Wciąż dręczyło mnie to, co się stało, postanowiłem że wybiorę się na spacer. Nie miałem z kim porozmawiać, a musiałem przetworzyć to wszystko co działo się w mojej głowie, nogi poniosły mnie w stronę parku. Miałem tam jedno miejsce, które zawsze pozwalało mi odetchnąć, pozbierać myśli w jednolitą całość, był to mały mostek nad strumieniem przepływającym przez cały park, ku mojemu zaskoczeniu, ktoś zajmował moje ulubione miejsce, a tym kimś, był... Suga?

- Suga! Jesteś! Szukałem Cię wszędzie, gdzie się podziewałeś? Myślałem że na mnie poczekasz.

- Szukałeś mnie? Po co? Nie jesteś z tym dzieciakiem? Odrzucił Cię czy jak? Po co miałem czekać? Byłeś przecież zajęty.

Słowa Sugi trochę mnie zdziwiły, odniosłem wrażenie że słyszę w nich coś jak zazdrość?W dodatku ton głosu jakim operował mówiąc to, był dość dziwny. Pełen wyrzutów? A może przez natłok dzisiejszych spraw mój mózg płata mi figle i każe mi myśleć właśnie w taki sposób? Sam nie wiedziałem co jest ze mną grane. Pokręciłem przecząco głową i usiadłem przy chłopaku.

- Nie, nie odrzucił mnie, właściwie, to wyznał mi ukrywaną wcześniej miłość... Ale... Skąd ten ton? Jesteś... Zazdrosny?

W tym momencie Suga spojrzał na mnie dość surowo marszcząc brwi, po chwili jednak prychnął tylko i pokręcił głową.

- Zazdrosny? O Ciebie czy o kogo? Właściwie nie ważne o kogo, jesteście przecież tylko ludźmi a ja jestem demonem, to tak w kwestii przypomnienia. Nie żartuj sobie ze mnie tak więcej.

Zaśmiałem się tylko gorzko słysząc jak się poirytował moimi słowami. Znów musiał ukazać swoją wyższość, swoją przewagę nade mną, nad człowiekiem. Nad całą rasą ludzką. Miałem wrażenie że jest bardzo nieszczęśliwy, dlatego tak za każdym razem mnie atakuje, ale zdołałem się już przyzwyczaić. Właściwie, zdołałem to w Nim polubić, tę nieprzewidywalność, złapałem się na tym właśnie w tej chwili, jednocześnie naszła mnie jedna myśl, jedna kwestia... Nawet jeśli, te kilka dni, pozwoliło mi... zakochać się w Nim, w tej Jego wrażliwej, dość ''ludzkiej'' stronie, w nawet najmniejszym stopniu, jaka byłaby tego przyszłość? Przecież jak sam powiedział, Ja jestem człowiekiem a On jest demonem... Otrząsnąłem się z zamyślenia po chwili patrząc na Niego.

- Chodź, idziemy się napić, dzisiejszy dzień był tak udany, że muszę się porządnie napić i chcę zrobić to z Tobą, panie DEMONIE.

Mruknąłem przyklejając na twarz swój uśmiech szeroki, szczery, chociaż w głębi, czułem się źle, było mi jakoś.. Przykro, jakby zimno? Wstałem z ziemi i poczułem że mocno zakręciło mi się w głowie, do tego stopnia że prawie upadłem, jednak zaraz przy moim boku znalazł się Suga, złapał mnie pewnie i ustawił do pionu.

- Jesteś pewien że chcesz pić skoro już się zataczasz jak pijany?

- Aj weź, zakręciło mi się tylko w głowie, pewnie za szybko wstałem. Nic mi nie jest, jestem zdrowy i silny!

Zaśmiałem się cicho chociaż czułem się w tej chwili wyjątkowo dziwnie, w głowie trochę mi szumiało, ale po chwili wróciłem do siebie, to musiała być chwilowa słabość.
Złapałem Sugę za dłoń i pociągnąłem Go za sobą do swojej ulubionej knajpki, naprawdę miałem ochotę się napić, zrelaksować się zupełnie, opić to co miałem do opicia, mianowicie nagły awans i możliwość spełnienia marzeń na castingu do opery. Wszystko to czego chciałem od dawna, zaczynało się spełniać, to musiała być Jego zasługa, bo kogo innego? Ten kontrakt okazał się prawdą, faktycznie działał... Niesamowite.
Po przejściu niedużego kawałka drogi znaleźliśmy się w miejscu do którego ciągnąłem swojego towarzysza.
Zajęliśmy jedno ze spokojniejszych miejsc, w rogu pomieszczenia. Było przysłonięte wysoką donicą z jakimiś niezidentyfikowanymi roślinami. Idealnie, cicho, spokojnie. Gdy podeszła do nas kelnerka, zamówiłem od razu butelkę mocnej whisky. Gdy takowa została nam przyniesiona wraz z dwiema szklankami, Suga otworzył butelkę i rozlał do obu naczyń po odpowiedniej ilości trunku podsuwając jedno ze szkieł w moją stronę. Wziąłem swoją porcję w dłoń i uniosłem ją lekko skinąwszy głową.

- A więc, za dalszą, przyjemną współpracę, panie.. Demonie.

Suga tylko skinął głową w milczeniu upijając lekki łyk ze szklanki, ja oczywiście zachłannie wypiłem dwa spore łyki po chwili krzywiąc się jak po zjedzeniu cytryny, zwyczajna reakcja z mojej strony na pierwszy łyk tego mocnego trunku.

- Ależ mocny, dawno nie piłem. Ale, nie można pić w milczeniu, Suga, powiedz no mi, jak to było z Tobą, bo... jak dobrze rozumiem, nie urodziłeś się demonem, hm? Byłeś człowiekiem prawda?

- No brawo Sherlocku, świetna dedukcja, ktoś Ci pomógł czy sam na to wpadłeś?

Poczułem się tak, jakbym został spoliczkowany, znów ta głupkowata ironia, sarkazm, chłód w Jego wypowiedzi, więc znów ''wrócił'' stary Suga? Zacisnąłem dłon na szklance i upiłem duszkiem całą jej zawartość po czym dolałem sobie kolejną porcję. Gdy już chciałem i ją wlać w siebie, Suga złapał moją dłoń zaciśniętą na szkle i powstrzymał mnie.

- Hej, hej, Jimin, nie pij tak szybko, spokojnie... Wybacz że znów byłem taki oschły, ale dobrze wiesz, taka natura demona, nie zwykłem być bardzo uprzejmy i grzeczny, sam rozumiesz. Ale wracając do Twojego pytania, owszem, nie urodziłem się demonem, pochodzę z tego miasteczka, kiedyś, w tych willach, żyli najbogatsi mieszkańcy, stąd moje dość nietypowe odzienie, stąd też wrażenie że ten dom w którym teraz mieszkasz jest starszy niż wygląda, jak z innej epoki.

- Woooaaaah, czyli, wychodzi na to, że żyłeś w tym domu w którym teraz mieszkam ja, już dawno dawno temu?

- No nie aż tak dawno, ale to już jakiś dłuższy czas minął, to miejsce zawsze było trochę zacofane, jak z innej epoki, jak z innych czasów, a ja umarłem ledwie... 25 lat temu.

Już widziałem Go jako bogatego paniczyka z dobrego domu, odzianego w najlepsze materiały, byłem pewien że ze swoją urodą, mógł przebierać w pięknych kobietach, rozrywkach. Co było najzabawniejsze, nawet z tą swoją wiecznie kpiącą miną, wiecznym grymasem niby to niezadowolenia, był przystojny i w pewien sposób pociągający, więc z pewnością cieszył się zainteresowaniem płci przeciwnej, jak i z resztą tej samej, bo cóż, nie przespałby się ze mną gdyby nie lubił mężczyzn... Cholera, co czego ja teraz wracam, już zdołałem zapomnieć o tym co się wydarzyło a teraz umysł podsunął mi to z powrotem.

- Ej, to naprawdę ciekawe, aaa powiedz mi, jeździliście wtedy konno?!

Nie mogłem się powstrzymać, widziałem to wszystko zupełnie inaczej, niż było w rzeczywistości, przecież 25 lat, to nie taki duży okres czasu...

- Jimin, to 25 lat, a nie 250. Były już wtedy samochody... I to całkiem niezłe. Ale mimo wszystko, owszem, miałem konie, dwa, ale to nie ważne, dawne dzieje, juz tego nie ma, i nie wróci.

No i znów musiał mnie skarcić, ale chyba przyzwyczajałem się do tego, bo za każdym razem, bolało to mniej, chociaż może to była wina alkoholu? Ta Jego nieosiągalność mnie  coraz bardziej pociągała... To musiała być wina alkoholu. Zauważalnie butelka się opróżniała z każdym kolejnym wymienionym zdaniem, a ja coraz bardziej się cieszyłem jak idiota ze wszystkiego, z byle niczego.
Przesiadłem się tak żeby być obok towarzysza, przeciągnąłem się leniwie i zawołałem kelnerkę żeby przyniosła nam kolejną butelkę gdy tak się stało, nalałem nam więcej alkoholu i spojrzałem zupełnie poważnie na Sugę.

- Suuuuugaaa, teraz powiem Ci super ważną tajemnicę, ale nie mów nikomu, okej?

- No mów Jiminnie, mów.

Pochyliłem się do Jego ucha i owiewając je ciepłym oddechem wyszeptałem po chwili chichocząc cicho.

- Bo jaaa wolę mężczyzn...

- Naprawdę? No nie szło się domyśleć głuptasie.

Zaśmiałem się idiotycznie i klepnąłem Go lekko w udo zostawiając w tym miejscu swoja dłoń.

- Ale poważnie, wiesz? Jak miałem 10 lat, to zdałem sobie sprawę, że lubię chłopców, a to wszystko przez mojego nauczyciela od tańca, dotykał mnie pokazując co robię nie tak ii było taaak fajnie że mi zostało i wolę chłopców. Ale to będzie nasza tajemnica, hm?

- Oczywiście, zabiorę tę tajemnicę aż do grobu. Ale już widzę jaką Ty miałeś minę jak Cię ten nauczyciel poprawiał tam przy tym tańcu.

Podobało mi się to, jak zmieniła się nagle atmosfera, było tak dobrze, tak spokojnie, przyjemnie, nikt nie krytykował, nie krzywił się. Był tylko śmiech, uśmiechy, czysta radość.

- A weź Ty, głupi jesteś! Teraz Twoja kolej, masz mi coś o sobie opowiedzieć, cokolwiek, albo... albo wiem! Opowiedz mi szybciutko, jak umarłeś!

Wytrajkotałem z uwagą się mu przyglądając, w tej samej chwili, cały nastrój wyparował, uśmiech którym wcześniej mnie obdarowywał nagle zniknął, wstąpiłem na cienki lód, byłem przygotowany na to, żeby dostać po głowie, żeby zjebał mnie z góry do dołu, zniknął, zostawił mnie tu samego, ale stało się coś zupełnie nieoczekiwanego przeze mnie.

- W sumie, jestem Ci to winny... Chociaż, nie chcę o tym rozmawiać, jeśli mam być szczery. Dzień mojej śmierci był jedną wielką katastrofą...

~~~~~~~~~~~

Szpital jak szpital, biały, zwyczajny, nijaki, a niby prywatny i kosztowny. Szedłem z bukietem kwiatów do sali numer sześć, dział okulistyczny. Brzmi niegroźnie, ale niestety, było groźnie. Ostrożnie zapukałem do drzwi po czym wszedłem do środka, na łóżku siedział chłopak o całkowicie ciemnych włosach, trochę przysłaniających mu oczy, kiedyś piękne, ciemne, pełne iskierek szczęścia, teraz były jakby puste, mętne, na kolanach przed sobą trzymał duży szkicownik i coś zawzięcie rysował.

- Cześć Hoonnie.

- Cześć! Miło że przyszedłeś do mnie, chodź, usiądź obok, pokażę Ci co narysowałem.

Uśmiechnąłem się gorzko. Ja już dobrze wiedziałem co takiego narysował, jedno wielkie.. nic. Ale rzecz jasna, musiałem udawać, że wcale tak nie było. Usiadłem obok chłopca i pogładziłem Jego miękkie, ciemne włosy po czym przyjrzałem się bohomazom na kartce. Kiedyś rysował tak pięknie, że zastanawiałem się nie raz, czy to nie jest zdjęcie lub coś takiego, ale teraz? Teraz już tak nie było, odkąd zachorował. Z dnia na dzień zaczął tracić wzrok, było coraz gorzej i gorzej, aż zupełnie przestał widzieć, męczył się, cierpiał, świat zaczął zupełnie da Niego znikać, Jego serce zasnuwał smutek i żal, bo On, artysta, plastyk, teraz nie mógł zrobić w życiu zupełnie nic. Nic nie miało już dla Niego sensu. A piękny uśmiech, jakim zawsze mnie witał, znikał na wiele wiele dni, czasem tygodni...

- Zobacz, ładne?

- Tak, Hoonnie.. To ba...

- Nie kłam, przynajmniej Ty... Proszę Cię... Dobrze wiesz że tego nie chcę.

- Ale...

- Nie, nie ale, miałeś być ze mną szczery, prawda?

- Prawda, wybacz mały, powiedz, co mówił lekarz?

- Lekarz? Nic wielkiego, właściwie tylko tyle że wypisują mnie ze szpitala i mam czekać na operację, jestem już zapisany w kolejce. Zrobili mi jakieś badania, nie wiem jakie i nic więcej w tej chwili nie da się zrobić. Więc, możesz mnie spakować?

- Ah, tak. Oczywiście.

Szepnąłem spokojnie i pogładziłem jeszcze chłopca po głowie i zabrałem się za pakowanie Jego wszystkich rzeczy do malej walizki. Gdy uporałem się z tym zadaniem, pomogłem mu się ubrać i wyszliśmy ze szpitala odbierając wypis od lekarza, nie mogłem jednak Go zobaczyć, bo Hoonnie zabrał Go i schował do swojej małej torby podręcznej jaką nosił na ramieniu. Dziwiło mnie to trochę, ale nie chciałem na Niego w żaden sposób naciskać, Odkąd Jego zdrowie zaczęło się pogarszać, był bardzo drażliwy, delikatny, niepewny.
Gdy wyszliśmy z budynku, Hoon lekko złapał mnie za dłoń i pociągnął delikatnie zmuszając żebym się zatrzymał.

- Kupisz mi wodę? Chce mi się strasznie pić, ja tutaj poczekam.

- Wodę? Dobrze, to zaraz do Ciebie wrócę. Poczekaj tu.

Szepnąłem cicho i ucałowałem skroń chłopaka stawiając walizki na ziemi tuż obok Niego, odwróciłem się i poszedłem do małego sklepu tuż przy ulicy. Nim zdołałem zapłacić za wodę, coś mnie tchnęło, coś kazało mi się odwrócić, w tej samej chwili olśniło mnie że On nienawidził wody, nie lubił pić wody, tylko soki, napoje... Gdy się odwróciłem, przerażony zauważyłem że Hoon powolnym krokiem zmierza ku ruchliwej jezdni, serce mi się na chwilę zatrzymało, wybiegłem ze sklepu zostawiając swoje zakupy, z lewej nadjeżdżał bardzo szybko samochód, liczyła się każda sekunda, każda...

- Hoon! Nie! Hoonnie!

Krzyknąłem i wbiegłem na ulicę, wypchnąłem Go sprzed pędzącego samochodu, potem... potem poczułem silne uderzenie. Upadłem na ziemię z dużym impetem turlając się chwilę, poczułem zupełny bezwład, robiło mi się ciemno przed oczami, coraz ciężej się oddychało, krztusiłem się własną krwią, zauważyłem jak Hoon podczołgał się do mnie, zaczął płakać, kurczowo złapał poły mojej marynarki i zaczął krzyczeć.

- Dlaczego to zrobiłeś?! Dlaczego?! Ja jestem kaleką! Po co mnie uratowałeś?!

- Przecież... czekasz na... operację...

- Nie czekam, lekarz powiedział że nie ma dla mnie nadziei, wzroku nigdy nie odzyskam, nigdy rozumiesz?! Ja nie chcę żyć, nigdy więcej nie będę mogł patrzeć w Twoje oczy, nigdy nie będę mógł już spojrzeć na zachód słońca... Nigdy...

- Teraz... to i ja już nigdy nie zobaczę zachodu słońca... Wybacz mi, Hoonnie... Chciałem dobrze, obiecuję Ci, że wszystko będzie dobrze.

- Nie pozwalam Ci umierać, nie pozwalam Ci mnie zostawiać!

Wtedy, ogarnęła mnie zupełna ciemność, zrobiło się zimno, nieprzyjemnie i potem... nie było już nic.

~~~~~~~~~


- Suga...

Widziałem na twarzy mężczyzny smutek, żal... Cały alkohol ze mnie jakby uleciał, zacząłem żałować że pytałem Go tak uparcie co się stało, jak to się stało, ale jednego jeszcze nie rozumiałem..

- Ah, dawne dzieje, Jiminnie, chciałeś wiedzieć, więc Ci powiedziałem...

- To... Było przecież takie bohaterskie, dzielne... Więc... Nie rozumiem jednej rzeczy.

- Dlaczego stałem się demonem, hm?

- No tak... Właśnie tego.

- Widzisz, faktycznie, po tym czynie, trafiłem do nieba, ale nadużyłem swoich uprawnień, zjawiłem się na ziemi, jako anioł stróż Hoon'a. Przywróciłem mu wzrok, sprawiłem że mógł mnie zobaczyć, za to właśnie, zostałem ukarany zesłaniem do piekieł, i tak, stałem się diabłem, demonem, czystym złem...

Znów mnie zatkało, więc tak to się stało, tak znalazł się w miejscu w jakim był teraz. Westchnąłem cicho i wstałem ze swojego miejsca, usadowiłem się bez pytania i bez zbędnych ceregieli na kolanach mężczyzny, bokiem do Niego, objąłem Go spokojnie za szyję opierając głowę na Jego ramieniu. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, co mogę zrobić, czułem się teraz trochę winny że wyciągnąłem to z Niego, wiedziałem że to nie jest prosta sprawa, że to ciężkie wspomnienia, ale nie wiedziałem, że aż tak...

- Przykro mi to słyszeć, to co Ci się przydarzyło, jest nie pojęte, przykro mi że to z Ciebie wyciągnąłem, ale byłem zwyczajnie ciekaw... Wiesz? Dla mnie nie jesteś żadnym złym, bezlitosnym demonem, teraz jesteś moim własnym dobrym demonem stróżem, o.

- Aj Jiminnie, głupek z Ciebie że ho ho. Jak mogę być Twoim demonem stróżem? To anioły są stróżami, a demony są złe.

- Ale Ty nie jesteś złyy, no weź... Albo może.. jesteś ale ja zaczynam się w Tobie zakochiwać i tego nie dostrzegam? A demony to mogą się zakochać? Albo...

Poczułem po chwili jak zamyka mi jadaczkę pocałunkiem, zaśmiałem się cicho i mocniej objąłem Go za szyję chętnie oddając pocałunek, czułem jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim ciele, fala dreszczy delikatnie przebiega po moich plecach. Jego usta były miękkie, wilgotne, przyjemnie otulały moje. Zatracałem się w Nim z chwili na chwilę, z każdym Jego gestem, każdym dotykiem, czułem się coraz bardziej wyjątkowo, jakby nie liczył się nikt inny, nie obchodziły mnie intencje, nie obchodziło mnie nic i nikt, tylko On sam, chciałem żeby został przy mnie tak długo jak tylko będzie to możliwe.
Czułem że ten pocałunek coraz bardziej mnie rozpala, moje ciało zaczynało odmawiać mi posłuszeństwa, zaczynało działać zupełnie samo, a może to była kwestia tego, że alkohol dopiero zaczynał skuteczniej działać a ja byłem bardziej nim otumaniony?
Odsunąłem się lekko od Niego i uśmiechnąłem się opierając czoło o to Jego, spokojnie patrzyłem w Jego ciemne, nieco chłodne oczy. Coś w nich było takiego.. Niezwykłego.
Znów zapragnąłem pocałunku, ale mężczyzna przyłożył mi opuszki palców do ust.

- Jiminnie, chodźmy stąd już, w domu będą buziaczki co Ty na to?

- Dooobrze... To chodźmy..

Mruknąłem cicho i wstałem czując że w głowie znów mi zaszumiało, oparłem się o Jego ramię i przymknąłem oczy.

- Wiesz cooo? Chyba się trochę upiłem...

Mruknąłem śmiejąc się głupkowato, na co Suga tylko przewrócił oczami i pokręcił głową z politowaniem.

- No co Ty nie powiesz? W takim stanie to Ty chyba nigdy nie dojdziesz sam do domu, więc będę zmuszony Cię zanieść.

Poczułem jak pewnie bierze mnie na plecy, żeby nie spaść, objąłem Go kurczowo za szyję, jednocześnie oplatając nogami Jego biodra, gdy już pewnie mnie chwycił pod pośladkami, wyszliśmy z lokalu, zapłatę zostawiając na ladzie.
Na świeżym powietrzu wcale nie zrobiło mi się lepiej, alkohol coraz bardziej otumaniał mój mózg, a ja nie mogłem nic na to poradzić, bądź co bądź świetnie się bawiłem będąc niesionym przez mężczyznę.

- Tylko się nie rzygaj, dobra? Bo wrzucę Cię do rzeki jak obrzygasz mi ubrania.

Słysząc tę groźbę zaśmiałem się radośnie jakby ktoś opowiedział mi najlepszy kawał na ziemi.

- Haha! Nie zrobisz tego! Za bardzo mnie lubiisz Suuuuuga.

Wybełkotałem mu wprost do ucha spokojnie opierając głowę na Jego ramieniu korzystając z tego jak mnie niósł. Nie odpowiedział w żaden sposób, usłyszałem tylko ciężkie westchnięcie z Jego strony. Jak zwykle z resztą, pełne poirytowania. Cały On.
Musiałem trochę przysnąć, bo nie minęła długa chwila, a byliśmy juz w domu, rozejrzałem się niemrawo po pomieszczeniu do którego mnie wniósł, okazało się ono nie moim pokojem, a Jego. Ale to nie miało w tej chwili żadnego znaczenia dla mnie. Poczułem jak ostrożnie kładzie mnie na łóżku, które swoją drogą było niesamowicie wygodne, uśmiechnąłem się okrywając szczelnie kołdrą, jednak widząc że Suga się oddala, złapałem kurczowo Jego dłoń.

- Co się dzieje, Jiminnie?

- Nie idź, proszę... Zostań ze mną, chociaż chwilę...

- Dobrze, ale śpij już proszę.

- Dobrze, ale nie zostawiaj mnie... Nie zostawiaj. Zostań moim Demonem stróżem na zawsze...

Przymknąłem oczy i wciąż trzymając Go za rękę, powoli poczułem że ciepło jakie mnie ogarnęło, zaczyna mną władać i powoli mnie usypia, nim się obejrzałem... Usnąłem cicho pochrapując, byłem wykończony, ale szczęśliwy.

~~~~~~~~~~~

Gdy upewniłem się że chłopak usnął, wyplątałem swoją dłoń z tej Jego i uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc jak spokojnie śpi. Jak małe dziecko, lekko uchylone usta, zmierzwione włosy... Wyglądał niewinnie, bezbronnie.
W głowie cały czas szumiały mi Jego słowa. ''Zostań moim demonem stróżem na zawsze''.

- Dzieciaku, nawet gdybym chciał... Nie mogę z Tobą zostać... Zrobiłbym Ci tym większą krzywdę niż robię teraz...

Szepnąłem bardziej sam do siebie i przymknąłem oczy. Chłopak najwyraźniej zaczynał się we mnie zakochiwać, ale czy to było tylko jednostronne? Przecież... mnie nie wolno...
Odrzuciłem od siebie te myśli i pochyliłem się nad Nim, musnąłem ostrożnie Jego skroń, jakby bojąc się, że przy moim dotyku rozpadnie się na milion kawałeczków, a ja nie będę w stanie już nigdy Go pozbierać. Gdy tylko się wyprostowałem, usłyszałem cichy oklask za swoimi plecami, a zaraz po nim, ten znajomy, cholernie nieprzyjemny głos.

- No brawo, brawo dla wszechmogącego demona, zastępcy samego lucyfera, najgorszy z najgorszych ma słabość do jakiegoś człowieka, to bardzo interesujące...

- Czego tutaj szukasz, Taehyung....?

- Zabawy...


Ciąg dalszy nastąpi.





poniedziałek, 7 listopada 2016

Pure evil cz. 4

No i jest czwarta część. Trochę dłużej zajęło mi pisanie jej, przez brak czasu i chwilowo brak weny, ale rozdział się pojawił i następne również się zjawią, nie wiem tylko w jakim odstępie czasowym. Mam nadzieję że będzie się wam podobać kolejny rozdział mojego małego dzieła.
Zapraszam do czytania i komentowania! <3





Typ: ANGST?
Parring: Yoonmin, Jikook.

Przebudziłem się rano, dość późno, bo teoretycznie zbliżało się południe, dziś znów miałem dzień wolny, ale nawet jeśli bym go nie miał, zrobiłbym tak, żebym jednak został w domu. Nie miałem siły wychodzić dziś do pracy. Rozejrzałem się po pokoju nie do końca jeszcze ogarniając sytuację gdzie jestem, co ja robię. Przewróciłem się lekko na lewy bok i zauważyłem śpiącego obok prześladowcę. Suga... Z początku się przestraszyłem, bo w sumie miałem wrażenie że to wszystko, co stało się wczoraj, było zwykłym snem, a jednak, stało się, tylko nie wiedzieć czemu, nie żałowałem tego. Miał rację, to było moje pragnienie, marzenie pewnego rodzaju. I On je spełnił.
Gdy tak spał, wyglądał... Zwyczajnie, spokojnie, zupełnie niegroźnie, jak normalny człowiek który śpi, je, pracuje, żyje. Nie szło uwierzyć w to, że był to bezlitosny demon, krzywdzący każde ludzkie istnienie, sprawiający ból i cierpienie. Ale to naprawdę był demon, w swojej własnej niesamowicie przystojnej osobie.
Przyłapałem się na tym, że podziwiałem spokojnie te bladą skórę, kruczoczarne włosy, ładną szczękę. Te miękkie czarne kosmyki ,lekko przysłaniały Jego twarz, więc sięgnąłem w jej kierunku żeby odgarnąć je delikatnie, ale nagle poczułem jak Jego chłodna tym razem dłoń łapie mój nadgarstek, uchylił powieki i spojrzał na mnie z uśmiechem już po króciutkiej chwili znajdując się nade mną, ot tak. Zamrugałem kilkakrotnie zaskoczony patrząc na Niego uważnie po czym natychmiast wysunąłem się spod Niego zabierając kołdrę. Owinąłem się nią szczelnie i już chciałem zacząć się na Niego wydzierać ale zostałem najzwyczajniej w świecie rozkojarzony Jego stanem, otóż, leżał sobie taki, jak młody bóg, roznegliżowany na mojej zmiętoszonej pościeli, miał szczęście że kawałek prześcieradła zasłaniał Jego męskość, bo chyba bym spalił się ze wstydu, nie wiedziałem czemu, ale to co się wczoraj stało było dla mnie krępujące. A On, w takiej... kuszącej pozycji, nie pomagał mi ani odrobinę. Szybko założyłem na siebie swój szlafrok kręcąc z niedowierzaniem głową.

- Ubrałbyś się chociaż.

Rzuciłem przez ramię odwracając się twarzą w kierunku dużego lustra, przypomniało mi się to, jak wczoraj mocno ugryzł mnie w obojczyk, podszedłem bliżej swojego odbicia i odchyliłem lekko kawałek szlafroka z ramienia, ku mojemu zaskoczeniu nie widniało na nim brzydkie ugryzienie, ani nic równie nieprzyjemnego, tylko coś na kształt tatuażu. Przesunąłem po nim lekko palcami przyglądając się coraz uważniej, zająłem się tym na tyle, że nie zauważyłem kiedy Suga podszedł do mnie bezszelestnie. Poczułem jak lekko obejmuje mnie ramieniem w pasie układając brodę na moim odsłoniętym ramieniu.

- Wiesz, że to połączyło nas do momentu gdy umrzesz? A nawet i po tym czasie? Teraz już nigdy się mnie nie pozbędziesz, Jiminnie...

Gdy wyszeptał mi te słowa do ucha, poczułem jak dreszcze ogarnęły calutkie moje ciało, od koniuszków palców, aż po sam czubek głowy. Miał cichy, lekko chrapliwy głos, a gdy szeptał, stawał się tak pociągający, że nie szło wytrzymać.

- Wiem o tym, mam nadzieję że nie będę tego żałować.

- Nie udawaj takiego chłodnego, nie powiesz mi teraz że mnie nienawidzisz, prawda?

- Suga, puść mnie, no już.

Mruknąłem cicho i wyswobodziłem się Jego objęć, byłem naprawdę skrępowany Jego bliskością, zwłaszcza że chyba nie zamierzał się ubrać.

-  Jak ja lubię sposób w jaki wymawiasz moje imię, wiesz? A ten znak... Lepiej ukrywaj, a znajomym mów że zrobiłeś sobie tatuaż, wiesz, w tej norze zabitej dechami, ludzie są bardzo religijni, gdyby dowiedzieli się że zawarłeś pakt z demonem... Źle by się to skończyło a tego, oboje nie chcemy, hm?...

Znów ten ton głosu, to nie było możliwe do zniesienia. Nie zamierzałem tak stać więc jakimś sprytnym cudem wyswobodziłem się z Jego objęć i rzuciłem w Niego Jego spodniami które zgarnąłem z ziemi.

- Ubierz się pajacu!

Krzyknąłem w końcu i udałem się do łazienki, musiałem wziąć porządny, dłuugi prysznic.

~~~~~~~~~~~~

Spodziewałem się że Jimin wróci do normy, ze znów będzie się zachowywał jak przed naszym zbliżeniem, jednakże już byłem tylko pajacem a nie natarczywym gnojkiem, idiotą, intruzem.
Od tego momentu, musiałem zacząć wdrażać swój sprytny plan, chłopak musiał mieć wrażenie że naprawdę zaczyna mu się powodzić. Pierwszym miejscem, była... praca.
Korzystając z tego że Jimin miał dziś dzień wolny, udałem się w to miejsce, nieodwracalnie namieszałem w zamówieniu sporządzonym przez zastępcę kierownika, był to kompletnie roztrzepany facet w dodatku nijaki, zadbałem o to żeby nie dotarło na miejsce tyle towaru ile miało, w dodatku czarodziejsko zniknęły pieniądze z konta firmy i poszły na konto owego chłopaka. Wydawało mi się ze w zupełności to wystarczy na to, żeby go zwyczajnie wyrzucili, a kto zajmie cieplutką posadkę za czterokrotną dotychczasową pensję? Oczywiście Jimin, ale tego miał się dowiedzieć w swoim czasie, mnie pozostało czekać cierpliwie na kolejny rozwój wydarzeń.

~~~~~~~~~

Długi prysznic przyniósł mi przyjemne odprężenie, czułem się jakiś dziwnie swobodny, wyzwolony w pewien sposób, a przecież właśnie tej nocy, uwięziłem swoją duszę na zawsze, zabawne.
Gdy wyszedłem z kabiny, okryłem się na chwilę ręcznikiem pozostawiając symbol wymalowany na moim obojczyku odkryty, z lekkim podziwem spoglądałem na ten znak niedowierzając że z ugryzienia ot tak mogło powstać coś takiego, samo nie mogło się zrobić, zmyć też się nie chciało, więc stało się, to wszystko była prawda. Ubrałem się w czystą bieliznę, przeczesałem palcami swoje wilgotne, srebrzyste włosy i wyszedłem z łazienki, po cichu, żeby nie przyciągnąć uwagi Sugi, przynajmniej dopóki się nie ubiorę.
Zadziwił mnie fakt że nie było Go jednak w pobliżu, bo mimo że zrzuciłem z hukiem klucze i plastikowy wazon z szafki, ten się nie zjawił obok. Pewnie polazł gdzieś i zaraz wróci mnie drażnić. No i masz, jakbym zawołał Go myślami bo gdy szperałem w szafie szukając czegoś wygodnego i odpowiedniego, usłyszałem za sobą Jego głos.

- Weź ten czarny podkoszulek i szarą koszulę. Najlepiej będą Ci pasować. A na nogi, czarne spodnie, te z dziurami na kolanach, hm? Chociaż, osobiście wolę Cię nago.

Przeszedł mnie taki dreszcz na plecach, że aż mi się zakręciło w głowie, co ten facet wyrabiał, był nie możliwy, nie zauważył jeszcze że krępuje mnie ta całą sytuacja, On się świetnie bawił, a ja wciąż miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Przez chwilę przeszła mnie myśl, żeby nie ubierać tego co mi zaproponował bo przecież będę mu się taki podobał, ale przeciwstawienie się mu, wróżyło coś gorszego, więc faktycznie wybrałem to, co zasugerował i wsunąłem wszystko na siebie. Musiałem przyznać że wiedział co mi wybrać, bo wyglądałem dokładnie tak jak lubiłem, luźno, ale stylowo, dobrałem do tego jeszcze ciężką bransoletę i jakiś sygnet.
Przejrzałem się uważnie w lustrze i poprawiłem swoje nieco wilgotne jeszcze srebrzyste włosy. Wyglądałem naprawdę dobrze. Nim zdołałem jednak podziękować mężczyźnie za dobranie mi takiego kompletu, zadzwonił mój telefon, szybko go odebrałem i nie wierzyłem w to co słyszałem.

- Tak, tak szefie, będę zaraz. Dziesięć minut i jestem na miejscu. Tak. dobrze, w porządku.

- Co się stało, Jiminnie?

- Dzwonił mój szef, mówił że coś stało się poważnego z zamówieniem w pracy, szef krzyczał, prosił żebym przyjechał teraz, natychmiast, zaraz bo wszystko się sypie. Muszę jechać do pracy, znaczy biec, nie jechać, zamówię taksówkę,

Wybełkotałem niezrozumiale i zgarnąłem kurtkę ze sobą, wciągnąłem na nogi buty i pobiegłem na pobliskie stanowisko taksówek. Zamówiłem jedną z nich i ruszyłem do pracy. Na miejscu zastałem istny chaos i kierownika który krążył dookoła swojego zastępcy krzycząc na Niego, wyzywając od kłamliwych złodziei, oszustów, że wezwie policje. Na prawdę musiało być poważnie, bo gdy tylko mnie zobaczył, prosił żebym pomógł mu to odkręcić, bo firma straci wszystkie pieniądze, upadnie, zbankrutuje. Zdenerwowałem się z początku, ale zaraz uspokoiłem szefa, zająłem się wszystkim odwoływaniem transportów, odebrałem pieniądze z konta zastępcy, ustaliłem z kontrahentami warunki zwrotu tego zamówienia, tak, żeby firma nic nie straciła, ani jedna ani druga. Zajęło mi to trochę czasu, ale z chwili na chwilę szef miał minę coraz to weselszą. Wreszcie odetchnąłem spokojnie i uśmiechnąłem się do zgromadzonych dookoła pracowników.

- I gotowe.

- Jimin, uratowałeś całą naszą firmę. Od dnia jutrzejszego, zajmujesz posadę tego niezrównoważonego idioty który chciał nas wszystkich  oszukać i doprowadzić do klęski.

Byłem w takim szoku, że nawet nie broniłem poprzedniego zastępcy, tylko stałem tam, tak jak stałem, mając lekko uchylone wargi, czy szef właśnie powiedział że dostałem awans na to stanowisko? Nie będę musiał tyrać jak wół, tylko będę mógł spokojnie siedzieć za biurkiem, będę mógł wcześniej wracać do domu, spędzać czas na przyjemnościach, więcej ćwiczyć... Będę mógł spełniać swoje marzenia... Poprzedni zastępca został wyprowadzony przez ochronę, dopiero wtedy do mnie w pełni dotarło to co się stało.

- Ja, naprawdę bardzo dziękuję, Szefie... Ale czy na pewno nadaję się na to stanowisko?

- Jestem tego pewien, udowodniłeś to przed chwilą, nie przyjmuję odmowy, masz w tej chwili dwukrotność swojej pensji, 6-8 godzin dziennie. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało. Jutro zrób sobie jeszcze wolne za to ze dziś spędziłeś tu swój czas wolny.

Podziękowałem swojemu szefowi nie wierząc w to co się dzieje, więc jednak zaczęła się moje dobra passa? Więc jednak opłacało się podpisać ten kontrakt? Wyszedłem z budynku firmy w jakiej pracowałem od dziś na stanowisku zastępcy kierownika, dalej w lekkim szaku, szedłem powoli drogą w kierunku sali do ćwiczeń, była już taka godzina, że musiałem iść na trening i to ten jeden z najważniejszych, decydujący o tym, czy jest sens żebym startował w ogóle do tej dużej roli w operze. Zauważyłem na swojej drodze Suge, szedł w moim kierunku z torbą z ubraniami na trening, o której nawet nie pomyślałem. Ale On oczywiście wszystko przewidział, no tak, chyba wiedział lepiej o wszystkim niż ja.

- Oh, Suga, dziękuję że przyniosłeś mi moje rzeczy. Nie pomyślałem o tym że tak długo mi to wszystko zejdzie, ale nie uwierzysz, dostałem awans, będę mógł więcej ćwiczyć, spędzać czas na przyjemnościach zamiast na harowaniu jak wół.

- Gratuluje dzieciaku, ale czy Ty przypadkiem nie masz iść teraz na trening? Zaraz się spóźnisz.

- Co? Ah, tak! To do wieczora!

- Nie, nie, zaczekaj. Ja pójdę z Tobą na ten trening. Chcę zobaczyć czy coś z Ciebie wyrośnie czy nie bardzo.

Już chciałem mu się jakoś odgryźć, ale miałem za dobry humor żeby sobie go psuć taką błahostką, ruszyłem w kierunku salki treningowej cały czas mając na twarzy przyklejony uśmiech. Gdy tylko weszliśmy do przedsionka, zauważyłem pozostałych chłopaków, włącznie z Kook'iem. Przywitałem się z każdym z osobna przedstawiając swojego przyjaciela z miasta - Sugę. Tak jak myślałem, zrobił mi trochę obciachu bo ze swoich kretyńskim uśmieszkiem zaczął się z każdym witać. Wyjaśniłem chłopakom że będzie dziś nas oglądał z czystej, LUDZKIEJ, ciekawości. Nikt nie miał nic przeciwko. Gdy tylko się przebraliśmy, cała paczka udała się na salkę. Tam czekał już nasz osobisty sędzia, który miał postanowić kto ma brać udział w przesłuchaniach jako reprezentant. Zaczął Namjoon, zwykle, był naprawdę dobry, ale dziś, co chwila się potykał, co chwila mylił kroki, nie nadążał za muzyką, to nie był Jego dzień.
Następny wyszedł Jungkook, jak zwykle bezbłędny, pełen gracji, zatańczył bezbłędnie.
Kolejną osobą był Hoseok, nasza taneczna gwiazda, zawsze się ze mną ścigał w osiągnięciach tanecznych, dziś jednak i Jemu nie poszło. Kręciło mu się w głowie i w połowie musiał przerwać swój występ. Potem, przyszła kolej na mnie. Zamknąłem na chwilę oczy stojąc na środku i gdy rozbrzmiała piosenka z głośników, zacząłem swój układ. Szło mi bardzo dobrze, wszystko tak jak ułożyłem, tak jak zaplanowałem, nie rozpraszał mnie teraz nawet głupawy uśmieszek Sugi, skupiłem się tylko na sobie i na tańcu. Gdy muzyka ucichła ukłoniłem się i usiadłem z pozostałymi, łapiąc oddech po intensywnym układzie.

- A więc tak, jestem zawiedziony Namjoonem i Hoseokiem. Chłopaki, to co dziś pokazaliście było nieprofesjonalne i przykre, z przykrością oznajmiam, że nie nadajecie się w takim stanie na reprezentowanie w przesłuchaniu. Za to Jimin i Jungkook. Byliście dziś bezbłędni i jako że nie mogę wybrać pomiędzy wami obaj macie udać się i walczyć o główne role w przedstawieniu w operze.

Zatkało mnie, tak samo jak i Jungkooka, spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni po czym przybiliśmy sobie porządną piątkę. Byłem w tej chwili najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Miałem swoją szansę, wraz z Kookiem, mogliśmy wyjść na wielką scenę zaprezentować siebie, całych.
Wszyscy wyszli z sali, zostałem na chwilę tylko ja i Suga. Właściwie, zostałem tam specjalnie, bo chciałem mu podziękować... tak, chciałem podziękować swojemu oprawcy, w tej chwili władcy mojej duszy... Bo to przecież nie był przypadek że Namjoon i Hoseok zatańczyli tak źle...

- Suga... To Twoja sprawka, prawda? To dzięki Tobie wypadłem tak dobrze? Dziękuję że nie przeszkodziłeś Kookowi, załamałby się gdyby mu coś nie poszło, jest trochę delikatny. A teraz oboje możemy startować w eliminacjach.

Posłałem szczery uśmiech w kierunku chłopaka, ale ten... milczał. Wstał z ławki na ktorej siedział i powolnym krokiem, uśmiechając się półgębkiem ruszył w moją stronę. Poczułem jak moje ciało zalewają dreszcze, że moje serce zaczyna szybciej bić, oddech przyspieszył. Przecież, nie byłem zmęczony... Ja zwyczajnie zacząłem się denerwować. Co On knuł? Czego ode mnie chciał?

- Suga? Co jest, czemu milczysz? Czemu się tak uśmiechasz? Co chcesz zrobić?! Odpowiedz mi!

Poczułem jak moje plecy zderzają się ze ścianą, aż mnie na chwilę sparaliżowało, bo nie miałem drogi ucieczki, nie miałem wyjścia, musiałem się poddać. Ale... przecież ktoś mógł nas zobaczyć.
Poczułem jak łapie moje dłonie po chwili przypierając je nad moją głową, do ściany. Wsunął kolano między moje uda i mocno naparł nim na moje krocze. Jęknąłem niekontrolowanie i zagryzłem wargę.

- Przestań, Suga...

Wymamrotałem cicho ale uciszył mnie pocałunkiem, pewnym, nieco zachłannym, zaborczym. Westchnienie uleciało spomiędzy moich warg, nie mogłem się przed nim obronić. Starałem się oswobodzić swoje ręce jakoś uciec z Jego uścisku, ale gdy tylko mocniej się szamotałem, czułem że on jednocześnie zwiększał intensywność ocierania się kolana o moje krocze. Wszystkie próbu na marne. Poczułem jak Jego chłodna dłoń powoli wsuwa się pod moją koszulkę podwijając ją w górę, przecież On nie mógł tego mi zrobić, tutaj, w tym miejscu, nie miał żadnego prawa, chociaż... może miał?
Wtedy stało się to, czego się obawiałem, usłyszałem skrzypnięcie drzwi, Suga odsunął się ode mnie kawałek z wrednym uśmiechem, a ja w otwartych drzwiach ujrzałem... Jungkooka.

- Jimin.....? Ja... przepraszam!

Chłopak jak oparzony wyszedł z sali a ja poczułem jak złość we mnie wzbiera, odepchnąłem od siebie Sugę i spojrzałem na Niego wściekle.

- Coś narobił?! Wszystko widział! Miałeś mi pomagać a nie niszczyć życie! To nazywasz pomocą?!

Zauważyłem na twarzy Sugi coś, co przypominało nieco smutny, niemrawy uśmiech? Byłem tak rozkojarzony że nie rozumiałem całej tej sytuacji.

- Pomagam Ci, pobiegnij za Nim, to się przekonasz...

Nie miałem ochoty dłużej z nim rozmawiać, marnowałem tylko cenny czas na wyjaśnienie Jungkookowi tej całej sytuacji, pobiegłem do szatni i tam zastałem Go pakującego nerwowo swoe rzeczy do małej torby.

- Jungkook. Posłuchaj mnie, to nie jest tak jak myślisz? To wygląda poważniej niż jest w rzeczywistości.

Jungkook tylko zaśmiał się cicho pod nosem, nie uśmiechając się właściwie, miał smutny wzrok skierowany w podłogę.

- Skoro nie jest tak jak myślę, to wyjaśnij mi jak jest? Skoro nie wygląda na to jak wygląda, to wyjaśnij mi, dlaczego ja widzę że moja pierwsza miłość kocha już innego a ja przyłapuję ją na obściskiwaniu się z tym kimś? A co jest w tym zabawne? Że gdybym nie był tchórzem i powiedział Ci wcześniej co czuję, to może.. tą osobą byłbym ja, a nie jakiś paniczyk z miasta, bo kocham Cie odkąd pamiętam...

Byłem w ciężkim szoku, czy to się naprawdę działo? Czy to może iluzja tego pieprzonego demona? Chociaż, czy On jest w stanie robić takie rzeczy? Wyciągnąłem dłoń żeby złapać nią dłoń chłopaka, ale gdy to zrobiłem, poczułem jak się wyrywa.

- N-nie, nie dotykaj mnie proszę. Ja... To z nerwów, muszę się otrząsnąć. Ja się nie poddam tak łatwo, pokażę Ci, że jestem więcej wart niż ten frajer z miasta.

Chłopak zabrał swoje rzeczy i wyszedł, a ja, zostałem sam dla siebie z masą myśli jakie piorunowały moją głowę. Chłopak, a którym myślałem dniami i nocami, właśnie wyznał mi uczucie, wyznał mi miłość na którą czekałem tyle czasu... Tylko dlaczego, czułem w sobie taką pustkę? Dlaczego nie czułem w tej chwili nic? Dopiero teraz sobie to uświadomiłem że wcale nie byłem w Nim zakochany? Wydawało mi się to? Zamiast miłości czułem złość, ale nie do Niego, a do... Sugi... Że tak łatwo chciał mnie oddać...innemu.


Ciąg dalszy nastąpi.









wtorek, 18 października 2016

Pure evil cz. 3

A więc mamy trzeci już rozdział, opowiadanie wciąż się rozwija, mam nadzieję że jeszcze troszkę potrwa, ale póki co, wena jest i kolejny rozdział już wkrótce, tymczasem zapraszam do czytania tej części! <3 



Parring: Yoonmin
Typ: SMUT, ANGST, FANTASY

Dlaczego czułem niepokój, gdy w pracy było dziś tak spokojnie? Mimo że było sporo roboty, to nie trzeba było się aż tak spieszyć, co więcej nikt mnie nie dręczył.... No właśnie, i tu był pies pogrzebany, byłem niespokojny, w tym spokoju, gdyż mój prześladowca zniknął zanim wyszedłem z domu i jednocześnie ta wizyta matki, zupełnie nie byłem na to przygotowany i myślami cały czas wracałem do tej kwestii, wiedziałem że jakoś sobie poradzę jeśli będę w domu przed matką, jeśli nie... To mogłem być pewien tego, że mój jakże wspaniały lokator, spieprzy mi po raz kolejny coś w życiu. Niech ten dzień szybciej się skończy..

~~~~~~~

Dochodziła godzina dwudziesta, dziś postanowiłem dać chłopakowi trochę spokoju, zwłaszcza po tym, jak wczoraj wybuchł, wiedziałem że dręczeniem Go nie zajdę daleko, nigdy nie zgodzi się podpisać tego kontraktu, a mnie, kończył się powoli czas, Czułem się coraz słabszy, więc starałem się za wszelką cenę Go jakoś nakłonić do tego kontraktu, miałem pewien plan.

Wybiła godzina dwudziesta, chłopaka jeszcze nie było, a ja usłyszałem dzwonek do drzwi, a więc mamuśka przyjechała szybciej? Idealnie tak jak przeczuwałem. Podszedłem prędko żeby tworzyć rodzicielce chłopaka, a jakieś było jej zdziwienie gdy za drzwiami ujrzała nie swojego synka a mnie.

- Kim jesteś? Zastałam Jimina? Park Jimina? Podobno tutaj mieszka, co więcej, zdawało mi się że mieszka tutaj sam..

- Ah nie, niestety jeszcze nie wrócił z pracy, ale proszę, niech pani wejdzie, zaraz wszystko wyjaśnię.

Zaprosiłem kobietę do środka, ta niezbyt chętnie weszła w głąb pomieszczenia, była niziutka, drobniutka, miałam wręcz dziewczęcą budowę, ciemne włosy, opadające miękką falą na ramiona były wyraźnie zadbane, z twarzy bardzo przypominała mi Jimina, a może bardziej Jimin przypominał ją? Pełne usta, lekko różowe, nie za duże oczy, lekko wystające kości policzkowe, drobny nos. Wiedziałem już po kim ten chłopak odziedziczył swoją urodę, co to to na pewno. Zaprowadziłem kobietę do salonu i kazałem jej usiąść, gdy to zrobiła, uśmiechnąłem się w bardzo specyficzny sposób i usiadłem obok Niej, na kanapie zakładając nogę na nogę, wciąż mając na twarzy wymalowany ten nieco arogancki uśmiech.

-Więc słucham, gdzie jest mój syn, proszę jasno, i wyjaśnij mi chłopcze kim Ty jesteś. Jesteś Jego lokatorem?

- Może dla rozluźnienia się Pani czegoś napije? Wygląda Pani na bardzo zdenerwowaną i spiętą, coś mocnego proponuję.

- Nie chrzań z łaski swojej i wyjaśnij mi co tu się wyrabia. Gdzie pracuje niby mój syn?

Widziałem że ta kobieta nie ma ani czasu ani ochoty na moje gierki, strasznie nerwowa, zupełnie jak jej syn. Więc chyba niedaleko pada jabłko od jabłoni?

- Dobra, już dobra luzik. Więc, Pani syn, pracuje ciężko w magazynie żeby móc utrzymać się samemu, dodatkowo trenuje tanieć nowoczesny i stara się dostać na casting do głównej, bardzo ważnej roli w operze. A tak się składa że jest bardzo utalentowany, bardzo ciężko pracuje i ma duże szanse na tę rolę, więc pewnie zajmie się tym w życiu. A ja, droga pani, nie jestem Lokatorem Jimina, a Jego... kochankiem od niedawna. Wiem że dawno pani z syneczkiem nie rozmawiała, ale jeśli mam być szczery, to Jego miejsce jest na dole, więc na wnuki bym nie liczył. Ale tak czy tak, łączy mnie z Nim coś wyjątkowego, więc może skoro nam się tak cudownie gada, to przejdziemy na ''Ty?''. Albo może najprościej będzie, jak będę zwracał się do Ciebie ''Mamo'', hm?

Z każdym moim słowem, widziałem jak mina rodzicielki Jimina zmienia się diametralnie, z poirytowanej, na zaskoczoną, zdziwioną i w końcu załamaną zmieszaną z wściekłą.Wyciągnąłem rękę w Jej stronę i uśmiechnąłem się niby to szczerze, niby nie. Czekałem na Jej wybuch i się doczekałem. Odtrąciła moją dłoń i wstała gwałtownie.

- Zabieraj łapy, popaprańcu. Zdaje mi się, że nie mam już czego tutaj szukać, dowiedziałam się wszystkiego, a nawet więcej niż chciałam wiedzieć, nie mam ochoty na dalszą konwersację, do widzenia.

- Ależ MAMO, przecież możesz poczekać na swojego syna, nie porozmawiasz z nim nawet?

- Nie mów tak do mnie do diabła! Kiedy On wraca do domu?!

Wnet nagle usłyszałem chrzęst kluczy i trzaśnięcie drzwi, oho, wrócił Jimin.

- No to ja żegnam panią serdecznie, zostawiam was samych, macie dużo do porozmawiania.

Kobieta opadła na kanapę i nerwowo postukiwała obcasem, czekając na wyjaśnienia ze strony syna.

~~~~~~~~~

Wracałem z pracy na łeb na szyję, musiałem zdążyć do domu przed matką, wpadłem do mieszkania z hukiem i... no niestety spóźniłem się. Moja matka siedziała na kanapie, wyraźnie zła, bo była aż czerwona i tupała swoją drobną nóżką o podłogę.

- Mamo? Jesteś już.

Wnet spojrzała na mnie wzrokiem takim, jakby pioruny zaraz miały wystrzelić z Jej oczu, aż się cofnąłem krok w tył. Coś się stało, coś się musiałem stać, nawet nie coś a ktoś...

- Mamo? Co się stało? Wróciłem z pracy najszybciej jak mogłem.

- Już wszystko wiem! Park Jimin! Co to wszystko ma znaczyć?  Było mi Ciebie żal, chciałam żebyś wrócił do domu, namawiałam ojca żeby się zgodził, bo przecież jesteś Jego pierworodnym synem, nawet się zgodził byś wrócił ale po tym co usłyszałam przed chwilą, zaczęłam się zastanawiać dlaczego Cie urodziłam! Wybij sobie z głowy taniec, opere i to wszystko, tę uwłaczającą pracę, i co więcej tego chłopaka! Co to ma w ogóle być!!

Poczułem się zaatakowany, aż serce na chwilę mi stanęło, ten męczący frajer, powiedział mojej matce wszystko, kompletnie wszystko. Włącznie z tym, jaką miałem orientację, nie zamierzałem pozwolić żeby matka w takim stanie wyszła, mieliśmy się przecież pogodzić...

- Możesz nie krzyczeć?! Po pierwsze, żadna praca nie hańbi, a że musiałem się wynieść z domu, musiałem znaleźć cokolwiek żeby się utrzymać! Tanieć zawsze był moją pasją, wszystkim co sprawiało mi radość, więc nigdy, ale to nigdy nie zrezygnuje, rozumiesz?! Jestem dorosły, mogę robić co zechcę a moja orientacja.. Nie udawaj że nic nie wiedziałaś o tym jaki jestem, nigdy nie miałem dziewczyny, czy to nie dziwne?!

- Nie odzywaj się tak do mnie, Park Jimin!

W tej chwili matka wstała i podeszła do drzwi, złapała za klamkę i nie patrząc na mnie, uchyliła drzwi.

- Nie zamierzam Ci więcej wysyłać pieniędzy, skoro jesteś taki dorosły i zadowolony z takiej hańbiącej  Twoje nazwisko pracy, to radź sobie sam zupełnie sam. I bądź sobie tym gejem czy kim tam chcesz, żegnam.

Nim zdążyłem się odezwać, matka wyszła, słyszałem jak zawołała przejeżdżającą taksówkę i odjechała z piskiem opon. Zniknęła, a wraz z nią moja nadzieja na pogodzenie się i moje dodatkowe fundusze, które nie raz, ratowały mi życie, a teraz?! Teraz nie miałem już nic, matki, ojca, pieniędzy nikogo zupełnie nikogo, znikąd pomocy, a dzięki czemu to?! Nie dzięki czemu, a dzięki komu!
byłem zrozpaczony, zacząłem krzyczeć, rzuciłem wazonem o ścianę, zrzuciłem szklanki ze stołu po chwili łapiąc się za włosy zacząłem krążyć po pokoju. Byłem załamany, zdruzgotany...

- To wszystko Twoja wina! Wszystko!

Krzyknąłem i pobiegłem do pokoju tego cholernego frajera który jakby nigdy nic zaczął sobie grać na pianinie, wpadłem do środka pomieszczenia i podszedłem do Niego, złapałem Go mocno za poły marynarki szarpiąc lekko, ale On najwyraźniej świetnie się bawił, bo tylko się roześmiał.

- Coś Ty narobił najlepszego?! Dlaczego mi to zrobiłeś?! Może od razu mnie zabij, co?! Będzie prościej, bo chyba do tego zmierzasz, zniszczyłeś mi życie, zniszczyłeś wszystko, jak ja mam teraz żyć?! No jak?! Mam nadzieję że osiągnąłeś swój cel i że jesteś z siebie bardzo zadowolony. Nienawidzę Cię, rozumiesz? Nienawidzę z całego serca...  Nigdy nie dam Ci satysfakcji z podpisania kontraktu, jesteś nikim.

Wykrzyczałem z całej siły z trudem powstrzymując łzy jakie powoli napływały mi do oczu. Ni stąd ni zowąd poczułem jak nagle popycha mnie w tył, mocno przypierając mnie do ściany. Już chciałem się zamachnąć na Niego ale zatrzymał moją rękę mocno przytrzymując ją w nadgarstku. Drugą dłonią zaś złapał mój podbródek.

- Czujesz tę nienawiść, prawda? Z całego serca mnie teraz nienawidzisz, a jak podpiszesz ze mną kontrakt, będzie o wiele, wiele lepiej, wszystko Ci się ułoży, Jimin.

Nim zdołałem coś odpowiedzieć, poczułem jak agresywnie wpija się w moje wargi, z początku nie mogłem Go od siebie odepchnąć, chwilę ulegałem pocałunkowi, a gdy uznał że może mnie  nieco puścić, odepchnąłem Go mocno od siebie a ten tylko powoli odsunął się w głąb pokoju w cień.

- Nie dotykaj mnie! Nienawidzę Cię!

- Ha, ha, ha, takie jest życie, chłopczyku, okrutne, brutalne, a uwierz... może być jeszcze gorsze, oszczędź sobie tego i przejdź na moją stronę, podpisz kontrakt..

Nie mogłem już go słuchać, wybiegłem z Jego pokoju i udałem się natychmiast do swojej sypialni, już nie mogłem wytrzymać, nie mogłem wstrzymywać łez. Usiadłem na łóżku, oparłem łokcie na kolanach a twarz ukryłem w dłoniach i zwyczajnie płakałem. Byłem zmęczony, bezradny, załamany, wiedziałem że chwila i zostanę bez domu, bez dachu nad głową, że stracę pracę i już ON o to zadba... Łzy same spływały mi po policzkach, nie kontrolowałem ich, już nie chciałem, nie mogłem. Musiałem dać upust temu wszystkiemu, moje życie odwróciło się o 180 stopni, a to wszystko przez alkohol, wszystko przez swoje chłodne podejście do życia, mogłem Go wtedy nie wołać, bo to wszystko chyba jednak okazało się prawdą. Cała ta sytuacja powstała z mojej głupoty... Teraz mogłem tylko sam siebie winić.
Byłem tak załamany, że nie usłyszałem jak drzwi od mojego pokoju się otwierają, dopiero gdy ktoś usiadł obok odsłoniłem swoją twarz i zerknąłem na tę osobę, nie wiem kogo się spodziewałem, ale widząc znów Jego, czułem że kolejna fala łez zaczyna na mnie napierać.

- Zostaw mnie, proszę... Daj mi dziś spokój, jutro, jutro możesz mnie męczyć, dręczyć, ale dziś, daj mi spokój, już jestem zmęczony...

- Jimin...

Jego cichy szept przyprawił mnie o zawrót głowy, nie chciałem Go już słuchać, nie chciałem żeby był obok mnie, A jednak, objął mnie lekko ramieniem pozwalając mi się oprzeć o Jego ciało, które było zadziwiająco ciepłe i kojące... Zamknąłem oczy pozwalając kolejnej fali łez zalać moje policzki.

- Tak naprawdę... Tym razem chciałem Ci pomóc. Powiedziałem Twojej matce że ciężko trenujesz, że jesteś naprawdę dobry, że ciężko pracujesz żeby utrzymać się sam żeby być samodzielny, dorosły. Że wolisz mężczyzn, bo wiadomo, każda matka oczekuje wnuków, a od Ciebie... ich nie otrzyma... Ja jestem demonem, uprzykrzanie ludziom życia, krzywdzenie ich, dręczenie jest moją codziennością, przychodzi mi to z łatwością, myślałem że to pomoże, myliłem się.

Pierwszy raz, miałem wrażenie że jest szczery, pierwszy raz był spokojny, nie uśmiechał się tak kpiąco, nie robił mi krzywdy, tylko był, obejmował mnie, a tego w tej chwili potrzebowałem. Czułem że taki zwykły, nic nie znaczący dotyk i czyjaś bliska obecność mnie uspokaja. Serce nie waliło mi aż tak nieprzyjemnie ze zdenerwowania, tylko powolutku zwolniło, ale wciąż nie dawało o sobie zapomnieć... Tylko dlaczego?

- Ja już nie wiem co mam zrobić, wiesz? Moje życie się wali, jeszcze trochę, a tego nie zniosę.

Poczułem jak odwraca mnie bardziej w swoją stronę, nie miałem siły się przeciwstawiać, chwilę po tym czułem jak Jego zadziwiająco ciepłe dłonie delikatnie układają się na moich policzkach, pociągnąłem nosem i spojrzałem uważnie na Niego, w dokładniej w Jego ciemne oczy. Dziwnie się czułem, ale wszystko zrzucałem na zwoje załamanie,

- Chcę Ci pomóc, uwierz mi... Dzięki mnie, spełnią się Twoje najskrytsze marzenia... te o których sam jeszcze nie wiesz... Zacznę od tego, jednego.

Poczułem jak mnie do siebie przyciąga, pewnie, mocno, jedną z dłoni pozostawiając na moim policzku, wiedziałem co się stanie, wiedziałem o jakim marzeniu mówił, nie wiedziałem tylko czy to On powinien je spełniać. Z resztą, jakie to ma znaczenie? Będzie przy mnie, chociaż chwilę, tak normalnie, zwyczajnie. Jego usta napotkały moje, tym razem Go nie odepchnąłem, tym razem było inaczej. Na początku zabrakło mi tchu, jakby coś mnie sparaliżowało, część mnie, nie chciała pozwolić mi się rozluźnić, ale musiałem, chciałem.
Zamknąłem oczy i objąłem Go lekko za szyję zapominając o tym co jeszcze przed chwilą się stało, co zrobiłem, co mówiłem, jak się czułem. Skupiłem się na pocałunku, który z każdą chwilą przybierał na dokładności, zachłanności. Jedno westchnienie uciekło spomiędzy moich warg wprost do tych Jego, demonicznie wyśmienitych. Ależ paradoks. Czułem jak lekko napiera na mnie, zmuszając żebym się położył, oczywiście zrobiłem to, wciągając Jego ciało na swoje, teraz obie dłonie mężczyzny przeniosły się na moje dłonie, złapał je pewnie i przyparł do miękkiej pościeli, tuż przy mojej głowie, nie pozwalając mi uciec. Ale ja nie chciałem uciekać, już nie...
Kolejne westchnięcie umknęło spomiędzy moich ust gdy Jego usta odnalazły drogę do mojej szyi, przygryzłem lekko swoją wargę i odruchowo odchyliłem głowę tak, żeby nie zabraniać mu pieszczot na wrażliwej skórze w tym miejscu. Czułem jak dreszcze powoli zalewają moje ciało, ale skrępowane dłonie, trochę mnie denerwowały. Musiał to poczuć, bo rozluźnił uścisk i zabrał swoje dłonie, znalazł dla nich lepsze miejsce, a dokładniej zajęcie, bo smukłe, długie palce sprawnie rozpinały moją koszulę, dość nerwowo, pospiesznie, ale nie miałem nic przeciw temu. Ja swoje dłonie zaś wplątałem w miękkie, kruczoczarne włosy mężczyzny, lekko je przeczesywałem, pociągałem.
Koszula szybko zniknęła, a z pomiędzy moich uchylonych warg, umknął tym razem cichy jęk, gdy usta kochanka znalazły się na moim obojczyku, jak się złożyło, było to najwrażliwsze miejsce na moim ciele. Dopiero teraz to wiedziałem. On był pierwszym który robił ze mną takie rzeczy.
 Nie chciałem już być mu dalej dłużny i bierny w swoich poczynaniach, więc zsunąłem płynnym ruchem marynarkę z Jego ramion odrzucając ją po chwili na ziemię, poczułem jak mężczyzna się unosi tak że klęczał nade mną okrakiem, patrzył na mnie wtedy takim wzrokiem, że poczułem jak powoli robi mi się gęsia skórka chyba na każdym milimetrze mojej jasnej skóry, która właściwie w porównaniu z Jego odcieniem karnacji, zdawała się być wręcz opalona, ale coś mnie pociągało w tej Jego bladości.
Uniosłem się lekko do siadu, żeby rozpiąć Jego koszulę, ale drżały mi dłonie, więc nie szło mi zbyt dobrze. Bałem się? Może. Denerwowałem? Na pewno. Ale... przecież nie miałem czego się bać, nie musiałem się denerwować, On tego chciał, tu i teraz. Chciał mnie, chciał spełnić moje marzenie, albo zaspokoić swoje pragnienie. To nie było ważne.
Koszula zniknęła z Jego ramion, a moim oczom ukazało się  Jego ładnie ukształtowane ciało, silne ramiona, idealnie wymodelowany brzuch... a na nim? Długa, ukośnie zaznaczona blizna, przesunąłem po niej palcami delikatnie, jakby bojąc się go dotknąć, ale on tylko uśmiechnął się i opadł znów nade mnie, znów nasze usta połączyły się w pocałunku, a moje ciało otrzymało kolejną falę dreszczy i gęsiej skórki.
Wiedziałem że będę musiał spytać o ten ślad, o to, co mu się stało, ale to nie teraz, nie dziś, nie w tej chwili. Nie chciałem jej psuć. Teraz liczyło się tylko spełnianie mojego marzenia.
Czułem jak nieprzyjemnie zaczynają opinać się moje spodnie, tak na mnie działał Jego dotyk, Jego każdy ruch i zapach.. Nie umiałem go opisać, był słodki, ale wyraźny i mocny, przyjemnie łaskotał mój nos.
Wyczuł to jak niekomfortowo się czuję mając na sobie tak dopasowane ubranie, bo nim się obejrzałem Jego smukłe palce prędko uporały się z paskiem i rozporkiem moich spodni, guzik tak samo nie był przeszkodą, poczułem ja powoli wsunął palce pod materiał zsuwając go nieznacznie w dół, uniosłem swoje biodra pozwalając mu na to.
Tak też spodnie zniknęły z mojego ciała, leżałem teraz pod Nim w zupełnie rozchełstanej koszuli spoczywającej tylko na moich ramionach i bieliźnie, która wyraźnie dawała sygnał do zdjęcia jej. Chciałem sięgnąć do Jego spodni, ale uprzedził mnie, rozpiął pasek, guzik, zamek i Jego spodnie również zniknęły. Teraz oboje znów byliśmy na tym samym etapie.
Już nie kontrolowałem westchnięć, nie powstrzymywałem pojękiwań, byłem zwyczajnie oddany Jemu i każdemu wykonywanemu przez mężczyznę ruchowi. Nie zabraniałem mu niczego, chciałem... Chciałem być... Jego?
Poczułem jak ciepłe opuszki palców jednej z dłoni kochanka delikatnie dotykają mój policzek, uchyliłem przymknięte dotychczas powieki i spojrzałem na Niego. Wyglądał... On nie mógł być żadnym demonem, przecież On wyglądał jak zwyczajny człowiek, ciemnowłosy mężczyzna o ciepłym spojrzeniu. To nie było realne, nie mogło być, a jednak.
Poczułem że bielizna zniknęła z mojego ciała pozostawiając mnie zupełnie nagiego. Z jednej strony, odetchnąłem, z drugiej, poczułem się skrępowany do granic możliwości. Nie wiedziałem kiedy, ale i On pozbył się swojej bielizny, wszystko działo się tak szybko, a jednocześnie było jak w zwolnionym tempie, czułem każdy dotyk, słyszałem każdy oddech, ciche westchnięcie z pomiędzy Jego ust.
Czułem jak ostrożnie rozchyla moje nogi, wiedziałem co chce zrobić, chociaż, w sumie, zdawało mi się, że będzie mniej delikatny, a tu proszę... Zamknąłem oczy i zagryzłem wargi, po chwili czując jak wilgotne palce wsuwają się w moje wnętrze powodując nieprzyjemne z początku uczucie. Jednak z chwili na chwilę, gdy poruszał palcami czułem się coraz lepiej, nie było już nieprzyjemnie, wręcz przeciwnie. Krótko trwała moja przyjemność bo palce zniknęły, poczułem jak kochanek znów zawisa nade mną, układając się pomiędzy moimi nogami, teraz zaczął nawiedzać mnie strach, teraz zaczęły nachodzić mnie wątpliwości, w tej chwili... Czy dobrze robiłem? Przecież Go  nienawidzę, przecież, zniszczył mi życie, zniszczył wszystko po kolei, pracę, rodzinę, przyjaciela, właściwie więcej niż przyjaciela. Ale jednak... Coś mnie tak do Niego ciągnęło, że nie mogłem się oprzeć, był przy mnie, był... zupełnie kimś innym. Objąłem go za szyję i spojrzałem w Jego ciemne oczy które mimo ciemności na dworze dobrze dostrzegałem przez światła księżyca jakie wpadały przez okno do mojej sypialni.

- Nawet nie wiem... jak się do Ciebie zwracać...

Szepnąłem zupełnie z nikąd a w odpowiedzi dostałem nieznaczny uśmiech i krótki pocałunek.

- Suga, mów mi Suga... A teraz... zamknij oczy...

Ten cichy szept, przeszył mnie od koniuszków palców, do czubka głowy, zagryzłem wargę i posłusznie przymknąłem oczy, po chwili czując jak nieco boleśnie wsuwa się swoją męskością w moje wnętrze. Krótko krzyknąłem zaciskając dłonie na Jego ramionach, w które wbiłem mocno paznokcie. Pojedyncze łzy popłynęły z kącików moich oczu, poczułem jak delikatnie je ociera znów czule całując moje wargi. Nie poruszał się z początku, dopiero gdy lekko się powierciłem zaczął wykonywać płynne, powolne ruchy biodrami, teraz już zupełnie zgłupiałem, bo jęki i postękiwanie wydobywało się o wiele głośniej z pomiędzy moich warg, mocno przesuwałem paznokciami po Jgo plecach, zadrapując je, dość boleśnie z pewnością, ale spotykałem się tylko z cichymi pomrukami ze strony kochanka. Moje ciało było zupełnie oddane Jemu, w tej chwili, należało w pełni do tego mężczyzny. Już nie miałem wątpliwości, przepadły wraz z pocałunkiem, wraz z pierwszym ruchem jaki wykonał. Chciałem więcej, mocniej, szybciej, pragnąłem Go, pożądałem, teraz już wiedziałem że to było moim marzeniem, moim pragnieniem którego nie mogłem wcześniej spełnić, a to ciepło jakim teraz mnie obdarzał, było tylko dodatkowym plusem.
Nie chciałem żeby przerywał, choć na chwilę, czułem się teraz, jakby nic się nie stało, jakby te ostatnie dni nie istniały, czas się zatrzymał, liczyłem się tylko ja i On, On i ja, nikt i nic więcej.
Gdy przyspieszył ruchy biodrami, nie zupełnie odleciałem. Czułem jak dokładnie Jego męskość ociera się o ścianki mojego wnętrza, po chwili uderzając w punkt w moim ciele, który sprawiał że krzyczałem, coraz głośniej, częściej. Wciąż kurczowo Go obejmowałem, nie chciałem żeby uciekł, nie chciałem żeby zniknął, odszedł, chciałem Go, potrzebowałem, tu i teraz, albo... może zawsze? Może... Może...

- Chcę podpisać kontrakt...

Wyszeptałem cicho i nagle poczułem jak mocno wgryza się w mój obojczyk, krzyknąłem mocno pociągając Go za włosy, dopiero teraz poczułem się jak w prywatnym raju, wzmocnił ruchy biodrami, pewniej wdzierając się w moje wnętrze, a co za tym szło, stanowczo przyspieszał szczyt jaki tak czy tak nieubłaganie nadchodził. Nie panowałem nad sobą, każda komórka mojego ciała krzyczała z przyjemności. Przy przesunął językiem po miejscu które wcześniej ugryzł, poczułem że gorąco zaczyna niebezpiecznie kumulować się w moim wnętrzu, dość szybko i gwałtownie. Ciało pokryło się drobniutkimi kropelkami potu, oddech niebezpiecznie przyspieszył a serce chciało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej. To był ten moment. Mocno zacisnąłem dłonie wyginając swoje ciało w łuk i nie mogąc już wytrzymać,krzycząc krótko, osiągnąłem szczyt rozlewając się nasieniem na swój brzuch, opadając bezwiednie na miękką pościel, starałem się uspokoić nieregularny oddech, kochanek osiągnął swoje spełnienie w tej samej chwili, rozlewając się gorącym nasieniem w moim wnętrzu. Lekko opadł na moje ciało swoim oddychając równie nieregularnie co ja, uśmiechnąłem się tylko słabo i po chwili poczułem jak układa się obok mnie, zaraz po tym, narzucając na nasze ciała ciepłą kołdrę. Pewnie zgarnął moje zmęczone ciało bliżej siebie i pozwolił mi się do Niego przytulić, ot tak... Oczywiście chętnie to zrobiłem, nie mając sił na nic więcej, czując Jego ciepło, zamknąłem oczy i usnąłem, ot tak, w Jego ciepłych, demonicznych ramionach. Czy od tej chwili... moje życie się zmieni?

W końcu podpisałem kontrakt z demonem...


Ciąg dalszy nastąpi. <3





niedziela, 16 października 2016

Pure evil cz. 2

No i mamy kolejny rozdzialik, mam nadzieję że będzie się podobał tak jak poprzedni, niedługo, już kolejna część i jak się okazuje, z pewnością powstanie tego więcej iż trzy rozdziały, myślę że koło 5 <3
Tymczasem, miłego czytania!



Parring: Yoonmin
Typ: Fantasy, Angst?


Sen w końcu mnie dopadł, po długim czasie przewracania się z jednego boku na drugi. Nie spałem najlepiej, około 6 rano, zadzwonił mój budzik, którego zapomniałem wyłączyć poprzedniego dnia, jednak ten dzwięk bardzo mnie satysfakcjonował, gdyż oznajmiał on że to wszystko musiał być sen, bo mój telefon nie został zabrany przez dziwnego kawalarza w staroświeckich ciuszkach, tylko leżał grzecznie, przy mnie, na moim stoliczku nocnym. Przeciągnąłem się leniwie i wyłączyłem dzwonek świdrujący nieprzyjemnie moje uszy, przecież dziś miałem wolne, nie musiałem nawet myśleć o pracy. Zamknąłem spokojnie oczy i po chwili uznałem że odwrócę się na drugi bok, gdy to zrobiłem, coś mnie tknęło i uchyliłem powieki, w tej chwili dostając mini zawału. Obok mnie, na łóżku, leżał mężczyzna który rzekomo mi się śnił, natychmiast odskoczyłem w tył prawie z hukiem spadając z łóżka.

- Co Ty u diabła robisz w moim łóżku? Nie, moment, ja z pewnością jeszcze śpię! Przecież to jest nie możliwe, sen, zaczynam wariować albo mój najemca dalej sobie robi jakieś jaja ze mnie. Albo czekaj, może to jednak chłopaki Cię wynajęli żebyś mi życie uprzykrzał i udawał demona albo inne jakieś takie nieistniejące stworzenie, hm?

Miałem wrażenie że gadam do siebie, ten mężczyzna nawet nie mruknął przez długą chwilę, dopiero gdy machnąłem ręką i już chciałem zejść z łóżka, poczułem jak chwycił mnie za nadgarstek. Odwróciłem szybko głowę w Jego stronę i na chwilę zamarłem. Nie wiedziałem czego się po Nim spodziewać, a chwyt miał cholernie mocny.

- Co Ty robisz, puść mnie.

- Nie zamierzam Cię puścić dopóki nie dotrze do Ciebie fakt, że jestem demonem, którego sam wywołałeś. nie zniknę jednak nawet gdy uwierzysz, bo otworzyłeś sprawę kontraktu, musisz teraz dokończyć to zacząłeś.

Znów ten spokojny, głęboki głos, docierał w głęboko w mój umysł, wprawiając mnie w kolejne dreszcze, ale jak się okazało, to było małe nic, bo ten... osobnik, uznał, że zabawnie będzie to co zrobił po chwili. Otóż, ujął moją dłoń już ciasno trzymaną za nadgarstek i podsunął sobie pod usta, oblizując powoli moj palec, na którym miałem rozcięcie które wykonałem sobie podczas przyzywania Go. Uśmiech jaki po tym pojawił się na Jego twarzy był w pewien sposób nie do zniesienia, jakby,, chory? Wyrwałem dłoń z Jego uścisku i zmarszczyłem brwi.

- Odchrzań się ode mnie, nie chcę żadnego kontraktu, nie chcę niczego od Ciebie, po za tym, nie wierzę w żadne głupawe demony. I nie uwierzę, rozumiesz? Nie wiem kim jesteś, nie podoba mi się że mnie nachodzisz, Twoje sztuczki i fetysze do oblizywania czyiś rannych palców, mnie nie obchodzą.

Warknąłem chłodno i wstałem z łóżka, zignorowałem swojego męczącego gościa i poszedłem do kuchni, słysząc że nie idzie za mną, odetchnąłem spokojnie, pokręciłem głową  niedowierzaniem i roztrzepałem lekko swoje włosy po chwili opadając swobodnie na krzesło w kuchni. Jakież było moje zdziwienie gdy krzesło okazało się być... miękkie? Jakieś nierówne? Moment, to nie było krzesło, a nawet jeśli, to już ktoś na nim siedział! Podskoczyłem jak oparzony i odwróciłem się twarzą do miejsca gdzie chciałem usiąść no i proszę, znowu On, teleportował się w swój pseudo magiczny sposób. Zacisnąłem dłonie w pięści poddenerwowany i zmarszczyłem brwi przyglądając się uważnie nieproszonemu gościowi.

- Możesz przestać mnie śledzić? Zajmij się sobą i daj mi spokój!

- Tłumaczyłem Ci już, nie zrobię tego, nie lubię się powtarzać, a dopóki mi nie uwierzysz i nie podpiszemy kontraktu, będzie tylko gorzej.

Miałem wrażenie że wybuchnę, czułem że zrobiło mi się aż gorąco ze złości, ten koleś zaczynał doprowadzać mnie do szału, i to poważnie. Stwierdziłem, że zacznę Go ignorować, unikać. Jak znowu pojawi się na krześle pode mną, zwyczajnie sobie usiądę, jakby nigdy nic. Tak, taki był mój plan, ale jak wyjdzie w rzeczywistości, dopiero się dowiem. Spokojnie wstawiłem sobie wodę na kawę, przygotowałem sobie śniadanie w postaci moich ulubionych płatków, bo jakże inaczej, Wziąłem miskę i kubek do ręki z zamiarem zaniesienia tego do stołu, ale moje plany zostały pokrzyżowane, bo zaliczyłem najbardziej spektakularną glebę jaka może być, wylewając całą kawę na kafelki podłogowe w kuchni  i do tego, do kompletu, calutkie płatki z mlekiem, nie wspominając oczywiście o pobitej w drobiazgi miseczce i kubku. Z bolesnym jękiem podniosłem się z ziemi i pomasowałem swoje żebra, cały ten bałagan mnie wręcz załamał, ale oczywiście nic by się nie stało gdyby nie mój chory gość który jak się złożyło, nagle zapragnął wyciągnąć nogi o które się potknąłem. Zdruzgotany zabrałem się za sprzątanie tego bałaganu, pozbierałem co większe szkło, resztę wraz z płatkami jakoś wmiotłem na szufelkę i całość wyrzuciłem do śmietnika. Kawę zmieszaną z mlekiem wytarłem z podłogi i spojrzałem chłodno na tego ''demona''ale kolejne Jego słowa sprawiły mi jeszcze dodatkową przykrość, więc szybko zmyłem się z tego pomieszczenia pod prysznic.

- Takiej totalnej fujary nigdy nie przyjmą do opery, możesz o tym zapomnieć.

Co On sobie wyobrażał żeby mówić mi jaki to ja jestem niezdarny czy jakieś takie? Pajac.
Zamknąłem się w łazience, zsunąłem z siebie piżamę i wszedłem pod prysznic, musiałem trochę ochłonąć, zebrać myśli, bo w tej chwili byłem rozdygotany jak galaretka.

~~~~~~~

Cały mój plan doprowadzenia Go do skraju wytrzymałości, szedł lepiej niż się spodziewałem, jak się okazało, chłopaka można było bardzo łatwo zdenerwować, A to znaczyło tyle, że miałem nieco więcej czasu niż zakładałem, chociaż... Mimo że Go gnębiłem, zdawał się naprawdę nie wierzyć w to kim jestem, zdawało się również że nie ulegnie tak łatwo, więc musiałem nieco poważniej zamieszać mu w życiu? Już ja wiedziałem jak się tym zająć... Gdy Jimin udał się pod prysznic, zniknąłem i przeniosłem się w pewne miejsce, dość daleko od miejsca zamieszkania mojej ofiary, napisałem krótką notatkę z adresem Jimina i wsunąłem ją.. do skrzynki na listy pod jednym z domów. Teraz pozostało czekać. Wróciłem do domu chłopaka zauważając że dalej przesiaduje w łazience, jakież było moje szczęście, gdy zadzwonił Jego telefon, wyświetliła się nazwa ''Jungkook <3'', zmarszczyłem lekko nos i przyjrzałem się ekranowi, więc to był ktoś dla Niego bliski, tego byłem pewien. Postanowiłem i w tej sprawie namieszać więc odebrałem.

- Halo? Jiminnie? Jesteś teraz w domu? Chciałbym iść na zakupy ale dobrze wiesz że potrzebuję Twojej opini czy będę w tych rzeczach dobrz...

- Nie, to Jimin.

Musiałem przerwać chłopakowi w połowie bo trajkotał tak szybko i tak nieskładnie, że nie wiedziałem kiedy skończy, a przecież musiałem wykonać kolejny krok w swoim planie.

- Huh? To kto mówi? Gdzie jest Jimin?

- Jimin w tej chwili bierze prysznic po bardzo ciężkiej, pełnej wrażeń nocy, przekażę mu że dzwoniłeś, Jungkook, tak? Chcesz coś jeszcze mu przekazać może?

Mruknąłem uśmiechając się wrednie sam do siebie, czułem że mina tego chłopaczka jest conajmniej zabawna. Ale tak miało być.

- Noo, że ja przyjdę dziś po Niego wieczorem na próbę, a na zakupy,,, to pójdę kiedy indziej.

- W porządku, do widzenia.

Rozłączyłem rozmowę i w tej samej chwili Jimin postanowił zjawić się w kuchni, prosto spod prysznica, odziany w spodnie i koszulę niedbale wsuniętą za pasek.

~~~~~~~

Prysznic nie wiele mi pomógł, cały czas byłem jakiś rozkojarzony, zbity z tropu, kim był ten koleś, naprawdę nie rozumiałem tej całej sytuacji. Gdy wszedłem do kuchni, zauważyłem że kończy rozmowę, przez mój, własny telefon.

- Co Ty do diabła wyprawiasz?! Wyjaśni mi jakim prawem dotykasz mój telefon!

- Uspokój się, bo złość piękności szkodzi, a takiej buźki to serio szkoda.

- Nie pieprz głupot, kto dzwonił!?

- Uspokój się powiedziałem chłopcze. Dzwonił ktoś o imieniu Jungkook. Mówił że chciał iść z Tobą na zakupy, powiedziałem mu że bierzesz prysznic, to stwierdził że innym razem się przejdziecie i że przyjdzie wieczorem po Ciebie, to tyle. Nic więcej.

- Zamorduję Cię jeśli coś mu nagadałeś, słyszysz?

- A co, to ktoś ważny dla Ciebie, hm? Twój chłoptaś?

Poczułem że zaraz znowu wybuchnę, aż zacząłem się trząść. Ten ktoś, doprowadzał mnie do szału. Modliłem się żeby nie powiedział nic złego Jungkookowi, bo musiałem przyznać, że naprawdę go lubiłem, był radosny, sympatyczny, czułem się swobodnie w Jego towarzystwie tak jak i On w moim. Wyjątkowy, kochany chłopak, chyba bym sobie nie wybaczył, gdyby zniknął z mojego życia, bo tak naprawdę, On jedyny nie doprowadzał mnie do szału i nie działał mi na nerwy, w porównaniu z Namjoonem albo Hoseokiem.

- Nie Twój problem, powiem Ci tyle. Ważny czy nie ważny, nie pozwalam Ci na dotykanie mojego telefonu, rozumiesz? Nie obchodzi mnie co Ty sobie myślisz w tej sprawie. Jesteś nienormalny.

- Może być tylko gorzej.

Irytował mnie On sam i Jego słowa, doprowadzał mnie powoli do granic wytrzymałości, jeszcze trochę a dojdzie do rękoczynów...


~~~~~~

Nie wychodziłem dziś nigdzie z domu, starałem się jakoś posprzątać, ogarnąć bałągan jaki zdążyłem narobić, nie obyło się bez kilku jakże potrzebnych wypadków. Chyba cztery gleby, zbity wazon, szklanka, zerwane firanki, wszystko przez tego typa który starał się za wszelką cenę sprawić że podpiszę z Nim jakiś idiotyczny kontrakt, ale ja dalej w to wszystko nie wierzyłem, co to to nie. Gdy skończyłem sprzątanie, ubrałem się w wygodne rzeczy, podkoszulek, spodnie dresowe, bluza, włosy ułożyłem w jakiś nieład i czekałem na zjawienie się Jungkook'a. Miał przyjść około 17 po mnie, takowa właśnie dochodziła już, a Jego wciąż nie było. Nim się obejrzałem, zadzwonił dzwonek, szybko pognałem do drzwi i otworzyłem je, za nimi ukazała mi się urocza buźka brązowowłosego chłopaka o dużych, bystrych oczach i uroczym uśmiechu.

- Jungkookkie. Ja jestem już gotowy, możemy iść na próbę.

- Cześć Jiminnie. A.. Twój gość? Jest jeszcze?

- Gość? Jaki... Ah, ten gość, nie przejmuj się nim.

Wnet jak na zawołanie, pojawił się mój nieproszony lokator. Uśmiechnął się zadowolony i objął mnie ramieniem spoglądając uważnie na Jungkooka.

- A cóż to, o mnie się rozmawia? Oh, witaj, Jungkook, nie spodziewałem się takiej buźki jak z Tobą rozmawiałem przez telefon dziś rano.

Czułem że zalewa mnie kolejna fala złości, musiałem się go jakoś pozbyć, tylko w jaki sposób? Nic nie przychodziło mi do głowy. Kook tylko grzecznie skinął głową a gdy ten natręt nachylił się tak lekko w moim kierunku odsunąłem się skrępowany i spojrzałem na swojego przyjaciela. Był wyraźnie speszony.

- Wiesz Jiminnie, może lepiej będzie jak poćwiczymy kiedy indziej? Nie chcę Ci przeszkadzać.

- Ale nie, nie, Jungkookkie, nie przeszkadzasz, On sam się sobą zajmie, a ja chcę iść z Tobą poćwiczyć.

- Możemy porozmawiać, Jiminnie? Na osobności?

Skinąłem głową i spojrzałem chłodno na swojego upartego prześladowcę, ten tylko przewrócił oczami i zniknął w domu zamykając drzwi.

- Co się dzieje Jungkook? Mów mi.

- No bo, tego... co robiłeś w nocy? I... kto to jest ten chłopak?

Pytanie o to, co robiłem w nocy, było dla mnie kompletnie bezsensowne, bo jak to co robiłem.. Spałem... Chociaż, moment... Ten pajac musiał coś nagadać Kookowi na temat tego, co działo się rzekomo w nocy.

- Spałem, Kookkie, a ten chłopak, to mój znajomy z miasta w którym kiedyś mieszkałem, ale powiedz.. Skąd pytanie o to co robiłem w nocy?

Zapytałem poważnie a Kook speszony spojrzał na swoje stopy. No więc jednak się nie myliłem, ten koleś coś mu na opowiadał.

- No bo, Ten Twój kolega, powiedział że bierzesz prysznic po długiej, ciężkiej, pełnej wrażeń nocy, i... tak tylko pytałem co takiego robiłeś, nie wiedziałem, że, no wiesz...

- Czekaj, co wiem? Kook, nie wierz w nic, co On Ci powiedział, przyjechał tak nagle, bez zapowiedzi, miałem noc pełną wrażeń bo nie spodziewałem się Jego przyjazdu, a męcząca była bo długo nie spałem... Nic mnie z Nim nie łączy, jeśli o to chodzi, to tylko... Przyjaciel.

Dlaczego słowo przyjaciel tak ciężko mi przechodziło przez gardło? Jakbym miał zaraz zwrócić obiad, a to tylko dlatego, że nie miałem ochoty na nazywanie tego typa przyjacielem, skoro niszczył mi życie.

- No dobrze, już dobrze, przełożymy nasz trening na inny dzień, dobrze? Ty dziś odpocznij, bo masz jutro pracę na rano, nie?

- No tak, prawda... Dobrze, więc do zobaczenia, Jungkookkie.

Mruknąłem cicho i przytuliłem mocno do siebie chłopaka,, jak zawsze na pożegnanie, ten uścisk odwzajemnił po czym ucałował mój policzek odchodząc w swoim kierunku. Ja oczywiście uśmiechnąłem się lekko do Niego i gdy upewniłem się że chłopak odszedł, chciałem wejść do domu, wręcz taranem, ale co się stało? Drzwi były zamknięte na chyba wszystkie zamki.

- Co do cholery... Wpuść mnie! Nie rób sobie jaj, na dworze jest zimno!

Poczułem dziwny chłód za sobą i ujrzałem swojego dręczyciela. Zrobił dwa kroki w moją stronę uśmiechając się w teki cholernie przerażający, ale i wyjątkowo pociągający sposób. Chociaż moment, co ja wygaduje, jaki pociągający?! Był chory! Oparłem się plecami o drzwi które ani drgnęły, nie miałem ucieczki, poczułem jak staje niebezpiecznie blisko mnie wciąż mając na twarzy ten uśmiech.

- Nie podoba mi się to i to bardzo. Odsuń się, otwórz mi drzwi i zniknij mi z oczu, mam Cię już dziś dość.

Szepnąłem czując że aż mi niedobrze z tego wszystkiego, mężczyzna rozpłynął się a drzwi skrzypnęły za mną oczywiście bez ostrzeżenia, przez co wylądowałem na twardej podłodze swoimi czterema literami, dość boleśnie jęknąwszy. To już było przegięcie. Wstałem, otrzepałem się i podszedłem pewnym krokiem do swojego dręczyciela, złapałem Go mocno za poły rozpiętej marynarki i mocno przyparłem do ściany czując że złość mną włada chwilowo.

- Nienawidzę Cię, nie waż się więcej okłamywać Jungkooka o tym, co dzieje się ze mną czy z moim domem, rozumiesz? Bo to wcale nie zbliża Cię do podpisania przeze mnie tego zasranego kontraktu, a oddala wręcz. Więc z łaski swojej chrzań się .

Chciałem już się odsunąć, ale chłopak mocno złapał moje nadgarstki i nie pozwolił mi się odsunąć, jednak to co zrobił w następnej kolejności... Co za chory człowiek. Poczułem jak Jego miękkie, wilgotne wargi, całują moje,, delikatnie, krótko i przyjemnie, jakby nigdy nic wszystko byłoby jeszcze w miarę dobrze, gdyby nie to, co po tym powiedział.

- No już uspokój się, Kochanie, bez nerwów, idź już spać, masz jutro ciężki dzień w pracy.

Miałem ochotę krzyczeć jak opętany, ale tylko wyrwałem swoje ręce z Jego uścisku i szybkim krokiem udałem się do siebie, tam dopadłem poduszkę i wykrzyczałem się w nią z całej siły. Byłem tak wykończony, że nie wiedzieć kiedy i czemu, zasnąłem. Czy tak teraz będzie wyglądało moje życie? W co ja się najlepszego wpakowałem, może On naprawdę był tym demonem z opowieści? Może naprawdę będzie mnie dręczył taj długo aż podpiszę ten kontrakt? A co jeśli to będzie trwało nawet po tym, jak go podpisze? Nie chciałem się przekonywać, z resztą, Jimin.. przecież ty nie wierzysz w takie bajki, prawda?

~~~~~~~~~~

Rano gdy zadzwonił budzik, miałem wrażenie że się rozpłaczę, nie miałem siły żeby iść dziś do pracy, nie chciałem wychodzić z pokoju, wolałem zawinąć się a kołdrę i spać do wieczora, ale praca to praca, nie miałem wyjścia. Gdy uchyliłem powieki, ujrzałem postać siedzącą na moim parapecie.

- To znowu Ty... Daj mi już spokój, proszę... Idź sobie... Przez Ciebie stracę pracę, przyjaciół... Wyląduję na ulicy..

- Wystarczą trzy słowa.

- Jakie słowa, powiem je tylko żebyś sobie poszedł...

- ''Chcę podpisać kontrakt''.

- O, nie, nie, nie, nie, nie. Nie ma mowy! Wynoś mi się stąd! I to już, chcę się umyć, ubrać, daj mi przestrzeń pajacu!

Zabrałem swoje rzeczy do łazienki, wcześniej wypychając Go poza drzwi, chociaż w sumie po co, skoro magicznymi sztuczkami mógł przenieść się do łazienki i bezczelnie wlampiać we mnie. Co za życie... Szybko się umyłem, ubrałem, pobiegłem na dół, przygotować sobie kawę i coś do zjedzenia kiedy On już tam czekał zacisnąłem dłonie w pięści.

- Prosiłem, idź sobie i daj mi dziś spokój.

Nie wiedziałem czemu, ale byłem dziś jakiś nerwowy, jakby przeczucie że stanie się coś złego, nie chciało mnie opuścić.

- Już wyluzuj, przyniosłem Ci coś, listonosz się zjawił z tym z samiutkiego ranka.

- Co to, list?

- Tak, jakieś ładne pismo, chyba kobiece.

- Kobiece?

Podszedłem bliżej Niego i zabrałem mu swoją własność, faktycznie, koperta była opisana ładnym, zgrabnym kobiecym pismem, ale co było najgorsze? Znajomym pismem... Otworzyłem kopertę i zacząłem czytać.

'' Najdroższy synku,

Wiem, że zawaliłam, wiem że nie broniłam Cię przed ojcem ale dobrze wiesz, nie mam pracy, nie mam niczego, nie miałabym jak się utrzymać. Przesyłam Ci cały czas pieniądze żeby jakoś Ci pomóc, ale teraz mam dość, myślę że już dorośliśmy wszyscy i czas się pogodzić, ja, Ty i tata, ktoś anonimowo podrzucił mi Twój adres do skrzynki, nie wiem jak, nie wiem kto, ale chyba wiedział że czas żebyśmy się pogodzili. Wyruszam do Ciebie w czwartek rano, będę około 21 wieczorem, mam nadzieję że się zobaczymy, Synku, daj mi szansę.
                                 
                                                                                                                      Mama.''

- O mój Boże...

W tej chwili, poczułem się, jakby burza z piorunami i gradobiciem na mnie spadła. Moja matka, tutaj? Kto jej podał adres? Ah, no jak to kto, to musiał być ON!

- Ty wredny, chory, idioto! Coś Ty narobił?!

Krzyknąłem ale w pomieszczeniu nie było nikogo, zupełnie nikogo, zniknął wyparował, a tylko winny ucieka, tylko winny. Musiałem wyjść do pracy, więc zabrałem co musiałem i wybiegłem zamykając drzwi od domu. Teraz pozostało mi się modlić, żeby matka przyjechała gdy już będę w domu...


Ciąg dalszy nastąpi.