wtorek, 18 października 2016

Pure evil cz. 3

A więc mamy trzeci już rozdział, opowiadanie wciąż się rozwija, mam nadzieję że jeszcze troszkę potrwa, ale póki co, wena jest i kolejny rozdział już wkrótce, tymczasem zapraszam do czytania tej części! <3 



Parring: Yoonmin
Typ: SMUT, ANGST, FANTASY

Dlaczego czułem niepokój, gdy w pracy było dziś tak spokojnie? Mimo że było sporo roboty, to nie trzeba było się aż tak spieszyć, co więcej nikt mnie nie dręczył.... No właśnie, i tu był pies pogrzebany, byłem niespokojny, w tym spokoju, gdyż mój prześladowca zniknął zanim wyszedłem z domu i jednocześnie ta wizyta matki, zupełnie nie byłem na to przygotowany i myślami cały czas wracałem do tej kwestii, wiedziałem że jakoś sobie poradzę jeśli będę w domu przed matką, jeśli nie... To mogłem być pewien tego, że mój jakże wspaniały lokator, spieprzy mi po raz kolejny coś w życiu. Niech ten dzień szybciej się skończy..

~~~~~~~

Dochodziła godzina dwudziesta, dziś postanowiłem dać chłopakowi trochę spokoju, zwłaszcza po tym, jak wczoraj wybuchł, wiedziałem że dręczeniem Go nie zajdę daleko, nigdy nie zgodzi się podpisać tego kontraktu, a mnie, kończył się powoli czas, Czułem się coraz słabszy, więc starałem się za wszelką cenę Go jakoś nakłonić do tego kontraktu, miałem pewien plan.

Wybiła godzina dwudziesta, chłopaka jeszcze nie było, a ja usłyszałem dzwonek do drzwi, a więc mamuśka przyjechała szybciej? Idealnie tak jak przeczuwałem. Podszedłem prędko żeby tworzyć rodzicielce chłopaka, a jakieś było jej zdziwienie gdy za drzwiami ujrzała nie swojego synka a mnie.

- Kim jesteś? Zastałam Jimina? Park Jimina? Podobno tutaj mieszka, co więcej, zdawało mi się że mieszka tutaj sam..

- Ah nie, niestety jeszcze nie wrócił z pracy, ale proszę, niech pani wejdzie, zaraz wszystko wyjaśnię.

Zaprosiłem kobietę do środka, ta niezbyt chętnie weszła w głąb pomieszczenia, była niziutka, drobniutka, miałam wręcz dziewczęcą budowę, ciemne włosy, opadające miękką falą na ramiona były wyraźnie zadbane, z twarzy bardzo przypominała mi Jimina, a może bardziej Jimin przypominał ją? Pełne usta, lekko różowe, nie za duże oczy, lekko wystające kości policzkowe, drobny nos. Wiedziałem już po kim ten chłopak odziedziczył swoją urodę, co to to na pewno. Zaprowadziłem kobietę do salonu i kazałem jej usiąść, gdy to zrobiła, uśmiechnąłem się w bardzo specyficzny sposób i usiadłem obok Niej, na kanapie zakładając nogę na nogę, wciąż mając na twarzy wymalowany ten nieco arogancki uśmiech.

-Więc słucham, gdzie jest mój syn, proszę jasno, i wyjaśnij mi chłopcze kim Ty jesteś. Jesteś Jego lokatorem?

- Może dla rozluźnienia się Pani czegoś napije? Wygląda Pani na bardzo zdenerwowaną i spiętą, coś mocnego proponuję.

- Nie chrzań z łaski swojej i wyjaśnij mi co tu się wyrabia. Gdzie pracuje niby mój syn?

Widziałem że ta kobieta nie ma ani czasu ani ochoty na moje gierki, strasznie nerwowa, zupełnie jak jej syn. Więc chyba niedaleko pada jabłko od jabłoni?

- Dobra, już dobra luzik. Więc, Pani syn, pracuje ciężko w magazynie żeby móc utrzymać się samemu, dodatkowo trenuje tanieć nowoczesny i stara się dostać na casting do głównej, bardzo ważnej roli w operze. A tak się składa że jest bardzo utalentowany, bardzo ciężko pracuje i ma duże szanse na tę rolę, więc pewnie zajmie się tym w życiu. A ja, droga pani, nie jestem Lokatorem Jimina, a Jego... kochankiem od niedawna. Wiem że dawno pani z syneczkiem nie rozmawiała, ale jeśli mam być szczery, to Jego miejsce jest na dole, więc na wnuki bym nie liczył. Ale tak czy tak, łączy mnie z Nim coś wyjątkowego, więc może skoro nam się tak cudownie gada, to przejdziemy na ''Ty?''. Albo może najprościej będzie, jak będę zwracał się do Ciebie ''Mamo'', hm?

Z każdym moim słowem, widziałem jak mina rodzicielki Jimina zmienia się diametralnie, z poirytowanej, na zaskoczoną, zdziwioną i w końcu załamaną zmieszaną z wściekłą.Wyciągnąłem rękę w Jej stronę i uśmiechnąłem się niby to szczerze, niby nie. Czekałem na Jej wybuch i się doczekałem. Odtrąciła moją dłoń i wstała gwałtownie.

- Zabieraj łapy, popaprańcu. Zdaje mi się, że nie mam już czego tutaj szukać, dowiedziałam się wszystkiego, a nawet więcej niż chciałam wiedzieć, nie mam ochoty na dalszą konwersację, do widzenia.

- Ależ MAMO, przecież możesz poczekać na swojego syna, nie porozmawiasz z nim nawet?

- Nie mów tak do mnie do diabła! Kiedy On wraca do domu?!

Wnet nagle usłyszałem chrzęst kluczy i trzaśnięcie drzwi, oho, wrócił Jimin.

- No to ja żegnam panią serdecznie, zostawiam was samych, macie dużo do porozmawiania.

Kobieta opadła na kanapę i nerwowo postukiwała obcasem, czekając na wyjaśnienia ze strony syna.

~~~~~~~~~

Wracałem z pracy na łeb na szyję, musiałem zdążyć do domu przed matką, wpadłem do mieszkania z hukiem i... no niestety spóźniłem się. Moja matka siedziała na kanapie, wyraźnie zła, bo była aż czerwona i tupała swoją drobną nóżką o podłogę.

- Mamo? Jesteś już.

Wnet spojrzała na mnie wzrokiem takim, jakby pioruny zaraz miały wystrzelić z Jej oczu, aż się cofnąłem krok w tył. Coś się stało, coś się musiałem stać, nawet nie coś a ktoś...

- Mamo? Co się stało? Wróciłem z pracy najszybciej jak mogłem.

- Już wszystko wiem! Park Jimin! Co to wszystko ma znaczyć?  Było mi Ciebie żal, chciałam żebyś wrócił do domu, namawiałam ojca żeby się zgodził, bo przecież jesteś Jego pierworodnym synem, nawet się zgodził byś wrócił ale po tym co usłyszałam przed chwilą, zaczęłam się zastanawiać dlaczego Cie urodziłam! Wybij sobie z głowy taniec, opere i to wszystko, tę uwłaczającą pracę, i co więcej tego chłopaka! Co to ma w ogóle być!!

Poczułem się zaatakowany, aż serce na chwilę mi stanęło, ten męczący frajer, powiedział mojej matce wszystko, kompletnie wszystko. Włącznie z tym, jaką miałem orientację, nie zamierzałem pozwolić żeby matka w takim stanie wyszła, mieliśmy się przecież pogodzić...

- Możesz nie krzyczeć?! Po pierwsze, żadna praca nie hańbi, a że musiałem się wynieść z domu, musiałem znaleźć cokolwiek żeby się utrzymać! Tanieć zawsze był moją pasją, wszystkim co sprawiało mi radość, więc nigdy, ale to nigdy nie zrezygnuje, rozumiesz?! Jestem dorosły, mogę robić co zechcę a moja orientacja.. Nie udawaj że nic nie wiedziałaś o tym jaki jestem, nigdy nie miałem dziewczyny, czy to nie dziwne?!

- Nie odzywaj się tak do mnie, Park Jimin!

W tej chwili matka wstała i podeszła do drzwi, złapała za klamkę i nie patrząc na mnie, uchyliła drzwi.

- Nie zamierzam Ci więcej wysyłać pieniędzy, skoro jesteś taki dorosły i zadowolony z takiej hańbiącej  Twoje nazwisko pracy, to radź sobie sam zupełnie sam. I bądź sobie tym gejem czy kim tam chcesz, żegnam.

Nim zdążyłem się odezwać, matka wyszła, słyszałem jak zawołała przejeżdżającą taksówkę i odjechała z piskiem opon. Zniknęła, a wraz z nią moja nadzieja na pogodzenie się i moje dodatkowe fundusze, które nie raz, ratowały mi życie, a teraz?! Teraz nie miałem już nic, matki, ojca, pieniędzy nikogo zupełnie nikogo, znikąd pomocy, a dzięki czemu to?! Nie dzięki czemu, a dzięki komu!
byłem zrozpaczony, zacząłem krzyczeć, rzuciłem wazonem o ścianę, zrzuciłem szklanki ze stołu po chwili łapiąc się za włosy zacząłem krążyć po pokoju. Byłem załamany, zdruzgotany...

- To wszystko Twoja wina! Wszystko!

Krzyknąłem i pobiegłem do pokoju tego cholernego frajera który jakby nigdy nic zaczął sobie grać na pianinie, wpadłem do środka pomieszczenia i podszedłem do Niego, złapałem Go mocno za poły marynarki szarpiąc lekko, ale On najwyraźniej świetnie się bawił, bo tylko się roześmiał.

- Coś Ty narobił najlepszego?! Dlaczego mi to zrobiłeś?! Może od razu mnie zabij, co?! Będzie prościej, bo chyba do tego zmierzasz, zniszczyłeś mi życie, zniszczyłeś wszystko, jak ja mam teraz żyć?! No jak?! Mam nadzieję że osiągnąłeś swój cel i że jesteś z siebie bardzo zadowolony. Nienawidzę Cię, rozumiesz? Nienawidzę z całego serca...  Nigdy nie dam Ci satysfakcji z podpisania kontraktu, jesteś nikim.

Wykrzyczałem z całej siły z trudem powstrzymując łzy jakie powoli napływały mi do oczu. Ni stąd ni zowąd poczułem jak nagle popycha mnie w tył, mocno przypierając mnie do ściany. Już chciałem się zamachnąć na Niego ale zatrzymał moją rękę mocno przytrzymując ją w nadgarstku. Drugą dłonią zaś złapał mój podbródek.

- Czujesz tę nienawiść, prawda? Z całego serca mnie teraz nienawidzisz, a jak podpiszesz ze mną kontrakt, będzie o wiele, wiele lepiej, wszystko Ci się ułoży, Jimin.

Nim zdołałem coś odpowiedzieć, poczułem jak agresywnie wpija się w moje wargi, z początku nie mogłem Go od siebie odepchnąć, chwilę ulegałem pocałunkowi, a gdy uznał że może mnie  nieco puścić, odepchnąłem Go mocno od siebie a ten tylko powoli odsunął się w głąb pokoju w cień.

- Nie dotykaj mnie! Nienawidzę Cię!

- Ha, ha, ha, takie jest życie, chłopczyku, okrutne, brutalne, a uwierz... może być jeszcze gorsze, oszczędź sobie tego i przejdź na moją stronę, podpisz kontrakt..

Nie mogłem już go słuchać, wybiegłem z Jego pokoju i udałem się natychmiast do swojej sypialni, już nie mogłem wytrzymać, nie mogłem wstrzymywać łez. Usiadłem na łóżku, oparłem łokcie na kolanach a twarz ukryłem w dłoniach i zwyczajnie płakałem. Byłem zmęczony, bezradny, załamany, wiedziałem że chwila i zostanę bez domu, bez dachu nad głową, że stracę pracę i już ON o to zadba... Łzy same spływały mi po policzkach, nie kontrolowałem ich, już nie chciałem, nie mogłem. Musiałem dać upust temu wszystkiemu, moje życie odwróciło się o 180 stopni, a to wszystko przez alkohol, wszystko przez swoje chłodne podejście do życia, mogłem Go wtedy nie wołać, bo to wszystko chyba jednak okazało się prawdą. Cała ta sytuacja powstała z mojej głupoty... Teraz mogłem tylko sam siebie winić.
Byłem tak załamany, że nie usłyszałem jak drzwi od mojego pokoju się otwierają, dopiero gdy ktoś usiadł obok odsłoniłem swoją twarz i zerknąłem na tę osobę, nie wiem kogo się spodziewałem, ale widząc znów Jego, czułem że kolejna fala łez zaczyna na mnie napierać.

- Zostaw mnie, proszę... Daj mi dziś spokój, jutro, jutro możesz mnie męczyć, dręczyć, ale dziś, daj mi spokój, już jestem zmęczony...

- Jimin...

Jego cichy szept przyprawił mnie o zawrót głowy, nie chciałem Go już słuchać, nie chciałem żeby był obok mnie, A jednak, objął mnie lekko ramieniem pozwalając mi się oprzeć o Jego ciało, które było zadziwiająco ciepłe i kojące... Zamknąłem oczy pozwalając kolejnej fali łez zalać moje policzki.

- Tak naprawdę... Tym razem chciałem Ci pomóc. Powiedziałem Twojej matce że ciężko trenujesz, że jesteś naprawdę dobry, że ciężko pracujesz żeby utrzymać się sam żeby być samodzielny, dorosły. Że wolisz mężczyzn, bo wiadomo, każda matka oczekuje wnuków, a od Ciebie... ich nie otrzyma... Ja jestem demonem, uprzykrzanie ludziom życia, krzywdzenie ich, dręczenie jest moją codziennością, przychodzi mi to z łatwością, myślałem że to pomoże, myliłem się.

Pierwszy raz, miałem wrażenie że jest szczery, pierwszy raz był spokojny, nie uśmiechał się tak kpiąco, nie robił mi krzywdy, tylko był, obejmował mnie, a tego w tej chwili potrzebowałem. Czułem że taki zwykły, nic nie znaczący dotyk i czyjaś bliska obecność mnie uspokaja. Serce nie waliło mi aż tak nieprzyjemnie ze zdenerwowania, tylko powolutku zwolniło, ale wciąż nie dawało o sobie zapomnieć... Tylko dlaczego?

- Ja już nie wiem co mam zrobić, wiesz? Moje życie się wali, jeszcze trochę, a tego nie zniosę.

Poczułem jak odwraca mnie bardziej w swoją stronę, nie miałem siły się przeciwstawiać, chwilę po tym czułem jak Jego zadziwiająco ciepłe dłonie delikatnie układają się na moich policzkach, pociągnąłem nosem i spojrzałem uważnie na Niego, w dokładniej w Jego ciemne oczy. Dziwnie się czułem, ale wszystko zrzucałem na zwoje załamanie,

- Chcę Ci pomóc, uwierz mi... Dzięki mnie, spełnią się Twoje najskrytsze marzenia... te o których sam jeszcze nie wiesz... Zacznę od tego, jednego.

Poczułem jak mnie do siebie przyciąga, pewnie, mocno, jedną z dłoni pozostawiając na moim policzku, wiedziałem co się stanie, wiedziałem o jakim marzeniu mówił, nie wiedziałem tylko czy to On powinien je spełniać. Z resztą, jakie to ma znaczenie? Będzie przy mnie, chociaż chwilę, tak normalnie, zwyczajnie. Jego usta napotkały moje, tym razem Go nie odepchnąłem, tym razem było inaczej. Na początku zabrakło mi tchu, jakby coś mnie sparaliżowało, część mnie, nie chciała pozwolić mi się rozluźnić, ale musiałem, chciałem.
Zamknąłem oczy i objąłem Go lekko za szyję zapominając o tym co jeszcze przed chwilą się stało, co zrobiłem, co mówiłem, jak się czułem. Skupiłem się na pocałunku, który z każdą chwilą przybierał na dokładności, zachłanności. Jedno westchnienie uciekło spomiędzy moich warg wprost do tych Jego, demonicznie wyśmienitych. Ależ paradoks. Czułem jak lekko napiera na mnie, zmuszając żebym się położył, oczywiście zrobiłem to, wciągając Jego ciało na swoje, teraz obie dłonie mężczyzny przeniosły się na moje dłonie, złapał je pewnie i przyparł do miękkiej pościeli, tuż przy mojej głowie, nie pozwalając mi uciec. Ale ja nie chciałem uciekać, już nie...
Kolejne westchnięcie umknęło spomiędzy moich ust gdy Jego usta odnalazły drogę do mojej szyi, przygryzłem lekko swoją wargę i odruchowo odchyliłem głowę tak, żeby nie zabraniać mu pieszczot na wrażliwej skórze w tym miejscu. Czułem jak dreszcze powoli zalewają moje ciało, ale skrępowane dłonie, trochę mnie denerwowały. Musiał to poczuć, bo rozluźnił uścisk i zabrał swoje dłonie, znalazł dla nich lepsze miejsce, a dokładniej zajęcie, bo smukłe, długie palce sprawnie rozpinały moją koszulę, dość nerwowo, pospiesznie, ale nie miałem nic przeciw temu. Ja swoje dłonie zaś wplątałem w miękkie, kruczoczarne włosy mężczyzny, lekko je przeczesywałem, pociągałem.
Koszula szybko zniknęła, a z pomiędzy moich uchylonych warg, umknął tym razem cichy jęk, gdy usta kochanka znalazły się na moim obojczyku, jak się złożyło, było to najwrażliwsze miejsce na moim ciele. Dopiero teraz to wiedziałem. On był pierwszym który robił ze mną takie rzeczy.
 Nie chciałem już być mu dalej dłużny i bierny w swoich poczynaniach, więc zsunąłem płynnym ruchem marynarkę z Jego ramion odrzucając ją po chwili na ziemię, poczułem jak mężczyzna się unosi tak że klęczał nade mną okrakiem, patrzył na mnie wtedy takim wzrokiem, że poczułem jak powoli robi mi się gęsia skórka chyba na każdym milimetrze mojej jasnej skóry, która właściwie w porównaniu z Jego odcieniem karnacji, zdawała się być wręcz opalona, ale coś mnie pociągało w tej Jego bladości.
Uniosłem się lekko do siadu, żeby rozpiąć Jego koszulę, ale drżały mi dłonie, więc nie szło mi zbyt dobrze. Bałem się? Może. Denerwowałem? Na pewno. Ale... przecież nie miałem czego się bać, nie musiałem się denerwować, On tego chciał, tu i teraz. Chciał mnie, chciał spełnić moje marzenie, albo zaspokoić swoje pragnienie. To nie było ważne.
Koszula zniknęła z Jego ramion, a moim oczom ukazało się  Jego ładnie ukształtowane ciało, silne ramiona, idealnie wymodelowany brzuch... a na nim? Długa, ukośnie zaznaczona blizna, przesunąłem po niej palcami delikatnie, jakby bojąc się go dotknąć, ale on tylko uśmiechnął się i opadł znów nade mnie, znów nasze usta połączyły się w pocałunku, a moje ciało otrzymało kolejną falę dreszczy i gęsiej skórki.
Wiedziałem że będę musiał spytać o ten ślad, o to, co mu się stało, ale to nie teraz, nie dziś, nie w tej chwili. Nie chciałem jej psuć. Teraz liczyło się tylko spełnianie mojego marzenia.
Czułem jak nieprzyjemnie zaczynają opinać się moje spodnie, tak na mnie działał Jego dotyk, Jego każdy ruch i zapach.. Nie umiałem go opisać, był słodki, ale wyraźny i mocny, przyjemnie łaskotał mój nos.
Wyczuł to jak niekomfortowo się czuję mając na sobie tak dopasowane ubranie, bo nim się obejrzałem Jego smukłe palce prędko uporały się z paskiem i rozporkiem moich spodni, guzik tak samo nie był przeszkodą, poczułem ja powoli wsunął palce pod materiał zsuwając go nieznacznie w dół, uniosłem swoje biodra pozwalając mu na to.
Tak też spodnie zniknęły z mojego ciała, leżałem teraz pod Nim w zupełnie rozchełstanej koszuli spoczywającej tylko na moich ramionach i bieliźnie, która wyraźnie dawała sygnał do zdjęcia jej. Chciałem sięgnąć do Jego spodni, ale uprzedził mnie, rozpiął pasek, guzik, zamek i Jego spodnie również zniknęły. Teraz oboje znów byliśmy na tym samym etapie.
Już nie kontrolowałem westchnięć, nie powstrzymywałem pojękiwań, byłem zwyczajnie oddany Jemu i każdemu wykonywanemu przez mężczyznę ruchowi. Nie zabraniałem mu niczego, chciałem... Chciałem być... Jego?
Poczułem jak ciepłe opuszki palców jednej z dłoni kochanka delikatnie dotykają mój policzek, uchyliłem przymknięte dotychczas powieki i spojrzałem na Niego. Wyglądał... On nie mógł być żadnym demonem, przecież On wyglądał jak zwyczajny człowiek, ciemnowłosy mężczyzna o ciepłym spojrzeniu. To nie było realne, nie mogło być, a jednak.
Poczułem że bielizna zniknęła z mojego ciała pozostawiając mnie zupełnie nagiego. Z jednej strony, odetchnąłem, z drugiej, poczułem się skrępowany do granic możliwości. Nie wiedziałem kiedy, ale i On pozbył się swojej bielizny, wszystko działo się tak szybko, a jednocześnie było jak w zwolnionym tempie, czułem każdy dotyk, słyszałem każdy oddech, ciche westchnięcie z pomiędzy Jego ust.
Czułem jak ostrożnie rozchyla moje nogi, wiedziałem co chce zrobić, chociaż, w sumie, zdawało mi się, że będzie mniej delikatny, a tu proszę... Zamknąłem oczy i zagryzłem wargi, po chwili czując jak wilgotne palce wsuwają się w moje wnętrze powodując nieprzyjemne z początku uczucie. Jednak z chwili na chwilę, gdy poruszał palcami czułem się coraz lepiej, nie było już nieprzyjemnie, wręcz przeciwnie. Krótko trwała moja przyjemność bo palce zniknęły, poczułem jak kochanek znów zawisa nade mną, układając się pomiędzy moimi nogami, teraz zaczął nawiedzać mnie strach, teraz zaczęły nachodzić mnie wątpliwości, w tej chwili... Czy dobrze robiłem? Przecież Go  nienawidzę, przecież, zniszczył mi życie, zniszczył wszystko po kolei, pracę, rodzinę, przyjaciela, właściwie więcej niż przyjaciela. Ale jednak... Coś mnie tak do Niego ciągnęło, że nie mogłem się oprzeć, był przy mnie, był... zupełnie kimś innym. Objąłem go za szyję i spojrzałem w Jego ciemne oczy które mimo ciemności na dworze dobrze dostrzegałem przez światła księżyca jakie wpadały przez okno do mojej sypialni.

- Nawet nie wiem... jak się do Ciebie zwracać...

Szepnąłem zupełnie z nikąd a w odpowiedzi dostałem nieznaczny uśmiech i krótki pocałunek.

- Suga, mów mi Suga... A teraz... zamknij oczy...

Ten cichy szept, przeszył mnie od koniuszków palców, do czubka głowy, zagryzłem wargę i posłusznie przymknąłem oczy, po chwili czując jak nieco boleśnie wsuwa się swoją męskością w moje wnętrze. Krótko krzyknąłem zaciskając dłonie na Jego ramionach, w które wbiłem mocno paznokcie. Pojedyncze łzy popłynęły z kącików moich oczu, poczułem jak delikatnie je ociera znów czule całując moje wargi. Nie poruszał się z początku, dopiero gdy lekko się powierciłem zaczął wykonywać płynne, powolne ruchy biodrami, teraz już zupełnie zgłupiałem, bo jęki i postękiwanie wydobywało się o wiele głośniej z pomiędzy moich warg, mocno przesuwałem paznokciami po Jgo plecach, zadrapując je, dość boleśnie z pewnością, ale spotykałem się tylko z cichymi pomrukami ze strony kochanka. Moje ciało było zupełnie oddane Jemu, w tej chwili, należało w pełni do tego mężczyzny. Już nie miałem wątpliwości, przepadły wraz z pocałunkiem, wraz z pierwszym ruchem jaki wykonał. Chciałem więcej, mocniej, szybciej, pragnąłem Go, pożądałem, teraz już wiedziałem że to było moim marzeniem, moim pragnieniem którego nie mogłem wcześniej spełnić, a to ciepło jakim teraz mnie obdarzał, było tylko dodatkowym plusem.
Nie chciałem żeby przerywał, choć na chwilę, czułem się teraz, jakby nic się nie stało, jakby te ostatnie dni nie istniały, czas się zatrzymał, liczyłem się tylko ja i On, On i ja, nikt i nic więcej.
Gdy przyspieszył ruchy biodrami, nie zupełnie odleciałem. Czułem jak dokładnie Jego męskość ociera się o ścianki mojego wnętrza, po chwili uderzając w punkt w moim ciele, który sprawiał że krzyczałem, coraz głośniej, częściej. Wciąż kurczowo Go obejmowałem, nie chciałem żeby uciekł, nie chciałem żeby zniknął, odszedł, chciałem Go, potrzebowałem, tu i teraz, albo... może zawsze? Może... Może...

- Chcę podpisać kontrakt...

Wyszeptałem cicho i nagle poczułem jak mocno wgryza się w mój obojczyk, krzyknąłem mocno pociągając Go za włosy, dopiero teraz poczułem się jak w prywatnym raju, wzmocnił ruchy biodrami, pewniej wdzierając się w moje wnętrze, a co za tym szło, stanowczo przyspieszał szczyt jaki tak czy tak nieubłaganie nadchodził. Nie panowałem nad sobą, każda komórka mojego ciała krzyczała z przyjemności. Przy przesunął językiem po miejscu które wcześniej ugryzł, poczułem że gorąco zaczyna niebezpiecznie kumulować się w moim wnętrzu, dość szybko i gwałtownie. Ciało pokryło się drobniutkimi kropelkami potu, oddech niebezpiecznie przyspieszył a serce chciało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej. To był ten moment. Mocno zacisnąłem dłonie wyginając swoje ciało w łuk i nie mogąc już wytrzymać,krzycząc krótko, osiągnąłem szczyt rozlewając się nasieniem na swój brzuch, opadając bezwiednie na miękką pościel, starałem się uspokoić nieregularny oddech, kochanek osiągnął swoje spełnienie w tej samej chwili, rozlewając się gorącym nasieniem w moim wnętrzu. Lekko opadł na moje ciało swoim oddychając równie nieregularnie co ja, uśmiechnąłem się tylko słabo i po chwili poczułem jak układa się obok mnie, zaraz po tym, narzucając na nasze ciała ciepłą kołdrę. Pewnie zgarnął moje zmęczone ciało bliżej siebie i pozwolił mi się do Niego przytulić, ot tak... Oczywiście chętnie to zrobiłem, nie mając sił na nic więcej, czując Jego ciepło, zamknąłem oczy i usnąłem, ot tak, w Jego ciepłych, demonicznych ramionach. Czy od tej chwili... moje życie się zmieni?

W końcu podpisałem kontrakt z demonem...


Ciąg dalszy nastąpi. <3





niedziela, 16 października 2016

Pure evil cz. 2

No i mamy kolejny rozdzialik, mam nadzieję że będzie się podobał tak jak poprzedni, niedługo, już kolejna część i jak się okazuje, z pewnością powstanie tego więcej iż trzy rozdziały, myślę że koło 5 <3
Tymczasem, miłego czytania!



Parring: Yoonmin
Typ: Fantasy, Angst?


Sen w końcu mnie dopadł, po długim czasie przewracania się z jednego boku na drugi. Nie spałem najlepiej, około 6 rano, zadzwonił mój budzik, którego zapomniałem wyłączyć poprzedniego dnia, jednak ten dzwięk bardzo mnie satysfakcjonował, gdyż oznajmiał on że to wszystko musiał być sen, bo mój telefon nie został zabrany przez dziwnego kawalarza w staroświeckich ciuszkach, tylko leżał grzecznie, przy mnie, na moim stoliczku nocnym. Przeciągnąłem się leniwie i wyłączyłem dzwonek świdrujący nieprzyjemnie moje uszy, przecież dziś miałem wolne, nie musiałem nawet myśleć o pracy. Zamknąłem spokojnie oczy i po chwili uznałem że odwrócę się na drugi bok, gdy to zrobiłem, coś mnie tknęło i uchyliłem powieki, w tej chwili dostając mini zawału. Obok mnie, na łóżku, leżał mężczyzna który rzekomo mi się śnił, natychmiast odskoczyłem w tył prawie z hukiem spadając z łóżka.

- Co Ty u diabła robisz w moim łóżku? Nie, moment, ja z pewnością jeszcze śpię! Przecież to jest nie możliwe, sen, zaczynam wariować albo mój najemca dalej sobie robi jakieś jaja ze mnie. Albo czekaj, może to jednak chłopaki Cię wynajęli żebyś mi życie uprzykrzał i udawał demona albo inne jakieś takie nieistniejące stworzenie, hm?

Miałem wrażenie że gadam do siebie, ten mężczyzna nawet nie mruknął przez długą chwilę, dopiero gdy machnąłem ręką i już chciałem zejść z łóżka, poczułem jak chwycił mnie za nadgarstek. Odwróciłem szybko głowę w Jego stronę i na chwilę zamarłem. Nie wiedziałem czego się po Nim spodziewać, a chwyt miał cholernie mocny.

- Co Ty robisz, puść mnie.

- Nie zamierzam Cię puścić dopóki nie dotrze do Ciebie fakt, że jestem demonem, którego sam wywołałeś. nie zniknę jednak nawet gdy uwierzysz, bo otworzyłeś sprawę kontraktu, musisz teraz dokończyć to zacząłeś.

Znów ten spokojny, głęboki głos, docierał w głęboko w mój umysł, wprawiając mnie w kolejne dreszcze, ale jak się okazało, to było małe nic, bo ten... osobnik, uznał, że zabawnie będzie to co zrobił po chwili. Otóż, ujął moją dłoń już ciasno trzymaną za nadgarstek i podsunął sobie pod usta, oblizując powoli moj palec, na którym miałem rozcięcie które wykonałem sobie podczas przyzywania Go. Uśmiech jaki po tym pojawił się na Jego twarzy był w pewien sposób nie do zniesienia, jakby,, chory? Wyrwałem dłoń z Jego uścisku i zmarszczyłem brwi.

- Odchrzań się ode mnie, nie chcę żadnego kontraktu, nie chcę niczego od Ciebie, po za tym, nie wierzę w żadne głupawe demony. I nie uwierzę, rozumiesz? Nie wiem kim jesteś, nie podoba mi się że mnie nachodzisz, Twoje sztuczki i fetysze do oblizywania czyiś rannych palców, mnie nie obchodzą.

Warknąłem chłodno i wstałem z łóżka, zignorowałem swojego męczącego gościa i poszedłem do kuchni, słysząc że nie idzie za mną, odetchnąłem spokojnie, pokręciłem głową  niedowierzaniem i roztrzepałem lekko swoje włosy po chwili opadając swobodnie na krzesło w kuchni. Jakież było moje zdziwienie gdy krzesło okazało się być... miękkie? Jakieś nierówne? Moment, to nie było krzesło, a nawet jeśli, to już ktoś na nim siedział! Podskoczyłem jak oparzony i odwróciłem się twarzą do miejsca gdzie chciałem usiąść no i proszę, znowu On, teleportował się w swój pseudo magiczny sposób. Zacisnąłem dłonie w pięści poddenerwowany i zmarszczyłem brwi przyglądając się uważnie nieproszonemu gościowi.

- Możesz przestać mnie śledzić? Zajmij się sobą i daj mi spokój!

- Tłumaczyłem Ci już, nie zrobię tego, nie lubię się powtarzać, a dopóki mi nie uwierzysz i nie podpiszemy kontraktu, będzie tylko gorzej.

Miałem wrażenie że wybuchnę, czułem że zrobiło mi się aż gorąco ze złości, ten koleś zaczynał doprowadzać mnie do szału, i to poważnie. Stwierdziłem, że zacznę Go ignorować, unikać. Jak znowu pojawi się na krześle pode mną, zwyczajnie sobie usiądę, jakby nigdy nic. Tak, taki był mój plan, ale jak wyjdzie w rzeczywistości, dopiero się dowiem. Spokojnie wstawiłem sobie wodę na kawę, przygotowałem sobie śniadanie w postaci moich ulubionych płatków, bo jakże inaczej, Wziąłem miskę i kubek do ręki z zamiarem zaniesienia tego do stołu, ale moje plany zostały pokrzyżowane, bo zaliczyłem najbardziej spektakularną glebę jaka może być, wylewając całą kawę na kafelki podłogowe w kuchni  i do tego, do kompletu, calutkie płatki z mlekiem, nie wspominając oczywiście o pobitej w drobiazgi miseczce i kubku. Z bolesnym jękiem podniosłem się z ziemi i pomasowałem swoje żebra, cały ten bałagan mnie wręcz załamał, ale oczywiście nic by się nie stało gdyby nie mój chory gość który jak się złożyło, nagle zapragnął wyciągnąć nogi o które się potknąłem. Zdruzgotany zabrałem się za sprzątanie tego bałaganu, pozbierałem co większe szkło, resztę wraz z płatkami jakoś wmiotłem na szufelkę i całość wyrzuciłem do śmietnika. Kawę zmieszaną z mlekiem wytarłem z podłogi i spojrzałem chłodno na tego ''demona''ale kolejne Jego słowa sprawiły mi jeszcze dodatkową przykrość, więc szybko zmyłem się z tego pomieszczenia pod prysznic.

- Takiej totalnej fujary nigdy nie przyjmą do opery, możesz o tym zapomnieć.

Co On sobie wyobrażał żeby mówić mi jaki to ja jestem niezdarny czy jakieś takie? Pajac.
Zamknąłem się w łazience, zsunąłem z siebie piżamę i wszedłem pod prysznic, musiałem trochę ochłonąć, zebrać myśli, bo w tej chwili byłem rozdygotany jak galaretka.

~~~~~~~

Cały mój plan doprowadzenia Go do skraju wytrzymałości, szedł lepiej niż się spodziewałem, jak się okazało, chłopaka można było bardzo łatwo zdenerwować, A to znaczyło tyle, że miałem nieco więcej czasu niż zakładałem, chociaż... Mimo że Go gnębiłem, zdawał się naprawdę nie wierzyć w to kim jestem, zdawało się również że nie ulegnie tak łatwo, więc musiałem nieco poważniej zamieszać mu w życiu? Już ja wiedziałem jak się tym zająć... Gdy Jimin udał się pod prysznic, zniknąłem i przeniosłem się w pewne miejsce, dość daleko od miejsca zamieszkania mojej ofiary, napisałem krótką notatkę z adresem Jimina i wsunąłem ją.. do skrzynki na listy pod jednym z domów. Teraz pozostało czekać. Wróciłem do domu chłopaka zauważając że dalej przesiaduje w łazience, jakież było moje szczęście, gdy zadzwonił Jego telefon, wyświetliła się nazwa ''Jungkook <3'', zmarszczyłem lekko nos i przyjrzałem się ekranowi, więc to był ktoś dla Niego bliski, tego byłem pewien. Postanowiłem i w tej sprawie namieszać więc odebrałem.

- Halo? Jiminnie? Jesteś teraz w domu? Chciałbym iść na zakupy ale dobrze wiesz że potrzebuję Twojej opini czy będę w tych rzeczach dobrz...

- Nie, to Jimin.

Musiałem przerwać chłopakowi w połowie bo trajkotał tak szybko i tak nieskładnie, że nie wiedziałem kiedy skończy, a przecież musiałem wykonać kolejny krok w swoim planie.

- Huh? To kto mówi? Gdzie jest Jimin?

- Jimin w tej chwili bierze prysznic po bardzo ciężkiej, pełnej wrażeń nocy, przekażę mu że dzwoniłeś, Jungkook, tak? Chcesz coś jeszcze mu przekazać może?

Mruknąłem uśmiechając się wrednie sam do siebie, czułem że mina tego chłopaczka jest conajmniej zabawna. Ale tak miało być.

- Noo, że ja przyjdę dziś po Niego wieczorem na próbę, a na zakupy,,, to pójdę kiedy indziej.

- W porządku, do widzenia.

Rozłączyłem rozmowę i w tej samej chwili Jimin postanowił zjawić się w kuchni, prosto spod prysznica, odziany w spodnie i koszulę niedbale wsuniętą za pasek.

~~~~~~~

Prysznic nie wiele mi pomógł, cały czas byłem jakiś rozkojarzony, zbity z tropu, kim był ten koleś, naprawdę nie rozumiałem tej całej sytuacji. Gdy wszedłem do kuchni, zauważyłem że kończy rozmowę, przez mój, własny telefon.

- Co Ty do diabła wyprawiasz?! Wyjaśni mi jakim prawem dotykasz mój telefon!

- Uspokój się, bo złość piękności szkodzi, a takiej buźki to serio szkoda.

- Nie pieprz głupot, kto dzwonił!?

- Uspokój się powiedziałem chłopcze. Dzwonił ktoś o imieniu Jungkook. Mówił że chciał iść z Tobą na zakupy, powiedziałem mu że bierzesz prysznic, to stwierdził że innym razem się przejdziecie i że przyjdzie wieczorem po Ciebie, to tyle. Nic więcej.

- Zamorduję Cię jeśli coś mu nagadałeś, słyszysz?

- A co, to ktoś ważny dla Ciebie, hm? Twój chłoptaś?

Poczułem że zaraz znowu wybuchnę, aż zacząłem się trząść. Ten ktoś, doprowadzał mnie do szału. Modliłem się żeby nie powiedział nic złego Jungkookowi, bo musiałem przyznać, że naprawdę go lubiłem, był radosny, sympatyczny, czułem się swobodnie w Jego towarzystwie tak jak i On w moim. Wyjątkowy, kochany chłopak, chyba bym sobie nie wybaczył, gdyby zniknął z mojego życia, bo tak naprawdę, On jedyny nie doprowadzał mnie do szału i nie działał mi na nerwy, w porównaniu z Namjoonem albo Hoseokiem.

- Nie Twój problem, powiem Ci tyle. Ważny czy nie ważny, nie pozwalam Ci na dotykanie mojego telefonu, rozumiesz? Nie obchodzi mnie co Ty sobie myślisz w tej sprawie. Jesteś nienormalny.

- Może być tylko gorzej.

Irytował mnie On sam i Jego słowa, doprowadzał mnie powoli do granic wytrzymałości, jeszcze trochę a dojdzie do rękoczynów...


~~~~~~

Nie wychodziłem dziś nigdzie z domu, starałem się jakoś posprzątać, ogarnąć bałągan jaki zdążyłem narobić, nie obyło się bez kilku jakże potrzebnych wypadków. Chyba cztery gleby, zbity wazon, szklanka, zerwane firanki, wszystko przez tego typa który starał się za wszelką cenę sprawić że podpiszę z Nim jakiś idiotyczny kontrakt, ale ja dalej w to wszystko nie wierzyłem, co to to nie. Gdy skończyłem sprzątanie, ubrałem się w wygodne rzeczy, podkoszulek, spodnie dresowe, bluza, włosy ułożyłem w jakiś nieład i czekałem na zjawienie się Jungkook'a. Miał przyjść około 17 po mnie, takowa właśnie dochodziła już, a Jego wciąż nie było. Nim się obejrzałem, zadzwonił dzwonek, szybko pognałem do drzwi i otworzyłem je, za nimi ukazała mi się urocza buźka brązowowłosego chłopaka o dużych, bystrych oczach i uroczym uśmiechu.

- Jungkookkie. Ja jestem już gotowy, możemy iść na próbę.

- Cześć Jiminnie. A.. Twój gość? Jest jeszcze?

- Gość? Jaki... Ah, ten gość, nie przejmuj się nim.

Wnet jak na zawołanie, pojawił się mój nieproszony lokator. Uśmiechnął się zadowolony i objął mnie ramieniem spoglądając uważnie na Jungkooka.

- A cóż to, o mnie się rozmawia? Oh, witaj, Jungkook, nie spodziewałem się takiej buźki jak z Tobą rozmawiałem przez telefon dziś rano.

Czułem że zalewa mnie kolejna fala złości, musiałem się go jakoś pozbyć, tylko w jaki sposób? Nic nie przychodziło mi do głowy. Kook tylko grzecznie skinął głową a gdy ten natręt nachylił się tak lekko w moim kierunku odsunąłem się skrępowany i spojrzałem na swojego przyjaciela. Był wyraźnie speszony.

- Wiesz Jiminnie, może lepiej będzie jak poćwiczymy kiedy indziej? Nie chcę Ci przeszkadzać.

- Ale nie, nie, Jungkookkie, nie przeszkadzasz, On sam się sobą zajmie, a ja chcę iść z Tobą poćwiczyć.

- Możemy porozmawiać, Jiminnie? Na osobności?

Skinąłem głową i spojrzałem chłodno na swojego upartego prześladowcę, ten tylko przewrócił oczami i zniknął w domu zamykając drzwi.

- Co się dzieje Jungkook? Mów mi.

- No bo, tego... co robiłeś w nocy? I... kto to jest ten chłopak?

Pytanie o to, co robiłem w nocy, było dla mnie kompletnie bezsensowne, bo jak to co robiłem.. Spałem... Chociaż, moment... Ten pajac musiał coś nagadać Kookowi na temat tego, co działo się rzekomo w nocy.

- Spałem, Kookkie, a ten chłopak, to mój znajomy z miasta w którym kiedyś mieszkałem, ale powiedz.. Skąd pytanie o to co robiłem w nocy?

Zapytałem poważnie a Kook speszony spojrzał na swoje stopy. No więc jednak się nie myliłem, ten koleś coś mu na opowiadał.

- No bo, Ten Twój kolega, powiedział że bierzesz prysznic po długiej, ciężkiej, pełnej wrażeń nocy, i... tak tylko pytałem co takiego robiłeś, nie wiedziałem, że, no wiesz...

- Czekaj, co wiem? Kook, nie wierz w nic, co On Ci powiedział, przyjechał tak nagle, bez zapowiedzi, miałem noc pełną wrażeń bo nie spodziewałem się Jego przyjazdu, a męcząca była bo długo nie spałem... Nic mnie z Nim nie łączy, jeśli o to chodzi, to tylko... Przyjaciel.

Dlaczego słowo przyjaciel tak ciężko mi przechodziło przez gardło? Jakbym miał zaraz zwrócić obiad, a to tylko dlatego, że nie miałem ochoty na nazywanie tego typa przyjacielem, skoro niszczył mi życie.

- No dobrze, już dobrze, przełożymy nasz trening na inny dzień, dobrze? Ty dziś odpocznij, bo masz jutro pracę na rano, nie?

- No tak, prawda... Dobrze, więc do zobaczenia, Jungkookkie.

Mruknąłem cicho i przytuliłem mocno do siebie chłopaka,, jak zawsze na pożegnanie, ten uścisk odwzajemnił po czym ucałował mój policzek odchodząc w swoim kierunku. Ja oczywiście uśmiechnąłem się lekko do Niego i gdy upewniłem się że chłopak odszedł, chciałem wejść do domu, wręcz taranem, ale co się stało? Drzwi były zamknięte na chyba wszystkie zamki.

- Co do cholery... Wpuść mnie! Nie rób sobie jaj, na dworze jest zimno!

Poczułem dziwny chłód za sobą i ujrzałem swojego dręczyciela. Zrobił dwa kroki w moją stronę uśmiechając się w teki cholernie przerażający, ale i wyjątkowo pociągający sposób. Chociaż moment, co ja wygaduje, jaki pociągający?! Był chory! Oparłem się plecami o drzwi które ani drgnęły, nie miałem ucieczki, poczułem jak staje niebezpiecznie blisko mnie wciąż mając na twarzy ten uśmiech.

- Nie podoba mi się to i to bardzo. Odsuń się, otwórz mi drzwi i zniknij mi z oczu, mam Cię już dziś dość.

Szepnąłem czując że aż mi niedobrze z tego wszystkiego, mężczyzna rozpłynął się a drzwi skrzypnęły za mną oczywiście bez ostrzeżenia, przez co wylądowałem na twardej podłodze swoimi czterema literami, dość boleśnie jęknąwszy. To już było przegięcie. Wstałem, otrzepałem się i podszedłem pewnym krokiem do swojego dręczyciela, złapałem Go mocno za poły rozpiętej marynarki i mocno przyparłem do ściany czując że złość mną włada chwilowo.

- Nienawidzę Cię, nie waż się więcej okłamywać Jungkooka o tym, co dzieje się ze mną czy z moim domem, rozumiesz? Bo to wcale nie zbliża Cię do podpisania przeze mnie tego zasranego kontraktu, a oddala wręcz. Więc z łaski swojej chrzań się .

Chciałem już się odsunąć, ale chłopak mocno złapał moje nadgarstki i nie pozwolił mi się odsunąć, jednak to co zrobił w następnej kolejności... Co za chory człowiek. Poczułem jak Jego miękkie, wilgotne wargi, całują moje,, delikatnie, krótko i przyjemnie, jakby nigdy nic wszystko byłoby jeszcze w miarę dobrze, gdyby nie to, co po tym powiedział.

- No już uspokój się, Kochanie, bez nerwów, idź już spać, masz jutro ciężki dzień w pracy.

Miałem ochotę krzyczeć jak opętany, ale tylko wyrwałem swoje ręce z Jego uścisku i szybkim krokiem udałem się do siebie, tam dopadłem poduszkę i wykrzyczałem się w nią z całej siły. Byłem tak wykończony, że nie wiedzieć kiedy i czemu, zasnąłem. Czy tak teraz będzie wyglądało moje życie? W co ja się najlepszego wpakowałem, może On naprawdę był tym demonem z opowieści? Może naprawdę będzie mnie dręczył taj długo aż podpiszę ten kontrakt? A co jeśli to będzie trwało nawet po tym, jak go podpisze? Nie chciałem się przekonywać, z resztą, Jimin.. przecież ty nie wierzysz w takie bajki, prawda?

~~~~~~~~~~

Rano gdy zadzwonił budzik, miałem wrażenie że się rozpłaczę, nie miałem siły żeby iść dziś do pracy, nie chciałem wychodzić z pokoju, wolałem zawinąć się a kołdrę i spać do wieczora, ale praca to praca, nie miałem wyjścia. Gdy uchyliłem powieki, ujrzałem postać siedzącą na moim parapecie.

- To znowu Ty... Daj mi już spokój, proszę... Idź sobie... Przez Ciebie stracę pracę, przyjaciół... Wyląduję na ulicy..

- Wystarczą trzy słowa.

- Jakie słowa, powiem je tylko żebyś sobie poszedł...

- ''Chcę podpisać kontrakt''.

- O, nie, nie, nie, nie, nie. Nie ma mowy! Wynoś mi się stąd! I to już, chcę się umyć, ubrać, daj mi przestrzeń pajacu!

Zabrałem swoje rzeczy do łazienki, wcześniej wypychając Go poza drzwi, chociaż w sumie po co, skoro magicznymi sztuczkami mógł przenieść się do łazienki i bezczelnie wlampiać we mnie. Co za życie... Szybko się umyłem, ubrałem, pobiegłem na dół, przygotować sobie kawę i coś do zjedzenia kiedy On już tam czekał zacisnąłem dłonie w pięści.

- Prosiłem, idź sobie i daj mi dziś spokój.

Nie wiedziałem czemu, ale byłem dziś jakiś nerwowy, jakby przeczucie że stanie się coś złego, nie chciało mnie opuścić.

- Już wyluzuj, przyniosłem Ci coś, listonosz się zjawił z tym z samiutkiego ranka.

- Co to, list?

- Tak, jakieś ładne pismo, chyba kobiece.

- Kobiece?

Podszedłem bliżej Niego i zabrałem mu swoją własność, faktycznie, koperta była opisana ładnym, zgrabnym kobiecym pismem, ale co było najgorsze? Znajomym pismem... Otworzyłem kopertę i zacząłem czytać.

'' Najdroższy synku,

Wiem, że zawaliłam, wiem że nie broniłam Cię przed ojcem ale dobrze wiesz, nie mam pracy, nie mam niczego, nie miałabym jak się utrzymać. Przesyłam Ci cały czas pieniądze żeby jakoś Ci pomóc, ale teraz mam dość, myślę że już dorośliśmy wszyscy i czas się pogodzić, ja, Ty i tata, ktoś anonimowo podrzucił mi Twój adres do skrzynki, nie wiem jak, nie wiem kto, ale chyba wiedział że czas żebyśmy się pogodzili. Wyruszam do Ciebie w czwartek rano, będę około 21 wieczorem, mam nadzieję że się zobaczymy, Synku, daj mi szansę.
                                 
                                                                                                                      Mama.''

- O mój Boże...

W tej chwili, poczułem się, jakby burza z piorunami i gradobiciem na mnie spadła. Moja matka, tutaj? Kto jej podał adres? Ah, no jak to kto, to musiał być ON!

- Ty wredny, chory, idioto! Coś Ty narobił?!

Krzyknąłem ale w pomieszczeniu nie było nikogo, zupełnie nikogo, zniknął wyparował, a tylko winny ucieka, tylko winny. Musiałem wyjść do pracy, więc zabrałem co musiałem i wybiegłem zamykając drzwi od domu. Teraz pozostało mi się modlić, żeby matka przyjechała gdy już będę w domu...


Ciąg dalszy nastąpi.



czwartek, 13 października 2016

Pure evil cz.1

A więc, mamy moje kolejne maleństwo, które chwilowo zapowiada się na jakieś trzy rodziały, ale przy pomocy mojego dobrego duszka który wyciąga ze mnie pokłady weny, może coś dłuższego z tego powstanie?
Mam nadzieję, że wszystkim czytelnikom spodoba się to opowiadanie, zachęcam serdecznie do zostawiania komentarzy, sugestii, przemyśleń. <3 Mam nadzieję że jeszcze ktoś tu zagląda, a tymczasem, życzę miłego czytania! <3




Typ:Angst? Fantasy
Parring: Yoonmin


Impreza z okazji zaliczenia wszystkich egzaminów mojego przyjaciela, zdawała się być zwyczajna, jak każda inna. Dużo alkoholu wszelkiego rodzaju, jeszcze więcej jedzenia, oczywiście nie zdrowego, bo jakże inaczej? Głośna muzyka, śmiechy wygłupy, każdy opowiadał czego to nie ma w planach, co zamierza robić w wakacje, gdzie chce wyjechać. Wszyscy moi znajomi spełniali marzenia, robili to, co chcieli, a ja?

Ja musiałem pracować, sam na siebie, na swoje jedzenie, mieszkanie, a miałem jedno marzenie, najcenniejsze jakie mogłem mieć, a jednocześnie takie, które sprawiło że straciłem wszystko, a dokładniej rodzinę. Gdy odmówiłem rodzicom przejęcia firmy po ojcu gdy już osiągnę pełnoletniość, ojciec stwierdził że mnie wydziedzicza i mam się po osiągnięciu dwudziestego-pierwszego roku życia wynieść z domu. Nie miałem wyjścia, musiałem odejść, dzień po urodzinach zabrałem swoje rzeczy, wszystkie oszczędności i wyniosłem się, daleko, bardzo daleko od domu. Znalazłem mieszkanie, i to nie byle jakie, bo właściwie jak taka mniejsza willa. Kilka pokoi, dwie łazienki, salon, wielka kuchnia. Zabawny był fakt, iż mieszkanie to było praktycznie za bezcen, chodziło o to, bym teoretycznie go pilnował. Najemca brał ode mnie pieniądze za prąd, gaz, internet bez którego żyć nie mogłem, no i niewielkie pieniądze za sam najem, oferta trafiła mi się jak ślepej kurze ziarno, ale była ''strefa'' w domu do której nie mogłem wchodzić, sala z dużymi drzwiami zamknięta na klucz. Nie obchodziło mnie to miejsce, bo ważniejszy był dla mnie dach nad głową za półdarmo. A to wszystko dlatego, że chciałem być.. tancerzem. Marzył mi się występ w, operze, w centrum miasta. Ale nigdy nie czułem się na tyle dobry, by pójść na casting, nigdy, aż do niedawna. Stwierdziłem że muszę coś zrobić i że nie mogę się poddać od tak, bez jakiejkolwiek walki. Za niecałe dwa tygodnie, miałem casting do roli w tej sztuce więc zjadał mnie stres i nie miałem ochoty na imprezy ale świętowanie sukcesu przyjaciela.. cóż, było ważne.


Wszyscy bawiliśmy się świetnie, do momentu, gdy alkohol zbyt mocno zaczął uderzać chłopakom do głowy i zaczął się temat którego nie lubiłem. Głupie historie z tego miejsca w którym wszyscy mieszkaliśmy. Nad miastem ciążyła jakaś zła passa i każdy, kto tutaj mieszkał, nie mógł osiągnąć pełnego sukcesu, nie spełniał marzeń, za wyjątkiem jednego chłopaka. Niezbyt utalentowanego tancerza, który miał podobne marzenie do mnie.

- Wiecie? Chodzi pogłoska, że pewien chłopak, który całym sercem marzył żeby zostać najznakomitszym tancerzem, był tak bardzo zatracony w swoim marzeniu, że o północy, udał się na rozstaj trzech dróg, narysował na ziemi kręgi i zaczął wykonywać skomplikowany rytuał żeby wywoływać demona, ten zjawił się i nie uwierzycie, z fajtłapy, chłopak stał się niesamowicie sprawny, tańczył tak jakby się własnie dlatego urodził i potem...

Przerwałem Namjoonowi te jakże niesamowitą historię z hukiem wstając od stołu. Cała ta historia wszystkich tak zajęła że czułem się jak wyrzutek, nagle wszyscy o tym wiedzieli, każdy musiał wetknąć swoje trzy grosze do historii. Byli zdziwieni moją reakcją i patrzyli na mnie zaskoczeni, ale ja już nie mogłem tego dłużej słuchać. Osobiście nie wierzyłem w żadnego boga, w żadne życie pozaziemskie, żadne takie głupoty, wyznawałem taką zasadę, że trzeba osiągnąć sukces ciężką pracą, a nie wiarą w jakieś boskie cudy.

-  Wy sami siebie chyba nie słyszycie, banda czubków. Nie mogę was aż słuchać, chodźcie, pokażę wam jakie głupoty opowiadacie, że to jedna wielka bujda.

Jak to banda pijanych chłopaków, słaniając się na nogach, udaliśmy się niedaleko domu mojego przyjaciela, na taki sam rozstaj dróg o jakim mówił Namjoon. Oni chyba nie spodziewali się tego, że jestem zdolny zrobić to wszystko co zamierzałem właśnie zrobić,czyli - wywołać tego niby demona. Wykonałem wszystko według ich idiotycznych opowiastek i finalnie przyklęknąłem w środku dziwnie wyglądającego kręgu, jednak wszystko było zgodnie z tym, co mówili. Zacząłem wywoływać demona.

- Ej, dobra, Jimin, już wystarczy! Daj sobie spokój.

Wymamrotał pomiędzy moimi słowami Jungkook, ale ja nie słuchałem, dopiero gdy skończyłem wstałem na równe nogi i zwróciłem się w ich kierunku.

- No i co?! Mówiłem wam durnie, nie ma czegoś takiego jak demony, nie ma Boga, nie ma niczego! Jesteśmy samy dla siebie na tym zasranym świecie i więcej nie wygadujcie głupot, to niedorzeczne jak dorośli ludzie mogą tak bujać w obłokach!

- Dobra, już dobra, wyluzuj Jimin.

Czułem że zaraz mnie coś rozniesie, aż się trząsłem, wszyscy wróciliśmy do domu ale ja już nie miałem ochoty ani świętować, ani pić, ani przebywać w ich towarzystwie. Zabrałem swoje rzeczy i zamówiłem taksówkę, a ta odwiozła mnie do mojego domu. Byłem zmęczony, alkohol właściwie ze mnie uleciał po tym wszystkim, byłem tak poirytowany i zdenerwowany. Wszedłem do swojego domu, rzuciłem swoje rzeczy byle gdzie w swojej sypialni i położyłem się spać, w takim stanie w jakim byłem. Usnąłem bardzo szybko.

Następnego poranka, gdy się obudziłem, dziwnie się czułem, ale oczywiście wszystko zwaliłem na kaca po wczorajszej ilości alkoholu jaką wypiłem. Tak czy tak, kac czy nie kac, musiałem iść do pracy, na godzinę siódmą rano, do magazynu, rozładowywać palety z towarem. To była ciężka praca, ale musiałem zarabiać sam na siebie, bo nie miałem właściwie niczego, co jakiś czas, moja matka przysyłała mi jakieś grosze, bo mimo słów ojca, nie zerwała ze mną całkowicie kontaktu, ale się z Nią nie widywałem, a pieniądze wysyłała mi z własnej woli. Jednakże te grosze to była stanowczo za mało na to, żebym przeżył, stąd taka a nie inna praca, nie najgorzej płatna, dość blisko domu.
Poranna rutyna, taka jak mycie, śniadanie, kawa, rozciąganie się przychodziły mi swobodnie i bez pośpiechu, zawsze punktualnie wychodziłem z domu i zdążałem przed czasem do pracy. Zawsze, ale nie dziś. Miałem chyba gorszy dzień, bo wszystko leciało mi z rąk, rozlałem kawę, wysypałem płatki na ziemię zaciąłem się nożem gdy kroiłem sobie chleb na kanapki do pracy, przewróciłem się wychodząc spod prysznica. Ten dzień, zapowiadał się na bycie kompletną katastrofą. Przez te wszystkie głupawe wypadki, nie zdążyłem na autobus do pracy przez co nieco się spóźniłem, całe szczęście po raz pierwszy i szef mi to wybaczył ale tego razu miało nie być, zwłaszcza że chciałem prosić o dzień wolny na dzień castingu. Na całe szczęście, lubił mnie i moją pracę  na tyle że się zgodził, więc odetchnąłem dziękując za zgodę i wróciłem do pracy, która dziś, nie szła mi również za dobrze.

Po ciężkim dniu w pracy, udałem się na salkę treningową, zawsze gdy gorzej się czułem, szedłem potrenować i wszystko było idealnie. Dzisiaj było inaczej, mimo wycisku jaki sobie dałem, nie miałem satysfakcji z tego jak zatańczyłem. Postanowiłem odpuścić, udałem się do domu, ale cała trasa piechotą od salki, była nieprzyjemna. Miałem wrażenie że ktoś za mną idzie, że ktoś mnie obserwuje, śledzi... Czy ja zwariowałem do reszty? Odruchowo oglądałem się za siebie czy szykują się kłopoty, ale nikogo tu nie było, ani żywej duszy.
Gdy dotarłem do domu, to dziwne uczucie mnie nie opuszczało, wciąż czułem czyiś wzrok na sobie, wciąż było mi tak dziwnie nieswojo.. Zamknąłem za sobą drzwi, oparłem się plecami o nie i westchnąłem ciężko jednak nawet mieszkanie nie dawało mi w pełni poczucia tego, że jestem zupełnie bezpieczny. Co było ze mną nie tak?

- To wszystko to na pewno cholerne zmęczenie.

Szepnąłem sam do siebie i udałem się do kuchni, przygotowałem sobie coś do zjedzenia i rozsiadłem się wygodnie przed telewizorem, było coś koło północy, w telewizji nie leciało zupełnie nic ciekawego, chciałem już iść położyć się spać ale... no właśnie, usłyszałem jak ktoś gra na pianinie? Nie przypominałem sobie żeby w tym domu było pianino, chyba że w tym pokoju do którego najemca zakazał mi wchodzić? To było z jednej strony przerażające a z drugiej intrygujące. Jako że nie wierzyłem w żadne głupoty z duchami i innymi badziewiami tego typu, udałem się w kierunku melodii. Nie myliłem się owe dźwięki wydobywały się zza drzwi do pomieszczenia, do którego nie wolno było mi wchodzić, Złapałem za klamkę i już chciałem ją nacisnąć, ale coś mi powiedziało, że to bez sensu, otrząsnąłem się i zabrałem dłoń z chłodnego kawałka metalu odwracając się plecami do drzwi, które z resztą były podobno zamknięte na klucz przez najemcę.

- Ja chyba naprawdę jestem zmęczony bo to nie możliwe żeby ktokolwiek grał tutaj na pianinie. Jimin, ogarnij się i idź spać.

Lekko klepnąłem się w policzek i zrobiłem kilka kroków w kierunku schodów prowadzących do mojej sypialni, muzyka nie ustawała a mnie zaczynało robić się naprawdę dziwnie, szalę przeważyło to, że nagle, zamknięte na trzy spusty drzwi, otworzyły się swobodnie z cichym skrzypnięciem. Uniosłem drzwi zaskoczony tym faktem i odwróciłem się znów w kierunku tego pomieszczenia. Zmarszczyłem jednak zaraz niezadowolony nos i pokręciłem głową poklaskując nieco w sarkastycznym geście, gdy przypomniałem sobie, że młody Jungkook umie grać na pianinie.
Więc to ich sprawka?

- No dobra chłopaki, koniec wygłupów, jeśli chcieliście mnie w jakiś sposób wystraszyć czy coś, to wam nie wyszło, wcale się nie boję, ale wy lepiej znikajcie stąd, bo mój najemca będzie wściekły że ktoś tutaj wszedł, no już, nie róbcie sobie jaj.

Mruknąłem wchodząc do pomieszczenia które było oświetlone tylko przez jedną, czarną świecę i promienie ksieżyca padające przez świetlik w suficie. Pozostałe okna które z trudem udało mi się dostrzec, były zasłonięte a po środku sali, stało pianino, stare, brązowe pianino, wszystko byłoby normalne, gdyby nie to, że na małym krzesełku przy owym instrumencie, siedział mężczyzna, czarnowłosy, odziany w elegancki strój, miałem wrażenie jakby był nieco z innej epoki, gdy tylko wszedłem do środka przestał grać na pianinie i odwrócił powoli głowę w moją stronę. Ledwo mogłem Go dostrzec przy tym marnym świetle świecy, dopiero gdy wstał i podszedł w większy słup światła pochodzącego z okna zauważyłem że nie jest to nikt z moich znajomych, co więcej, nie widziałem Go nigdy wcześniej, czułem nieprzyjemne dreszcze przez te oczy które tak uważnie mnie świdrowały, nie byłem w stanie się odezwać, chociaż jednym słowem, przez dłuższą chwilę. Ale w końcu musiałem coś zrobić, bo przecież.. ktoś obcy, był w moi domu, w dodatku w tym cholernym, zakazanym pokoju, który okazał się... pięknym pomieszczeniem. Kominek w rogu, piękne meble, nieco zakurzone ale wciąż ;piękne niesamowity żyrandol który lekko rozpraszał światło z zewnątrz na ściany. Co to było za magiczne miejsce, moje przemyślenia na temat uroku tego miejsca nie trwały jednak długo, bo wróciłem z powrotem na ziemię.

- Ktoś Ty u diabła jest i co tutaj robisz?

- Pytanie...Jak to kto? Już nie pamiętasz? Przecież ledwie wczoraj mnie wzywałeś, ot i jestem Jimin, na Twoje wezwanie, przyszedłem do Ciebie, żeby omówić szczegóły kontraktu jaki wczoraj zawarłeś ze mną...

Nie wiedziałem czemu, ale na chwilę serce mi stanęło, głęboki, nieco mrukliwy głos mężczyzny sprawił że poczułem jeszcze mniej przyjemne dreszcze na ciele niż wtedy gdy tylko uważnie mnie obserwował, chociaż czy mogłem nazwać je nieprzyjemnymi? Tak czy tak, powaga z jaką się wypowiedział na chwilę wybiła mnie z normalnego toku myślenia i nie byłem w stanie po raz kolejny się wypowiedzieć.
Uważnie zlustrowałem sylwetkę obcego i po chwili uśmiechnąłem się nieco kpiąco, po czym nie wytrzymałem i roześmiałem się perliście.

- Dobra, bez żartów, ja wiem, że Halloween się zbliża, ale wiesz, jesteś na terenie prywatnym, w miejscu, gdzie Twoja stopa stanąć nie powinna, więc jeśli jesteś jakimś włamywaczem-przebierańcem, to lepiej się stąd wynieś zanim zadzwonię po policję i to ona Cię stąd wyprowadzi, albo wyniesie jak wolisz.

Nie wiedziałem czemu, ale nie mogłem przestać się śmiać mówiąc to, sytuacja mnie w pewien sposób przerosła i nie wiedziałem jak się zachować Skąd On się właściwie wziął? Milczenie ze strony obcego, nie podobało mi się ani odrobinę, wyglądał na nieprzewidywalnego osobnika więc sięgnąłem do kieszeni po telefon.

- Nie jestem żadnym włamywaczem i radzę Ci, nie rób tego, nie wiesz co możesz stracić przez taki błąd.

- No, no, jeszcze groźby do tego dochodzą? Policja zabierze Cię stad w trybie natychmiastowym.

Gdy chciałem wybrać numer alarmowy, postać rozpłynęła się w powietrzu zostawiając jakby czarną smugę po sobie, nagle zjawiła się obok mnie, wyrwała mi telefon i zniknęła ponownie pojawiając się w miejscu w którym stała chwilkę wcześniej, Nie podobała mi się ta cała szopka, chciałem coś powiedzieć, ale machnąłem ręką i zaśmiałem się nieco żałośnie.

- Jestem tak zmęczony, że mam już jakieś głupie zwidy, albo mój najemca robi mi pokaz efektów specjalnych. Nie bawi mnie to, żegnam, idę spać, dobranoc, kiepska scenka, a mój telefon chcę jutro rano na stoliku nocnym. Albo może to tylko idiotyczny sen i zaraz się obudzę?

Mruknąłem głupkowato się uśmiechając po czum udałem się do wyjścia z pomieszczenia kręcąc z niedowierzaniem głową. Jakby nigdy nic zamknąłem za sobą drzwi, próbując je po chwili otworzyć nie dało się, więc chyba miałem halucynacje, przemęczyłeś się Jimin i to jak. Udałem się do łazienki wziąłem szybki prysznic i udałem się do swojego pokoju,  w którym prędko odnalazłem swoje ukochane, miękkie łóżko. Jakie szczęście że jutro miałem dzień wolny i mogłem trochę odetchnąć, bo naprawdę ta praca zaczynała rzucać mi się na mózg i powoli mnie wykańczała. Nie mogłem jednak zasnąć mimo tego całego zmęczenia, co to był za mężczyzna? Czemu mi się śni? Bo to wszystko to chyba sen? Śnię że idę spać... Zabawne... Doprawdy zabawne...


Ciąg dalszy nastąpi.



niedziela, 9 października 2016

First love, first lie, first kiss.

Pierdylion lat mnie tu nie było, ale wracam powoli do żywych. Jako iż wyszedł nowy teledysk BTS, natchnęło mnie odrobinę na coś zupełnie innego, nie wiem jak się to przyjmie, ale mam nadzieję że dobrze <3 Miłego czytania. <3 Piszcie, komentujcie. <3


~~~~~~~

Parring: VJin
Typ: ANGST




Bogate domy, galerie sztuki, piękne antyczne miejsca, wypisz wymaluj z bajki, odziedziczyłem dom po rodzicach, wraz z całą fortuną, miałem wszystko, jednocześnie nie mając niczego, tego, co było najważniejsze dla każdego człowieka. Miłości.

Dzień, w którym się zjawił, wywrócił całe moje życie do góry nogami.. Nie znałem Go wcześniej, nie widywałem w dzielnicy w której mieszkałem, nawet i poza nią, a jednak, zaczął przemykać często przed moim nosem. Uznałem, że tylko mi się zdaje, że jest wszędzie tam gdzie ja. Przecież, nie znałem wszystkich ludzi dookoła, miał prawo zjawić się znikąd.

Gdy tego dnia, w galerii, pojawiła się nowa wystawa sztuki, jak zwykle, udałem się na uroczyste otwarcie, mnóstwo ludzi, artystów, znawców, o wiele lepiej rozeznanych ode mnie, ale nie wadziło mi to, zupełnie. Przemykałem między tłumami sprawnie, bezszelestnie, nie chciałem nikomu przeszkadzać w milczącej kontemplacji nad każdym dziełem z osobna. Dostałem się do pobliskiej sali, która ku mojemu zdziwieniu była prawie pusta. Tak, prawie pusta, bo znajdowała się tam rzeźba, piękna, z jasnego kamienia, przedstawiała anioła, przyklękającego na podeście, z szeroko rozstawionymi skrzydłami, był też tam.. On. Odziany w klasyczną czerń, dotykał delikatnie skrzydeł arcydzieła, każdego żmudnie wyrzeźbionego pióra, każdego detalu. Coś kazało mi podejść bliżej, kilka kroków i odezwał się, Ten spokojny głos, dłuższą chwilę rozbrzmiewał w mojej głowie cichym echem pustej sali.

- Przyszedłeś.

"Przyszedłem?'' Wtedy nie rozumiałem tego co powiedział, gdzie przyszedłem, skąd wiedział że to zrobię.
Od tego dnia, widziałem Go częściej, zjawiał się wtedy, gdy Go potrzebowałem, był jak mój stróż, anioł stróż.
Zawsze gdy zaczynałem wątpić czy mam swoje miejsce na tym świecie, zjawiał się, w środku nocy, czy w południe, za każdym razem, jakbym wołał Go myślami, nie miałem pojęcia dlaczego. Zawsze miał jakąś wymówkę, wytłumaczenie, dlaczego jest tutaj w tej chwili, przy mnie, mimo iż nie powiedziałem Mu w żaden fizyczny sposób że tego potrzebuję. Dzień za dniem, noc za nocą, częściej widywałem Jego uśmiech, w którym zaczynałem widzieć małe światło swojego dnia, wystarczało wspomnienie tego widoku. Jednak gdy mówiłem Mu, że Kocham ten uśmiech, zaraz znikał twarzy chłopaka, a On przestawał już być taki radosny, robił się chłodny po czym mając dobrą wymówkę, udawał się do wyjścia i znikał. A ja znów pogrążałem się w swojej samotności, z której, nie miałem żadnej ucieczki, bo moją ucieczką, był właśnie On. Spędzanie czasu z Nim pozwalało mi odgonić z myśli to co było złe, nie chciałem już znikać z tego świata, nie chciałem zostawiać tego co miałem, chciałem żyć dalej, próbować. Troska i czułość z jaką się do mnie odnosił, była tak wyjątkowa, że szybko poczułem, że nie chcę już bez Niego istnieć.

Za każdym razem, spotykaliśmy się w tym jednym miejscu, pod statuą, pod którą spotkałem Go twarzą w twarz po raz pierwszy.

- Przypomina Ciebie, Taehyung, jest równie piękna, delikatna.

Pożałowałem tych słów, miałem wrażenie, że przez nie, poczuł ból, nie rozumiałem tego, ale w tej samej chwili, odpadł segment kamiennych piór ze skrzydeł posągu. Widziałem jak chwyta się za prawe ramię, coś kazało mi wykonać kolejny krok. Objąłem Go powoli od tyłu, układając brodę na TJego ramieniu. Czułem jak ostrożnie układa dłonie na moich. Jego ciało delikatnie się rozluźniło, oddech sprawiał że klatka piersiowa chłopaka równomiernie unosiła się i opadała. Nie krępowało Go to? Odwróciłem Jego drobniejsze ciało przodem do siebie i nim zdołał jakkolwiek zareagować, zbliżyłem się do Niego i musnąłem wargami wargi chłopaka. Wtedy pierwszy raz, zobaczyłem Go takiego przerażonego. Był sparaliżowany, kompletnie. Ciało zesztywniało, oddech przyspieszył. Może źle to wszystko odbierałem? Może wcale nie wyglądało to tak, jak ja to odczuwałem? Szybko wyswobodził się z moich objęć stając przede mną, z głową pochyloną w dół. Widziałem jak dwie, błyszczące krople spadają na ziemię. Płakał?

- Tae, wybacz mi.

- Nie mogę dać Ci tego, czego chciałbyś żebym Ci dał. Nie mogę dać Ci tego, czego chciałbym Tobie dać. Nie mogę dać Ci niczego. Tylko kłamstwa na które nie zasługujesz, Jin.

- O czym mówisz? Możesz, przecież jesteś człowiekiem. Jesteś moją, pierwszą miłością.

Wtedy poczułem, że popełniłem największy błąd, jaki mogłem popełnić. Kurczowo objął się za ramiona upadając na kolana, kolejne dwa segmenty odpadły z posągu a chłopak wyraźnie cierpiał, bardzo cierpiał.

- Nie jestem... To kłamstwo.

Wstał na równe nogi i wybiegł z pomieszczenia w jakim się znajdowaliśmy. Nim zdołałem zareagować, zniknął a miejscu w którym przed chwilą stał, znalazłem kilka ciemnych piór. Nietypowych, wyjątkowych.
Wszystko zaczynało układać się w całość, cała ta sytuacja, całe zamieszanie. Był przy mnie zawsze gdy wymagał tego mój psychiczny stan,  był przy mnie zawsze, gdy czułem że nie ma dla mnie miejsca na tym świecie, gdy uważałem że jestem zupełnie sam. Był aniołem. Moim aniołem,
Nie mogłem Go stracić, nie chciałem Go stracić. To był mój głupi błąd, nawet jeśli miałem nie być szczęśliwy do końca życia, nawet jeśli miałem nie zaznać miłości. Nie mogłem pozwolić żeby odszedł.
Tego dnia jednak chciałem dać Mu odpocząć, ochłonąć.

Kolejnego dnia również dałem sobie spokój. I tak przez kolejny... tydzień.
Każdego dnia, w miejscu naszych spotkań, pod piękną figurą w galerii, znajdowała się większa kupka jasnego kamienia, jednocześnie znikały majestatyczne skrzydła, rozpostarte ku niebu, cała rzeźba zrobiła się krucha, popękana, delikatna. To była moja wina?

Wariowałem, nie było Go, nigdzie, nagle zniknął, odszedł, a tego właśnie nie chciałem, tego chciałem uniknąć. A jednak. Każdy dzień przynosił mi znow więcej cierpienia
Po raz kolejny poszedłem pod posąg, dziś, ledwo trzymał się na podeście, figura wyglądała jakby bardzo cierpiała, skrzydła były zupełnie pokruszone, tak samo jak jej twarz, Zbliżyłem się nieco do niej i dotknąłem delikatnie pokruszonego policzka, przysunąłem się nieco bliżej i coś powiedziało mi żeby wykonać ten jeden dość dziwny krok... Musnąłem delikatnie wargi posągu a ten, rozsypał się powoli na kawałki, zza niego zaś, wyłoniła się postać w obdartej bieli, potargana, z jej pleców ukazywały się poniszczone, pozbawione większości piór skrzydła. To był nikt inny... jak właśnie On, ten którego szukałem, potrzebowałem. Zauważyłem jak osuwa się na kolana upadając na kupę gruzu jaka pozostała z pięknego posągu. Przyklęknąłem przy chłopaku i ułożyłem Jego głowę na swoich kolanach.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś... Dlaczego mi pomagałeś, za cenę swojego istnienia?

Czułem że łzy same napływają do moich oczu. Nie mogłem ich powstrzymać. On był kiś, kim chciałem się w przyszłości zająć, zaopiekować, dać z siebie wszystko, w teraz? Teraz był w takim stanie, z mojej winy, z winy mojego serca, które było ślepe na sygnały.

- Bo Anioły, muszę pomagać. Twoje myśli, zmierzające ku zniszczeniu samego siebie, mnie przywołały, dlatego zjawiłem się znikąd, dlatego byłem przy Tobie caly czas, nie zauważyłeś? Nie mogłem pozwolić ci odejść. Jednak to że Ty pokochałeś mnie, nie doprowadziło mnie do takiego stanu, a to, że to ja, pokochałem Ciebie, a to jest jedna z tych rzeczy której aniołom... nie wolno. Muszę ponieść za to karę, najsurowszą, ale jestem szczęśliwy, bo dzięki Tobie, miałem choć namiastkę tego o czym marzyłem, czego chciałem. Pierwszy pocałunek.

- Nie możesz odejść, ja chciałbym zrobić wszystko, żebyś odzyskał skrzydła, odzyskał swoje życie...

- Co to za życie, gdy nie można kochać? Nie odchodzę jednak zupełnie, zostanę w Twoim sercu i będę nad Tobą czuwał, z góry, jeśli mnie jeszcze tam przyjmą, ale fizycznie nie będę już przy Tobie... żegnaj.

/Zauważyłem że postać powoli się rozmywa, skrzydła,  a raczej to co z nich zostało,  opadły bezwładnie na ziemię a chłopak zamknął oczy. Nim się obejrzałem, rozpłynął się, pozostawiając mi jedno, długie, ciemne pióro.