niedziela, 9 października 2016

First love, first lie, first kiss.

Pierdylion lat mnie tu nie było, ale wracam powoli do żywych. Jako iż wyszedł nowy teledysk BTS, natchnęło mnie odrobinę na coś zupełnie innego, nie wiem jak się to przyjmie, ale mam nadzieję że dobrze <3 Miłego czytania. <3 Piszcie, komentujcie. <3


~~~~~~~

Parring: VJin
Typ: ANGST




Bogate domy, galerie sztuki, piękne antyczne miejsca, wypisz wymaluj z bajki, odziedziczyłem dom po rodzicach, wraz z całą fortuną, miałem wszystko, jednocześnie nie mając niczego, tego, co było najważniejsze dla każdego człowieka. Miłości.

Dzień, w którym się zjawił, wywrócił całe moje życie do góry nogami.. Nie znałem Go wcześniej, nie widywałem w dzielnicy w której mieszkałem, nawet i poza nią, a jednak, zaczął przemykać często przed moim nosem. Uznałem, że tylko mi się zdaje, że jest wszędzie tam gdzie ja. Przecież, nie znałem wszystkich ludzi dookoła, miał prawo zjawić się znikąd.

Gdy tego dnia, w galerii, pojawiła się nowa wystawa sztuki, jak zwykle, udałem się na uroczyste otwarcie, mnóstwo ludzi, artystów, znawców, o wiele lepiej rozeznanych ode mnie, ale nie wadziło mi to, zupełnie. Przemykałem między tłumami sprawnie, bezszelestnie, nie chciałem nikomu przeszkadzać w milczącej kontemplacji nad każdym dziełem z osobna. Dostałem się do pobliskiej sali, która ku mojemu zdziwieniu była prawie pusta. Tak, prawie pusta, bo znajdowała się tam rzeźba, piękna, z jasnego kamienia, przedstawiała anioła, przyklękającego na podeście, z szeroko rozstawionymi skrzydłami, był też tam.. On. Odziany w klasyczną czerń, dotykał delikatnie skrzydeł arcydzieła, każdego żmudnie wyrzeźbionego pióra, każdego detalu. Coś kazało mi podejść bliżej, kilka kroków i odezwał się, Ten spokojny głos, dłuższą chwilę rozbrzmiewał w mojej głowie cichym echem pustej sali.

- Przyszedłeś.

"Przyszedłem?'' Wtedy nie rozumiałem tego co powiedział, gdzie przyszedłem, skąd wiedział że to zrobię.
Od tego dnia, widziałem Go częściej, zjawiał się wtedy, gdy Go potrzebowałem, był jak mój stróż, anioł stróż.
Zawsze gdy zaczynałem wątpić czy mam swoje miejsce na tym świecie, zjawiał się, w środku nocy, czy w południe, za każdym razem, jakbym wołał Go myślami, nie miałem pojęcia dlaczego. Zawsze miał jakąś wymówkę, wytłumaczenie, dlaczego jest tutaj w tej chwili, przy mnie, mimo iż nie powiedziałem Mu w żaden fizyczny sposób że tego potrzebuję. Dzień za dniem, noc za nocą, częściej widywałem Jego uśmiech, w którym zaczynałem widzieć małe światło swojego dnia, wystarczało wspomnienie tego widoku. Jednak gdy mówiłem Mu, że Kocham ten uśmiech, zaraz znikał twarzy chłopaka, a On przestawał już być taki radosny, robił się chłodny po czym mając dobrą wymówkę, udawał się do wyjścia i znikał. A ja znów pogrążałem się w swojej samotności, z której, nie miałem żadnej ucieczki, bo moją ucieczką, był właśnie On. Spędzanie czasu z Nim pozwalało mi odgonić z myśli to co było złe, nie chciałem już znikać z tego świata, nie chciałem zostawiać tego co miałem, chciałem żyć dalej, próbować. Troska i czułość z jaką się do mnie odnosił, była tak wyjątkowa, że szybko poczułem, że nie chcę już bez Niego istnieć.

Za każdym razem, spotykaliśmy się w tym jednym miejscu, pod statuą, pod którą spotkałem Go twarzą w twarz po raz pierwszy.

- Przypomina Ciebie, Taehyung, jest równie piękna, delikatna.

Pożałowałem tych słów, miałem wrażenie, że przez nie, poczuł ból, nie rozumiałem tego, ale w tej samej chwili, odpadł segment kamiennych piór ze skrzydeł posągu. Widziałem jak chwyta się za prawe ramię, coś kazało mi wykonać kolejny krok. Objąłem Go powoli od tyłu, układając brodę na TJego ramieniu. Czułem jak ostrożnie układa dłonie na moich. Jego ciało delikatnie się rozluźniło, oddech sprawiał że klatka piersiowa chłopaka równomiernie unosiła się i opadała. Nie krępowało Go to? Odwróciłem Jego drobniejsze ciało przodem do siebie i nim zdołał jakkolwiek zareagować, zbliżyłem się do Niego i musnąłem wargami wargi chłopaka. Wtedy pierwszy raz, zobaczyłem Go takiego przerażonego. Był sparaliżowany, kompletnie. Ciało zesztywniało, oddech przyspieszył. Może źle to wszystko odbierałem? Może wcale nie wyglądało to tak, jak ja to odczuwałem? Szybko wyswobodził się z moich objęć stając przede mną, z głową pochyloną w dół. Widziałem jak dwie, błyszczące krople spadają na ziemię. Płakał?

- Tae, wybacz mi.

- Nie mogę dać Ci tego, czego chciałbyś żebym Ci dał. Nie mogę dać Ci tego, czego chciałbym Tobie dać. Nie mogę dać Ci niczego. Tylko kłamstwa na które nie zasługujesz, Jin.

- O czym mówisz? Możesz, przecież jesteś człowiekiem. Jesteś moją, pierwszą miłością.

Wtedy poczułem, że popełniłem największy błąd, jaki mogłem popełnić. Kurczowo objął się za ramiona upadając na kolana, kolejne dwa segmenty odpadły z posągu a chłopak wyraźnie cierpiał, bardzo cierpiał.

- Nie jestem... To kłamstwo.

Wstał na równe nogi i wybiegł z pomieszczenia w jakim się znajdowaliśmy. Nim zdołałem zareagować, zniknął a miejscu w którym przed chwilą stał, znalazłem kilka ciemnych piór. Nietypowych, wyjątkowych.
Wszystko zaczynało układać się w całość, cała ta sytuacja, całe zamieszanie. Był przy mnie zawsze gdy wymagał tego mój psychiczny stan,  był przy mnie zawsze, gdy czułem że nie ma dla mnie miejsca na tym świecie, gdy uważałem że jestem zupełnie sam. Był aniołem. Moim aniołem,
Nie mogłem Go stracić, nie chciałem Go stracić. To był mój głupi błąd, nawet jeśli miałem nie być szczęśliwy do końca życia, nawet jeśli miałem nie zaznać miłości. Nie mogłem pozwolić żeby odszedł.
Tego dnia jednak chciałem dać Mu odpocząć, ochłonąć.

Kolejnego dnia również dałem sobie spokój. I tak przez kolejny... tydzień.
Każdego dnia, w miejscu naszych spotkań, pod piękną figurą w galerii, znajdowała się większa kupka jasnego kamienia, jednocześnie znikały majestatyczne skrzydła, rozpostarte ku niebu, cała rzeźba zrobiła się krucha, popękana, delikatna. To była moja wina?

Wariowałem, nie było Go, nigdzie, nagle zniknął, odszedł, a tego właśnie nie chciałem, tego chciałem uniknąć. A jednak. Każdy dzień przynosił mi znow więcej cierpienia
Po raz kolejny poszedłem pod posąg, dziś, ledwo trzymał się na podeście, figura wyglądała jakby bardzo cierpiała, skrzydła były zupełnie pokruszone, tak samo jak jej twarz, Zbliżyłem się nieco do niej i dotknąłem delikatnie pokruszonego policzka, przysunąłem się nieco bliżej i coś powiedziało mi żeby wykonać ten jeden dość dziwny krok... Musnąłem delikatnie wargi posągu a ten, rozsypał się powoli na kawałki, zza niego zaś, wyłoniła się postać w obdartej bieli, potargana, z jej pleców ukazywały się poniszczone, pozbawione większości piór skrzydła. To był nikt inny... jak właśnie On, ten którego szukałem, potrzebowałem. Zauważyłem jak osuwa się na kolana upadając na kupę gruzu jaka pozostała z pięknego posągu. Przyklęknąłem przy chłopaku i ułożyłem Jego głowę na swoich kolanach.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś... Dlaczego mi pomagałeś, za cenę swojego istnienia?

Czułem że łzy same napływają do moich oczu. Nie mogłem ich powstrzymać. On był kiś, kim chciałem się w przyszłości zająć, zaopiekować, dać z siebie wszystko, w teraz? Teraz był w takim stanie, z mojej winy, z winy mojego serca, które było ślepe na sygnały.

- Bo Anioły, muszę pomagać. Twoje myśli, zmierzające ku zniszczeniu samego siebie, mnie przywołały, dlatego zjawiłem się znikąd, dlatego byłem przy Tobie caly czas, nie zauważyłeś? Nie mogłem pozwolić ci odejść. Jednak to że Ty pokochałeś mnie, nie doprowadziło mnie do takiego stanu, a to, że to ja, pokochałem Ciebie, a to jest jedna z tych rzeczy której aniołom... nie wolno. Muszę ponieść za to karę, najsurowszą, ale jestem szczęśliwy, bo dzięki Tobie, miałem choć namiastkę tego o czym marzyłem, czego chciałem. Pierwszy pocałunek.

- Nie możesz odejść, ja chciałbym zrobić wszystko, żebyś odzyskał skrzydła, odzyskał swoje życie...

- Co to za życie, gdy nie można kochać? Nie odchodzę jednak zupełnie, zostanę w Twoim sercu i będę nad Tobą czuwał, z góry, jeśli mnie jeszcze tam przyjmą, ale fizycznie nie będę już przy Tobie... żegnaj.

/Zauważyłem że postać powoli się rozmywa, skrzydła,  a raczej to co z nich zostało,  opadły bezwładnie na ziemię a chłopak zamknął oczy. Nim się obejrzałem, rozpłynął się, pozostawiając mi jedno, długie, ciemne pióro.



1 komentarz:

  1. Nienawidzę smutnych zakończeń. Mimo to opowiadanie było kochane <3

    OdpowiedzUsuń