Coś z niczego. Czysta fantazja. BTS, GOT7, VIXX Mam nadzieję, że opowiadania przypadną wam do gustu. ;D
środa, 28 stycznia 2015
Wanilia i Cynamon Cz. 5 ( Chunji x L.Joe Teen top)
Minęło pare dni, ojciec L. Joe miał wrócić.. no właśnie, już dziś, ale nam zupełnie wypadło to z głowy, nie mieliśmy nawet najmniejszego pojęcia o tym że jest już niedaleko domu... Siedzieliśmy razem w salonie oglądając jakiś głupi program w telewizji. Jak zwykle oparci o siebie, przytuleni, trzymając się za ręce. Lubiłem to, bawiłem się lekko Jego palcami, gładziłem wierzch Jego dłoni, wszystko z taką czułością jaką tylko posiadałem w sobie, tak bardzo Go kochałem. Byliśmy oboje szczęśliwi ze sobą, a Jego matka, tym bardziej szczęśliwa że Jej synek jest szczęśliwy, i ma kogoś kto o niego dba. Ta kobieta mnie uwielbiała, ale i ja ją, była tak troskliwą matką, jaką każda matka być powinna.
- L.Joe, co planujemy dziś robić? Na co masz ochotę?
- Hm? Myślałem że może wpadniemy na jakieś małe zakupy do centrum, i może zrobimy sobie własną domową pizzę u Ciebie i... spędzimy razem czas w domu ciesząc się sobą?
Poczułem w Jego wypowiedzi coś... takiego, cholera... Nie wiedziałem jak mogę to opisać, ale sposób w jaki lekko się zawahał, i ton jakim proponował znalezienie czasu u mnie, sugerował mi parę rzeczy, jednakże to nie znaczyło oczywiscie wszystkiego tego co w tej chwili mimowolnie pomyślałem, nie nie nie, mogłem się mylić, ale coś mi mowiło, że tym razem tak nie jest.
- Hm? Do mnie chciałbyć pojechać? W porządku więc. To może ja się zbiorę, pojadę do domu, ogarnę trochę mieszkanie, przygotuje nam wszystko na wieczór żebyśmy musieli tylko zająć się pizzą i sobą oczywiście.
- Tak, to dobry pomysł, więc może... spotkamy się pod centrum około 15?
- Dobrze, mi to jak najbardziej odpowiada Kochanie, to daj mi no buziaka bo coś mnie zaniedbujesz.
Kiedy zaśmiał się w głos i ja się uśmiechnąlem po chwili czując jak lekko wslizguje sie okrakiem na moje kolana, i za chwilę wyjątkowo czule całuje moje usta wzdychając zadowolony. I ja nie ukrywając swojej satysfaskcji ułożyłem dłonie na Jego biodrach i począłem przejmować ten pocałunek, po mału, z chwiloi na chwilę, jednakże oderwaliśmy się od siebie kiedy mama L,Joe weszła do pokoju odchrząkując po czym oznajmiła nam że musi się wziąć za odkurzanie. Ja zaśmiałem się i skinąłem głową dając mu jeszcze lekkiego buziaka w usta po czym wstałem udając sie na przedpokój. Wsunąłem buty, zabrałem część swoich rzeczy i poszedłem do samochodu zaraz odjeżdżając. Nie mogłem się doczekać naszego wieczoru...
~~~~~~~~
Pare godzin później byłem już gotowy na wyjście do centrum, wsiadłem w samochód i pojechałem w nasze umówione miejsce. Kiedy wysiadłem widziałem już LJoe, podszedłem do Niego i uśmiechnąłem się a On jakoś tak... dziwnie na mnie spojrzał.
- Byung? Wszystko w porządku?
- Taak, jasne, wszystko gra. Ale wiesz? Rezygnuje jednak z wieczoru u Ciebie. Jakoś przeszłą mi ochota.
Nie rozumiałem o co mu chodzi, ale szanowałem to.
- A więc, spędzamy Go u Ciebie?
- Hm? U mnie? Nie, otóż tak sie składa że Twoja stopa tam więcej nie postanie, Chunji.
Teraz dopiero poczułem się jakbym dostał w twarz. Nie wiedziałem co mu właściwie odbiło, aż lekko drgnąłem.
- Czekaj, słucham? Jak to nie postanie?
- A tak to, że skończyła się zabawa w miłość, nie chce mi się już w to bawić. Sorki stary, ale na tym się nasza zabawa kończy, z '''nami'' koniec. A ile był jakikolwiek początek, znudziła mi się ta zabawa, i Ty tak samo. Więc żegnam.
- Słucham?!
Robiłem się wręcz wściekły, ale tym samym pękało mi serce. Miałem wrażenie że to jakiś pieprzony sen, że mam głupkowaty koszmar z którego zaraz się obudzę, ale nie... tak nie było, stał przedemną, i faktycznie to mówił.
- Byungi'e, co Ci się stało? Przecież mówiłeś że mnie kochasz, mówiłeś że jestem dla Ciebie ważny, że chcesz być ze mną już zawsze?
- Haha, głupiś że w to wierzyłeś, bawiłem się Tobą, nie rozumiesz? Nigdy nie chciałem z Tobą być, tylkoś mi się napatoczył i pomyślałem a co mi tam, pobawię się. I proszę, zabawa dobiegła do pieprzonego końca. Żegnam.
I najzwyczajniej w świecie odwrocił się i odszedł. Był taki zimny, nienaturalnie spokojny, niewzruszony. Miałem wrażenie że jednak zaraz się odwróci zaśmieje i powie że żartował, ale... On wcale nie żartował... Czułem że do oczu zaszły mi lekkie łzy, bolało, naprawde mnie to bolało, zacisnąłem dłonie kiedy zniknął w autobusie. Czułem że moje serce jest w maleńkich kawałeczkach, zniszczone, podarte... Zdeptane. Przez osobę którą darzyłem szczerym uczuciem. Odwróciłem się i podszedłem do samochodu, wsiadłem do środka i oparłem głowę na kierownicy, chwila minęła zanim zeberałem się i pojechałem do domu, zatrzasnąłem samochód, wszedłem do środka i rzuciłem kurtkę na ziemię, wszedłem do salonu i zrzuciłem na ziemię lampę, a ta potłukła się na kawałki, przewróciłem choinkę, potłukłem te cholerne bombki...podszedłem do barku wyjąłem z niego buletkę z mocnym alkoholem, nalałem Go do szklanki i upiłem sporo duszkiem. Lekko sie skrzywiłem i po chwili rzuciłem szklanką o ziemie opadając na kolana, dopiero teraz pozwoliłem sobie wybuchnąć, i owszem, rozpłakałem się jak dziecko, czułem się jak śmieć, jak nic nie warty śmieć który właśnie został wyrzucony. Serce tak mnie bolało, jak nigdy wcześniej, ukryłem twarz w dłoniach i płakałem, zwyczajnie płakałem sącząc z oczy strumienie łez. Straciłem to co kochałem, tak mocno pokochałem, i chciałem całego siebie oddać żeby tyko był szcześliwy, a teraz? Teraz nie miałem znów niczego, zupełnie niczego. Znów byłem sam w tym domu, a wciąż pachniało w nim.. Wanilią i Cynamonem. Tą cholerną wanilią i cynamonem...
~~~~~~
- Grzeczny Synek...
- Nie chce z Tobą nawet rozmawiać.
- Ale jak to, z własnym ojcem? No wiesz? Dobrze zrobiłeś że mnie posłuchałeś, bo sprawiłbym że kochałbyś rośline, bo w takim stanie byłby ten chłopak.
- Chrzań się! Jestes chory! Nienawidzę Cię za to, rozumiesz?! Zniszczyłeś mi życie, wszystko co miałem, co kochałem, musiałem opuścić. Jesteś śmieciem nie ojcem!
I w tej chwili dostałem w twarz. Od własnego ojca, matka stała z boku i płakała, a ja? Ja też płakałem, już od dłuższego czasu płakałem jak dzieciak, nie wiedziałem czy ze złości, czy z żalu, czyz obu tych rzeczy czy też z bólu... Ja już niczego nie wiedziałem, zupełnie niczego. Straciłem Go... Straciłem wszystko.
~~~~~~
Minęło kilka dni a ja nie mogłem sobie odpuścić tego co mu zrobiłem, jak Go potraktowałem, jak zraniłem... Czułem się tak źle, jak nigdy. Ja Go naprawde kochałem, całym swoim sercem, jak tylko umiałem, ale wmówiłem mu przez ojca że tak nie jest, ale ja się bałem. On był zdolny zrobić wszystko, więv wiedziałem że nie żartował jeśli chodzi o skrzywdzenie Chunjiego. Nie chciałem żeby cokolwiek się mu stało. Więc musiałem... musiałem... Ale ja potrzebowałem Go do życia, potrzebowałem żeby móc normalnie funkcjonować. Musiałem Go zobaczyć, wyjaśnić mu. Wszystko mu powiedziec. Ubrałem się i natychmiast poszedłem na autobus. Na szczeście czybko przyjechał, wsiadłem, skasowałem bilet i pojechałem do Niego. Miałem nadzieję że zastanę Go w domu. Najwyżej będę czekać, aż wroci... Kiedy wysiadłem z autobusu serce miałem praktycznie w gardle, czułem że zaraz chyba zemdleję. Zadzwoniłem dzwonkiem. Raz, drugi, trzeci... spojrzałem na pierścionek który dalej miałem na palcu. Już chciałem odejść od drzwi a te się otworzyły ale... za Nimi nie stał Chunji.
- Słucham?
- Em.. Zastałem Chunji'ego?
- Niestety, ale poprzedni lokator się wyprowadził, zaledwie dziś, a ja teraz wynajmuje to mieszkanie. Musiał wyjechać do rodziny. Jakoś za dwie godziny miał mieć autobus.
- Jak to... Wyjeżdza? Ale...nie ważne, ja dziękuję za informacje.
Natychmiast pobiegłem na przystanek szukając jakiegoś połączenia na dworzec, na złość nic nie było. Zadzwoniłem więc po taksówkę, nie miałem wyjścia. Kiedy tylko podjechała wsiadłem i kazałem kierowcy jak najszybciej na dworzec autobusowy. Błagałem żebym tylko zdążył, żeby mi sie udało Go jeszcze złapać. On nie mógł wyjechać, nie mógł mnie zostawić, ja nie chciałem... Naprawde nie chciałem. Nim się spostrzegłem byłem na miejscu. Zapłaciłem kierowcy i pobiegłem na przystanki. Akurat przez głośnik jakaś kobieta oznajmiała że z peronu trzeciego za minutę odjeżdza autobus do Daegu. Pobiegłem szybko w tamtym kierunku i kiedy tylko zbiegłem na peron... ujrzałem jak autobus rusza. Zatrzymałem się opierając ręce na swoich kolanach i dysząc bezsilnie osunąłem się na ziemię na kolana. Czułem że łzy zalewają mi policzki, kropla po kropli... Serce pękło mi na kawałeczki. Odjechał, zniknąl, odszedł... Zostałem całkiem sam, zupełnie jak On przeze mnie... Nigdy nie wróci, straciłem Go, tego... jedynego... Spojrzałem jeszcze na swój pierścionek i zacisnąłem dłoń pozwalając łzom spływać po moich policzkach. Pozostało mi wrócić do domu... Pustego domu... Do matki i osobnika którego ojcem nie chciałem nazywać...
Ciąg dalszy nastąpi.
A więc jest kolejny rodzialik, nieco krótszy ale też włożyłam w niego serducho <3
mam nadzieje że dzielnie śledzicie losy chunjiego i l.joe. Jak myślicie? Co stanie się dalej? <33
wtorek, 27 stycznia 2015
Wanilia i Cynamon Cz. 4 ( Chunji x L.Joe Teen Top)
Po ostatnich zdarzeniach oboje potrzebowaliśmy spokoju, swobody i takkiego prawdziwego szcześliwie spędzonego czasu razem.Trochę musiało minąć az doszliśmy do jakiejś normy. Ojciec Byung'a wyjechał gdzieś na konferencję czy coś w takim rodzaju do pracy i nie miało Go być aż do dnia 2 stycznia. Więc zapowiadało się całkiem przyjemnie spędzone pare chwil razem. Chociaż był już właściwie... 31 grudnia. Tak, ten czas strasznie szybko mijał, zwłaszcza kiedy byliśmy razem. Matka L.Joe - bo tak podrzucił mi pomysł na nazywanie Go - była naprawde szczęśliwa z powodu tego że Jej syn wkońcu miał kogoś takiego jak ja. Ta kobieta była przeurocza, taka troskliwa , prawdziwa matka.
Zapowiadał się kolejny przyjemny dzień. Pomieszkiwałem chwilowo u Byung'a chcąc jak najwięcej czasu przeznaczyć dla Niego. Wstałem nieco wcześniej niż Byung i leżąc na boku przyglądałem się spokojnie Jego śpiącej jeszcze twarzy. Spokojnie oddychał mając uchylone usta, wyglądał teraz perfekcyjnie, tak niewinnie... Odgarnąłem mu lekko niesforny kosmyk włosów z twarzy i uśmiechnąłem się lekko. On coś pomamrotał pod nosem i położył się na wznak. Tylko mi to bardziej podpasowało, bo uniosłem sie lekko na rękach, oparłem je po bokach Jego głowy i ucałowałem lekko słodkie uchylone usta chłopaka. Tak delikatnie, że miałem nadzieję że się nie obudzi przez to, ale jednak. Uchylił lekko powieki i mruknął coś zadowolony na kształt '' Jeszcze'. A może tylko chciałem coś takiego usłyszeć? Bądź co bądź ucałowałem Jego usta ponownie, i ponownie, i jeszcze raz, za każdym razem dłużej, dokładniej, czulej... Aż Byung objął mnie za szyję, wtedy wiedziałem że się już obudził i pocałunki są jak najbardziej akceptowalne w tej chwili. Ułożyłem się więc lekko na Nim i zacząłem całować Jego usta o wiele dokładniej. Językiem lekko trąciłem dolną wargę chłopaka na co ten z aprobatą uchylił usta pozwalając mi na więcej. Miałem przynajmniej pole do popisu. Wplotłem lekko palce w Jego włosy i pociągałem je tak żeby lekko odchylał głowę w tył. Wiedziałem że lubi taką odrobinę... drapieżności? Tak, dobrze określone, drapieżności. Lekko urgyzłem Go w dolną wargę pociągając ją w swoją stronę po czym wróciłem do pocałunku o wiele namiętniejszego niż wczesniej. Lekko pocierałem jezykiem o Jego język, splatając je ze sobą, wolną dłonią lekko masując Jego biodro. Poczułem jak zgiął jedną z nóg i lekko się wiercił pocierając udem o mój bok. Wiedziałem że sprawiam mu przyjemnośc i On również z premedytacją wykonywał takie niewinne gesty, takie lekkie ruchy... Poczułem jak lekko wsuwa swoje chłodne dłonie pod moją koszulkę. Lekko drgnąłem, bo moja skóra była rozgrzana a Jego dłonie nie specjalnie, ale lubiłem to, sprawiało mi to przyjemność, i to nie małą. Czułem jak lekko drapał moją skórę na bokach, na plecach, lekko wiercąc się pode mną. Ciche pomruki świadczyły o tym że powoli się rogrzewa, że przyjemność niespiesznie zaczyna władać Jego drobnym ciałem. Mimo że był ubrany, byłem w stanie sobie wyobrazić jak wyglądałby bez zbędnego odzienia. Po dłuższejk chwili oderwałem się od tych rozkosznych malunowych ust i oblizałem się lekko. Spojrzał na mnie tymi ciemnymi, czekoladowymi oczami spod przymkniętych nieco powiek i uśmiechnął się w taki sposób że za każdym razem się rozpływałem. Zsunąłem się z Niego kładąc się na boku żeby móc Go obserwować. A On? Mruknął jakby niezadowolony i kłądac się twarzą do mnie objął mnie mocno ramionami chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Był taki uroczy... Robił takie niby nieznaczne gesty, takie kochane. A ja miałem wtedy ochotę tulić Go bez przerwy.
- Dzień dobry, Byung'ie.
- Mmm, dzień dobry Chunji, mówiłem Ci już że lubię takie pobudki?
- A no może coś wspominałeś, ale nie wiem... Coś pamięć mi szwankuje.
- Mhh, droczysz się złosliwcu... Uwielbiam jak mnie tak budzisz.
Wymruczał mi to cicho prosto do ucha lekko je całując, to był taki mały prowokator... Ale ja lubiłem to że tak prowokował mnie, że kusił, chociaż jeszcze mimo wszystko nie spędziliśmy wspólnej nocy, w TEN sposób. Ale nie przeszkadzało mi to. Nie ciągnęło mi aż tak do przeżycia z Nim upojnej nocy, chociaż nie mogłem zaprzeczyć że Widok Jego ciała w samych bokserkach, czy nawet bokserkach i podkoszulku kusił mnie i zachęcał, ale nie, kontrola przede wszystkim.
- Byungie, zaplanowałem dziś coś dla nas na wieczór. Twoja mama nie będzie zła ani samotna jeśli wyjdziemy?
- Nie, skąd, Ona i tak planowała wyjść dziś do koleżanek na noc, gdzieś wiesz, ja jakieś babskie ploty noworoczne.
- W porządku, więc się cieszę. Nie chciałbym Cie Jej zabierać skoro Twojego ojca nie ma w domu.
- Nie martw się. Ona sobie znajdzie zajęcie.
Uśmiech wpełzł mi na usta, chciałem dziś zabrać Go trochę poza dom, w pewne miejsca które były dla mnie ważne, i które chciałem dzielić z Nim. Objąłem Go nieco mocniej wzdychając zadowolony kiedy nagle to zadowolenie przerwał mi Jego głos.
- Chyba skoczę pod prysznic.
- Ah, nie chcę sie od Ciebie odklejać, za dobrze mi.
- To może... chodźmy pod prysznic razem?
TAK. Na to czekałem, miałem w głębi ducha taką cholerną nadzieję że to powie, i masz, ziściło się ot tak, od ręki. Ale zachowywałem oczywiście zupełny spokój.
- A wiesz? Z miłą chęcią.
- W końcu nie mamy się czego wstydzić, prawda? To tylko prysznic?
Widziałem że jest bardzo niepewny tego co mówi, a ja nie chciałem żeby czuł się źle, nie komfortowo czy coś w tym rodzaju. Spojrzałem mu w oczy i uśmiechnąłem się.
- Byung'ie, nie musimy iść się kąpać razem na siłę. Jeśli masz do tego wątpliwości, to nie zmuszaj się.
- Nie! Ja chcę, Chunji, ja jestem mężczyzną, a nie pięcioletnim chłopcem. Jesteśmy blisko, ale ja chcę być jeszcze bliżej. A Ty? Nie chcesz?
Nie chciałem żeby miał jakieś głupie watpliwości więc wstałem, złapałem Go za rękę i pocignąłem Go do łazienki. Usmiechnąłem się lekko i kiedy zniknęliśmy w tym pomieszczeniu zamknąłem drzwi na zameczek. Widziałem że się denerwuje, ze się nieco krępuje i spina, ale wiedziałem że mogę to łatwo uspkoić. Złapałem więc lekko w palce Jego podbródek i musnąłem te delikatne usta swoimi, chciałem żeby naprawdę się zrelaksował. Kiedy cicho mruknął wiedziałem że wyraża trym samytm aprobatę ze swojej strony jeśli chodzi o pocałunek. Więc ponowiłem Go delikatnie po chwili delikatnie przypierając Go plecami do ściany. Czułem że poczuł się o wiele luźniej, bo mięśnie Jego ciała się uspokoiły. Odsunąłem się lekko ale poczułem jak znów mocno mnie do siebie przyciąga, i wręcz zachłannie zaczyna całowac moje usta, tak jakbym miał zaraz gdzieś uciec, odejść, zniknąć. Uśmiechnąłem się i lekko pociągnąłem Jego za dużą koszulkę w górę. Na szczeście nie mieliśmy za dużo na sobie. Po chwili odsunął się lekko ode mnie żeby pozbyć się swojego górnego odzienia tym samym zostając w samych bokserkach - TAK, ten widok mnie satysfakcjonował, w stu procentach. Sam pozbyłem się swojego gównego odzienia po czym pociągnąłem Go lekko w kierunku kabiny. Znów lekko sie spiął, ale wiedziałem że to tylko chwilowe, że zaraz się znów uspokoi i wszystko będzie dobrze. Wciągnąłem do do środka nie odkręcając narazie wody. Złapałem za to lekko gumeczke od Jego bielizny i lekko naciągnąłem ją pociągając w dół, sam pochwycił swojśś bieliznę i patrząc na mnie uważnie zdjął ją z siebie wyraźnie lekko rumieniejąc na policzkach. To było prze urocze. Po chwili i ja pozbyłem się swojej bielizny. Odkręciłem wodę a ta ciepłymi strumieniami zaczęła otulać nasze nagie ciała powoli mocząc nasze włosy. Sięgnąłem żel do mycia ciała, ten o zapachu wanilii i cynamonu którym zawsze tak cudownie pachniał. on zaś wziął w dłoń rzeźki miętowy żel, którym to ja lubiłem się myć. Nabrałem troche żelu na ręce i powoli zacząłem wmasowywać Go w Jego ramiona, szyje, klatkę piersiową. Musnąłem też po chwili Jego usta. Poczułem jak dłonie chłopaka po mału zaczynają dotykać też moje ciało, a nasze usta wciaż co krótką chwilę się ze sobą stykały. Ciche westchnienia, chcie pomruki z ust Byung'a sprawiały że miałem lekkie dreszczyki na plecach, i jeszcze ten Jego dotyk, coś cudownego. Jednak my weśliśmy tylko się umyć a nie... no właśnie, pieścić. Po chwili lekko się od Niego odsunąłem.
- Skarbie, musimy się trochę pozbierać, nie sądzisz?
- Huh? Ale... Mmm...
Ten słodki pomruk sprawił że sie uśmiechnąłem, ale kiedy mnie tak ciasno objął w pasie przytulając policzek do mojego ramienia uśmiechnałem się i ucałowałem lekko Jego skroń. Po chwili odsunął się i zadowolony ucałował mnie w kącik ust jak zawsze stając odrobinke na palcach. Kiedy wyszedł nie mogłem się powstrzymać i zerknąłem na Jego posladki. Cholera, perfekcyjne. Sam wyszedłem i owinąłem biodra ręcznikiem, L,joe zrobił dokładnie to samo. Dodatkowymi ręcznikami oboje wytarliśmy swoje włosy. Przeciągnąłem się lekko i spojrzałem na Niego, usmiechnął się jak zwykle szczerze i szeroko. Kochałem ten uśmiech. Naprawde. Wyszliśmy z łazienki a w ppokoju czekało na nas pysznie pachnące śniadanie, a właściwie śniadanio obiad, bo była już godzina.. 14?! Ten czas leciał dziś jak szalony, sięgnąłem z szafki bieliznę, koszulkę i skarpetki ubierając wszystkie z tych części ubrania. Chłopak zrobił to samo a ja z zadowoleniem zabrałem się za jedzenie. Bhyłem wyjątkowo głodny, może dlatego że się denerwowałem jak to wszystko co zaplanowałem wyjdzie. Czy się uda jak chcę?
- Co zaplanowałeś dla nas na dziś?
- A to wszystko to niespodzianka. Musimy o godzinie 16 wyjść z domu. Najpierw pójdziemy tutaj, niedaleko w pewne miejsce. Będzie już ciemno więc będzie nastrojowo.
Kiedy się uśmiechnął na moje słowa na upiłem łyka gorącej herbaty z kubka i zabrałem się za dalsze jedzenie. Kiedy oboje skończyliśmy posiłek położyłem się na plecach gładząc swój brzuch. Czułem się najedzony jakbym zjadł conajmniej pół prosiaczka. Ale jak zawsze posiłek był pyszny.
- Mam nadzieję że to wszystko Ci się spodoba, chcę żeby ten dzień był naprawde magiczny.
- Napewno mi się to wszystko spodoba... Bo zaplanowałeś to Ty Chunji, czuję się naprawde szczęśliwy.
I mowiąc to ułozył się na boku tuż przy mnie kładąc głowę na moim ramieniu.
- Cieszę się, bo i ja jestem szczesliwy, Byung'ie. Ale czas się zbierac, musimy się doprowadzić do stanu używalności, i trzeba będzie wyjść.
Na te słowa niechętnie się ode mnie odsunął i udał się w kierunku szafki z ubraniami. A ja zaraz za Nim, objąłem Go w pasie stając tuż za Nim i zaglądałem przez ramie chłopaka co takiego wybiera. Ubrał na siebie podkoszulek, nieco za duży sweter z jakimiś aplikacjami i do tego dopasowane spodnie. Sweter był na tyle za duży że lekko osuwał się na jedną stronę jego ciała, ale ja oczywiście uznałem to za coś najbardziej uroczego na świecie. Aż zaklaskałem lekko w dłonie kieedy pokazał mi się juz ubrany. ja stwierdziłem że ubiorę się nieco bardziej klasycznie. Ciemny tshirt, na to bluza z kieszeniami, jakiś wisior, również dopasowanem tyle że nieco porozdzierane spodnie. L.Joe uśmiechnął się zadowolony i podszedł do mnie kradnąc mi lekkiego całusa po czym poszedł wysuszyć i ułożyć swoje ciemne włosy. W tym samym czasie ja suszyłem swoje włosy również zajmując się tym żeby wyglądały jak najlepiej. Finalnie oboje byliśmy gotowi chwile ;przed godziną 16, a na dwoprze już powoli zapadał zmrok, wiadomo, jak to zima, szybko robiło się ciemno, ale dziś mi to sprzyjało. Ubraliśmy kurtki, buty i poszliśmy złożyć życzenia matce L.Joe, a ta cieszyła się naszym widokiem, tym że oboje szczęśliwi trzymając się za ręce wychodzimy spędzić razem ostatni dzień tego roku. Spacerem udaliśmy się w kierunku wesołego miasteczka.
- To tu idziemy?
- Tak, trochę się rozerwiemy skoro już przyjechało wesołe miasteczko, ale to nie jest gwoźdź programu.
- W porządku, więc prowadź.
Poczułem na dłoni mocniejszy uścisk, uśmiech na mojej twarzy jak był tak był, i nie chciał zniknąć. W qwesołym mkiasteczku jeździliśmy samochodzikami jak dzieci, poszliśmy tez zrobić sobie zdjęcia do budki ze zdjęciami i podzieliliśmy się nimi. Ja swoje schowałem od razu do portfela, uśmiechając się zadowolony sam do siebie. Nim się spostrzegłem wybiła godzina 21. Specjalnie udałem się z Nim w pobliże wielkiego koła młyńskiego. Widziałem jak spojrzał na Nie z podziwem i zaraz potem skrzywił się na widok kolejki.
- Chciałbym tutaj pójść, ale będziemy tu stać do jutra do godziny dwunastej.
- Ah, masz rację, ale wiesz, tak się składa, że to jest nasz punkt programu numer jeden.
- Co? Jak to? Przecież tu jest tyle ludzi..
- Tak, ale to są ludzie którzy nie zrobili rezerwacji nieco wcześniej.
- Chunji, naprawde?
- Tak, chodź prędko, nasz przejazd zaczyna się za 15 minut.
Widziałem jak oczy mu rozpromieniały. Pociągnął mnie wręcz pod bramkę, podałem numer rezerwacji i zostaliśmy wpuszczeni do ostatniego wagonika. Zapięli nas specjalną poręczą a byung miałem wrazenie że zaraz oszaleje ze szczęścia..
- Ty jesteś niesamowity, Chanhee.
- A widzisz, bo ja dla Ciebie zrobiłbym wszystko.
- Naprawdę?
- Oczywiście że tak, jesteś dla mnie najważniejszy w tej chwili, nikogo więcej nie mam i szczerze nie chcę mieć.
- Chunji...
Uśmiechnąłem się tylko i koło po mału ruszyło. Objąłem Go mocno ramieniem żeby sie przytulił i obserwował widoki jakie serwowała nam przejażdżka. Widać było całą panoramę miasta, mnóstwo świateł, co chwila strzelały fajerwerki, mimo że do pólnocy było daleko, ale to wszystko tylko dodawało uroku. Złapałem delikatnie Jego dłoń i począłem gładzic Jej wierzch kciukiem, delikatnie, powoli, spojrzałem na nasze splecione palce i westchnąłem cicho. Byłem naprawde szczesliwy że Go miałem przy sobie, że mogłem dzielić z Nim tę chwile, że to właśnie On, a nikt inny... Kto by się spodziewał że przez taki przypadek będę szczęsliwy, z Nim, z Tym którego... Kocham... Tak, kocham, wiedziałem to, nie od dziś, ale też nie od bóg wie jak długiego czasu. Zwyczajnie sobie to uśświadomiłem, każda minuta z nim była jak spełnienie kolejnego marzenia. Nie potrzebowałem niczego innego. Nikogo innego. Tylko Jego, tak blisko jak się da. Siedzieliśmy w takiej ciszy ciesząc się swoją obecnością.
- Chunji?
- Tak Byung?
- Wiesz? Ciesze się że jesteś..
- I ja również cieszę się że jesteś, tutaj, ze mną, przy mnie, dla mnie.
- Nigdy wcześniej tak się nie czułem, jak dzisiaj. Chcę już zawsze spędzać z Tobą takie okazje.
- Może będzie nam to dane?
Kolejka po chwili się zatrzymała, ludzie powoli opuszczali wagoniki, aż przyszedł czas na nas. Kiedy tylko opuściliśmy swoje miejsca L.Joe rzucił mi się na szyję i ucałował moje usta tak mocno jak chyba tylko umiał. Ja objąłem Go mocno w pasie i oddałem pocałunek po chwili łapiąc Jego dłoń i idąc powoli spacerem przez teren miaasteczka.
- Jesteś najlepszym co mnie spotkało.
- I Vice versa, Skarbie. Chodźmy powoli w kierunku następnego miejsca.
- A gdzie dokładniej?
- Zobaczysz, tam spędzimy resztę tego wieczoru.
Nie mogłem się już doczekać tego aż dotrzemy na główny punkt programu. A że nie musieliśmy się spieszyć udaliśmy się na miejsce powoli, spacerem. Przez miasto przepływała rzeka, na której grzegach ustawione były kolorowe latarnie, udaliśmy się właśnie do Niej, była właściwie w sammym centrum, więc wciąż wszystko było słychać, widać.
- Czemu tu przyszliśmy?
- A no przekonasz się. Ale teraz, zawiążę Ci oczy.
- Co? Ale jak to?
- No już już, szybko, odwróć się do mnie tyłem, to będzie sto procent niespodzianki.
Słyszałem że coś jeszcze pomruczał ale posłuchał się. Zawiązałem mu oczy upewniając sie że nic nie widzi i poprowadziłem Go powoli przed siebie, po schodkach, po mału, ostrożnie. Nie chciałem żeby cos sobie zrobił. Kiedy doszliśmy na miejsce zatrzymałem się z Nim i odwiązałem opaskę. Jego oczom ukazała się piękna, podłużna łódka, oświetlona latarenkami, wyłożona miękkim materiałem, z poduszkami, na środku stał maleńki stolik, szampan z kokardką i dwa kieliszki.
- Chunji? Ty zwariowałeś... To naprawde dla nas?
- Tak, wypłyniemy a rzeczkę i będziemy mogli obserwować wszystko z najpiękniejszego miejsca jakie jest. Swiatła gasną, robi się cicho i nagle wszystkie możliwe fajerwerki wylatują w powietrze tworząc takie wzory,jakie się nam nie śnią.
Nic nie powiedział tylko wyraźnie wzruszony rzucił mi się na szyje obejmując mnie z całych swoich sił. Cieszyłem się że pomysł mu się spodobał, objąłem Go mocniej i po chwili podprowadziłem Go na łódkę, wszedłem do środka pomagając i Jemu po czym zacząłem lekko wiosłować w kierunku rozszerzenia rzeki, tam, gdzie była wyraźnie wyznaczona strefa dla łódek. Wybrałem miejsce na samym środku. Zerknąłem na zegarek i zauważyłem że dochodziła już dwunasta. To by wyjaśniało dlaczego robiło się coraz więcej fajerwerków na niebie. Spojrzałem na L.Joe i uśmiechnąłem się lekko.
- My nie wystrzelimy fajerwerków, tylko puścimy, o to.
Pokazałem mu dwa lampiony które wraz z podpaleniem lontu wznoszą się w gorę. Podałem mu jeden i wyjąłem zapałki.
- Pomysl życzenie kiedy tylko Go wypuścisz.
Podpaliłem oba lampiony i znow zerknąłem na zegarek, w tej właśnie chwili wybiła godzina zero. Zamknąłem oczy i po chwili pozwoliłem aby moj lampion wyleciał w górę, w towarzystwie lampionu mojego wybranka. Jak i wielu lampionów osób będących na brzegu rzeki, na łodkach niedaleko nas, wszystkie one wzleciały w górę w towarzystwie huczacych, błyszczących fajerwerków. Widok był nie do opisania... L.Joe otworzył szampana i nalał do naszych kieliszków po chwili wznosząc toast.
- Za naszą przyszłośc?
- Dokładnie tak, za nasza przyszłośc.
Stuknęliśmy się kieliszkami i upiliśmy po łyku alkoholu. Po chwuili ja odstawiłem swój kieliszek na stół i sięgnąłem do kieszeni.
- Wiesz? Mam coś dla Ciebie.
Wyjąłem małe pudełeczko a w nim? Były dwie srebrne obrączki z wygrawerowaną datą gdy się poznalismy. Widziałem że spojrzał na mnie wręcz ze łzami w oczach.
- To nic zobowiązującego, ale chciałbym Ci ją dać. Na znak tego, jak bardzo Cie Kocham... Wiem że to nie wiele czasu, wiem że mogę być szalony mówiąc to, ale tak, Kocham Cię Byung, jak nikogo wcześniej, i chcę, żebyś wiedział, że nikomu Cię nigdy nie oddam, i nigdy nie opuszczę.
Spojrzał to na mnie to na obrączkę i objął mnie z całych sił płacząc, zwyczajnie płacząc ze szczescia.
- Chunji, ja tez Cię kocham, najmocniej na świecie. Jesteś moim spełnieniem marzeń... i chcę spędzać z Tobą każdą chwilę, mam nadzieję że będzie nam to dane.
- Mój najdrozszy Skarb...
- Tylko Twój...
Tak skończył się ostatni dzirń roku, i zaczął się pierwszy nasz pierwszy... Ale czy będzie nam dane zyć dalej w takim szczęściu?
Ciag dalszy nastąpi.
I mamy kolejną częśc, troche dłuższą. Zapowiada się nieco więcej partów niż planowałam, ale to chyba dobrze, xczyż nie?Miłej lekturki, mam nadzieje że będziecie dzielnie czekac na kolejne cześci naszego chunjoe! <3333
poniedziałek, 19 stycznia 2015
Wanilia i Cynamon Cz 3 ( Chunji x L.Joe Teen top)
'' Musiałem wrócić do domu, Ojciec chciał ze mną rozmawiać, matka się martwiła i dzwoniła. Odezwę się poźniej,
Byung.''
Byłem trochę zły że zniknął z mojego mieszkania ot tak, mógł mnie chociaż obudzić, cokolwiek, pożegnać się... ah co ja mówię, nie miał takiego obowiązku. Mimo to czułem że w moim domu znów jest jakoś... pusto? Tak, to dobre określenie. W powietrzu mimo to unosił cie cały czas ten przyjemmny zapach wanilii i cynamonu jaki nosił na sobie chłopak. Westchnąłem cicho siadając na łóżku i przeciągając się. Dopiero zorientowałem się która jest godzina. Miałem wrażenie że jest nieco wcześniej, a to już dochodziła 9 rano. Musiałęm się ogarnąć, zebrać, trochę sprzątnąć w mieszkaniu i pewnie zająć się oglądaniem telewizji. Nie wiedziałem czy dziś mogę liczyć na to że zobaczę się z tym chłopakiem, i było mi z tym wyjątkowo źle. Jakos spędzanie czasu bez Niego zdawało mi się być nie przyjemne, jakieś takie niudne. Postanowiłem iść pod prysznic. Umyłem się porządnie, wyszedłem z kabiny wycierając włosy i przewiązałem na biodrach drugi ręcznik. Usłyszałem dźwięk sms'a ale nie spieszyłem się z toaletą, dopiero po chwili dotarło do mnie że przecież to mogł się odezwać Byung! Wyszedłem z pomieszczenia ubrany w ciemne bokserki i koszulkę. Wziąłem telefon do ręki i odczytałem wiadomość.
- ''Witaj Chunji, przyjdziesz dziś do mnie o 17? Chciałbym z Tobą porozmawiać, o... o tym co wczoraj, i... może nieco więcej?''
Dwa razy nie musiał mnie prosić, pasowało mi to i to bardzo. Odpisałem mu szybko.
- ''Oczywiście będę, mój Drogi. Nie mogę się doczekać. ''
Tak bardzo cieszyłem się na to spotkanie że poszedłem szukać czegoś do ubrania, niby czasu całe mnóstwo, ale chciałem wyglądać naprawdę dobrze. Wybrałem koszulę, sweter, do tego wisior i ciemne spodnie. Nie ubrałem jednak tego na siebie od razu. Wciągnąłem na siebie luźne dresy, bluzę i zarzuciłem kurtkę udając się naprzeciwko swojego domu do sklepiku osiedlowego który w święta był otwarty. Było tam wszystko i nic. Wybrałem łądnie zapakowane czekoladki w metalowym pudełku i po za tym coś na przekąskę na obiad, bo byłem na tyle podekscytowany że nie miałem nawet ochoty na jedzenie czegokolwiek. Kiedy wróciłem do domu zabrałem się za przygotowywanie. Postawiłem nieco włosy, spryskałem się perfumami, ubrałem i przejrzałem się w lustrze. Uznałem że wyglądam całkiem dobrze i zerknąłem na zegarek który zapiąłem na ręku. Dochodziła 16, więc musiałem już wyjść z domu. Zamknąłem drzwi i poszedłem do samochodu. Ruszyłem, mimo wszystko zestresowany. Byłem ciekawe jak przebiegnie nasza rozmowa, jak się skończy... Trochę droga mi zeszła ze względu na korki na drogach, ale mimo wszystko w miarę spokojnie i przjemnie. Wysiadłem z samochodu i podszedłem do drzwi, zapukałem i otworzyła mi znajoma kobieta - matka Byung'a.
- Dzień dobry Pani, zastałem syna?
- Tak, jest u siebie, ale ma w tej chwili gościa. Swojego przyjaciela z dzieciństwa.
- Nie rozumiem? Miałem przyjść do Niego na tę godzinę. Długo z Nim jest?
- Nie, przyszedł jakieś piętnaście minut temu... Ale wejdź proszę, może chce Ci Go przedstawić?
Nic już nie powiedziałem, wszedłem do środka, zsunąłem buty i nawet nie zdejmując kurtki poszedłem do pokoju chłopaka. Całe szczeście Jego ojca nie było więc nie musiałem się niczym przejmować. Otworzyłem drzwi do pokoju chłopaka.
- Cześć Byungie już.......
I nie dokończyłem już ani słowa więcej, stał w objęciach jakiegoś chłopaka, o ciemnych włosach, chociaż objęcia to jeszcze nic wielkiego, dlaczego owy mężczyzna Go całował? I to tak, jak ja jeszcze nie zdołałem. Byung odepchnął się od Niego mocno i spojrzał na mnie.
- Chunji, ja nie...! Czekaj, ja Ci wytłumacze!
- A więc to o tym chciałes rozmawiać? Tak? To chciałeś mi pokazać? Nie chce mi się nawet na Ciebie patrzeć.
Warknąłem i udałęm się do wyjścia teatralnie rzucając na ziemię pudełko z czekoladkami. W przedpokoju wciągnąłęm buty i wyszedłem trzaskając drzwiami. Nigdy nie czułem się tak upokorzony, nigdy nie było mi tak przykro. Usłyszałem czyiś krzyk za mną, odwróciłem się a to nikt inny jak Byung gonił mnie. Nie chciałem z nim rozmawiać. Podbiegł jednak to mnie i zatrzymał mnie łapiąc mnie za rękę. Ja wyszarpnąłem ją i spojrzałem na chłopaka z wyrzutem.
- Puszczaj. Nie chce mi się z Tobą rozmawiać.
- Ale Chunji! To nie było tak! On przyszedł do mnie nagle, ja nie wiem, ja.. to wszystko stało sie nagle, ale ja tego nie chciałem On nalegał ja...!
- Zamknij się i daruj sobie te swoje żałosne wymówki. Po co kazałeś mi przyjść? Żebym zobaczył te uroczą scenkę? Co nie umiałeś mi powiedzieć wprost że mnie nie chcesz? Że masz kogoś innego? Że ja to przypadek? Że to wszystko to przypadek? Wiedziałem że to wszystko było zbyt piękne żeby miało trwać, wiedziałem że lepiej mi będzie całkiem samemu, zupełnie samemu...
- Chunji! nie mó tak, to wcale nie jest prawda! To nie tak! Ja nie lubię Jego, tylko Ciebie! Rozumiesz? On przyszedł jakby nigdy nic, to co kiedyś nas łączyło to minęło!
- Kiedyś? A więc to już nie przyjaciel z dzieciństwa a jakiś cholery Twój lowelas? Wiesz co? Rzygać mi się chce wręcz. Nigdy więcej nie chcę Cię widzieć. Nigdy. Zrozumiałeś? Dla mnie już nie istniejesz, idź do Niego, z pewnością da Ci więcej niż ja mógłbym dać.
Warknąłem i wsiadłem do samochodu po czym z piskiem opon ruszyłem do swojego domu. Czułem że lekko oczy zaszły mi łzami. Nigdy wcześniej nie przytrafiło mi się coś takiego. Byłem rozżalony, rozgoryczony, nie umiałem nawet opisać swojego stanu. Zaparkowałem samochód pod miejscem zamieszkania i udałem się do pobliskiego baru który również był otwarty w święta, i całe szczęście, bo nie wiem co bym ze sobą zrobił. Zasiadłem za ladą i zamówiłem porzadną serię drinków. Telefon wyciszyłem, schowałem w kieszeń ale mimo wszystko czułem że co jakiś czas wibruje, wiedziałem że to Byung pisze, ale miałem to gdzieś. Westchnąłem cicho i zamknąłem oczy popijając kolejnego z rzędu mocnego szota. Miałem mocną głowę ale mój organizm był na tyle podatny że mimo że nie byłem pijany czułem się rozluźniony. Nie wiedziałem która jest godzina, ale wiedziałem że na tyle późna że bar pustoszał już. Zabrałem się więc do domu. Alkohol mimo wszystko nie pomogł. Czułem się nawet gorzej. Zamknąłem się w domu i rzuciłem wręcz na łożko, wciąż tak pachniało, ta cholerną wanilią i cynamonem... Nim się spostrzegłem zasnąłem.
~~~~~~~~
Minęły dwa dni... A Byung pisał do mnie, cały czas, dzwonił, ale ja nie odbierałem telefonu, nie chciałem, nie miałem nawet zamiaru odbierać czegokolwiek. Ale odczytywałem wszystkie wiadomości... Niektóre z nich tak strasznie mnie bolały...
- '' Chunji, proszę Cię, wybacz mi, proszę, ja nie chcę być bez Ciebie, czuję się tak podle jak tylko mogę. Twoja obecność sprawiała że miałem jakikolwiek sens zycia. Te krótkie chwile, były dla mnie tak długie, tak przyjemne że chciałbym żeby były zawsze, ale ja schrzaniłem wszystko, jesteś dla mnie naprawde ważny... Czułem się przy Tobie jak przy NIKIM innym. Proszę Cię, daj mi szansę Ci wyjaśnić, ja nie umiem się pozbierać, moje serce tak bardzo boli... Ojciec to wszystko zaplanował, przysiegam, ja tego nie chciałem, nie chciałem Cię ranić, nie chciałem Cie krzywdzić. Ja... ja nie przesadze jak powiem że jesteś dla mnie wszystkim, ja już nie mogę, nie mam siły... odezwij się bo zaczynam się martwić o Ciebie... Chunji proszę...''
Zwłaszcza ta wiadomośc doprowadzała mnie do szaleństwa, chciałem mu wybaczyć, ale nie, nie umiałem, duma mi nie pozwalała, naprawde bolał mnie ten widok...
~~~~~~
Minęły kolejne dwa dni, kolejne dwa dni męczarni, smutku... nie chciało mi sie jeść, nie chciało mi się nic... Siedziałem w domu, znow zupełnie sam, znów taki... bez życia. Nie dostałem żadnej wiadomości od Niego już od prawie półtorej dnia... Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Wkońcu usłyszałem że mój telefon dzwoni. Odebrałem bo to był obcy numer.
- Tak słucham?
- Halo? Chanhee?
- Tak, kto mówi?
- Tu matka Byung'a... Coś się między wami stało? Mój syn się nie odzywa, nie chce jeść, ciągle płacze... Nigdy nie widziałam Go w takim stanie. Pomóż mi proszę.
Kiedy usłyszałem co się z Nim dzieje poczułem jakby nóż powoli wbijał mi się w serce.
- Nie jestem w stanie pomóc, ja sam wyglądam i czuję się nie lepiej...
- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego jak bardzo On był szczęśliwy kiedy wrócił do domu od Ciebie nad ranem... On naprawde się chyba zakochał, a mnie to cieszy, Jego ojciec to jest problem, ale i z Nim można dać sobie radę, już wystarczająco dostał po głowie za to, że zaprosił tu tego chłopaka do mojego syna. To Jego wina, prawda? Od tego czasu tak jest.
- Tak, dokładnie tak... W porzadku, niedługo przyjadę, możemy zostać sami na ten czas w domu?
- Tak, jak tylko przyjedziesz wyjdę do sklepu.
- Dobrze, już jadę.
Rozłączyłem się i ogarnąłem, w miarę szybko. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do Niego. Kiedy tylko zajechałem pod dom poczułem że lekko drżą mi ręce. Zapukałem i Jego matka otworzyła mi drzwi. Wyraxnie zatroskana, załamana.
- Wybacz że musicie przez to przechodzić, i dziękuję że zdecydowałeś się pomóc.
- I tak bym wkońcu się poddał i przyjechał do Niego.
Zdjąłem buty i poszedłem do pokoju na górę, nie było Go w nim. Po cichu więc poszedłem do łaźienki bo słyszałem jak powoli leci woda z kranu. Stał tam, ubrany w za dużą koszulkę, chyba nawet moją, i spodenki. Lekko drżał, płakał trzymając się zlewu, co chwila obmywając twarz. Nigdy nie chciałem by ktokolwiek był w takim stanie z mojego powodu. Nigdy nikt tez tak do tego nie podchodził. Spojrzałem na Niego uważnie i czekałem na reakcję z Jego strony.
- Byung...
Dopiero kiedy szepnąłem Jego imie spojrzał na mnie zmęczonymi oczami, naprawde cierpiał...
- Chunji? To naprawde Ty?
- Tak, to ja... Twoja mama, martwiła się o Ciebie... I ja...ja też bo milczałeś od prawie dwóch dni.. i ja nie mogłem już usiedzieć w domu... wiedząc że tak Ci mnie brak, i ja sam czułem...
Nie zdołałem dokończyć bo chłopak podszedł do mnie i objął mnie swoimi chudymi ramionami w pasie, na tyle mocno, na ile miał w tej chwili sił. Sięgnąłem i zakręciłem wodę w kranie siadając po chwili z Nim zwyczajnie na podłodze, nie miałem siły na nic, ale było mi natychmiast lepiej... Kiedy tak się mocno przytulał.
- Chunji, ja nie chciałem, ja naprawde nie chciałem, tamten.. On jest nik....
- Już nic nie mów, już jest dobrze, to ja wszystko wziąłem zbyt emocjonalnie, bo Cię lubię, tak bardziej niż lubię, naprawdę...
Poczułem tylko jak mocniej mnie obejmuje, czułem że był słabszy, tak samo jak i ja sam... Oplotłem ramionami Jego ciało nieco mocniej i przymknąłem oczy opierając policzek na Jego głowie. Tak delikatnie się z Nim kołysałem...
- Tak bardzo Cię lubię, Chunji... Najbardziej... chcę żebyś był ze mną w każdej wolnej chwili, będę taki samolubny, ale chcę Cię przy sobie cały czas...
- A Twój ojciec?
- Nie obchodzi mnie w tej chwili mój ojciec, chcę być szcześliwy z Tobą, w tej chwili.
Ująłem lekko Jego podbródek w dłoń i spojrzałem głeboko w te ciemno czekoladowe oczy uśmiechając się lekko. Kiedy odwzajemnił mój uśmiech ucałowałem delikatnie Jego usta, tak czule jak tyllko umiałem. W tej chwili nie przejmowałem się tym że zaraz może przyjść Jego ojciec, cieszyłem się z Jego bliskości, z lekką zachłannością całując Jego usta. Przypominając sobie ich słodki smak, miękkość, a mój nos, lekko łaskotał przyjemny znajomy zapach, cynamonu i wanilii.
ciąg dalszy nastapi. <3
I mamy kolejne chunjoe, mam nadzieję że czytelnicy będa cierpliwie czekać na dalsze losy tej dwójki, <3
czwartek, 8 stycznia 2015
Wanilia i Cynamon Cz 2 ( Chunji i L.Joe Teen Top)
Słyszałem czyjeś kroki już podczas pocałunku, jednakże nie zwracałem na to aż takiej uwagi, z resztą zmysł słuchu mnie oszukiwał, byłem zajęty słuchaniem Jewgo westchnięć a nie kroków. Kiedy pocałunek został zakończony juz chciałem coś powiedziec ale kiedy usłyszałem czyjeś chrząknięcie odwrociłem się szybko w kierunku odgłosu. Okazało się że stoją tam dwie osoby, kobieta i mężczyzna. Kobieta się uśmiechała, ale... jej towarzysz już mniej. Aż leko drgnąłem.
- Tata? Mama?
A więc Jego rodzice. Natychmiast wręcz wstałem i ukłoniłem się grzecznie w kierunku obojga.
- Dzień dobry, nazyw...
- Co Ty sobie wyobrażasz? Jak śmiesz tykać mojego syna? Myślisz że wolno Ci go tak bezkarnie obłapiać? Wynoś mi się, nie będę tolerował gejostwa, a tym bardziej w moim własnym domu! A Ty Byung? Natychmiast wynoś się do siebie i nie chcę widzieć że spotykasz się z tym chłopakiem!
Prawie natychmiast zabrałem się z tamtąd, w pośpiechu zakładając buty i kurtkę. Usłyszałem jeszcze tylko głoś ne krzyki kłótni, jak Byung wygarniał ojcu że będzie miał taką orientację jaką będzie chciał, westchnąłem ciężko i poczułem coś kłującego w kieszeni. Sięgnąłem tam i znalazłem karteczkę z numerem, wiedziałem że to napewno numer telefonu L.Joe. Uśmiechnąłem się lekko i wsiadłem do samochodu. Pojechałem do domu, nie chciałem już tutaj być, wywalony za drzwi nie czułem się jakos specjalnie dobrze. Było mi dziwnie przykro. Kiedy wszedłem do domu rzuciem torbę na ziemię, zamknąłem drzwi i poszedłem wziąć kąpiel. Wziąłem ze sobą telefon, i dłuższą chwilę przymierzałem się do tego czy napisać do Niego czy może lepiej nie... Ale czułem taką potrzebę.
-'' Witaj, Byungie. Wszystko gra?''
Trochę musiałem poczekać na odpowiedź, i kiedy już chciałem odłożyć telefon na półeczkę obok wanny ale usłyszałem dźwięk wiadomości zwrotnej.
-''Cześć Chunji, ja chciałem Cię przeprosić za dzisiaj, nie chciałem żeby tak to wyszło, ale mój ojciec już taki jest. Pokłóciłem się z nim. Mama to szanuje, On nie... Naprawde mi na Tobie zaczyna zależeć, może to szalone, ale po tak krótkim czasie już Cię lubię...''
Kiedy odczytałem wiadomość westchnąłem wręcz poruszony i uśmiechnąłem się. Sam czułem się trochę podobnie, chociaż nie chciałem tego do siebie dopuścić. Po chwili odpisałem mu na wiadomość.
-'' Nie masz za co przepraszać, zwariowałeś? To był najprzyjemniejszy dzień w ostatnich moich latach, nie siedziałem sam, zdenerwowany i zgorzkniały z powodu tych głupkowatych świąt, siedziałem z kimś kto uprzyjemnił mi naprawde czas. ''
Nie musiałem czekać długo na odpowiedź.
-'' Nawet nie wiesz jak miło mi to słyszeć... Chciałbym żebyś polubił święta, wiesz? I może spędzilibyśmy je przy choince, razem? Ale oczywiście za jakiś czas. Bo wiem że teraz to nie możliwe. ''
Czytając tę wiadomość zamyśliłem się na dłuższą chwilę. Nie wiedziałem co mogę na to odpowiedziec. Z jednej strony i ja chciałbym żeby moje podejście do świąt się zmieniło, ale wiedziałem jednocześnie że to nie takie proste, chociaż... chciałbym spędzić wigilię z kimś.
-'' Może jutro ubiorę sobie choinkę, żeby trochę przywyknąć dop świąt, ale nie wiem... Nie obiecuję nic. Po za Tym, Ty będziesz z rodziną, a ja nawet nijak nie mogę do Ciebie przyjść, bo Twój ojciec mnie powiesi na czubku waszej choinki albo gorzej. ''
Już niczego nie dostałem wzamian za tę wiadomość, domyślałem się że mógł zdążyć usnąć, bo zanim się namyśliłem, zanim odpisałem mu, trochę czasu minęło, a z pewnosciią był zmęczony. Wyszedłem w wanny i wytarłem swoje ciało, wciągnąłem na siebie bieliznę, luźne dresowe spodnie i podkoszulek i sam udałem się do łóżka.
~~~~~~~~
Nazajutrz obudziłem się dość późno, długo też zwlekałem się z łóżka i kiedy już stwierdziłem że godzina 13 to czas najwyższy żeby się ogarnąć poszedłem do łazienki, wziąć szybnki przysznic, ubrałem się znów w ciuchy po domu i zająłem się powoli przygotowywaniem obiadu. W między czasie również sprzątając dom. Stwierdziłem ze czas najwyższy zająć się tą choinką. Skoro tak powiedziałem to tak zrobię, jednakże zdałem sobie sprawę że nie mam choinki... Ubrałem się więc i ruszyłem do miasta na stoisko z choinkami. Musiałem też kupić jakieś ozdoby na nią więc dopadłem do pierwszego wolnego stoiska z ozdobami świątecznymi. Kupiłem łańcuchy, bombki i ozdobną gwiazdę na czubek. Udałem się z siatkami na stoisko z choinkami, nie mogłem znaleźć żadnej ładnej choinki która od razu by do mnie przemówiła, ale w pewnej chwili zauważyłem nie dużą, ładną, gęstą. Natychmiast poprosiłem o zapakowanie mi jej po czym udałem się ze wszystkim prędko do domu. Postawiłem choinkę w salonie, rozpakowałem i zacząłem ją ozdabiać. Czułem się całkiem dobrze z tym faktem, naprawde dobrze. Kiedy skończyłem strojenie choinki zapaliłem lampki po czym usiadłem w fotelu. Pokój stał się jakby trochę jaśniejszy, taki weselszy. A i mój nastrój był całkiem przyjmemny. Po chwili zająłem się dalej obiadem, i usłyszałem dzwonek do drzwi. Zmarszczyłem brwi spoglądając na godzinę. Dochodziła osiemnasta. Kogo niosło o tej godzinie? Poszedłem otworzyć wciągając na siebie cieplejszą bluzę żeby nie zamarznąć przy otwartych drzwiach, i ku mojemu zdziwieniu ujrzałem nikogo innego jak Byung'a.
- Byung'ie? Co Ty tu robisz?
- Ja... Mogę wejść? Jest okropnie zimno.
Natychmiast wpuściłem Go swojego domu, zamknąłem drzwi a On? On taki chłodny, i jeszcze ubrany mocno mnie objął. Lekko drgnąłem bo był taki chłodny. Ale z całej siły Go w siebie wtuliłem, widziałem że tego potrzebował w tej chwili, było mu źle, musiał się pokłócić znów z ojcem. Nic nie mówiłem, tylko Go obejmowałem. Wiedziałem że jak zechce się wygadać to się wygada. Po za tym, lubiłem już to przytulanie, takie mocne, pewne, nieco... zachłanne? Jakby bał się że gdzieś mu ucieknę. Czułem jak lekko gładzi moje plecy wzdychając głęboko z wyraźnego zadowolenia. Uśmiech nie znikał z moich ust. Ani na chwilę. Czułem że lekko się odsuwa więc i ja to zrobiłem patrząc na Niego uważnie.
- Przepraszam że tak nagle, bez zapowiedzi przyszedłem, ale pokłóciłem się z ojcem o Ciebie... O to że nie może mi niczego zabronić, bo to moje życie... I uciekłem. Moja mama wiedziała że tak zrobię, sama mi zapakowała trochę sałatek, potraw świątecznych do małych pojemniczków, bo wiedziała że przyjdę do Ciebie czy tak czy tak. Zanim wyszedłem powiedziała że mam się nie martwić i spedzić te święta z Tobą. Że Ona porozmawia z ojcem...
Mówił tak chaotycznie i szybko że rozumiałem pół na pół co mówił, ale rozumiałem, to najważniejsze.
- Czemu kłóciłeś się z ojcem w święta? Nie rób tego samego błędu co ja. Też bhyłem uparty i się kłóciłem z rodzicami, i widzisz, mieszkam teraz całkiem sam, bez nikogo dookoła. Ty nie chcesz tego. Ja to wiem. Nie chcę zburzyć Ci rodziny...
- Nie mów tak Chunji, nic się nie stanie, mój ojciec juz taki jest, wszystko jakoś będzie... Ale czy zgodzisz się żebym u Ciebie został? Zebyśmy spędzili te święta razem?
-Oczywiście że tak, nawet mam przygotowany obiad. Mam nadzieje że Ci zasmakuje.
- To zaraz wszystko przygpotujemy i zjemy własną wigilijną kolację.
Udałem się z Nim do kuchni która była połączona z jadalnią i salonem. Tam od razu widac było ładnie ustrojoną choinkę mojego dzieła. Byung natychmiast podszedł do Niej przyglądając się uważnie ozdobom, kolorowym światełkom.
- Ustroiłeś ją jednak?
- Tak, chciałem chociaż spróbować sie przekonać do świątecznego nastroju, do świątecznych ozdób, i tak wyszło, że poszedłem po nią i kupiłem.
- Jest naprawde piękna.
Usmiechnąłem się lekko i poszedłem wzystko wyłożyć na talerze i półmiski. Poznosiłem wszystko nna stoł i wydało się tego całkiem sporo, ale niczego nie musieliśmy jeść na siłę. Kolacja pięknie pachniała. Pieczony kurczak z warzywami z ostrym sosem i ryżem. Postawiłem dwie porcje na stole, tak obok siebie. Usiedliśmy przy nim i po chwili zaczęliśmy jeść swoje porcje. Widziałem że mu zasmakowało, szkoda była tylko że nie wiele umiałem gotować. Ale to było moje danie, z nim radziłęm sobie najlepiej. Nim się spostrzegliśmy zjedliśmy gorącą część kolacji. Spróbowaliśmy po trochu sałatek, ciasta, wszystkiego właściwie. Czułem się naprawde wyjątkkowo dobrze tego wieczora.
- Musisz powiedzieć mamie że cudownie gotuje, naprawde mi smakowało.
Byung uśmiechnął się i po chwili jakby z początku się wachając wstał i usiadł na moich kolanach tak bokiem. Spojrzał na mnie jakby chciał zapytać czy tak może, ale ja miałem lepszy pomysł.
- Może lepiej siądziemy sobie przy choince?
Widziałem że z zadowoleniem wstał z moich kolan i podszedł do choinki, ja ruszyłem za Nim sięgając wcześniej miękkie futrzane poduszki i położyłem je na ziemi. Usiadłem na jednej z nich i myślałem że i chłopak pójdzie w moje ślady, ale usiadł na moich nogach ułożonych po turecku, tak bokiem. Objąłem Go swobodnie w pasie i poczułem jak lekko zarzuca mi rękę za szyję. Jak opiero głowę na moim ramieniu. Był taki.. drobny, delikatny, miałem wrażenie że mogę Go skrzywdzić zbyt gwałtownym ruchem, zbyt mocnym uściskiem. Po chwili poczułem jak lekko muska ciepłym powietrzem moją szyję za chwilę przelotnie ją całując. Przeszedł mnie przyjemny dreszczyk. Nieco mocniej Go objąłem w pasie.
- Wiesz Chunji? Bardzo Cię lubię, mimo że znamy się zaledwie dzień, ja chciałbym często spędzać z Tobą czas... Jest mi przy Tobie tak wyjątkowo, czuję się z stu procentach bezpiecznie, mimo że nie powinienem zważając na czas jaki upłynął.
Słysząc Jego słowa uśmiechnąłem sie i ucałowałem lekko Jego czubek głowy.
- Mnie również jest z Tobą dobrze.
Szepnąłem mu do ucha i po chwili lekko ucałowałem Jego usta, stwierdziłem że stęskniłem się za ich smakiem, i miękkością. Nieco mocniej mnie objął, a ja uśmiechnąłem się kątem ust. Przejąłem isicjatywę w tym pocałunku, z chwili na chwilę sprawiając że był coraz pewniejszy, namiętniejszy, może nieco zachłanny? Tak, chciałem być właśnie taki. Lekko drapał mój kark, wzdychając w moje usta. Ukąsiłem dolną wargę chłopaka lekko ciągnąc ją w swoją strone po czym znów przywarłem ustami do Jego ust. Lekko wsunąłem swoją dłoń pod Jego koszulkę i zacząłem dotykać delikatną skórę na plecach, na boku, na brzuchu, a On wyraźnie pomrukiwał z aprobatą na każdy taki mój ruch. Przechyliłem się z nim tak że opadł na plecy na podłogę głowę opierając na poduszce. Zawisłem nad Nim i pochyliłem się znów ku tym delikatnym, pełnym, różanym ustom. Lekko drgnął, powiercił się na poduszce i mocniej mnie do siebie przyciągnął, a ja lekko ułożyłem się na Nim muskając powoli Jego wargi swoimi. Tak delikatnie, z uczuciem jakie w tej chwili szalało mi w głowie, w sercu. To wszystko było takie prawdziwe, takie realistyczne. Czułem się jakbym właściwie to wszystko śnił, ale ja Go czułem, miałem, był obok... Po chwili powstrzymał lekko moją rękę przed tym bym zdjął z Niego koszulkę. Myślałem że tego chce... A jednak nie. Odsunąłem rękę i kiedy uniósł się lekko na rękach uśmiechnął się do mnie przepraszająco o pogładził mój policzek.
- Chunji.. ja nie chcę się spieszyć, boję się tego trochę...
- Rozumiem, wybacz nie chciałem Cię skrępować tym wszystkim.
- Nie przepraszaj, to ja Ci dałem takie sygnały, pociągasz mnie, ale.. zostańmy przy pocałunkach dobrze?
- Oczywiście Byungie.
Tak naprawde byłem wściekły, ale nie pokazywałem tego. Chyba nie umiałem się denerwować za Niego z takiego powodu... Bo to głupi powód.
- Mogę dziś zostać u Ciebie na noc? Nie chcę wracać do domu o takiej godzinie.
- Ależ oczywiście, najlepiej chodźmy się połozyć, znaczy oczywiście jeśli chcesz spać ze mną.
-Pewnie że chcę.
Udaliśmy się oboje do mojej sypialni i tam Byung zdjął z siebie spodnie i został w samym podkoszulku i bokserkach. Miał takie drobne, szczupłe nóżki, ale mimo wszystko długie. Podobały mi się. Ja wskoczyłem na łóżko w podkoszulku i dresowych spodniach jakie miałem na sobie. Odkryłem kołdrę i czekałem aż położy się obok. Kiedy tak się stało objął mnie mocno w pasie kładąc mi głowę na ramieniu.
- Dobranoc, Chunji...
- Dobranoc, Byungie, śpij spokojnie.
Nim się spostrzegłem On już usnął, westchnąłem cicho i zamknąłem oczy samemu odpływając w objęcia morfeusza.
~~~~~~~~
Nad ranem obudziłem się przeciągając się leniwie, rozejrzałem się dookoła i po chwili zauwazyłem że Byung'a w łóżku już nie ma został tylko zapach Cynamonu i wanilii w powietrzu, a na poduszce leży karteczka...
'' Musiałem wrócić do domu, Ojciec chciał ze mną rozmawiać, matka się martwiła i dzwoniła. Odezwę się poźniej,
Byung.''
Ciąg dalszy nastąpi.
Otóż mamy kolejną część naszego Chunjoe. Co się zadzieje dalej wiem tylko ja i współtwórczyni która podrzuca mi pomysły i wyciąga ze mnie wenę!
To zadedykuje Monice, o! <3
sobota, 3 stycznia 2015
Wanilia i Cynamon Cz 1 ( Chunji i L.Joe Teen Top)
Święta. Tak, właśnie tak. Święta. Choinka, lampki, prezenty, rodzina, dobre jedzenie. Właśnie tak to wygląda. Ale co jeśli ktoś nie ma ani rodziny, ani przyjaciół, ani choinki...ani prezentów?
Tak jest właśnie ze mna. Nienawidze tego okresu czasu. Ludzi tłumy, nie da się załatwić niczego na spokojnie, nie da się zrobić zakupów bez stania w absurdalnych kolejkach. I wszędzie te pioseneczki o radości z prezentów, o szczęściu z rodziną.Ale ja swoją straciłem kiedy zechciałem się uczyć za granicą rodzinnego miasta. Dobrych pare kilometrów od domu, ale chciałem się rozwijać. Rodzice nie umieli mi tego wybaczyć i wyjechali daleko za granice kraju, brzmi bezsensownie, ale taki to był typ ludzi. Uwiązaliby mnie na smyczy gdzieś do kaloryfera i podawali tylko wszystko pod nos. Byłem rozpieszczany, ale nie kochany. Zabawne nie? Otóż nie, to wcale nie zabawne. Kiedyś swięta znaczyły dla mnie dużo. Czułem to ciepło, a teraz? Teraz jak widać, mam ochotę zamknąć się na te pare dni w domu i nigdzie nie wychodzić. Ale nie mogę. Był 23 grudnia. Wiedziałem że zakupy dzisiejszego dnia będą bardzo ciężkie, i nie przyjemne. Jak tylko wyszedłem na główne miasto wpadłem w masę ludzi z zakupami, siatkami, torbami, a mnie już trafiał szlag. Przepychanki, potrącanie bez słowa przeprosin. Czy wspominałem że nienawidzę świąt? Ah, tak, wspomniałem. Kiedy wszedłem do supermarketu znów mina mi zmarniała bo te kolejki tam, były jak pielgrzymka. Wziąłem OSTATNI wózek na zakupy dziękując że mi się trafiło i nie będę chociaż musiał nosić wszystkiego w ręku. Ruszyłem we wszystkie konieczne alejki starając się wymijać tych wszystkich ludzi. Ja chciałem zrobić tylko zakupy żeby mieć co jeść kiedy sklepy będą pozamykane. Tylko o to prosiłem. Kiedy miałem już wszystko w koszyku udałem się do lini kas. I jak grom z jasnego nieba otworzyła się akurat nowa kasa, a ja byłem w dobrym miejscu w dobrym czasie. Kiedy kasjerka niespecjalnie prędko zaczęła kasować moje produkty widziałem jak za mną ustawia się już tłum ludzi, ale ja triumfalnie mogłem dokonac swoich zakupów. Wreszcie, kiedy już wszystkie moje produkty były skasowane zapłaciłem, spakowałem wszystko i udałem się do wyjścia. Kiedy wyszedłem z budynku zaskoczył mnie śnieg, sypał powoli z nieba dużymi płatkami, odetchnąłem cicho i uśmiech wkradł mi się na usta. Lubiłem kiedy padał snieg. Ruszyłem do domu, chciałem się wynieść z tego tłumu, który mimo wszystko nieco się rozszedł do domów lub kolejnych sklepów... Nieco mocniej zawiał wiatr, przymknąłem oczy i w pewnej chwili poczułem mocne uderzenie. Ktoś się potknął i wpadł na mnie. Zakupy rozsypały się na chodniku, a ja upadłem na ziemię obijając sobie cztery litery. Kiedy dotarło do mnie co się stało podniosłem się i warknąłem cicho widząc ze całe moje zakupy leżą sobie na ziemi. Spojrzałem na mężczyznę jak się okazało, który wpadł na mnie. Chyba nieco bardziej ucierpiał bo miał mocno podarte spodnie, mocno zdarte kolano, jakoś tak niefortunnie upadł. Zacząłem zbierać swoje rzeczy nie przejmując się stanem chłopaka który wpadł na mnie z taką prędkością.
- Następnym razem patrz jak chodzisz, zobacz coś narobił.
Odparłem niezadowolony i pozbierałem wszystkie swoje artykuły zaraz wyciągając chusteczki i przyklękając przed Nim. Przyłożyłem chusteczkę do rany chłopaka i podniosłem się.
- Ja, naprawde przepraszam, nie chciałem. Spieszyłem się na autobus a śnieg jakoś tak zawiał nagle... Nie chciałem tak potrącić.
Widziałem wyraźną skruchę z Jego strony, i kiedy przejechał obok nas autobus nie umknęło mi to że przeklnął cicho z czego wywnioskowałem że to właśnie Jego autobus. Nie rozumiałem czemu ale zrobiło mi się Go jakoś szkoda.
- Kiedy masz następny autobus?
- Nie wiem, patrząc na godzinę, chyba za.. kolejną godzinę. O tej porze nie często jeżdzą.
Odruchowo spojrzałem na telefon żeby sprawdzić godzinę, była już 21:30. Chłopak musiał dość daleko mieszkać że Jego autobus jeździł tak żadko.
- Co masz zamiar teraz zrobić?
- Chyba zamówię taksówkę. Napewno nie jesteś na mnie zły za to że Twoje zakupy wylądowały na ziemi? Może dałbyś się zaprosić na gorącą czekoladę? Nie mogę w żaden inny sposób Ci tego wynagrodzić.
Spojrzałem na chłopaka uważnie. Dopiero teraz zauważyłem że jest całkiem urodziwy. Ba, nawet bardzo. Więc czemu nie miałbym się skusić na odrobine towarzystwa?
- Niech będzie, tutaj niedaleko jest kawiarnia, ale obawiam się że może być pełna. Pełno kręci się tego motłochu który robi świąteczne zakupy. Więc usadowienie się gdziekolwiek będzie cieżkie. Ale możemy spróbować.
Ruszyłem ze swoimi zakupami w kierunku pobliskiej kawiarni, nie zauważyłem nawet że chłopak zbiera z ziemi swoją torbę i plecak, po czym powoli kulejąc rusza za mną. Odwróciłem się do Niego i znów poczułem wyrzuty sumienia że tak się czuje przez ten upadek. Może i nie lubiłem świąt, ale bardziej nie lubiłem jak działa się komuś krzywda. Zaczekałem na Niego aż nieco się zbliży i wziąłem od Niego torbę, żeby było mu trochę lżej. Uśmiechnął się wdzięcznie i wszedł po chwili do kawiarenki, było jedno wolne miejsce w rogu lokalu.
- Ja zajmę miejsce, a Ty idź zamów co chcesz.
- Lubisz gorącą czekoladę?
Przytaknąłem tylko i poszedłem do stolika. Postawiłęm zakupy na jednym z krzeseł i odetchnąłem cicho. Lubiłem zapach cynamonu i wanilii, a tutaj, w tej kawiarence przeważał. Mimo że był to zapach świąt, lubiłem Go na codzień. Kiedy po chwili chłopak wrócił do stolika i postawił dwa kubki gorącej czekolady na stoliku spojrzałem na Niego. Miał uroczy uśmiech, ładne oczy, nos, wszystko na swoim miejscu. Ale olśniło mnie że nie znam Jego imienia.
- Właściwie jak się nazywasz?
Widziałem na twarzy chłopaka zakłopotanie najwyraźniej przez to że wcześniej mi sie nie przedstawił. Uśmiechnąłem się lekko poprawiając swoje jasne włosy.
- Wybacz, nie [rzedstawiłem się z tego wszystkiego. Nazywam się Byung Hun. Miło mi Cię poznać.
- Byung Hun, mnie również miło.Ja zaś nazywam się Chan Hee, ale mów mi Chunji. Albo jak tam wolisz.
Znów ten uroczy uśmiech wykwitł na Jego ustach. Sięgnąłem swój kubek z czekoladą i upiłem porządnego łyka. Odetchnąłem aż głęboko.
- Powiedz, po co przyjechałes aż tutaj?
- Mieszkam na obrzeżach miasta, i mam trochę daleko do jakiegoś konkretniejzego sklepu niż sklepiki osiedlowe. Musiałem zrobić reszte zakupów na święta dla rodziców. I kupiłem im prezenty!
Znów ten świąteczny entuzjazm, wszyscy cieszyli się na święta, a ja... czułem się coraz gorzej z chwili na chwilę. Westchnąłem tylko i wzruszyłem ramionami.
- Mnie święta nie obchodzą, uważaqm ze to tylko dodatkowy problemzwiązany z zakupami, bo musze je zrobić aż na trzy dni, bo w czasie świąt będę mógł całować klamkę a nie kupować cokolwiek. Chyba że alkohol, to wtedy mam całe mnóstwo opcji monopolowych. A że nie pijam bóg wie ile i to jeszcze nie zbyt czesto, to nie potrzebuje takich sklepów.
Widziałem że chłopakowi nieco zszedł uśmiech z twarzy, nie rozumiałem czemu tak się zadziało, ale wolałem kiedy się uśmiechał, bo uśmiechał się uroczo. Upiłem kolejnych kilka łyków już nie tak gorącej czekolady, ale wciąż pysznej czekolady.
- Wiesz co? Tak sobie myślę, że może odwiązę Cię do domu? W końcu to też trochę moja wina że uciekł Ci autobus a i miałbym pewność że ta poobijana noga Ci nie będzie utrudniać podróży do domu.
Tym razem na Jego twarzy zagościło zaszkoczenie i zdziwienie. Takiego też efektu oczekiwałem.
- Ależ nie musisz, ja sobie dam radę.
- Kiedy ja nalegam, i nie lubię kiedy mi się sprzeciwia.
- W porządku, więc zgadzam się.
Triumfalnie się uśmiechnąłem i dopiłem swoją czekoladę. Wstałem i wziąłem swoje zakupy.
- Więc zaprzaszam za mną do mojego domu, odłożę zakupy i odwiozę Cię do domu.
- W porządku.
Oboje ruszyliśmy w kierunku mieszkania wymijając sprawnie wszystkich ludzi jacy wchodzili nam pod nogi. W milczeniu dotarliśmy na miejsce, otworzyłem kluczami drzwi od dużego domu po czym pojrzałem na chłopaka który wyraźnie nie miał zamiaru wejść do środka i skinąłem głową zapraszająco znikając w środku. Poszedłem do kuchni która znajdowała się na patrzerze połączona z salonem, zacząłem układać wszystkie zakupy znajdujące się w siatkach. Kiedy chłopak wszedł do mieszkania bez problemu mnie odnalazł. Uśmiechnąłem się w Jego stronę i dokończyłem wyjmowanie produktow.
- Powiedz... Nie masz choinki? Nie obchodzisz świąt?
To pytanie mnie zaszkoczyło ale o dziwo nie zdenerwowało.
- Nie, nie obchodze, kiedyś owszem, ale teraz... nie. Nie mam tu rodziny, bliskich, przyjaciół, nikogo, jestem całkiem sam, i nie mam celu w strojeniu choinki. Bo i tak prezentów pod nią nie będzie.
- Ale przecież możesz pojechać do rodziny? Czy nie?
- Nie chcą mnie widzieć, bo się im sprzeciwiłem, ale nie chce o tym mówić.
- Ja.. rozumiem.
Odparł tylko cicho a ja podszedłem i pogładziłem Jego ramię kiedy tak wyraźnie Jego mina zmarniała. Nie chciałem żeby było mu przykro z jakiegokolwiek powodu. A tymbardziej z mojego.
- Nie przejmuj się, przywykłem już do tego.
Już nic nie powiedział tylko udał się w kiedunku wyjścia. Ja równiez poszedłem w Jego ślady po czym zamknąłem drzwi od domu. Poszedłem otworzyć garaż, po czym wyjechałem z niego granatowym, metalicznym BMW, wysiadłem i otworzyłem mu drzwi żeby mógł zająć miejsce pasażera.
- Zapraszam do limuzyny. Podaj mi swój adres, wprowadzę informacje do GPS'a żebyśmy bez problemu trafili, albo, możesz mówić mi w którą stronę jechać to będzie tez prościej.
Skinął tylko głową i wsiadł do samochodu. Ja ruszyłem w Jego ślady po czym zapiąłem pas i ruszyłem. Droga minęła nam w miarę szybko, napewno szybciej niż gdyby musiał jechać autobusem. Rozmawialiśmy, jakbyśmy znali się już kilka dobrych lat. Dość zabawne, ale taka była prawda. Czułem się naprawde przyjemnie a po Jego zachowaniu wnioskowałem że też był zadowolony. Kiedy dojechaliśmy na miejsce wysiadłem z samochodu podziwiając Jego ładnie oświetlony dom, ustrojone choinkki na dworze. Tak naprawde świątecznie.
- A więc tu mieszkasz?
- Tak, nie chcesz wejść napić się kawy? Albo może kawałek ciasta?
- Nie będę się narzucać.
- Ale kiedy się nie narzucasz, moi rodzice pewnie jeszcze nie wrócili z pracy, więc będziesz mi towarzyszyć. Chociaż tak mogę się odwdzięczyć za podwiezienie do domu.
Nie wiedziałem czemu, ale coś mi mówiło żebym się zgodził, sam siebie nie rozumiałem, jeszcze przed chwilą chciałem Go zabić za to że rozrzucił moje zakupy. Ale musiałem przyznać żąe przyjemnie spędzało się z Nim czas, to dziwne uczucie jakie mnie do Niego ciągnęło i tym razem nie dało za wygraną. Skinąłem lekko głową i ruszyłem wraz z Nim w kierunku drzwi wejściowych. Znów tak wdzięcznie się uśmiechnął, byłem skłonny polubić ten uśmiech. Cholera, nawet już polubiłem, co ja wygaduję... Wchodząc do środka od razu poczułem ulubiony zapach. Cynamon i wanilia. Chociaż ten zapach nie odstępował mnie właściwie cały czas odkąd byłem z chłopakiem. Dało się wyczuć to ciepło domu od momentu kiedy tylko przekroczyłem próg przedpokoju. Zdjąłem buty, kurtkę i wszedłem nieco bardziej w głąb oczywiście w ślady chłopaka który wykonał te czynności nieco prędzej. Kiedy weszliśmy do obszernego salonu odrazu zauwazyłem piękną ziemoną choinkę ustrojoną przeróżnymi ozdobami, pachniała igliwiem, więc od razu wiedziałem że jest prawdziwa. Obok Niej rzucił mi się w oczy kominek przy którym Byung zaczął coś robić - wywnioskowałem że chce napalić w nim. Czułem się w tym miejscu zaróno dobrze jak i źle. Dużo wspomnien mnie nachodziło, których nie chciałem, ale z drugiej strony były miłe. Usiadłem na kanapie i czekałem aż chłopak do mnie dołączy, ale ten zniknął w kuchni kiedy ogień w kominku zaczął się po mału iskrzyć. Podszedłem do komody na której stały zdjęcia Jego z rodzicami. Wziąłem jedno do ręki i przyjrzałem się mu. Był podobny do matki. Uśmiech wkradł się na moje usta i w tej chwili chłopak wszedł do pokoju, odstawiłem zdjęcie i wziąłem do rąk kubek z pięknie pachnącą kawą.
- Dziekuję.
- Usiądziemy przy kominku? Dawno tak nie odpoczywałem przy nim.
Zdziwiło mnie pytanie chłopaka, ale zgodziłem się oczywiście zaraz podchodząc z Nim do miękkiego dywanika przed kominkiem. Usiadłem na nim i upiłem łyka kawy. Westchnąłem głęboko uśmiechając się.Wyczułem lekką nutę orzecha w kawie, dokładnie taka jaką lubię.
- Mam wrażenie jakbyś znał mnie na wylot. Czuję swoje ulubione zapachy, ulubione smaki.
- Sam takie lubię, i wszystko robię z nadzieją że niczym Ci nie podpadnę.
-Ty miałbyś podpaść? Chyba nie dałoby rady.
Czemu to powiedziałem? Nie wiem. Ten dzień jest takki dziwny... Cholera. Ale potrzebowałem takiego. Odreagowania, odpoczynku, spędzenia z kimś miło czasu, nawet jeśli ta osoba, jest mi prawie... obca? Znów widziałem lekki uśmiech na Jego ustach, tak, ten lubiany uśmiech. Po chwili poczułem jak lekko się przysuwa, objąłem Go lekko ramieniem uśmiechając sie pod nosem. Podobała mi się ta sytuacja w jakiej się znajdowaliśmy w danej chwili. Czułem jak lekko opiera się głową o moje ramie, obejmuje mnie w pasie wolną ręką. To było naprawde dziwne, ale tak przyjemne że chciałem w to brnąć, nie ważne do czego by mnie to zaprowadziło, podobała mi się ta relacja. Jeśli realcją można było to nazwać. Ale właściwie tak, można. Przesunąłem dłonią po Jego boku samemu czując że lekko gładzi moje plecy. Upiłem łyka kawy i uśmiechnąłem się lekko.
- Wiesz? Nie spodziewałbym się nigdy że będę siedział tego wieczora z kimś, przy kawie przed ciepłym kominkiem.
- Ja też, ale wiesz? Czuję się tak komfortowo.
Ja już niczego nie odpowiedziałem, chciałem się rozkoszować chwilą, która naprawde mogłeby się ciągnąć przez długi czas.
- Pewnie teraz siedziałbym w domu sam, przed telewizorem, w ciemnym pokoju...
Nagle chłopak lekko się podniósł, i przyklęknął obok mnie, uśmiechnął się poraz kolejny, a w Jego oczach tanczyły takie błyszczące iskierki, jak od ognia, przy takim półmroku, wyglądał tak... wyjątkowo. Cóż było ukrywać, podobał mi się, i odnosiłem wrażenie że i ja jemu się podobałem, a przynajmniej w tej chwili. Lekko odgarnąłem mu ciemne włosy z oczu.
- Co Ty w sobie takiego masz, że jestem tak dziwnie szczęśliwy?
Zapytałem cicho a chłopak uśmiechnął się ponownie. Znów znalazł się bliżej mnie, wiedziałem do czego to zmierza, i ja w tej chwili również miałem na to chęć. Lekko złapałem w dłoń Jego podbródek i zbliżyłem się lekko całując Jego usta. Powoli i delikatnie. Czułem jak lekko zarzucił mi rękę za szyję, jakby chcąc mieć pewność że nigdzie nie zniknę. Objąłem Go mocniej ręką w pasie przyciągając o wiele bliżej, nie zamierzałem dać mu uciec zbyt prędko. Muskałem Jego usta niespiesznie, delektując się lekko gorzkim kawowym ich smakiem, a do mojego nosa dotarł ten zapach który tak towarzyszył mi od samego spotkania. Wanilia i cynamon. Więc to On tak pachniał, idealnie. Czułem jak obejmuje mnie obiema rękoma i lekko wsuwa się na moje nogi, usiadł na mnie okrakiem lekko wplątując palce w moje włosy, odciągnął moją głowę w tył przejmując nieco inicjatywę w pocałunku. Już wiedziałem że do biernych nie należy. swoje ręce przeniosłem na Jego biodra lekko je gładząc i masując, na co On zareagował cichym pomrukiem. Lekko drażniłem się z Nim językiem, trącając o ten Jego. Nawet się nie spostrzegłem kiedy pocałunek stał się na tyle namiętny. Oboje tego potrzebowaliśmy. To było czuć. Po dłuższej chwili odsunęliśmy się nieco od siebie uśmiechając z nieukrywanym zadowoleniem. W tej chwili lekko się we mnie wtulił i do pokoju weszli... Jego rodzice..
Ciąg dalszy nastąpi.
A więc mamy Chunjoe, jakoś tak naszła mnie na nich chęć bo kocham tę dwójeczkę. <3 Trochę już po świętach, ale klimat się mnie trzyma. <3
Miłej lektury <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)