Coś z niczego. Czysta fantazja. BTS, GOT7, VIXX Mam nadzieję, że opowiadania przypadną wam do gustu. ;D
piątek, 24 października 2014
Killer cz 2 ( Jackson x Mark GOT7)
Gdzie ja jestem?
Obudziłem się przez dziwny, zimny podmuch powietrza. Usiadłem na łóżku które nie specjalnie było wygodne, więc wiedziałem też że nie jest moje. Ale gdzie ja właściwie się znajdowałem? Co się stało? Spotkanie z Jacksonem to był tylko sen? Przetarłem oczy i zmróżyłem je lekko dostrzegając to zimno urządzone pomieszczenie. Zadbane, ale takie.. ponure. Ktoś mnie do diabła porwał? Czy jak? Wstałem z łóżka i podszedłem do okna - kraty - świetnie, więc oknem nie zwieje. Zajrzałem do łazienki, cóż, żaden luksus... Ale co diabła gdzie ja jestem... Podszedłem do drzwi od tego pokoju, otworzyłem je i wyszedłem na korytarz, rozejrzałem się w jedną i drugą stronę i usłyszałem czyjeś krzątanie w pokoju po prawej. Stwierdziłem że zaryzykuję i udam się w to miejsce. Przes uchylone drzwi zauważyłem jacksona, rozmawiał z kimś przez telefon, widziałem że jest bardzo zdenerwowany, zagryzał nerwowo usta, odgarniał kurczowo swoje włosy w tył, tak, to było typowe zachowanie Jacksona kiedy się denerwował. Starałem się podsłuchac o czym rozmawia, mówił po Chińsku, więc nie było opcji żebym Go zrozumiał, dopiero kiedy rozmowa nagle zeszła na język Angielski dosłyszałem co mówi...
- Tak, wiem, zajmę się Nim, wywiozłem Go z domu, nie wróci tam, nie ma jak, to mieszkanie jest szczelnie zamknięte i zabezpieczone. Nie ucieknie przez okno, przez drzwi, ja tylko mam klucze w dodatku schowane do sejfu. Tak szefie, wiem co mam robić, potrzebuje czasu. Tak, tak wiem. Tak... Dowidzenia.
W tej właśnie chwili poczułem jakbym dostał w twarz, Jackson mnie porwał, uwięził nie wiadomo gdzie i... co ma ze mną zrobić? Usłyszałem jak czymś rzuca o ściane a to zwyczajnie tłucze sie na niej... Oparłem się o ścianę plecami i poczułem jak łzy napływają mi do oczu, zagryzłem usta i po cichu wszedłem do środka.
- Jak mogłeś mi coś takiego zrobić?
Jackson spojrzał się na mnie wyraźnie zaskoczony i zmarszczył surowo brwi po chwili jednak złagodniał i roześmiał się, tyle że nie uprzejmie, a szyderczo. Zrobiłem lekki krok w tył i spojrzałem na Niego wyraźnie zdenerwowany. Nie spodobał mi się ten śmiech. Wiedziałem że coś tu jest poważnie nie tak, ale co ja w tej chwili mogłem zrobić? Otóż, nic, zupełnie nic. Czułem się oszukany, zraniony, skrzywodzny, tym co właśnie słyszałem, widziałem.
- A no najzwyczajniej w świecie, tak jak się porywa i oszukuje ludzi. Mam za zadanie Cię zabić, jak już pewnie się domyślasz. Ale najpierw chcę się Tobą pobawić trochę. Co Ty na to? Pasuje Ci taka opcja? Czy nie specjalnie Kochanie?
- Ty jesteś chory! Masz mnie natychmiast wypuścić, rozumiesz? Zadzwonie po policje!
W tej chwili wyciągnąłem telefon z kieszeni, chciałem wybrać numer ale coś było nie tak, jakieś zakłócenia, mrugał mi ekran. Szlag by to, coś zmajstrował przy moim telefonie i przestał działać tak jak powinien. Podszedłem do Niego i zamachnąłem się wypłacając mu porządny policzek. Miałem w oczach naprawde gorzkie łzy, już za chwilę czułem jak spływają mi powoli po policzkach, a moje serce? Moje serce dopiero płakało... Jackson odwrócił lekko głowę w bok i po chwili spojrzał na mnie kątem oka łapiąc się za policzek. Podszedł do Mnie, przyparł mnie do ściany i złapał mnie mocno za szyję, ja pochwyciłem Jego rękę i jęknąłem żałośnie. Przerażał mnie, naprawde.. Co takiego się z Nim stało? Kto Go sprowadził na taką ścieżkę zachowań? Naprawde nie rozumiałem tego.
- Nie waż się więcej tego robić bo pożałujesz, rozumiesz?
Zmarszczyłem tylko brwi i już chciałem mu coś odpyskować ale puścił moją szyję i wymierzył mi siarczysty policzek zewnętrzną stroną dłoni, nieco bardziej bolesny. Aż upadłem na ziemie. Złapałem się za policzek czując że aż mimowolne łzy popłynęły mi z oczu. Zabolało, nie dość że psychicznie, to jeszcze jak diabli - fizycznie. Spojrzałem na Niego z wyrzutem i zauważyłem że kuca przy mnie, modliłem się żeby nie próbował niczego więcej zrobić, ale jednak. Złapał mnie za włosy i pociągnął żebym wstał, był zupełnie kimś innym. Cholera jasna! Co za drań! Jęknąłem cicho wstając z trudem, popchnął mnie w kierunku wyjścia z pokoju, poszedłem tam, zaprowadził mnie do ''mojego pokoju''. Tam zatrzasnął drzwi i przyparł mnie do ściany.
- Będziesz grzeczny? Czy mam wziąć sobie to co chcę siłą?
- Nienawidzę Cię.
Szepnąłem cicho i dostałem kolejny policzek, nieco lżejszy, ale wciąż bolesny. Spojrzałem na Niego uważnie i zacisnąłem dłonie w pięsci. Czułem się upokorzony, jak nigdy wcześniej... Gdzie był mój Jackson którego kochałem tyle lat? Gdzie był Jackson który mimo tego że był stanowczy, czasami chłodny, wciąż był dla mnie czuły, traktował mnie z szacunkiem. Jak jedyną ważną osobę w swoim życiu, a teraz? Teraz byłem śmieciem, w dodatku przeznaczonym do usunięcia.
- Dlaczego po prostu mnie nie zabijesz?! Jesteś chory!
Krzyknąłem na Niego i już chciałem uderzyć Go w twarz, ale wiedziałem że mi odda, więc się odsunąłem, osunąłem sie lekko w dół po ścianie i zamknąłem oczy zaczynając najzwyczajniej w świecie płakać. Poczułem jak przystawia mi pistolet do głowy, zamarłem na chwilę. Ale zimny metal zniknął a Jackson objął mnie nagle ramionami. Drżałem, czułem to, ale mimo wszystko to objęcie sprawiło że poczułem się... bezpiecznie?
- Mark, ja nie mam wyjścia... ja nie mogę...
Nie rozumiałem co właściwie ma na myśli. Objąłem Go mocno za szyję nie chcąc żeby się w tej chwili odsuwał. Naprawde tego nie chciałem. Nawet jakby miał strzelić mi niespodziewanie w tył głowy, to nie miało znaczenia. Mogłem zginąć w Jego ramionach, ciepłych, silnych... Poczułem jak lekko gładzi moje plecy i włosy.
- Jackson, dlaczego ja? Dlaczego chcesz mnie zabić?
- Nie chcę, i tak nie rozumiesz... mam takie zlecenie, ja mam nie wiele czasu. Oni mnie zabiją, pożyczyłem pieniądze, muszę zabijać... Mam zabić Ciebie a nie potrafię...
No tak, wpakował się w jakieś gówno. I teraz oboje jesteśmy w kiepskiej sytuacji, a ja już całkowicie. Nie spieszyło mi się na drugą stronę, ale najwyraźniej tak się miało stać, i to już niedługo...Odsunąłem się nieco od Niego i spojrzałem na Jego twarz, był zmęczony, widziałem to po jego podkrążonych oczach, zamyślony... Miał takie nieco pustawe spojrzenie... Złapałem Jego policzki w dłonie i zmusiłem żeby na mnie spojrzał. Kiedy tak się stało, jedną dłonią pogładził mój mocniej uderzony policzek a drugą złapał lekko moją dłoń którą ytrzymałem na JEgo policzku.
- Co ja Ci zrobiłem...
Zachowywał się jakby dopiero do niego dotarło to że mnie uderzył w twarz. Pokręciłem głową i spojrzałem na Niego kręcąc lekko głową.
- To nic, nie przejmuj się... Mogę iść wziąć prysznic? Obiecuję że nie ucieknę... Pozwól mi się oswoić z tym że masz mnie zabić, potrzebuje czasu...
Już niczego nie powiedział. Pomógł mi wstać i złapał mnie za rękę, ciągnąc do łazienki, ale nie tej w moim pokoju, a takiej w korytarzu. Dużej, przestronnej. Tam zamknął drzwi będąc ze mną w środku, poczułem jak lekko przypiera mnie do chłodnej ściany praktycznie od razu całując moje usta. Westchnąłem cicho, to było to czego mi w tej chwili brakowało, Jego tak intymnej bliskości. Czułem jak sprawnie rozpina moją koszulę, ja oczywiście nie byłem dłużny i podsuwałem Jego koszulkę w górę. Szybko rozpiął moje górne odzienie pozwalając mu zsunąć się z moich ramion. Ja w tej chwili zdjąłem z Niego koszulkę zaraz na ślepo błądząc dłońmi po JEgo idealnym ciele. Nie na długo bo powędrowałem na pasek od spodni, rozpiąłem go, zaraz po nim guzik ,zamek, a spodnie same zsunęły się w dół. Poczułem że robi dokładnie to samo, wciąż nieco zachłannie mnie całując. Czułem jak Jego język lekko drażni się z moim, jak lekko przygryza jego końcóweczkę, jak lekko przygryza moją dolną wargę. Ten człowiek działał na mnie w zły sposób, chociaż... czy taki zły? Czułem że mi gorąco, chociaż tak naprawde w łazience było chłodnawo. Kiedy oboje staliśmy już w salej bieliźnie pociągnąłem Go lekko za sobą pod prysznic, do kabiny. Chciałem z Nim się wykąpać. Pozbyłem się swojej bielizny rzucając ją gdzieś w kąt, zauważyłem oczywiście że i Jackson zrobił dokładnie to samo. Uśmiechnałem cię lekko i odkręciłem wodę pozwalając by powoli oblała nasze ciała, kawałek po kawałku. Najpierw zmokły nam włosy, widząc jak odgarnia mokre kosmyki w tył westchnąłem cicho. Był taki pociągający w tej chwili... Cholera. Sięgnąłem mydło zacząłem lekko rocierać Je na Jego ramionach, na Jego idealnym brzuchu, torsie, plecach, On nie pozostawał oczywiście dłużny. Czułem jak JEgo silne, przyjemne dłonie [powoli dotykają kawałek po kawałku mojego ciała. Po chwili poczułem jak stanął za mną, objął mnie mocno a ja czułem się jak w swoim pieprzonum raju, chociaż znów na chwilę mogłem się tak czuć. Zapomniałem dlaczego tu jestem, dlaczego On tu jest. Było jak kiedyś.. Jego spokojny oddech na mojej szyi, miarowe bicie serca wyraźnie wyczuwalne... Jego ciepło, ciepła woda... Mógłbym tak już do końca świata, a właściwie.. do końca swoich dni. Nie chciałem w tej chwili dopuszczać do siebie tej myśli... Po tylu latach znów miałem go dla siebie, chociaż na chwilę.. Na tę jedną chwilę...
Ciąg dalszy nastąpi
A więc mamy kolejnego Marksona. Jakoś nie dopisuje mi nieco wena więc żadziej wstawiam kolejne rodziały. ;;;; Mam nadzieje że się wam spodoba, bo mi jakoś nie specjalnie przypadł do gustu ;cc Krótki i nijaki. ;cc
Ale miłej lektury i oczekujcie kolejnych!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz