środa, 1 października 2014

I was wrong cz 2 ( Jackson x Mark GOT7)

A może to nie będzie takie straszne popołudnie?

Kiedy już zdołałem się otrząsnąć z tego wszystkiego co przed chwilą zadziało się pod szkołą poszedłem do domu. Wziąłem szybki prysznic, bo miałems poro czasu na to, przebrałem się w mundurka jaki przyszło mi nosić w szkole w coś zwykłego, luźnego, wygodne, dopasowane spodnie, koszulka, kurtka, fullcap. Wszystko na swoim miejscu. Zabrałem ze sobą książkę i zeszyt bo obawiałem się ze Jackson nie będzie miał niczego takiego w domu, bo kto Go wiedział? Wyszedłem z domu i poszedłem na autobus. Miałem kawałek do Jego domu i nie chciało mi się iść tam piechotą. Kiedy znalazłem się na miejscu wybiła godzina 16. Uśmiechnąłem się do siebie zadowolony ze swojej punktualności i zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi ładnego, dość dużego domu jednorodzinnego. Ba, to była taka mini willa. Usłyszałem czyjeś kroki i chrzęst otwierania zamka. Drzwi otworzył mi Jackson, a któz inny? Odziany w luźne dresy z niskim krokiem i czarny podkoszulek. Wcześniej nie zauważyłem że ma tak dobrze zbudowane ramiona... Ale stop Mark, wróć, to jest pajac którego nie lubisz a którego musisz tylko uczyć. Nic więcej.

- No witam witam. Wchodź do środka.

Skinąłem głową i wszedłem do domu odrazu zdejmując buty, zdjąłem też kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku, po chwili usłyszałem głębokie zaciągnięcie się powietrzem i zaraz po tym głos Jacksona.

- Mmm, ależ ładnie pachniesz.

- Nie ma czasu na takie teksty, gdzie się uczymy?

- W salonie, mieszkam sam. Idź tam a ja przyniosę coś do picia.

Nic nie powiedziałem i poszedłem do salonu. Mijałem w korytarzu półki z nagrodami, za różne osiągnięcia sportowe, ale nie Jacksona a Jego ojca. Aż tak Go cenił? Brał z Niego wzór? Po chwili doszedłęm do salonu a tam tez stały nagrody, ale tym razem Jacksona. Oglądałem każdą z osobna, wszystkie najwyższe noty, wszystkie pierwsze miejsca... Był dobry, i to naprawde dobry. Po chwili do pokoju wszedł Jackson w momencie kiedy trzymałem w ręku jeden z pucharów.

- E.. przepraszam, nie powinienem był dotykać...

- A czy ja coś powiedziałem?

Już nic nie odpowiedziałem. Spojrzałem tylko jak przysuwa stół do kanapy wraz z kszesłem. Kazał mi usiąść na kanapie a sam usiadł na krześle prostopadle do mnie. No byłem zaskoczony tym że wykazuje jakieś zainteresowanie nauką, ale nic nie mówiłem. Nic a nic.

- A więc, zaczniemy od rozmieszczenia poszczególnych mięśni ciała.

- Mhm.

Powoli zacząłem mu wszystko objaśniać, ale widziałem że nie specjalnie rozumie co do Niego mowię. Zrezygnowany westchnąłem i zamyśliłem się na chwile. Wtedy wpadłem na pewien pomysł.

- Już wiem, zastanów się jakie mieśnie są Ci potrzebne do tego żeby się wybić do salta z wykopem, hm?

- No ten, ten i ten.

Wskazał mi na obrazku a ja aż klasnąłem triumfalnie uśmiechając się lekko. Aż On sam się uśmiechnął, i dopiero teraz widziałem jak uśmiecha się na prawdę, jak uśmiecha się szczerze. Aż na chwilę straciłem rachubę na czym skończyliśmy, ale kiedy się otrząsnąłem zacząłem mu dalej objaśniać wszystko w taki sposob, powoli i dokładnie. Tak żeby naprawde rozumiał to wszytsko. Dobrze że znalazłem jakiś punkt zaczepienia na którym mogłem opracowywac sobie plan jak szybko Go wszystkiego nauczyć. Po chwili przesunąłem się lekko na kanapie i poklepałem miejsce obok bo widziałem że dostaje już skrętu szyi od wykręcania tak głowy żeby patrzeć na kartkę. Bez słowa usiadł obok. Poczułem że kładzie rękę za moimi plecami ale wiedziałem że tylko się podpiera na ręce żeby móc wygodnie oglądać co takiego mu pokazuje. Po chwili powiedziałem coś niezrozumiałego na co Jackson powtórzył to a ja się zaśmiałem, odwróciłem się w Jego kierunku i uśmiech z twarzy mi zniknął. Był znów tak blisko.. Za blisko... Czułem Jego ciepły oddech na moich ustach, ale nie mogłem się ruszyć, coś mi mówiło żebym tego nie robił, nie pozwalało mi na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Poczułem jak lekko napiera na mnie swoim ciałem a przy tym Jego usta lekko łączą się z moimi. Westchnąłem cicho zamykając oczy. To było... Takie przyjemne. Poczułem jak lekko zaczyna masowac moje usta swoimi, na co oczywiście zaraz zareagowałem odwzajemnianiem pieszczoty. Do mojego nosa bezustannie docierał przyjemnie ogłupiający zapach Jego perfumów, był taki.. wyraźny, ale nie ostry. Męski, ale słodkawy, dokładnie taki jak sam lubiłem. Lekko muskałem ustami Jego usta, jedną ręke zarzuciłem na Jego kark przechylając głowę nieco w bok, czułem po chwili jak przejmuje inicjatywę w pocałunku, i to wyraźnie, rozchyliłem usta i pozwoliłem Jego językowi wtargnąć do moich ust, czułem ze robi mi skię gorąco, ale zarazem tak przyjemnie. Poczułem jak lekko złapał mój podbródek w palce i jeszcze bardziej pogłębia pocałunek. Zaczynał być nieco gwałtowny, zaborczy, wręcz zachłąnny, ale mi się to... podobało. To że tak zaczął władać mną wręcz podczas tej pieszczoty. Nie mogłem się powstrzymać od kolejnego westchnięcia, to było... Zaraz, moment, co ja najlepszego robię? Czy ja się właśnie z Nim całuje? Czy ja do reszty zwariowałem? Oderwałem się od Niego odpychając Go od siebie, wstałem jak oparzony i odszedłem od Niego.

- Co ja wyprawiam? Co TY wyprawiasz? Ja miałem Cię tylko nauczyć tej zasranej biologii, nic więcej, a Ty sobie ot tak mnie całujesz? Nie jestem kolejnym łatwiutkim chłopaczkiem do zdobycia, co to to nie. Koniec na dzisiaj.

Skomentowałem głośno wyraźnie oburzony i poszedłem na przedpokój, zabrałem tylko swoją książkę. Założyłem szybko buty i nim zdołał mnie powstrzymać przed wyjsciem czym prędzej zatrzasnąłem za sobą drzwi. Szybkim krokiem ruszyłem do domu. Tym razem nie jechałem autobusem, musiałem ochłonąć. Uspokoić swoje myśli. Co się przed chwilą stało? Czy mi się do u diabła śniło? Czy ja naprawdę całowałem się z Jacksonem? Zacisnąłem dłonie w pięści i kopnąłem jakiś kamień który był na mojej drodze. Czułem się jakbym zawiódł sam siebie w tej właśnie chwili. Całowałem się z kolesiem którego jeszcze przed chwilą nie chciałem znać, i co było w tym najgorsze? Że podobało mi się, podobała mi się ta zachłanność, ta zaborczość, sposób w jaki sprawnie pogłębiał pocałunek, sposób w jaki mnie w tej chwili dominował.. I masz, znów o tym myślę! Mark, otrząśnij się, zwariowałeś? Nim się spostrzegłem przez te przemyślenia już byłem na swoim osiedlu. Czułem się do tego stopnia zażenowany że nie miałem zamiaru pokazać się jutro w szkole, co to to nie. Wszedłem do domu, trzasnąłem drzwiami i poszedłem do siebie do pokoju. Rzuciłem torbę na łóżko i po chwili sam się na nie rzuciłem. Co ja wyprawiam... Po chwili zebrałem się z wyrka i poszedłem do łazienki. Tam spojrzałem na siebie w lustrze i dotknąłem lekko swoich ust, tak dosłownie opuszkami palców. Cały czas czułem jeszcze lekko słodkawy posmak Jego ust, to napewno przez napój który pił chwile wcześniej, wciąż czułem w nosie ten łaskoczący zapach Jego wyraźnych, męskich perfum, wciąż czułem ten pocałunek. Odkręciłem wodę i obmyłem swoją twarz żeby się otrząsnąć, ale na nie wiele mi się to zdało... Wziąłem prysznic myśląc że może to mnie odpręży? A gdzie tam, przeżywałem to jak jakiś kretyn, a przecież ja tego człowieka nie toleruję! Postanowiłem położyć się spać po prysznicu, ale niespodzianka! Nie mogłem zasnąć do jasnej cholery. Dopiero koło godziny trzeciej w nocy zmorzył mnie sen. Chyba z wyczerpania. Obudziłem się około dziewiątej. Nie czułem się specjalnie dobrze, ale nie fizycznie a psychicznie w dalszym ciagu. Żałowałem tego co się stało... chociaż... Nie, nie Mark, żałujesz, właśnie tak, nie ma innej opcji.

~~~~~~~~

Około godziny piętnastej usłyszałem dzwięk dzwonka telefonu. Kiedy spojrzałem na ekran zauważyłem obcy numer. Zdziwiło mnie to ale odebrałem bo może to było coś ważnego? Ku mojemu zdziwieniu... po drugiej stronie usłyszałem głos Jacksona.

- Halo? Mark? Tu Jackson, czemu Cie dziś nie było?

- Skąd Ty masz mój numer? i co Cię to obchodzi?

- A to że nie wiem czy przyciągniesz swój tyłek dziś do mnie czy ja mam się fatygować do Ciebie. A numer mam od swojego źródła.

- Nie takim tonem, bo nie musze Cię uczyć. Nie przyjdę dziś do Ciebie, ani Ty nie przychodź do mnie, nie mam ochoty ani weny na to.

- Słuchaj no, ja już Ci coś mówiłem na temat pyskowania. Będę u Ciebie za godzinę.

- Dobrze... Chociaż, nie!

No i masz, rozłączył się zanim zdążyłem powiedzieć drugą część swojej wypowiedzi. Czy ja jestem normalny? Co ja własciwie w tej chwili zrobiłem? Zaprosiłem Go do siebie? Po tym co wczoraj zaszło? Ja chyba do reszty zwariowałem...  Jeszcze moi rodzice byli w domu, ja już sobie wyobrażam co to będzie, jakie będą głupkowate pytania. '' A kto to Mark?'' '' To twój nowy chłopak, Mark''? '' A kiedy zamierzałeś nam powiedzieć?'' '' A jesteście szczęśliwi?'' ;; A długo jesteście parą?'' Szykowało się popołudnie pełne zażenowania i wstydu, ale sam sobie byłem winien tego wszystkiego, to ja pozwoliłem na ten pocałunek, to ja pozwoliłem żeby przyszedł dziś do mnie. Brawo Mark, oby tak dalej. Zwlokłem się z łóżka i poszedłem na dół uprzedzić rodziców. Matka zapiszczałą radośnie jak to matka i zabrała się za robienie obiadu...

- Mamo, daj spokój, to jest koleś z klasy którego nienawidzę, i muszę chyba za karę Go uczyć anatomii.

- Bez dyskusji Mark, zje porządny domowy obiad skoro mieszka sam, jak mówiłeś wcześniej.

Wiedziałem że rozmowa z matką nie przyniesie żadnego efektu. Zrezygnowany poszedłem do siebie nieco się ogarnąć, odświeżyć, lubiłem o siebie dbać... No i cóż, dzwonek do drzwi zabrzmiał po mniej więcej godzinie od czasu kiedy rozmawiałem z Jacksonem przez telefon. Podszedłem do drzwi i zaprosiłem go do środka... A może, nie będzie to takie straszne popołudnie?


Ciąg dalszy nastąpi.


No i jest druga cześc. Jak wrażenia? Jak myślicie, co będzie dalej z Jacksonem i Markiem? <3
Jutro zapewne ukaże się kolejna część tego opowiadanka. Miłej lekturki.

1 komentarz:

  1. Jak zwykle strasznie mi się podoba <3 Uwielbiam ich charaktery <3

    OdpowiedzUsuń