poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Miłość w sieci cz.3 (Mark X Jackson GOT7)



Obudziłem się następnego ranka, przeciągając się leniwie, niesamowicie dobrze spalem. Spojrzałem na śpiącego obok Jacksona i uśmiechnąłem się, jednakże po chwili przypomniało mi się co robiliśmy, właściwie niby nic, ale jednak było... Dość gorąco, a ja przyjmowałem to do siebie na tyle mocno, że się zwyczajnie podnieciłem, i teraz o tym myślałem, jak przyjemnie i powoli Jego wargi muskały moje, potem język ocierający się o mój... cholera, Mark, uspokój się. Wstałem z łóżka i przeciągnąłem się znów.

- Jackson, wstawaj, ja idę już do siebie.

- Mmmm? Ah, tak, dobra.

- Wpadasz dziś do mnie wieczorem?

- A wiesz? Wpadnę chętnie, Mark. Piwko brać?

- Weź, a ja poszukam jakiegoś dobrego horroru, i zamówię od razu pizzę na wieczór, co Ty na to?

- Jasne że tak, to do wieczora, idź na swój czat, pewnie Jae już czeka i sie martwi!

- Co? Jae, tak prawda, napewno czeka, to do zobaczenia!

Pognałem do pokoju i szybko włączyłem komputer, jak zwykle czekała już wiadomość.

- Witaj Mark, jak wieczór z przyjacielem? Udał się?

- Czesc Jae, a wiesz? Było całkiem spoko, chociaż film był tak denny że to się w głowie nie mieści. Ale dziś wieczorem się znów widzimy i oglądamy jakiś horror.

- A to dobrze, a powiedz, co robisz... Za jakieś dwie godziny?

- A no nic, a czemu pytasz?

- Dużo myślałem o tym, o czym rozmawialiśmy ostatnio, że chciałbyś być obok...

Serce mi nagle przyspieszyło, czy On chcial...

- Czy chciałbyś się dziś spotkac?

No i proszę, serce to prawie wyskoczyło mi z klatki piersiowej, drżałem aż cały. Czytałem to pytanie chyba z pięć razy aż szybko odpisałem.

- Oczywiście że chcę, gdzie?

- Może przy stołach piknikowych na terenie akademików? Wiesz przy tym małym parku.

- Dobrze, za dwie godziny?

- Tak, nie mogę się doczekać.

- Ja tak samo, do zobaczenia.

Odłożyłem komputer na bok i miałem ochotę krzyczeć jak głupi ze szczęscia, wkońcu Go zobaczę, po takim dość długim czasie, nie wiedziałem jak mam się zachować, co ubrać... Boże, czuję się jak jakaś panienka... Poszedłem wziąć prysznic, ułożyłem nieco swoje jasne włosy, założyłem na siebie czarne dopasowane spodnie, na górę podkoszulek w jasnoszarym kolorze i na to czarny, luźny zapinany sweter któremu podwinąłem rękawy. Całość była wygodna i dobrze wyglądała. Na nogi wsunąłem szare trampki za kostkę i tak przygotowany poszedłem powoli na miejsce spotkania. Serce mu szalało, jak dzieciakowi, nie wiedziałem kim On jest, może Go znam? Kiedy powoli zbliżałem się do stolików przy jednym z nich zauważyłem czyjąś sylwetkę, i im bliżej byłem, tym lepiej widziałem kto to. Był to chłopak, który już długi czas mi się podobał, wysoki, o pięknych, ciemnych oczach w kształcie migdałów, dobrze zbudowany, ciemnowłosy.. Podszedłem bliżej nieco niepewnie i zagryzłem dolną wargę.

- JB? To Ty jesteś Jae? To z Tobą cały ten czas pisałem na czacie?

- A i owszem, to ja. Zdziwiony że to właśnie ja?

- Trochę tak, uhm, denerwuje się. Gdzie planujemy się wybrać na pierwszym spotkaniu?

- Zabiorę Cię na krótki spacer, na dobry początek.

- Brzmi dobrze.

Wyciągnąłem rękę w Jego stronę nieco speszony tym że to właśnie On jest tym ''Jae''. Gdy złapał moją dłoń splatając asze palce razem poczułem jak taki prąd przechodzi mi od koniuszków palców, do czubeczka głowy. Uśmiechnąłem się tylko i powoli ruszyłem z Nim przed siebie ścieżką, zauważyłem że Jackson idzie z naprzeciwka. Zdziwiłem się nieco, zatrzymaliśmy się naprzeciwko Niego, wyglądał na zaskoczonego.

- Mark? A cóż to?

- Nie uwierzysz, JB to Jae ten z czatu! Wkoncu udało nam się spotkać.

- JB to Jae? A to ciekawe, ale gratuluje że udało się wam spotkać.

- To naprawde niesamowite, cieszę się że wkońcu się spotkaliśmy, JB.

- Mhmm, ja też się cieszę Mark, a teraz chodźmy już. Mamy pewne plany, prawda?

- Tak, tak, do zobaczenia Jackson!

I coż, zostałem pociągnięty za rękę przez mężczyznę w kierunku dalszego spaceru. Wieczór minął dość szybko, i już powoli zmierzaliśmy w kierunku akademików. Stanąłem z Nim naprzeciwko drzwi swojego pokoju i uśmiechnąłem się lekko.

- Dziękuję za miły wieczór, widzimy się jutro w szkole?

- Tak, widzimy się jutro. Ale wiesz, jeszcze muszę Cię odpowiednio pożegnać.

-Hm? Odpowiednio? Chyba już wiem co masz na myśli...

- Czyżby?

Zagryzłem lekko swoją wargę i poczułem jak pewnie przyciąga mnie do siebie łapiąc moje ciało w pasie i zaraz po tym poczułem jak Jego usta powoli zaczynają napierać na moje, westchnąłem błogo i objąłem Go ramionami za szyję i zacząłem oddawać pieszczotę, ktora nie trwała jakoś bardzo długo, ale była dość przyjemna... Czy ja powiedziałem dość? Tak, dość, bo jeśli chciałbym ją porównać z pocałunkiem z Jacksonem... to nie była jakaś fantastyczna, inaczej to sobie wszystko wyobrażałem, jednakże, i tak było wyjątkowo.

- Mmm, to do jutra.

- Do jutra.

Pożegnałem się z Nim po czym kiedy odszedł zauważyłem Jacksona wchodzącego własnie do swojego pokoju. Pomachałem mu i poszedłem do swojego pokoju, zamówiłem pizzę i czekałem aż Jackson przyjdzie do mojego pokoju. Ale tak się nie stało. Może coś mu wypadło, cóz czekałem dalej spokojnie ale włączyłem w między czasie komputer, włączyłem też czat ale... cóż, nie było tam już konta Jae, czyli JB. Zdziwiło mnie to, ale w sumie, już mogliśmy się oficjalnie spotykać, więc chyba nie było nam potrzebne? Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi.

- Jesteś, Jackson! Martwiłem się że nie przyjdziesz już.

- Jestem, jestem, wybacz, musiałem coś zrobić.

- Wszystko dobrze?

- Tak, nie spodziewałem się tylko że ten Jae, to JB. Uważaj na Niego, słyszałem pare głupich plotek na Jego temat. I nie chcę żeby Cię skrzywdził.

- Wszystko będzie dobrze, jest super no i... lekcja się przydała od Ciebie.

- Oh, rozumiem, więc dobrze. A do mnie Bam się nie odzywa od piątku, ani słowem.

- Nie? To nie dobrze, a dzwoniłeś do Niego?

- Tak, był jakiś nie w humorze, powiedział że mam dac mu spokój.

- Nie przejmuj sie niczym... Wszystko będzie dobrze.

- Ah, nie ważne, oglądamy?

- Tak, siadaj wygodnie, zaraz ustawie nam stolik z jedzeniem i piciem.

Ty  frazem ja gospodarzyłem, podałem pizze, piwo, napoje i chrupki do przekąszenia po czym włączyłem film siadając przzy Jackson'ie. Spokojnie zacząłem oglądać film, był nawet całkiem straszny i kilka razy zdarzyło mi się podskoczyć ze strachu, ale nic wiecej. Kiedy skończył się film, odstawiłem komputer na bok i napiłem się piwa.

- Nie mogę się doczekać aż jutro znów Go zobaczę, wiesz?

- Mhm, dobrze że Ci się układa.

- Jest taki delikatny..

- Mark, przestań, musisz cały czas o Nim gadać? Zanim Go poznałeś osobiście było cały czas ''jae to, jae tamto'' a teraz jest ''JB to, JB tamto''.

- Myślałem że jako przyjaciel będziesz cieszyć się moim szcześciem. Ale widac się myliłem.

- Wiesz co, ciekawe jak ty byś się czuł gdybym nawijał Ci o BamBam'ie gdybyś był w takiej sytuacji jak ja? Zastanów się trochę, spadam stąd, cześć.

I cóż, Jackson zły opuścił mój pokój. Było mi źle, naprawde źle... ale co ja mogłem poradzić na to że tak cieszyłem się że mam teraz JB? Jego złość była uzasadniona z jednej strony, ale zarazem tego nie rozumiałem, dlaczego tak reaguje. Położyłem się spać, bo nie mogłem niczego więcej zrobić. Czułem się wyjątkowo źle.

~~~~~~~~

Następnego dnia obudziłem się wcześnie, bo trzeba było iść na zajęcia. Doprowadziłem się do porządku i poszedłem do budynku gdzie miały się odbyć lekcje. Po drodze zauważyłem Jackson'a jak kłócił się z BamBam'em, usłyszałem tylko ''to koniec'' po czym BamBam odszedł zostawiając Go zupełnie samego, chciałem podejść do Niego, ale nagle JB zgarnął mnie ruchem ręki do siebie zupełnie z nikąd po czym wpił się w moje wargi, tak nieco zachłannie i zaborczo.

- Mmm, witaj Mark.

- Cześć JB, słuchaj ja muszę...

- Słodyczko, dziś wpadniesz do mnie popołudniu mam nadzieję?

- Wiesz, nie mogę mam pilną sprawe do załawienia.

- Jak to? Myślałem że się nieco zabawimy.

- Słuchaj, musze iść w tej chwili, wybacz.

Już chciałem odejść ale chwycił mnie naprawde mocno za nadgartsek.

- Hej, hej, gdzie Ci spieszno, co? Nie skończyłem z Tobą jeszcze, Mark.

- Puść proszę, JB.

Może i owszem, puścił mój nadgarstek ale złapał mnie za ramiona i przyparł mocno do ściany budynku.

- Żeby mi to był ostatni raz, dobrze? Mi się nie odmawia Kochanie. Dziś wyjątkowo Ci daruje, ale jutro chcę Cię widzieć u Ciebie.

- Dobrze, dobrze, wybacz.

Ucałowałem lekko Jego wargi i poszedłem już na zajęcia. Jacksona nie widziałem cały dzień właściwie jaki zleciał mi na zajęciach. Do pokoju wróciłem sam, dzwoniłem do Niego, pisałem, ale się nie odzywał, a ja z chwili na chwilę martwiłem się coraz bardziej. Wkoncu nie wytrzymałem i poszedłem do Jego pokoju. Ubrany w podkoszulek i luźne dresowe spodnie, czyli właściwie piżamę. Zapukałem do drzwi i nacisnąłem klamkę, były otwarte. Jackson siedział przy oknie zmarnowany.

- Mogę wejść?

- Jak sobie chcesz.

- Jackson, wszystki gra? Widziałem to... co się stało... Przykro mi, ale On na ciebie nie zasługiwał.

- Idź zajmij się swoim JB. Mnie zostaw w spokoju.

- Nie mów tak, odmowiłem mu widzenia się dzisiaj, bo musiałem zobaczyć się z Toba. Przepraszam że wczoraj taki byłem, ale cieszyłem się nie wiem z czego jak głupi, nie wiedziałem że tak Ci sprawiam przykrość.

- Zapomnij, nie ważne, to ja się uniosłem i nie uszanowałem tego że się cieszysz, miałeś przecież do tego pełne prawo.

Wszedłem do pokoju i zamknąlem drzwi na kluczyk, usiadłem na łóżku i poklepałem miejsce obok siebie.

- Chodź do mnie, przytulę.

- Głupek, nie potrzebuję przytulania.

- Chodź nie dyskutuj, sam chcę się przytulić do Ciebie.

Jackson po tych słowach podniósł się spod okna, usiadł przy mnie i zgarnął mnie blisko swojego ciała, tak szczelnie obejmując mnie ramionami. To było takie przyjemne uczucie...  Zamknąlem na chwile oczy i objąłem Go również, tyle że w pasie.

- Ułoży się wszystko, napewno Jackson.

- Wiesz, w tej chwili w to wątpię.

- Nie mów tak, Jackson. Wiesz? Lubię gdzie mnie obejmujesz...

- Lubisz?

- Tak, nie chcę Cię porownywać, ale Ty robisz to, tak czule... Delikatnie, a JB... gwałtownie.

- A widzisz, bo ja cały jestem lepszy.

- No i skromniejszy jeszcze nie zapomnij!

Zaśmiałem się cicho i lekko odsunąłem się od Niego posyłając mu wdzięczny uśmiech. Jednakże na Jego twarzy zobaczyłem lekkie zdenerwowanie i zdziwienie.

- Co Ty masz na ramionach, Mark?

- Co? Ale co mam?

- Siniaki, jakby ktoś Cię mocno ścisnął... Czekaj, to ten JB?

- Co? Ah, nie, nie przejmuj się, mam wrażliwą skrórę i nie trudno mi o siniaki, a On nieco mocniej mnie przyciągnął do siebie, to nic, naprawde.

- Mark, jeśli zobacze kolejne ślady, osobiście to załatwię.

- Spokojnie Jackson, nie denerwuj się.

Mruknąłem cicho i złapałem Go za ramiona tak delikatnie patrząc na Niego uważnie.

- Naprawde wszystko jest dobrze. Jeśli coś się bedzie źle dziać, powiem Ci. Nie martw się.

Szepnąłem cicho uśmiechając się znów szczerze w Jego kierunku, wtedy zbliżył się nieco do mnie. Dlaczego się nie odsuwałem? Wiedziałem co zamierza, ale nie chciałem się odsuwać, nie czułem takiej potrzeby, mimo że przecież... Miałem JB. Lekko zacisnąłem dłoń na Jego koszulce i spokojnie siedziałem dalej w miejscu, między nami zapanowała taka specyficzna atmosfera. Przygryzłem lekko swoją dolną wargę czując że jest bliżej, bliżej, bliżej i jeszcze bliżej. Czułem Jego oddech na swoich wargach. Przymknąłem oczy i lekko je musnąłem, ale tylko trąciłem, wtedy Jackson przejał inicjatywę w pocałunku. Przyciągnął mnie bliżej siebie całując moje usta zachłanniej, dokładniej, ale wciąż czule i deliatnie. Po dłuższej chwili bez większego problemu wciągnął mnie na swoje kolana okrakiem. Nie protestowałem. Objąłem Go za szyję lekko zaczynając zabawę z Jego włosami. nie wiedziałem kiedy nasze języki splotły się we wspólnym tańcu. Czułem dreszcze na całym moim ciele, zwłaszcza gdy znow poczułem jak Jego dłonie lekko wsuwają się pod mój podkoszulek na boki. Drgnąłem lekko i zsunąłem dłonie niżej na Jego plecy, złapałem mocno za koszulkę prawie na samym jej dole, i pociągnąłem ją w górę z zamiarem pozbycia się jej, chciałem Jego ciało bliżej siebie. Pozwolił mi pozbyć się koszulki, ale sam zarządał tego samego, sprawnie pociągając mój podkoszulek w górę. Pozbyłem się i poczułem lekką gęsią skorkę przez chłód który dotarł do mojego ciała, ale zaraz wynagrodziły mi to Jego ciepłe dłonie. Po chwili lekko przerwałem pocałunek i przygryzłem Jego dolną wargę.

- Jackson...

- Tak, wiem, nie powinniśmy, ale nie umiałem się oprzeć.

- To było bardzo przyjemne.

- Owszem, nie zaprzeczę. Przyjemnie się Ciebie całuje.

- Oj Jackson, nie słodź mi. Ale powiedz, czujesz się już lepiej?

- Tak, o wiele, dzięki Tobie, dziękuję. A powiedz mi, jeśli to ja byłbym tym ''Jae'' co byś zrobił?

- Hm? Nie wiem w sumie, wiesz? Chyba byłoby mi dziwnie, ale... Czuję się przy Tobie inaczej niż przy JB. I myślę że to  nie byloby złe!

Zaśmiałem się tylko i ubrałem swoją koszulkę.

- No nic, wracam do siebie, muszę powtórzyć sobie materiał na jutro, a Ty pisz śmiało do mnie jak coś, trzymaj się.

Odparłem i wyszedłem z Jego pokoju. Wróciłem do siebie i zająłem się nauką, jednak mój umysł nie pozwalał mi się na tym skupić, cały czas myślałem o... Jacksonie.


Ciąg dalszy nastąpi.

niedziela, 30 sierpnia 2015

Miłość w sieci cz.2 ( Mark x Jackson GOT7)



Przez cały dzień chodziłem poddenerwowany, a to wszystko z powodu tej cholernej porannej sytuacji z BamBam'em, nie rozumiałem o co mu chodzi, ja osobiście nie miałem żadnych ukrytych powódek w spotykaniu się z Jacksonem, to był mój przyjaciel, prawdziwy przyjaciel od dawna. Dogadywaliśmy się, wspierał mnie, chociaż też bardzo często wkurzał, drażnił i prowokował. Zdarzały się kłótnie, ale mimo wszystko, zawsze albo jedno albo drugie wyciągało rękę i znów było dobrze.
Gdy zajęcia się skończyły odetchnąłem z ulgą swieżym powietrzem. Całe szczęście mogłem spokojnie zaszyć się w pokoju, i nie myśleć o niczym, bo jutro, była już sobota, żadnych zajęć, niczego. Szybko dotarłem do pokoju, zaszyłem się w swoim ulubionym kącie, jednakże z powodu braku humoru, nie włączyłem chat'u. Nie chciałem wylewać na Jae swoich złości, żalów, wszystkiego tego co mnie gryzie. Poczułem jednak że jestem niesprawiedliwy, napisalem tylko.

- ''Wybacz, ale dziś nie jestem w stanie psychicznym na rozmowę, mam nadzieje, że wybaczysz. porozmawiamy jutro. ''

Wyłączyłem czat nie czekając na odpowiedź, wiedziałem że mogę wtedy jednak chcieć zostać, a tak, mogłem usiąść i skupić sie na sobie. Po chwili zauważyłem jak pod drzwiami wsuwa się liścik. Zmarszczyłem brwi zdziwiony i podszedłem zabierając zaraz kopertę, i gdy otworzyłem drzwi, za nimi nie było zupełnie nikogo... Zamknąłem je więc i usiadłem z listem na łóżku i zacząłem czytać.

- '' Mark, nie martw się niczym, szkoda patrzeć jak na takiej uroczej twarzy maluje się smutek, czy złość. Pewnie zastanawiasz się skąd wiem, otóż, dowiesz się może tego w swoim czasie. Ale zrób coś dla mnie i nie smuć się, nie zamartwiaj niczym. Wolę Cię uśmiechniętego. ''

Gdy to przeczytałem, poczułem dreszcze na całym ciele. Cholera, więc On jest jednak gdzieś w moim otoczeniu... Może On chodzi nawet ze mną do klasy... Ale kto to mógłby być? Nie miałem pojęcia. Wsunąłem list w poduszkę i położyłem się wygodnie na łóżku. Nawet nie wiedziałem kiedy usnąłem zmęczony. Następnego dnia, wstałem poźno, jak to w sobotę zwykłem robić, i kiedy ogarnąłem się nieco poszedłem zrobić sobie śniadanie. W kuchni spotkałem Jacksona.

- O, cześć, Mark.

- Cześć, Jackson... Przepraszam że wczoraj tak burknąłem, ale byłem zdenerwowany i nie miałem ochoty na rozmowy.

- Rozumiem. co dziś robisz późnym popołudniem? Bo ja mam spokój od BamBam'a na cały weekend, porobiłbym coś, obejrzał film.

- Właściwie niczego nie robię. A wiesz? Jae jest kimś od nas ze szkoły... Wczoraj zostawił mi list, wiedział że byłem załamany, że nie miałem humoru, ale skąd? Skoro nawet tego mu nie powiedziałem?

- Nie mnie zadawaj to pytanie, bo nie wiem, naprawdę. To jak będzie, zobaczymy się?

- Pewnie że tak, przyjdę do Ciebie, kupię coś dobrego do żarcia.

- Jackson... Mogę Ci coś powiedzieć?

- Jasne, wal.

- Ja chyba nieco bardziej lubię Jae... Myślę o Nim całymi dniami, i wracam do pokoju tylko po to żeby z Nim porozmawiać.  Czuje sie taki wyjątkowy przez Niego.

- Cieszę się że tak mówisz, bo może wkońcu się spotkacie! Zakochany Mareczku!

- Głupek! To do poźniej, tak? Idę wejść na czat, może uda mi się porozmawiać jeszcze z Jae. Wczoraj z Nim nie rozmawiałem.

- Idź, idź, zakochany Mareczku.

Pokręciłem tylko głowa i poszedłem do pokoju z kanapką w ręku, włączyłem komputer, i tam znów już czekała wiadomość.

- Witaj Mark, jak się dziś czujesz? Przeczytałeś list? Pomogł Ci?

- Cześć, Jae, przeczytałem, i owszem, pomógł, ale... powiedz mi, gdzie jesteś, skąd wiedziałeś że źle się czułem, gdzie mam pokój...

- To już będzie moja mała tajemnica. Cieszę się jednak że pomogłem, a co do tego kim jestem, kiedyś się dowiesz,  w swoim czasie.

Był taki tajemniczy, sam nie wiedziałem jak to jest możliwe.

- Chciałbym być obok Ciebie, Jae... Móc spojrzeć Ci w oczy...

- Ale wiesz, gdybyś był tak blisko, i gdybyś pattrzył mi w oczy, ja nie mogłbym się od pewnej rzeczy powstrzymać...

- Tak? Od jakiej?

- Od całowania Twoich pełnich, kuszących warg.

Teraz to mnie zatkało, serce zaczeło mi łomotać jak szalone. Chciał... Co... Boże... Aż musiałem wstać a z łożka od komputera i pospacerować po pokoju. Czy ja jestem nienormalny? Zachowuje sie jak szczeniak który nigdy się nie całował. Chociaż, jeśli miałem być szczery, to nigdy wcześniej się nie całowałem... Cóż. Kiedy nie odpisywałem dostałem kolejną wiadomość.

- Wybacz jeśli Cię tym zdenerwowałem.

- Ależ nie, nie, zaskoczyłeś mnie jedynie tym. Ale to takie miłe zaskoczenie, wiesz? Też bym tego chciał. Zdradź mi kim jesteś...

- Nie, nie mogę, jeszcze nie teraz. Wkońcu sam się domyślisz.

- Ah, skoro uważasz że tak będzie lepiej, to cóż mi pozostaje?

-Obawiam się jednak, że się na mnie zawiedziesz, gdy się dowiesz kim jesteś. Ale decyzję pozostawię Tobie.

- Nie musisz się niczego obawiać, naprawde.

Wiedziałem że kimkolwiek będzie, jesli będzie taki jaki jest teraz, wszystko będzie idealnie.
Całe popołudnie zleciało mi  na rozmowie, wkońcu pożegnałem Jae oznajmiając mu że ide zobaczyć się z przyjacielem, ogarnąłem się nieco i poszedłem piętro niżej, do pokoju Jacksona, jak zwykle nie pukając wszedłem do środka, no i stwierdziłem że chyba jednak zacznę pukać, bo wlazłem mu do pokoju gdy stał na środku owinięty tylko ręcznikiem na biodrach wycierając swoje jasne włosy.

- Ohoo, golas.

- Ty to się nie nauczysz pukać, nie?

- Chyba zaczne, bo wkońcu wejde Ci do pokoju jak będziesz nago i będę oglądał Twoje klejnoty.

Zaśmiałem się cicho, chociaż poczułem się  nieco, skrępowanny tym widokiem. Jackson miał takie idealne ciało, ładnie wyzeźbione, silne, takie... Czekaj, stop, nie, Mark, no coś Ty, to przecież Twój przyjaciel. A mimo wszystko miałem taką nieodpartą ochotę... pocałować Go? Cholera jasna, przez te słowa Jae o całowaniu, nie myślałem o niczym innym w danej chwili, może powinienem był poćwiczyć? Co ja wygaduje... Odbiło, do reszty.

- To  jak Mareczku, co oglądamy?

- Ja Ci zaraz dam Mareczka Jacusiu. Jak dla mnie, to możemy obejrzeć jakąś komedię, albo coś w tym stylu.

- Hm, dobra, to ułóż się na łóżku wygodnie, a ja przygotuje nam piwo i coś na przegryzkę.

- O, mamy piwko? Super, muszę się odprężyć trochę.

- A to czemu?

- A weź, nie powiem Ci bo będziesz się śmiał.

- No nie będę mów.

- No dobra..

W międzyczasie gdy Jackson krzątał się po  pokoju wyjaśniłem mu po krótce jak to wszystko wygląda, On oczywiście mnie musiał drażnić, dokuczać mi podczas tej szczerej rozmowy. A kiedy dotarłem do sedna sprawy, i wyjaśniłem mu że nie całowałem się wczesniej, spojrzał na mnie zdziwiony i usiadł wkońcu obok mnie na łóżku.

- Serio? Nic a nic?

- No serio, przecież Ci mówię. I jak wkońcu się z Nim zobaczę, to co ja zrobie?

- Napewno dasz sobie radę. Włączamy film?

Skinąłem tylko głową, sięgnąłem piwo ze stołu i zacząłem oglądać film na ekranie Jego laptopa. Nim się obejrzałem miałem już za sobą trzy butelki, Jackson chyba cztery. Miałem już dość a film był nudny jak flaki z olejem.

- Mark?

- Tak Jackson?

- Słuchaj, bo wiesz, tak sobie pomyślałem, że jakbyś chciał, to ja służę Ci pomocą we wszystkim. Ale tak wiesz, wszystkim, wszystkim.

- Co Ty chrzanisz Jackson?

- Nic, mówię Ci tylko, że jeśli chciałbyś poćwiczyć na przykład całowanie, albo coś, to śmiało.

- A co BamBam na to?

- Po pierwsze, Bam jest dla mnie drugorzędny jeśli chodzi o Ciebie.

No tego to sie nie spodziewałem, ale nie powiem zrobiło mi się niesamowicie miło. Odstawiłem Jego laptopa na szafkę i położyłem się na boku patrząc na Niego spokojnie.

- Czyli mówisz że jakbym chciał się całować, żeby poćwiczyć, to mogę Cię o to prosić? Ale wiesz, wtedy Jae nie będzie tym pierwszym...

- To zależy od Ciebie, ja na nic nie nalegam.

- Dobrze, dziękuję. Jackson?

- No? Co jest?

- Mogę spać z Tobą? Tak wiesz, na jednym łóżku?

- Pewnie że możesz. A co, idziemy spać?

- Nie, tylko tak mi wygodnie w sumie.

Mruknąłem cicho orientując się że właściwie przytulam się do Niego. Ale nie protestował, ja też nie miałem zamiaru, więc leżałem spokojnie w taki sam sposób, ale czułem się jakoś tak, dziwnie. Ale pozytywnie... Na dłuższą chwilę zapadła między nami cisza, a ja biłem się ze swoimi myślami. Po chwili uniosłem się nieco i spojrzałem na Jego twarz, miał zamknięte oczy, spokojnie oddychał, a ja... ja nie myślałem o niczym innym jak tylko o tym co mi zaproponował... Zagryzłem lekko swoją wargę i musnąłem lekko Jego wargi swoimi zaraz jednak szybko się odsunąłem i spojrzałem gdzieś w sufit, po chwili jednak poczułem że Jackson wierci się obok mnie, spojrzałem odruchowo w jego stronę a ten nagle zawisł nade mną. Odruchowo wstrzymałem powietrze.

- Przepraszam, musiałem...

-  Ależ nic się nie stało, Mark, przecież sam ci proponowałem. Ale Ty musisz mi wybaczyć, że wezmę nieco więcej, bo kusi mnie teraz...

Nie odpowiedziałem mu, bo już poczułem lekkie muśnięcia Jego ust na moich. Przeszły mnie takie dreszcze że poczułem je aż w koniuszkach palców. Leżałem taki nieco sparaliżowany pod Nim oddając pocałunki, a właściwie same muśnięcia.

- Nie bój się mnie objąć.

Słysząc Jego ciche słowa delikatnie, jakby nieco się bojąc, ułożyłem mu rękę na ramieniu, zaraz lekko zsuwając ją na Jego kark. Powoli go gładząc, sam poczułem jak obejmuje mnie ręką w pasie, przysuwając bliżej swojego ciała. Nie protestowałem, tylko odruchowo mruknąłem i delikatnie jakby na wyczucie trąciłem językiem Jego wargę. Spotkało się to tylko z Jego aprobatą w postaci głębszego coraz bardziej pocałunku, oddawałem mu się w stu procentach czując to wszystko całym sobą. Cholernie przyjemne... Nim się obejrzałem, pocałunek można było już nim w stu procentach nazwać, odruchowo uchyliłem też swoje wargi, pozwalając by językiem badał wnętrze moich ust. Ocierał językiem o mój język, a ja mimowolnie wzdychałem cicho między wargi mężczyzny. Czułem wciąż jak przyjemnie masuje moje biodro, a ja w danej chwili już nie tylko gładziłem Jego kark, ale wplątywałem opuszki palców w Jego włosy, bawiąc się Nimi, lekko pociągając, skubiąc. Po chwili poczułem jak Jego dłoń lekko wsuwa się pod moją koszulkę dotykając teraz mojej nagiej skóry, tej dotyk był tak elektryzujący, że aż drgnąłem, łapiąc lekko Jego rękę. W tej chwili też lekko przerwałem pocałunek, spoglądając mu w oczy.

- Jackson...

- Mark, pozwól mi...

- Ale ja... nie mo...

I znów poczułem pocałunek na ustach, nie mogłem się powstrzymać, znów oddałem się pieszczocie, czując że robi mi się coraz gorącej... Jego dłoń zsunęła się z mojego biodra i znalazła się na mojej dłoni łapiąc ją i splatając nasze palce razem. Wzmocniłem uścisk i poczułem jak unosi nasze dłonie kładąc je przy mojej głowie. Uchyliłem powieki i lekko przerwałem znów pocałunek.

- Jackson, wystarczy... Ja... Lubię Jae, przecież wiesz... A Ty...Ty masz BamBam'a.

- Wybacz Mark, nie mogłem się... oprzeć.

- Ah, co w nich takiego. Zwykłe są.

Zaśmiałem się tylko cicho i okryłem nas kołrą obejmując Go spokojnie, mając nadzieje oczywiście że mam na to pełne pozwolenie. Poczułem tylko jak odwzajemnia objęcie mnie i nim się obejrzałem, usnąłem spokojnie, wyjątkowo zadowolony.


Ciąg dalszy nastąpi.



I kolejny rodział jest, mam nadzieje że podoba wam się moja koncepcja <3
Już niedługo kolejna część.

sobota, 29 sierpnia 2015

Miłość w sieci cz.1 ( Mark x Jackson GOT7)



Kolejny dzień, wyjątkowo udany na zajęciach. Lubiłem to miejsce. W ostatnich dniach, lubiłem szybko wracać do akademika, do swojego pokoju. Zaszywałem się w Nim, włączałem komputer i czekałem. Pewnie nasuwa się pytanie, na co czekałem? Własciwie nie na co, a na kogo. Ostatnimi czasy narzekałem na samotność, jeśli chodzi o sferę miłosną i cóż, Jackson, mój najbliższy przyjaciel od lat, namówił mnie do tego, bym założył sobie profil na czacie. Cóż, musiałem przyznać że na początku, nie miałem na to najmniejszej ochoty, ale im więcej o tym myślalem, tym bardziej mi się to podobało. I stało się, założyłem pełen profil, znalazłem kilku rozmówców, jednakże został w końcu tylko jeden. Nie miał jednak żadnego zdjęcia, jedynie wiek, miejsce zamieszkania, takie typowo podstawowe informacje. Na imie miał Jaehyun, chociaż i tego czy to prawdziwe imię nie mogłem mieć pewności. Bądź co bądź, czułem się na prawde świetnie gdy pisaliśmy ze sobą.

~~~~~~

- Mark! Gdzie tak lecisz?

- A gdzie mogę lecieć, hm? Do pokoju, muszę ogarnąć projekt i nie mogę się doczekać aż wejdę na czat i będę mogł znów pogadać z Jae.

- Ty ciągle w kółko o tym Jae, aż tak dobrze Ci się z Nim rozmawia?

- A żebyś wiedział. Jest taki sympatyczny, zabawny i czuły.

- Ho, ho, to wy już jesteście na takim etapie? Widziałeś Go chociaż?

- Oj nie Twój interes, co zazdrosny jesteś? I nie, nie widziałem Go... Nie chce mi się pokazać, ale nie zależy mi na Jego wyglądzie!

Szturchnąłem Jacksona najpierw lekko w bok po czym pokręciłem głową rozbawiony.

- A gdzie tam zazdrosny, dobrze wiesz że jestem z BamBam'em, po za tym, o Ciebie mam być zazdrosny? A pf!

- No wiesz? Nie gadam z Tobą, ale Ty jesteś złośliwiec!

I proszę bardzo, jak na niezawołanie, zjawił się osobnik o którym przed chwilą wspomniałem. BamBam we własnej osobie... Nienawidziłem Go, robił wszystko co mógł na złość, a moje bliskie stosunki z Jacksonem, mu strasznie nie pasowały. A to była zwykła przyjaźń. Znów teatralnie uwiesił się mu na szyi uśmiechając się sztucznie do mnie.

- ''Jacksooooon, chodźmy dziś na spacer, albo na randkę. Zostawmy Go w Jego smutnej samotności. ''

- No taaak, ja i tak już idę, bawcie się dobrze.

Odparłem tylko na odchodne nim Jackson zdążył cokolwiek powiedzieć, nie chciało mi się prowadzić dalej tej dyskusji, po za tym, nie miałem czasu. Musiałem szybko zająć się zadaniem jakie miałem do zrobienia, a potem...potem relaks. Tak też się stało, gdy uporządkowałem wszystko na jutrzejsze zajęcia, usiadłem wygodnie w łóżku, usadowiłem się z laptopem na kolanach i zalogowałem się na swój profil. Wiadomość już czekała.

- Witaj, Mark.

- Witaj, Jae! Wybacz że jestem dziś tak późno, ale musiałem ogarnąć kilka spraw. Wiesz? Tęskniłem trochę za Tobą.

- Tęskniłeś? To naprawde urocze.

- Ah, nie mów tak, to takie obce mi uczucie, ale nie powiem, przyjemne.

- Obce?

- Tak, cóż tu dużo mówić, nie miałem jeszcze nikogo tak bliskiego. Wszyscy z którymi wiązałem kiedykolwiek nadzieje, stali się przyjaciólmi, bliższymi lub dalszymi.

- A więc chcesz mi powiedzieć że nie byłeś nigdy w związku?

- Dokładnie tak.

- Wiesz? Teraz uważam to za jeszcze bardziej urocze i kochane.

- Czasami chciałbym być obok, zobaczyć Cię, usłyszeć Twój głos.

- Wiesz, z tego co widzę, jestem bliżej niż Ci się wydaje.

To zdanie, tak wdrążyło mi się w mysli, że aż przez dłuższą chwilę nie odpisywałem.

- Bliżej niż mi się wydaje?

- Tak, ale nie powiem nic więcej łobuzie!

Wieczór za każdym razem mijał mi bardzo szybko, nim się obejrzałem, zawsze było już coś koło 23. A następnego ranka trzeba było wstać wcześnie. Musiałem się pożegnać z Jae, a strasznie tego nie lubiłem.

- Jae, myślę że na mnie już czas, jutro czeka mnie ciężki dzień. Widzimy się o tej samej porze?

- Oczywiście że tak, będę niecierpliwie czekać na Ciebie.

- A więc, dobranoc, chciałbym... śnić o Tobie.

- Może zjawię się w Twoich snach. Dobranoc, Mark.

Zamknąłem komputer, odstawiłem Go na stolik i położyłem się wygodnie na łóżku. Powierciłem się trochę, nim usnąłem, ale tylko chwilę, bo zmęczenie wzięło górę. Byłem zadowolony, jak z resztą każdego wieczora ostatnio. Zasypiałem szybko, a dzisiejszego wieczora to jedno zdanie, całhy czas widniało mi przed oczami. Był bliżej niż mi się wydawało? Nie miałem pojęcia jak to interpretować.

~~~~~~~~

Nastepnego ranka, obudziłem się jakiś poddenerwowany. To pewnie dlatego, że dziś miałem ważny projekt do omówienia. Czułem sie jak tykająca bomba zegarowa która przy nieuważnym ruchu wybuchnie. Kiedy doprowadziłem się do porządku, ubrałem w wygodne ciuchy, ruszyłem do budynku szkoły. I proszę bardzo, napatoczył się ktoś, kogo widzieć nie chciałem nawet pół minuty dzisiejszego dnia. Nikt inny jak BamBam, wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to że właściwie natychmiast, gdy mnie zobaczył podszedł do mnie i zagrodził mi drogę.

- Słuchaj no, pajacu. Odpieprz się wkońcu od Jacksona, rozumiemy sie?

- Jak żeś mnie nazwał?

- Nie dość że głupi to jeszcze głuchy. Masz się zająć swoją dupą, a nie zabierać mi mojego, powtarzam MOJEGO faceta.

- Człowieku, on Cię zna ledwie pół roku, a ze mną zna się kupa czasu, jesteśmy przyjaciółmi, i Tobie gówno do tego.

- W dupie mam to że się przyjaźnicie, a skąd ja mogę wiedzieć że Ty się w Nim nie podkochujesz co?

- Co takiego? Zastanow się sam co Ty wygadujesz, w nikim się nie podkochuje a tymbardziej w Jacksonie.

- A ja jednak uważam ze tak jest i jeśli nie przestaniesz spędzać z Nim tyle czasu i nie przestaniesz być tak strasznie blisko, to nagadam mu tak, że nigdy więcej słowem się do Ciebie nie odezwie. Rozumiesz?

- A chrzań się.

Warknąłem tylko i wyminąłem Go szybkim krokiem. Kiedy wchodziłem do szkoły natknąłem się na Jacksona. Szturchnąłem Go ramieniem i poszedłem dalej, a ten pobiegł za mną i zatrzymał mnie.

- Mark, co Tobie?

- Nic, daj mi swięty spokój.

Odparłem tylko cicho i zagryzłem wargi idąc na swoje zajęcia. Ten dzień, będzie z pewnością, bardzo ciężki...


Ciąg dalszy nastąpi.


A więc, mamy tutaj pierwszą cześć nowego opowiadania, mam nadzieje że sie spodoba, dalsza czesc juz wkrotce. <3

piątek, 28 sierpnia 2015

Zdrajczyni cz. 3 KONIEC ( Ravi x Leo VIXX)



To był błąd, największy błąd w moim życiu, skrzywidziłem najlepszegp, i jedynego przyjaciela, swoja głupotą i brakiem cholernego wyczucia. Faktycznie, wykorzystałem Go w pewien sposób, choć nie byłem tego do końca świadom. Sam nie odebrałbym tego w taki sposób, chociaż, może jednak. Zdałem sobie z tego sprawę za późno. Próbowałem się do Niego dodzwonić, chodziłem do Jego mieszkania, ale nie otwierał drzwi, nie mogłem Go złapać. Czułem się okropnie. Byłem bezradny, źle spałem, nie chciało mi się jeść. Minęły chyba dwa miesiące. Wróciłem do swojej dziewczyny, zadziwiająco dobrze się nam układało, ale nie czułem się już tak samo. Pewnego popołudnia gdy wróciłem do domu, nie zastałem swojej dziewczyny. Zdziwiło mnie to trochę, co więcej, gdy poszedłem do naszej sypialni, nie znalazłem żadnej jej rzeczy i walizek, zupełnie nic. Nie rozumiałem o co chodzi. Dopiero na szafce znalazłem liścik.

-'' Stwierdziłam że to nie ma sensu, nie kocham Cię już ani trochę, mam kogoś lepszego, ciekawszego. Żegnam. Nie dzwoń nawet, zmieniam numer telefonu. ''

No i proszę, tego się nie spodziewałem, już myślałem że między nami wszystko gra, że jest wszystko dobrze, a jednak... Nie do końca najwyraźniej, ale może i lepiej? Tyle że, zostałem teraz zupełnie sam. Bez wsparcia, bez bliskiej osoby. Poszedłem do salonu i włączyłem sobie muzykę, jednakże przerwano mi dzwonkiem do drzwi. Poszedłem otworzyć a tam co?

- Witam Pana, Panie Leo. Komornik z urzędu, mam niestety nie za dobre wieści. Od 5 miesięcy nie otrzymywano od pana żadnych opłat za dom, w tej chwili pana konto jest całkowicie puste i z przykrością powiadamiam że zajmujemy pana dom, ma pan dwa dni, żeby spakować rzeczy i się wynieść.

- Słucham? Ale jak to?! Przecież... O nie, nie płaciła za rachunki... Wydawała te pieniądze.

- O czym pan mówi?

- Moja była dziewczyna jest powodem, proszę, ja nie mam gdzie się podziać, nie możecie mnie wywalić z mieszkania...

- Niestety, ale nie ma innego wyjścia, nie dostał pan zawiadomienia zadnego?

- Ta suka wszystko musiała schować albo spalić... Niczego nie wiedziałem... Błagam...

- Niestety, nic nie da się zrobić, mogę ewentualnie dac panu nieco więcej czasu, trzy dni, nie więcej... Bardzo mi przykro, tu jest pismo.

- Rozumiem, dziękuje...

Kiedy komornik odszedł ja upadłem na kolana załamany i ukryłem twarz w dłoniach, czułem się jak śmieć. Straciłem wszystko, najbliżeszego przyjaciela, dom, pieniądze, zostałem sam, bez niczego, nie wiedziałem co mam zrobić... Wyszedłem z domu, lało jak z cebra, a ja narzuciłem tylko kaptur kurtki na głowę i poszedłem jakoś bezwiednie do parku, usiadłem na ławce i ukryłem twarz w dłoniach. Nie miałem pojęcia co począć. Kompletnie.

~~~~~~~~~~~~

Dwa miesaiące, pełne, miesiące, a ja wciąż nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Chciałem zapomnieć, odpocząć od tego wszystkiego, nie myśleć o tym co stało się ostanimi czasy.  Jak co wieczór szedłem pobiegać, mimo że pogoda była kiepska, lało jak z cebra, ale musiałem trzymać formę, i czułem się lepiej kiedy trochę pobiegałem. Udałem się do ulubionego parku, który zawsze mnie odprężał. Gdy biegłem ścieżką zauwazyłem znajomą sylwetkę na ławce, nie spodziewałem się go tutaj, zwłaszcza siedzącego w miejscu w taki paskudny deszcz, dodatkowo zimny. Podbiegłem bliżej.

- Leo? Co Ty tu robisz?

Wyglądał źle, był naprawde wymęczony, schudł.

- Ravi? Ja... Ja nic, siedze sobie tu, bo... ja... nie mam gdzie się podziać.

- Co Ty pleciesz? Wracaj do swojego mieszkania, człowieku, dostaniesz zapalenia płuc.

- Jakiego mieszkania? Nie mam gdzie wracać, wywalili mnie z mieszkania. Przyszedł komornik, ta zdzira nie płaciła rachunków jak ja prosiłem, prawie pół roku, dostałem ostrzeżenia podobno listowne... Pewnie je ukryła, nie powiedziała nic. Zostałem zupełnie bez niczego, bez dachu nad głową. Mam trzy dni na zabranie rzeczy, jeśli nie, nie dostane nic.

Zatkało mnie, nie wiedziałem co mam powiedzieć.

- Chodź do mnie do mieszkania, nie siedź na deszczu, jutro zabierzesz swoje rzeczy do mnie, mam miejsca na tyle w domu, wolny pokój. Możesz mieszkać u mnie, aż odzyskasz mieszkanie. Musisz iść na policję, może uda Ci się coś wskórać...

- Ja.. Dziękuję...

- Nie masz za co, chodź z tego deszczu.

Mruknąłem tylko i ruszyłem do domu. Nie wiedziałem czemu, ale Jego widok sprawił że czułem się dziwnie. Bolało mnie jakby serce, mysli szalały i kręciły się wciąz wokoło jednego tematu. Wokoło tego, co działo się między nami tamtego dnia, ja wtedy czułem że mam wszystko czego potrzebuje w ramionach, w tej jednej chwili też to straciłem. Nie zamierzałem mu tego wypominać, stało się to co się stało, ale rana w sercu zostanie, już chyba na zawsze. Kiedy dotarliśmy do domu, wpiściłem Go przodem i zdjąłem z siebie mokre buty, kurtkę, po czym zaniosłem wszystko do łazienki, powiesiłem żeby wyschło. Udałem się do swojej sypialni, tam wyjąłem dwie pary dresów takich wygodnych do spania, i dwie koszulki. Jeden komplet wręczyłem mu wraz z parą swieżej bielizny.

- Może być nieco za duze, ale w tej chwili nie mam nic innego wygodnego do spania.

- W porządku, dziękuję..

- Idź weź gorący prysznic, ja przygotuje Ci swieżą pościel w pokoju.

Odparłem i odszedłem w kierunku pokoju gościnnego. Tam przygotowałem mu łóżko do spania, po czym sam udałem się do drugiej z łazienek jakie miałem w domu a tam, wziąłem ciepły prysznic przebierając się w ciuchy do snu. Kiedy byłem już odświeżony, poszedłem do swojej sypialni. Słyszałem że Leo już krząta się w swoim pokoju. Włączyłem jakiś folm w telewizji, i za dłuższy czas, usnąłem.

~~~~~~~~

Około 1 w nocy, obudziło mnie lekkie szturchanie. Uchyliłem powieki i ujrzałem Leo, owinietego Jego kołdrą. Usiadłem na łóżku i zapaliłem lampkę nocną, która ledwie rzucała światło.

- Leo? Co jest?

- Nie mogę zasnąć, mam dreszcze... Masz jakieś leki?

- Hm? Mówiłem Ci że się pochorujesz, pokaż czoło.

Mruknąłem cicho i przetarłem oczy po chwili przykładając dłoń do Jego czoła aż burknąłem. Był rozpalony.

- Połóż się i przykryj też moją kołdrą, zaraz przyniosę Ci leki.

Posłusznie wykonał moją prośbę, a własciwie rozkaz a ja poszedłem do kuchni. Tam przygotowałem mu herbatę z miodem i cytryną na rozgrzanie, i do tego coś na gorączkę i ogolnie przeziębienie. Wróciłem ze wszystkim do pokoju.

- Proszę, weź leki, a ja przyniose okład.

Poszedłem do łazienki, zmoczyłem chłodną ściereczkę i wróciłem z nią do sypialni. Tam Leo, siedział otulony kołdrami popijając herbatę. Był taki pokorny, niewinny.

- Ravi...

- Nic nie mów, wypij spokojnie.

- Właśnie że będę mówił, teraz to Ty siedź cicho.

Zamilkłem więc.

- Przepraszam Cię że byłem idiotą, że Cię zraniłem, że sprawiłem że się odsunąłeś ode mnie, że Cię ie słuchałem, że uważałem się za mądrzejszego, a tak naprawde jestem durny i nic nie warty. Przepraszam że przez ten cały czas, broniłem jej mimo że faktycznie już dawno powinna zniknąć z mojego życia. Mam teraz nauczkę, straciłem wszystko, dom, miłość...Ci...

W tej chwili mu przerwałem zamykając mu usta pocałunkiem. Czułem jak od Jego ciała biło ciepło, gorączka Go rozkładała, ale mówił do rzeczy. Wiedziałem żwe chciał przeprosić, ale gadał jak najęty.

- Ravi...

- Cicho Leo, wszystko będzie dobrze, wybaczam Ci... I nie straciłeś mnie, ani mojej miłości do Ciebie, nie umiałbym ot tak sobie Ciebie wymazać z pamięci.

Widziałem znow ten szczery uśmiech, to jak lekko zagryza dolną wargę, to był uroczy widok. Wtuliłem Go mocno w siebie i okryłem nas oboje kołdrą.

- Musisz wyzdrowieć, a o mieszkanie się nie martw, odzyskamy je, możesz mieszkać ze mną ile tylko chcesz..

- Więc chcę na zawsze... Ravi?

- A więc prosze... Słucham Cię, Leo.

- Kocham Cię.

- I ja Ciebie, głupku, i ja Ciebie... Ale śpij teraz, jutro też jest dzień....

Nim się spostrzegłem usnął w moich ramionach, a zaraz po Nim i ja. Znów miałem swoje szczeście w ramionach, znów było wszystko tak jak chciałem.


Koniec.



No i mamy koniec. <3
Szykuje mi się coś nowego, ale co z tego wyjdzie, zobaczymy. Miłego czytania. <33333

środa, 19 sierpnia 2015

Zdrajczyni cz. 2 ( Ravi x Leo VIXX)


Po wczorajszym wieczorze, czułem się nieco inaczej, Ravi jak zwykle pomógł mi, sam fakt że przyjeżdżał kiedy tylko chciałem, był dla mnie niesamowicie ważny, miałem w kimś oparcie. Było popołudnie, spaliśmy dośc długo, a kiedy Ravi pojechał do domu, ja nieco doprowadziłem się do ładu i czekałem na powrót swojej dziewczyny. Czekałem dziś na jakiś impuls który pozwoli mi na odmówienie jej, chciałem... chciałem zrobić tak jak radził mi Ravi. Usłyszałem chrzęst klamki, serce szybciej mi zabiło.

- Kochaaaanieee!

Zauważyłem jak wbiega do pokoju, rzuciła mi się na szyję siadając na kolanach, a ja westchnąłem tylko cicho i uśmiechnąłem się najbardziej sztucznie jak tylko umiałem.

- No cześć Kochanie..

- Leoooś, pojdziemy na zakupki? Widziałam taką ładną sukienkę i butyyy...

- Nie.

I stało się, powiedziałem to. Poczułem taką cholerną ulgę, że wkońcu powiedziałem ''Nie''.

- Co takiego? Dlaczego?

- Bo nie mam ochoty iść na zakupy, masz wystarczająco dużo ubrań. Po za tym, wolałaś iść do koleżanek wczoraj niż spędzić czas ze mną.

Dziewczyna wstała a ja spojrzałem na Nią spod ciemnej grzywki.

- Ty chyba teraz żartujesz?! Mam swoje życie i bede wychodzić kiedy bede chciała! Ty mnie zwyczajnie ograniczasz!

- Nie mówię że nie wolno Ci wychodzić, ale ja wczesniej planowałem ten wieczór! I miałaś to gdzieś!

- Wiesz co?! Nienawidze Cię! Wyprowadzam się do przyjaciółki, a z nami koniec! Zabiorę jutro swoje wszystkie rzeczy. A Ty sobie tu gnij, jesteś żałosny, gówno nie facet.

Poczułem jakbym dostał nożem między żebra, zabolało, naprawdę... Co ja narobiłem... dlaczego go posłuchałem... Byłem w takim szoku, że nawet nie usłyszałem kiedy z trzaskiem drzwi wyszła z mieszkania. Ukryłem twarz w dłoniach i rozpłakałem się jak dziecko, jak pięcioletnie dziecko które straciło zabawkę. Wstałem i poszedłem załamany do barku, a tam... ucieczka od problemów... Alkohol.

~~~~~~~~~~~~

Leo dziś nie dzwonił, odkąd wróciłem do domu, nie miałem od Niego znaku życia, a obiecał mi że jak tylko ta dziewczyna wróci do domu, da mi znać jak to wszystko się potoczyło. Ale ani znaku życia.. Zaczynałem się już martwić, więc zadzwoniłem do Niego, ale telefon milczał... Do późnego wieczora próbowałem się dobić do Niego, ale na marne. Zaczynałem się poważnie martwić, nie wiem czemu, przecież to dorosły mężczyzna, ma swoje życie, dobrze wie co robi, może przeszkadzam mu w spędzaniu czasu ze swoją... ukochaną... a może... i nagle dzwonek do drzwi. Było już naprawde późno, ubrany w luźne spodnie dresowe i podkoszulek podszedłem otworzyć drzwi, a za nimi, ku mojemu zdziwieniu stał niedbale ubrany, potargany i co więcej? Pijany... Słaniał się na nogach.

-Leo? Co z Tobą?

I w tej chwili dopadł do mnie i zaczął uderzać pięściami moje ramiona, klatkę piersiową, co więcej zaczął cicho.. łkać?

- Nienawidze Cię, rozumiesz? Nienawidzę, tak bardzo. To Twoja wina! Tylko Twoja!

- Ale Leo! Co się do diabła stało?! Uspokoj się!

Złapałem Go mocno za ręce żeby przestał mnie nimi okładać.

- Zostawiła mnie... Zostawiła... Jestem zupełnie do niczego. Do niczego. Ona mnie nie kocha już, nienawidzi... Bo odmówiłem...

- Leo, zastanów się co Ty właściwie wygadujesz? Skup się i spojrz na mnie. Odmówiłeś jej przyjemnostki a ona Cię zostawiła bez cienia wątpliwości. Dobrze zrobiłeś, zasługujesz na kogoś lepszego, o wiele lepszego, zastanów się do diabła.

- Ale... Ona... Ja jej się nie podobam nawet, napewno. Dlatego tak mnie zdradzała... Mogłem jej dziś nie odmawiać. Wróciła do domu taka zadowolona, chciała spędzić czas na zakupach... A ja co? Posłuchałem Ciebie!

I masz, znów to samo, wyrwał swoje ręce i zaczął się szamotać. Ja wkońcu zatrzasnąłem drzwi od domu i wciągnąłem go wgłąb mieszkania. Przyparłem Go do ściany i znów złapałem mocno za ramiona.

- Leo uspokój się! Czy Ty nie rozumiesz że Ona na Ciebie nie zasługuje? Jesteś dla niej tylko źródłem dochodów, jesteś Jej tylko potrzebny po to, żeby miała gdzie mieszkać, żeby  miała skąd brać pieniądze na kolejne szmatkio do ubrania, co ważniejsze, nie dla Ciebie. Czy wy kiedyś byliście blisko? Bliżej niż tylko przytuleni? Bliżej niż podczas pocałunku? Czy Ona kiedykolwiek pozwoliła Ci się dotknąć inaczej? Przecież bliskość fizyczna w związku też jest potrzebna.

W tej chwili uspokoił się i spuścił głowę w dół. Czyli jednak trafiłem w ten punkt... Zrobiło mi się głupio, że stał tak przede mną totalnie przygnębiony, i to jeszcze z mojej winy.

- Leo, chodź, położysz się spać, musisz odpocząć, wytrzeźwieć..

- Chodź ze mną..

No tego to sie nie spodziewałem, ale skinąłem głową i poszedłem z Nim do swojej sypialni, na wygodne łóżko, chłopak zdjął z siebie spodnie i koszulę, zostając w podkoszulku i bieliźnie. Miałem jednak wrażenie że nieco się... krępuje? Uśmiechnąłem się tylko i sam usiadłem na brzegu lóżka czekając aż się ułoży wygodnie.

- Połóż się obok...

I znów kolejny szok, nie wiedziałem czy to przez to że był pijany, czy ogólnie, ale cholera, był tak niewinny a mnie to pociągało. Posłusznie jednak ułożyłem się obok na boku twarzą do Niego jednakże byłem w bezpieczniej odległości. Nie chciałem zaburzać Jego strefy osobistej, ku mojemu zdziwieniu jednak, poczułem jak przysuwa się do mnie aż znalazł się całkowicie blisko, dodatkowo obejmując mnie ramieniem w pasie.

- Leo?

- Nic nie mów, prosze...

Zamilkłem więc spoglądając na Niego, na Jego nieco drobniejsze ciało, ukryte w tej chwili w moim. Zgarnąłem Go bliżej siebie i poczułem tylko jak zupełnie znika w moich objęciach. Uniosł głowę spoglądając na mnie tak niepewnie, jakby z lekkim zakłopotaniem. Nieco się uniósł i przygryzł dolną wargę, wiedziałem że się denerwuje, zawsze ją gryzł kiedy coś Go stresowało, lekko sięgnąłem dłonią do Jego twarzy, zatrzymałem się jednak na chwilę, nie będąc do końca pewien czy to dobry pomysł, ale ułożyłem zaraz dłoń na policzku mężczyzny, kciukiem lekko wyzwalając Jego wargę spod mocnego przygryzienia. Spojrzał mi wtedy wreszcie w oczy, widziałem w nich lekką mgłę spowodowaną alkoholem, a na Jego twarzy malowała się taka urocza bezradność, niewinność. Nie mogłem się dłużej powstrzymywać, to było już o wiele silniejsze ode mnie. Pochyliłem się nieco do Niego i musnąłem uchylone wargi mężczyzny, a On lekko drgnął łapiąc mnie za koszulkę na plecach. Nie odsuwając się za bardzo od Niego spojrzałem znów w te ciemne oczy, widziałem jek lekko je przymyka... Więc uznałem to za pewne pozwolenie. Znów musnąłem Jego wargi, raz, drugi, trzeci... Po chwili już nasze usta były ppołączone w pocałunku który powoli stawał się przyjemniejszy, dłuższy. Jego usta były takie jakie myślałem że będą.. Miękkie, delikatne, pełne... Od tak długiego czasu chciałem je poczuć na swoich, choć na chwilę... Czułem jak Jego dłoń lekko przesuwa się po moich plecach, a przed chwilą spięte mięśnie Jego ciała całkowicie się uspokajają, rozluźniają. Lekko przekręciłem się z Nim tak, żeby leżał bardziej na plecach, pode mną, lekko przesunąłem dłonią po Jego policzku odsuwając osta od tych Jego. On w tej chwili uchylił powieki znów zagryzając tak rozkosznie swoją wargę. Jedną z dłoni ułożyłem na Jego biodrze czekając na Jego reakcję, spotkałem się jednak z jej brakiem, więc uznałem to znów za pozwolenie. Wsunąłem dłoń wyżej, pod Jego podkoszulek, sunąc opuszkami palców po ładnie ukształtowanym brzuchu, czułem dokładnie każdy Jego mięsień. Dokładnie tak samo jak to, kiedy je spinał przy dotyku. Złapałem lekko za kraniec koszulki i uznając że jest zbędna, pociągnąłem ją w górę szybkim ruchem pozbywając się materiału z Jego ciała. Poczułem jak lekko drgnął i ku mojemu kolejnemu zdziwieniu tego wieczora, zauważyłem że unosi się do siadu po czym poczułem jak chwyta i moją koszulkę pociągając ją w górę, pomogłem mu pozbyć się jej, a  Leo jakby z namaszczeniem zaznaczał opuszkami palców każdy mój mięsień na ciele, a ja czułem jak dreszcze szaleją mi na plecach i całym ciele. Po chwili Leo klęknął w taki sam sposób jaki klęczalem teraz ja naprzeciw Niego, zbliżył się do mnie i lekko dotykał moje ramiona, obojczyki, szyję, a przy okazji wszystkie tatuaże. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i przesunąłem dłonią po Jego policzku, powoli i delikatnie znów lekko sięgając do Jego ust swoimi. Złapałem Jego dłonie w swoje i splotłem nasze palce razem po chwili lekko przewracając Go znów na plecy na poduszki. Wyplątał swoje dłonie z moich i lekko zadrapał moje lędźwia przyciągając mnie bliżej siebie. Opadłem na Jego ciało swoim i  zacząłem nieco dokładniej całować Jego wargi, powoli i pewnie, a On coraz chętniej odwzajemniał pieszczotę, obejmując mnie ramionami za szyję, a do tego zadrapywał mój kark. Jakby wyczuwał czego chcę, co sprawia mi przyjemność.. Językiem lekko wkradłem się między Jego wargi, zaczepiając nim ten Jego. Mężczyzna cicho westchnął i równie chętnie oddawał tę pieszczotę. A Ja, korzystając z tego że miał zajęte ręce i usta by nie mógł protestować, złapałem za gumkę Jego bielizny i zdjąłem ją szybkim ruchem, po chwili robiąc to samo ze swoją. Lekko oderwałem się od Jego słodkich, miękkich ust patrząc w zamglone przyjemnością oczy mężczyzny. Nie umiałem się już oprzeć tym rozkosznym wargom.

- Pozwolisz?

- R-rób co konieczne..

Widziałem zawahanie na Jego twarzy. Ale nie wstrzymałem się, sięgnąłem do szufladki po lubrykant a dokładniej żel intymny, roztarłem go lekko na swojej męskości, po chwili rozkładając Jego nogi lekko dwoma palcami zacząłem masować Jego wejście, co poskutkowało spięciem przez Niego mięśni, ale nie zbyt mocno. Po chwili zagłębiłem w Nim jeden z palców, co poskutkowało tym że wbił mi paznokcie w przedramię.

- Boli?

Nie odpowiedział mi, zamknął tylko oczy i popuścił uścisk. Lekko poruszyłem palcem kilkakrotnie po czym dosunąłem drugi z nich. Uśmiechnąłem się nieznacznie pod nosem słysząc cichy jęk gdy ten umknął mu z pomiędzy uchylonych warg. Nie za długo drażniłem się z Nim palcami, uśmiechnąłem się cwaniacko i ułozyłem się na Nim. Wsunąłem się w Jego wnętrze powoli i do samego końca. Złapałem Jego dłonie przypierając je do miękkiej poduszki tuż przy Jego głowie, po czym spokojnie czekałem aż przywyknie do mojej obecności w sobie. Grymas na Jego twarzy świadczył o tym że czuł ból i to nie mały, a tego nie chciałem. Wiedziałem że jestem Jego pierwszym kochankiem w taki właśnie sposób. Delikatnie musnąłem uchylone wargi mężczyzny i zacząłem niespiesznie wzruszac biodrami przez co powoli wysuwałem się i wsuwałem znów w Jego wnętrze. Z początku widziałem że sprawiam mu ból, nie chciałem tego, ale nie było innego wyjscia. Poczułem jak drżącymi rękoma obejmuje mnie mocno przyciągając moje ciało do swojego.

- Zostań... tak... blisko...

Słysząc ten cichy, delikatny szept, poczułem jak stado dreszczy przebiega mi po plecach. Cholera, uwielbiałem jak tak szeptał. Przesunąłem dłonmi po Jego bokach, aż na brzuch który lekko zadrapałem, po czym nieco przyspieszyłem i wzmocniłem ruchy swoich bioder. Ta intymność między nami, sprawiła, ze szyłem szybko ogarniającą mnie rozkosz, chciałem tego, jak niczego innego. Od dawna, i teraz miałem Go, tylko dla siebie...

- Leo.. Ja...

- Ravi, nic nie mów... ja wiem...

Wie? Wie że Go kocham? Że od kiedy Go poznałem, miałem nadzieję że kiedyś będziemy razem? Nie, na pewno nie... Ale to nie ważne, objąłem Go mocniej i zamknąłem oczy. Zacząłem lekko całować Jego szyję i ucho, poruszając biodrami miarowo, w miarę mocno. Pokój powoli zaczynał wypełniać się naszymi jękami, westchnięciami. Ciała obojga z nas pokryły się drobnymi kropelkami potu, a podniecenie i przyjemność wzrastały z momentu na moment, z sekundy na sekundę. Muskałem i kąsałem delikatną, jasną skórę Jego szyi. Słyszałem jak cicho prosił o więcej, ten cichutkim szeptem, błagał żebym nie przestawał, a Jego ciało wiło się mimowolnie pod wpływem tego, co się z Nim działo... Czułem że nie wytrzymam już dużo, że to wszystko jest tak intymne, tak wyjątkowe, że przyjemność bierze górę, wygrywa. Ująłem w dłoń męskość mężcyzny, chciałem żeby osiągnął szczyt w tej samej chwili co ja. Widziałem że spodobało mu się moje poczynanie, więc nie przerywałem, tak samo jak i ruchow bioder. Nie trwało to długo, mocniej ucisnąłem Jego męskość i poczułem jak zalewa moją dłoń i brzuch swoim ciepłym nasieniem, mięśnie Jego ciała spięły się tym samym zaciskając na mojej męskości. Nie wytrzymałem i rozlałem się obficie w Jego wnętrzu opadając całkowicie na Jego ciało. Dyszeliśmy oboje nierówno, czułem jak drży, z przyjemności która trzymała się nas po osiągniętej ekstazie. Wysunąłem się z Jego wnętrza i położyłem się obok na plecach zgarniając Jego zmęczone ciało blisko swojego, ułożył głowę na moim ramieniu i delikatnie sunął opuszkami palców po moim tatuażu tuż pod obojczykiem. Okryłem nas kołdrą i przymknąłem oczy.

- Było cudownie...

- Też tak uważam..

Cieszyła mnie ta odpowiedź, ale już po niej, niczego nie pamiętałem, bo usnąłem zmęczony trzymając Go w objęciach.

~~~~~~

Następnego ranka obudziłem się dość późno, uchyliłem powieki i zauważyłem Leo siedzącego na skraju łóżka, ubranego już w bieliznę i podkoszulek. Uniosłem się na łóżku i podsunąłem się blisko Niego obejmując Jego ciało od tyłu po czym ucałowałem lekko Jego policzek.

- Dzień dobry Leo...

- Dzień dobry, Ravi...

- Jak spałeś? Dobrze się czujesz?

- Dobrze i.. dobrze.

- Chyba coś nie specjalnie, hm? Wciąż się nią zamartwiasz? Przecież... Masz teraz mnie, czyż nie?

- Nie Ravi, nie mam Ciebie.

W tej chwili odsunął się ode mnie wciąż na mnie nie patrząc. Nie rozumiałem co się dzieje... Wsunąłem na siebie bieliznę, skarpetki i podkoszulek.

- Co masz na myśli? Przecież my...

- Nie Ravi, nie ma ''my'', nie ma ''nas''.

- Co takiego?

- To co stało się w nocy... To... To nie było nic takiego... To nic nie znaczyło... Ja chciałem poczuć się tylko raz kochany, tak całkowicie w pełni.

Teraz moje serce pękło na tysiąc kawałków, nic nie znaczyło, nic... Te słowa rozbrzmiewały mi w głowie, aż mi się słabo robiło... Nie byłem w stanie niczego powiedzieć. Przez dłuższą chwilę.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie w tej chwili skrzywdziłeś... Myślałem że dla Ciebie znaczyło to tyle samo ile dla mnie...

- Ale Ravi... co Ty...

- Wiesz co? Nie chce mi się Ciebie słuchać, ani oglądać... Teraz to Ty, zabawiłeś się mną, wiedząc bardzo dobrze, jak wiele to dla mnie znaczy. Wiesz że Cię Kocham, albo jesteś na tyle ślepy, że nie widzisz tego...

Ubrałem spodnie, zarzuciłem kurtke na siebie i poszedłem założyć buty. Leo pobiegł za mną i zatrzymał się przede mną.

- Ravi... ja...

- Nic nie mów, nie chce Cię znać... Idź do tej, która tak szczerze Cię kocha.

Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami, wziąłem tylko klucze ze sobą, i miałem nadzieję że nie zastanę go już w domu. Czułem się jakby ktoś dał mi w twarz, wszystko przepadło, serce mi pękło... Szedłem gdzieś, gdzies przed siebie, nie obchodziło mnie gdzie, musiałem ochłonąć... Nie wiedziałem co mam z sobą począć.



I kolejny rodzialik jest, jak dalej się potoczy? Jak Ravi poradzi sobie ze złamanym sercem? Co się stanie z Leo i jego wybranką? Kolejna część już niedługo, <333

wtorek, 18 sierpnia 2015

Zdrajczyni cz. 1 ( Ravi x Leo VIXX)


Nie mogę mu pomóc i czuję sie z tym źle, chciałbym odebrać całe to cierpienie z Jego ramion, ale nie mogę. Jestem pod tym względem bezradny, bo On widzi w Niej wszystko to co chciał kiedykolwiek widzieć. Bzdura. To kłamliwa, zdradziecka szuja, a Leo? Leo nie chce tego widzieć, nie chce rozumiec, wybacza jej za każdym razem, daje jej sie wykorzystywać, a ja? Ja nie mogę nic zrobić. Nie wiem jak długo trwa ten chory związek, i jak długo trwać jeszcze będzie...

~~~~~~~~~~


- Ależ Kochanie, przecież to tylko niewinne wygłupy z przyjaciółmi.

- Niewinne? Ty przecież całujesz tego faceta prosto w usta, to nie jest niewinne... Przecież jesteśmy para...

- Leoooś, daj spokój, to jest nikt ważny, Ty jesteś moim najdroższym Ukochanym przecież wiesz...

Zawsze mi tak mydliła oczy, zawsze sprawiała że jej wierzyłem, a potem znów to samo, ale kocham ją, kocham tak bardzo, że jestem skłonny wybaczać na okrągło, ale może... może to moja wina? Może nie jestem wystarczający?

- Dziś znów wychodzisz?

- Tak Leoś, do koleżanek, na caaałą noc.

- Miałem nadzieję że dzisiejszy wieczór spędzimy razem.

- Oh, wybacz Misiu, ale nie dam rady tego odwołać, jutro spędzimy razem czas.

- Jutro pracuje, dobrze o tym wiesz. Ale nie ważne, baw się dobrze.

- Dziękuję Leo, wynagrodze Ci to.

Niczego już nie powiedziałem, poczułem tylko pocałunek na policzku, a dziewczyna zniknęła w łazience żeby do końca się wyszykować. Czasami czułem się taki samotny...  Bez niczyjego wsparcia, ale jednak był ktoś, kto zawsze był dla mnie... O każdej porze. Czasami wydawało mi się nawet.. A z resztą, to nie wazne.

~~~~~~~~~~~~

Usłyszałem telefon, było już dość późno wieczorem, więc spodziewałem się tylko jednej osoby - Leo. Tylko On zwykł dzwonić tak późno, ale nigdy nie miałem mu tego zazłe, wiedział że może mi ufać, że byłem dla Niego dostępny w każdej chwili, jak nie pod telefonem, to osobiście w miarę możliwości. Odebrałem prędko.

- Tak Leo? Coś się stało?

- Ravi? Możesz przyjechać? Wiem że jest późno, ale... potrzebuję Cię.

Cholera, zawsze gdy słyszałem te dwa słowa czułem się jak na jakiejś zakichanej karuzeli, wiedziałem w jakim sensie mnie potrzebuje, a jednak ja, interpretowałem to wszystko po swojemu, tak jak ja chciałem, a nie jak było naprawdę. Otóż, ja, Ravi, jestem zakochany, w Leo, od długiego już czasu, właściwie odkąd pamiętam, odkąd się znamy...

- Oczywiście że tak, tylko daj mi jakieś pół godziny, bo muszę się ubrać.

- Piżamy nie bierz, jest u mnie, świeżo wyprana czyściutka.

Zaśmiałem się tylko słysząc co powiedział o piżamie, sam wyczułem lekki śmieszek w Jego tonie głosu i znów zrobiło mi się tak przyjemnie ciepło.

- Dobrze, więc niedługo będę.

- Czekam, Ravi.

Rozłączyłem się i miałem ochotę eksplodować od nadmiaru uczuć, on nawet moje imie wymawiał w taki sposób że czułem że serce zaraz ucieknie mi gardłem. Zebrałem się do kupy, ubrałem zwykły podkoszulek i ciemne dopasowane spodnie, tak jak zwykle sie ubierałem. Zwyczajnie. Zarzuciłem jeszcze cienką bluzę na górę bo noce bywały chłodne, po czym natychmiast wsiadłem w samochód jadąc do domu przyjaciela. W głowie szumiały mi Jego słowa ''potrzebuje Cię''. Nim się obejrzałem byłem już na miejscu, wysiadłem i już chciałem zapukać do drzwi ale otworzył mi je nim zdołałem, widziałem że znów chodzi o te dziewczynę, znów coś zrobiła, znów Go skrzywdziła. Nie raz, miałem ochotę ją osobiście odwiedzić, z nieprzyjemną wizytą, ale jakoś, nigdy nie miałem serca, bo Leo... No własnie, Leo za bardzo ją kocha a jeśli ja bym się w to wmieszał, zostałby sam, jednocześnie straciłbym Go..

- Leo, co się stało?

- Znów wyszła z domu, znów Jej nie ma... A ja przygotowałem kolację. Zjesz ze mną?

- Pewnie że tak, z miłą chęcią.

- Wiesz? Ja powoli już nie wytrzymuje tego wszystkiego..

- Powoli? Ja Ci się dziwię że dawno jej nie kopnąłeś w ten rozlazły tyłek.

- Ravi! Nie mów tak...

- Kiedy taka jest prawda, Leo, Ty jesteś ślepy, bo wiem że nie jesteś głupi, więc jak inaczej chcesz to nazwać?

- Dobrze wiesz że ja ją Kocham, Ravi, najmocniej jak umiem...

Znów ta sama śpiewka, znów to samo, od nowa, miłość, co to za miłość jeśli jedno depta drugie? Odkąd pamiętam, zawsze tłumaczył to wszystko tak samo, uczuciem jakim ja darzy, ale wszyscy dobrze wiedzą że to zdradziecka szuja. Wykorzystuje Go na każdym kroku, wyłudza pieniądze, udaje taką zakochaną, a zdradza za każdym razem gdy nadaży się okazja.

- Tak, tak, wiem, ale Ona Ciebie najwyraźniej nie...

- Ja wiem że Ona mnie kocha, ale... popełnia błędy, kiedyś się nauczy..

- Kiedyś? Leo, nie rozśmieszaj mnie, jesteście ze sobą już tyle czasu, a Ona robi się z dnia na dzien gorsza, to nie wróży niczego dobrego. Wykończysz się, a ja tego nie chce...

- Wszystko będzie dobrze, wiem to...

Znów to samo, nienawidzę tych trzech słów, ''wszystko będzie dobrze'' gówno a nie będzie dobrze, nienawidzę jej, tak bardzo...

- Dobrze, skoro tak mówisz.. Ale proszę, odmów jej choć raz czegoś, bo Ona, nigdy nie przestanie, nigdy nie będziesz żyć w normalnym związku, odmów jej pieniędzy, wyjścia, czegoś żeby poczuła że Ty też jesteś asertywny, niech zrozumie że nie jesteś Zabawką.

- Wiesz że nie umiem...

Nie wytrzymałem.. Podszedłem do Niego, złapałem Go za ramiona i lekko Nim potrzasnąłem patrząc w te ciemne oczy. Spojrzał na mnie nieco przestraszony, nieco zdziwiony.

- Posłuchaj mnie uważnie, Leo, jesteś świetnym mężczyzną, przystojnym, silnym, troskliwym, wiem dobrze że potrafisz jej odmówić. Zapomnij na chwile o tym co czujesz, zaznacz wyraźnie pewne granice. Nie jesteś bankomatem i szmatą do podłogi która jest potrzebna tylko czasami, wiem że jest Ci cięzko, bo Twoje serce krzyczy głośniej od rozsądku, ale dobrze wiesz, że tak będzie o wiele lepiej.

Mruknąłem tylko i odsunąłem dłonie od Niego po czym odwróciłem się z zamiarem pójścia do salony gdzie czekała kolacja, poczułem jednak jak chłodna dłoń chłopaka łapie tę moją. Zatrzymałem się w pół kroku i odwróciłem do Niego.

- Leo?

- Dlaczego mi pomagasz? Dlaczego... wspierasz?

No to mi zadał pytanie. I co ja miałem powiedziec? Słuchaj kocham Cię od nie pamiętam kiedy i wiadomo że będę Ci pomagać. Musiałem wybrnąć z tego inaczej.

- Leo, jesteśmy przyjaciółmi od dawna, ja może wyglądam na takiego zimnego typa, ale nie jest mi obojętne to jak się czujesz, życzę Ci jak najlepiej, chcę żebyś był wreszcie szczęśliwy.

Widziałem że w kąciku Jego oka błysnęło coś na kształt łzy, więc aż tak był zmęczony tym wszystkim? Czy aż tak wzruszyły Go moje słowa? Po chwili poczułem jak lekko opiera głowę na mojej klatce piersiowej, tak spokojnie, zwyczajnie. A ja? Ja nie wiedziałem jak się zachować... Nie lubił dotyku, a jednak w tej chwili był tak blisko, trzymał wciąż moją dłoń, a ja czułem jak ciarki przebiegają mi po plecach. Lekko ułożyłem wolną dłoń na Jego głowie i zacząłem delikatnie przeczesywać Jego włosy, naprawde ostrożnie. Nie trwało to jednak zbyt długo, puścił moją dłoń i ułożył obie swoje ręce na moich plecach tak delikatnie i ostrożnie, jakbym miał Go odtrącić. Zrobiłem to samo, uważając żeby nie spłoszyć chłopaka, objąłem Go jednak nieco mocniej, pewniej. Nie uciekł, nie odsunął się... Miałem nadzieję że serce mi się uspokoi, bo jeszcze troche ucieknie mi gardłem.

- Ravi?

- Tak Leo?

- Czemu serce Ci tak wali? Źle się czujesz?

- Nie, nie, skąd.

- Zdenerwowałem Cię tym że Cię objąłem?

No i masz, uciekł z moich objęć spłoszony jak sarna w lesie. Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się nieznacznie do Niego.

- Nie, tylko nie wiedziałem jak się zachować, dobrze wiem że nie lubisz... No to było coś nowego dla mnie...

Zaśmiałem się cicho pod nosem i pokręciłem głową uśmiechając się lekko. A On znów nieco speszony udał się do salonu ciągnąc mnie za rękaw bluzy którą wciąż miałem na sobie. Poszedłem za Nim i usiadłem przy zastawionym pysznie stole i tak upłynął nam wieczór, na rozmowie, jedzeniu... Zapomniał o tym co się stało, znów się uśmiechał, znów był takim sobą, jakiego Go pamiętałem... Ciekawe, na jak długo...




Mamy coś nagłego, jako że zadebiutowali naszła mnie ochota i pomysł na podstawie teledysku nieco. Wiem że nie skończyłam jeszcze Takuyi i shin'a, ale do nich wrócę jak wena na ten pomysł zostanie wyczerpana. <3333
miłego czytania.<3