Typ: FLUFF
Parring YoonMin
Chłód.
Ostatnio byłeś zimny, nie przyjemny, nie rozumiałem czemu, a moze nie chciałem rozumieć? Byliśmy już trochę czasu w zespole, ale z dnia na dzień się zmieniałeś. Niby było dobrze, śmiechy, wygłupy, ale kiedy sie zbliżałem przy chłopakach zaraz sztywniałeś, robiłeś się inny, chłodny.
Na dworze było coraz zimniej, właściwie czego się dziwić skoro właściwie zima była już za pasem, śnieg nawet śmiało pruszył z nieba, patrzyłem spokojnie za okno zastanawiając się co dziś będziemy robić, o ile będzieMY. Tak, MY. Ostatnio każdy zajmował się sobą, ale to pewnie dlatego że zbliżały się po mału święta, każdy z nas miał nadzieję na odwiedziny u rodziny. Tylko ja jakoś nie specjalnie miałem gdzie się podziać. Moi rodzice nie chcieli ze mną rozmawiać odkąd zająłem się karierą muzyczną. Cóż, chciałem spełniać swoje marzenia, ale dla Nich było to chyba nie istotne. Czułem się paskudnie mimo tego że wszyscy tak radośnie skakali wokoło. Ta radość mnie właśnie przytłaczała, chciałem żeby było już po wszystkim, żeby nasze życie wróciło do zwykłej normy, do tej codzienności. Koncertów, wywiadów, fansign'ów. Ale przede wszystkim, brakowało mi JEGO. Był całkiem nieobecny, zwłaszcza dzisiaj.
- Yoongi? Coś się stało?
Chciałem przełamać to milczenie jakie panowało w pomieszczeniu w którym się znajdowaliśmy. A pomieszczeniem był salon naszego Dormu. Nie odpowiedział. Nawet na mnie nie spojrzał. To bolało. Znów bolało. Ten chłód jaki od Niego bił. Westchnąłem ciężko i podszedłem do Niego bliżej.
- Czemu mnie ignorujesz? Co takiego zrobiłem?
- Daj mi spokój, Jimin.
No i znów to samo. Było mi na tyle przykro że wyszedłem bez słowa z pokoju i poszedłem do siebie. Zamknąłem się tam nie mając ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Zamknąłem się w swoim pokoju i włączyłem telefon, kiedy go odblokowałem moim oczom ukazała się tapeta... Tak, nic innego jak moje zdjęcie wspólne z Sugą. Oboje byliśmy na nim tacy... Szczęśliwi? Tak, dokładnie tak, a przynajmniej takie sprawiamy pozory. Zacząłem przeglądać zdjęcia nieświadomie się coraz bardziej pogrążając w żalu, smutku i pewnego rodzaju samotności. Czułem się wypluty z uczuć, zupełnie. Nie chciałem się tak czuć, nie lubiłem się tak czuć. Z resztą kto lubi? Usyszałem pukanie do drzwi. Zablokowałem telefon i usiadłem wzdychając.
- Proszę...
Do pokoju wszedł Suga mając ręce w kieszeniach.
- Chodź ze mna do sklepu. Pomożesz mi znaleźć coś dla J-hope na świeta. Wylosowałem Go i muszę coś poszukać, a Ty znasz Go chyba najlepiej z nasz wszystkich.
Ah, więc potrzebował mnie tylko dlatego? Świetnie... Ale cóż to wciąż czas razem spędzony.
- Dobrze, ubiorę się.
- Czekam na dworze.
No i znów ten chłód. Suga który zawsze był dla mnie taki... cudowny, teraz był zimny, odsuwał się ode mnie. Był coraz dalej, coraz mniej czułem to szczęście. Coraz... A nie ważne, było mi źle... I tyle.. Kiedy wyszedł z mojego pokoju wsunąłem na nogi swoje ulubiona białe buty, wysokie trapery. Suga pomógł mi je wybrać.. Tak, znów On. Wygląda to tak jakbym nie widział świata poza Nim. A może i tak włąśnie było? Zarzucając na siebie szal i kurtkę wyszedłem z pokoju zamykając go. Poszedłem na zewnątrz budynku i kiedy dołączyłem do Sugi uśmiechnąłem się lekko ale nie odtrzymałem tego samego w zamian. Szedłem z Nim w milczeniu, kilka razy chciałem coś powiedzieć, ale jakoś... bałem się. Znów tego chłodu. Wystarczyło że tego wieczora było niesamowicie zimno. Panowała wręcz minusowa temperatura. Doszliśmy do wysokiego dość budynku, było to centrum handlowe które miało pięć pięter w górę i trzy w dół, z czego trzecie był to parking. Kiedy weszliśmy do budynku od razu udaliśmy się do mojego ulubionego sklepu. Było tu pełno gadżetów, biżuterii, ubrań, wszystko po kolei.
- Co podobałoby Cię J-hope? Jak myślisz?
Aż zaniemowiłem na chwilę kiedy się tak nagle do mnie odezwał.
- Hm, myślę że to.
Podałem mu białe słuchawki, z wzorkami. Takie duże, na uszy, idealne na zime bo były lekko obite futerkiem, zupełnie jak nauszniki.
- A Tobie? Tobie się podoba?
- Hm? Skąd to pytanie?
- A no zapytac nie można? Podobają się czy nie?
- No tak, są świetne, i myślę że J-hope będzie uważał tak samo.
- To w porządku. Pojedziemy jeszcze na dół do sklepu bo chcę w coś łądnego to zapakować i włlożyć mu do prezentu coś słodkiego. Musimy zdążyć zanim zamkną sklep.
Skinąłem tylko głową i ruszyłem z nim do windy. Wsiadlem do środka i przycisnąłem guzik na poziom minus dwa. Nie miałem pojęcia że tego pożałuję... Kiedy wszedł do środka i drzwi się zamknęły winda ruszyła. Oparłem się o ściankę milcząc kiedy nagle zamrugało światło i ta cholerna winda stanęła. Otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem na Sugę.
- Co do...
Jęknąłem cicho i podszedłem do drzwi. Ekranik wskazywał że byliśmy gdzieś pomiędzy poziomem zero a minus jeden.
- Nie... Nie, tylko nie to.
Wtedy odezwał się głos z głośniczka.
-'' Drodzy klienci, prosimy udać się spokojnie do wyjścia, mamy poważną awarię i nasi technicy muszą się tym zając jak najprędzej. Przepraszamy za kłopot. ''
- Cholera jasna!
Suga krzyknął a ja się zlęknąłem. Byłem naprawde przerażony. Nie wiedziałem czy dlatego że ugrzęźliśmy nie wiadomo na ile pomiędzy piętrami, czy dlatego że chyba miałem coś w rodzaju klaustrofobii?
- Yoongi, co teraz?
- Nie wiem, nie mam pojęcia. Szlag by to trafił.
Usiadłem pod ścianką i objąłem rękoma swoje nogi, Suga nerwowo wciskał guzik od wzywania pomocy, ale nie chciał działać, za nic... A wandale pozdzierały w windzie nimery kontaktowe, ale co nam po numerach? Skoro nie było zasięgu? Cóż, sprawdziłem.
- Nic nie poradzimy, musimy zaczekać aż ktoś tu przyjdzie i sprawdzi winde, albo wróci prąd, czy coś...
Szepnąłem niby spokojnie, ale wcale się tak nie czułem. Gorzej że robiło się zimno, i to strasznie zimno. No tak, ogrzewanie też szlag trafił a w windzie to już w ogóle. Począłem lekko pocierać swoje ramiona zauważając że puszczam z ust parę przy wydechu.
- Zimno.
- Ogrzewanie im nie działa, musimy jakos przetrzymac ile się da.
- Suga, czemu taki jesteś?
- Taki? Znaczy jaki?
- Taki chłodny... Ostatnio nie traktujesz mnie normalnie. Kiedyś bylismy oboje weseli, cieszyliśmy się swoim towarzystwem, byliśmy blisko, a teraz? Teraz jest chłodno, nie przyjemnie, burczysz coś na mnie. Potrzebuję Twojej bliskości, takiej jak kiedyś.
Kiedy usiadł opierając głowę o ściankę windy spojrzałem na Niego uważnie.
- Jimin, to nie jest takie proste. Jesteś dla mnie bardzo ważny. I sam potrzebuję Twojej bliskości do życia, ale ciężko mi się samemu sobie do tego przyznać, nie wiem jak zareaguje reszta na wieść o tym że jesteśmy sobie bliscy niż im się wydaje. Lubię spędzac z Tobą czas, lubię być blisko Ciebie, ale dom mnie ogranicza.
- Ja nie chce żeby tak było, mam dośc tego wszystkiego. Jest mi źle...
- Nie chciałem żeby kiedykolwiek było Ci źle z mojej winy.
- Ale tak jest, czuję się jak taki zapomniany śmieć w niektórych momentach.
Zadrżałem, było mi strasznie zimno, byłem zmarźlakiem, w porównaiu do Sugi, On zawsze był ciepły, zawsze było mu ciepło. A ja wiecznie zmarźlak. Zauważyłem że podniósł się, podszedł bliżej mnie, przysiadł obok i mocno mnie objął ramieniem wtulając w siebie moje ciało. Mocniej drgnąłem, ale szybko objąłem Go ramionami opierając głowę na Jego ramieniu. Wkońcu poczułem się bezpiecznie, wkońcu poczułem upragnione ciepło bijące od Jego ciała. Westchnąłem cicho ale tym razem błogo.
- Yoongi... wciąż mi zimno.
- Nic nie mów Jimin, wszystko będzie dobrze. Staraj się nie zasnąć. Nie możemy zasnąć.
- Ale kiedy w Twoich ramionach jest mi tak dobrze.
I stało się to czego potrzebowałem aby się rozbudzić, natychmiast zrobiło mi sie gorąco. Poczułem jak unosi mój podbródek w górę łapiąc Go wcześniej w dłoń po czym lekko wpija się w moje usta swoimi. Westchnąłem cicho i natchmiast zarzuciłem rękę za Jego szyję nie chcac żeby się odsuwał. Począłem lekko oddawać pocałunek zamykajac przy tym oczy. Czułem jak mocno mnie zgarnia w swoje ramiona, jak tylko swojego, i wyłacznie swojego. Chciałem się tak czuć, chciałem żeby mnie tak trzymał, żeby tak mnie traktował. Jak tylko swojego. Już nie czułem tego chłodu, już nie czułem się źle. Wiedziałem że przetrwam w tej cholerne windzie ile będzie trzeba, póki jestem z Nim, a On jest taki jaki jest.
Czas płynął powoli, a winda jak stała tak stała....
A więc mamy pierwszy rozdzialik. Zobaczymy co będzie dalej z naszą dwójeczka. <3333
To opowiadanie powstało na życzenie pewnego czubka. <3 Tak Agata, dla Ciebie pajacko. <3
Miłej lektury dla wszystkich.
Coś z niczego. Czysta fantazja. BTS, GOT7, VIXX Mam nadzieję, że opowiadania przypadną wam do gustu. ;D
piątek, 14 listopada 2014
niedziela, 9 listopada 2014
Killer cz 3 ( Jackson x Mark GOT7 )
Strzał.
Gdy wyszedłem spod prysznica ubrałem się, wyjąłem papierosy i jednego odpaliłem. Byłem tak bardzo zdenerwowany. Czas mijał, szef się nie dobijał, ale wiedziałem że wkońcu to zrobi. Wciąż nie umiałem się pogodzić z tym że miałem Go zabić, mimo że wmawiałem sobie że nie znaczy dla mnie więcej niż ktokolwiek kogo miałem okazję dotychczas załatwić. Tak nie było. Może gdybym kiedyś się z Nim tak na poważnie związał dziś nie siedziałbym w tym gównie? Ale nie, Pan Jackson uniósł się swoją męską dumą i proszę bardzo, mam za swoje i tak się dla mnie to wszystko skończy. Zostanę zupełnie z niczym mając Go w dodatku na sumieniu. W głowie cały czas obmyślałem plan, jak tu się z tego wywinąć. Nie mogłem ot tak pójść na policje i stwierdzić że w sumie to ja wiem kto stoi za tymi morderstwami bo jest moim szefem - bo od razu by mnie zamknęli do końca tego zasranego życia. Ale z drugiej strony, nie mogłem Go zabić, nie umiałem, zwłaszcza że wciąż był taki jak kiedyś. Niewinny ale kuszący, delikatny ale twardy. Dokładnie taki jakiego Go pamiętałem, i dokładnie taki jakiego... chciałem? Tak, chciałem, ale jestem głupi i wciąż uważam że nie potrzebuję, nie chcę. Tak, lubię siebie samego męczyć. Najwyrażniej...
Siedziałem w swoim pokoju kiedy On jeszcze relaksował się pod prysznicem. A przynajmniej myślałem że to robi bo właśnie w tej chwili wszedł do mojego pokoju odziany w wyraźnie za dużą da siebie koszulę i bokserki. Tylko to byłem w stanie mu w tej chwili dać. A Mark był nieco drobniejszy ode mnie jeśli chodzi o masę. Nie mogłem oderwać od Niego wzroku. Te rudawe potargane mokre jeszcze włosy lekko zachodziły mu na oczy, szczupłe jasne nogi ładnie się eksponowały przez tę koszulę, i były tak kusząco długie. Cholera... Aż znów zabrało mi się na wspomnienia jak pierwszy raz się ze sobą przespaliśmy. Jeszcze teraz dokładnie mogłem sobie wspomnieć jak mnie drapał po plecach, jaką fakturę miała jego skóra. Właściwie nie musiałem sobie przypominać, mogłem to mieć, teraz zaraz w tej chwili. Kiedy stanął na wysokości mojego łóżka i wyraźnie chciał o coś zapytać wstałem i popchnąłem Go na nie. Wiedziałem że to jaki teraz będę będzie mu się podobało, taki był z Niego typ człowieka. Lubił kiedy Nim władałem, kiedy pokazywałem mu do kogo należy, i tak też miałem ochotę zrobić teraz. Kiedy opadł tak swobodnie na poduszki z cichym jękiem uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Zawisłem nad Nim na czworakach i uśmiechnąłem się w ten swój powalający sposób. Mark tylko mruknął cicho pod nosem wyraźnie zadowolony i podsunął się nieco wyżej w górę. Ja oczywiście poszedłem w Jego ślady. Przesunąłem dłonią po JEgo nagim, lekko chłodnym i wciąż wilgotnym udzie, powoli i niespiesznie w górę. Widziałem jak zadrżał, lubiłem ten elektryzujący dreszczyk na Jego ciele za każdym razem kiedy tak Go dotykałem. Ustami zasięgnąłem Jego szyi, tak, była jednym z miejsc które lubiłem najbardziej maltretować. Zostawiałem na wrażliwej, jasnej skórze czerwone ślady, a to od zassania, a to od mocniejszego ugryzienia. W takich chwilach wyczulał mi się słuch, i dokładnie słyszałem to jak rozkosznie wzdycha, jak postękuje. Tak na niego działałem? Ah, cóż to za głupie pytanie. Pewnie że tak. Kochał to. Przesunąłem lekko dłonią po Jego ramieniu z którego wcześniej obsunęła się lekko koszula. Słyszałem jak prosi o więcej. Jednakże nim zdołałem cokolwiek zrobić, nagle do pokoju ktoś wpadł. Poczułem jak dostaję czymś w głowę nim zdołałem jakkolwiek zareagować...
Obudziłem się zrywając zbyt szybko do siadu. Spojrzałem dookoła. Nie dość że mieszkanie było zdemolowane to jeszcze nigdzie dookoła nie widziałem Mark'a. Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem do pozostałych pomieszczeń. Nie było nawet śladu po Nim. Wziąłem w rękę szklankę jaką miałem pod ręką i rzuciłem Nią o ścianę, rozprysnęła się na drobne kawałeczki.
- Kurwa mać!
Krzyknąłem i odgarnąłem swoje kosmyki włosów w tył zagryzając usta. Nie wiedziałem co zrobić, pierwszy raz w życiu czułem się jak zgubione szczenie bez właściciela. Bez rodziców. Bez niczego. Po chwili jednak wpadłem na pewien pomysł gdzie mogę go szukac. Siedziba szefa. Wiedziałem że rzucam się na głęboką wodę, właściwie na śmierć, ale nie widziałem innego sposobu. Wziąłem ze sobą dwa pistolety ktore miałem w tym domu i poszedłem do samochodu ubierając się oczywiście wczesniej. Wszystko wyszło tak pod wpływem chwili. Pojechałem na to miejsce, nie mogłem opanowac swojej złości. Wiedziałem że będą czekać na mnie, na wstępie zastrzeliłem dwóch ukrywając się za samochodem. Miałem pistolet z tłumikiem więc nie narobiłem hałasu. Wszedłem do tego hangaru i zastrzeliłem kolejnego z goryli mojego szefa. Jeden z nich zaszedł mnie od tyłu, kopnął mnie w nerki. Zabolalo do tego stopnia że upadłem na ziemię na kolana. Uniknąłem cudem kolejnego ciosu z jego strony. Poderwałem się z ziemi i wypłaciłem mu porządny cios. Znów oberwałem, tym razem w szczękę. Z bólem i plując krwią z przegryzionej wargi dopabłem do tego kolesia i znów mu przyłożyłem pozbawiając przytomności na dłuższy czas. Znów po tym zastrzeliłem dwóch chłystków. Chciałem Go odzyskać, chciałem Go uratować. Myślałem tylko o Mark'u. Wkońcu przedarłem się do jednego z pomieszczeń za blaszanymi drzwiami. Kiedy tam wpadłem widziałem go tam... Pobitego, miał związane ręce na plecach, krew spływała mu ze skroni, z ust... Dwóch chłystków ruszyło w moim kierunku a mój szef złapał Mark'a za włosy i uśmiechnął się paskudnie. Jednego z tych kolesi udało mi sie odtrącić ale od drugiego oberwałem, i to dość mocno. Poczułem jak coś trzasnęło w moim brzuchu. Cóż innego jak nie żebro? Bolało jak diabli, ale ja musiałem... musiałem Go uratować. Wyjąłem pistolet i strzeliłem do tego dryblasa. Padł na ziemie, wycelowałem do swojego szefa który tylko wciąż się uśmiechał, podniósł Mark'a tak że zasłonił siebie Jego ciałem.
- Wypuść Go, albo Cię zastrzele.
- Nie groź mi, bo wiesz że na nic Ci się to zda.
- Dobrze wiesz że jestem w stanie Cię zabić, teraz, w tej chwili.
- A jak postrzelisz swojego Ukochanego, hm?
Zacisnąłem dłoń na pistolecie i nacisnąłem spust. Bez zawahania strzeliłem mu prosto w łeb. Opadł natychmiast puszczając Mark'a a ten opadł razem z Nim z cichym jękiem. Podszedłem do Niego lekko powłócząc nogą, dopiero tewraz poczułem że chyba coś sobie z nią zrobiłem. Objąłem Go mocno i spojrzałem na Niego uważnie. Uśmiechnął się z trudnością. Widziałem że się rozpłakał. Otarłem mu lekko łzy ciężko oddychając. Żebro miałem złamane na sto procent ale czułem się jakbym miał coś przebite... Nagle Usłyszałem strzał... Widziałem przed sobą przerażoną twarz Mark'a. Poczułem przeszywający ból po lewej stronie. Jeden z dryblasów którego ogłuszyłem, obudził się... i najzwyczajniej do mnie strzelił. Kaszląc opadłem na ziemię, usłyszałem kolejny strzał, ale tym razem, nie ja dostałem, ani nie Mark. To On zastrzelił tego kolesia z mojego pistoletu... Czułem że zaczynało robić mi się tak strasznie nie przyjemnie zimno, coś uciskało mi płuca, nie mogłem złapać oddechu. Poczułem jak do mnie dopada, jak kładzie moją głowę na swoje kolana.
- Jackson, jackson proszę, proszę Cię... nie odchodź. Słyszysz? Ja Cię potrzebuję! Nie pozwalam Ci! Pomoc już jedzie. Jedzie, słyszysz?!
Słyszałem, ale nie byłem w stanie nic powiedzieć. Wyciągnąłem tylko rękę w kierunku Jego twarzy i delikatnie pogłaskałem Jego policzek.
- Wybacz mi...
Wyszeptałem tylko i już nie słyszałem, już nie widziałem, już nie czułem.
~~~~~~
Wszedłem do budynku, minąłem recepcję. Znałem na pamięć drogę do tego pokoju. Długi korytarz, winda na drugie piętro, potem na prawo, pierwsze drzwi po lewej, znów korytarz i ostatnie drzwi na prawo. Wszedłem do pokoju. Byłeś tam, leżałeś tam, przy całej masie tych urządzeń. Spałeś. A przynajmniej tak sobie wmawiałem. Byłeś w tej pieprzonej śpiączce już tydzień. Ten postrzał, ominął Twoje serce cudem, ale połamane żebra nie pomagały, przebiły Ci płuco, z trudem Cię odratowali. Ale ja wciąż czuwałem. Chciałem móc Ci przyłożyć za to wszystko co zrobiłeś, ale z drugiej strony chciałem żebyś znow mnie tak mocno przytulił, żebyś znów był blisko mnie, żebyś znów mi pokazywał do kogo należę, bo dobrze wiedziałeś że należę tylko do Ciebie. Usiadłem przy Twoim łóżku jak zwykle, odsłoniłem okno, uchyliłem je. Chciałem żebyś się obudził, żebym mógł powiedzieć Ci że o nic Cię nie oskarżą, że udało mi się to wszystko obrócić tak że nikt nie dowiedział się jak było na prawdę. Chciałem... Tak bardzo chciałem. Złapałem Cię za rękę. Byłeś tak spokojny. Jak chyba nigdy.
- Obudź się paskudo... Obudź się... Za długo już śpisz. Stanowczo za długo...
Przytuliłem Jego ciepłą dłoń do policzka i zamknąłem oczy. Po chwili poczułem coś czego się nie spodziewałem. Uniosłem wzrok i zobaczyłem że masz otwarte oczy a Twoje droga dłoń gładzi moje włosy. Popłakałem się. Tak, jak małe dziecko. Cały drżałem, zerwałem się i pobiegłem po lekarza żeby coś zrobili z tą rurką w Twoim gardle. Kiedy tak się stało zaraz Cię zbadali, zaraz sprawdzili czy wszystko z Tobą w porządku. Kiedy juz mi pozwolili do Ciebie dojść objąłem Cię, a Ty wreszcie odwzajemniłeś uścisk. Wkońcu znów to czułem.
- Jackson....
- Przepraszam Mark.
- Jesteś durny, Kocham Cię Idioto.
- I ja Ciebie, ale za paskudę Ci się dostanie.
Chciałem się zaśmiać, ale nie pozwoliłeś mi. Objąłes mnie mocniej cąłując moje usta. Tak czule jak tylko byłeś w tej chwili w stanie...
Ciąg dalszy... nastąpi?
A więc, mamy powrót MArksona. Sama nie wiem czy będzie to koniec, czy też nie, zobaczy się jak wena się rozwinie.
Mam nadzieję że dzielnie śledzicie moje opowiadania! <33
Miłej lektury, <3
środa, 5 listopada 2014
Pamiętam.
Typ: ANGST
Parring: Jimin x Jungkook
Pamiętam
Pamiętasz te chwile kiedy się poznaliśmy? Ja pamiętam. To był całkiem ciepły jesienny dzień, wracałem właśnie ze szkoły, a Ty? Ty siedziałeś w parku przez który zawsze przechodziłem w drodze powrotnej. Zagapiłem się wtedy. Pamiętasz? Poleciałem na ziemie jak długi, sam nie zorientowałem się w jaki sposób to się stało, ale się stało. Poczułem ze ktoś pomaga mi wstać. Tak, to byłeś Ty. Pamiętam ten uśmiech jaki mi posłałeś, taki szeroki, szczery, Twoje oczy się uśmiechały. Wiedziałem że ten uśmiech mną kiedyś zawładnie. Tak też się stało. Czy trzeba było nam dużo czasu? Nie, nie trzeba było. Pamiętasz jak pierwszy raz zabrałeś mnie na radnkę? Jak się denerwowałeś? Ja pamiętam. To było kilka dni po tym jak się poznaliśmy. Nasze relacje się rozwijały, spędzaliśmy ze sobą tyle czasu ile byliśmy w stanie. Od razu po tym gdy wracałem ze szkoły szedłem do Ciebie. Tego jednego dnia stwierdziłeś że chcesz się ze mną zobaczyć nieco później, kiedy się ściemni. Nie ukrywałem że się tego nieco obawiałem, wkońcu nie znaliśmy się aż tak dobrze, żebym mógł być mimo wszystko pewien że niczego mi nie zrobisz. Może tyo głupie, ale w tych czasach lepiej jest być nie ufnym. Ale zgodziłem się. A to wszystko przez to że słyszałem w Twoim głosie takie ciepło, to wszystko przez to że przed oczami cały czas widziałem Twój uśmiech. Było wtedy zimno. Tak, pamiętam że było naprawde chłodno, wkońcu zbliżała się powoli zima. Poszedłem na miejsce spotkania, do parku w którym się poznaliśmy, a tam co? Mała ścieżka z drobnych świeczek. prowadząca w głąb parku, tuż nad maly stawik który tam był. A tam? Duże świeczki, stolik. A na nim? Parująca gorąca czekolada w kubkach i Ty, tak, właśnie Ty. Pmiętam że wtedy się rozpłakałem, bo wiedziałem że znaczyłem dla Ciebie więcej, a to jaki byłeś zdenerwowany wtedy tylko mnie poruszało. Tak, cudowny wieczór. Potem było tylko lepiej, Byliśmy parą. Prawdziwą parą. A skoro parą, to i bliskość fizyczna byłą nam potrzebna. Pamiętasz jak pierwszy raz byliśmy całkiem sami? W moim domu. Oglądaliśmy jakiś głupi film. Na tyle głupi że szybko się nam znudził i zaczęła się rozmowa, i nawet nie wiem kiedy, pocałowałeś mnie, ale tak wyjątkowo, inaczej niż zwykle to robiłeś. Wtedy, ten wieczór zmienił się w magiczny... Wiem że drżałem, pod każdym Twoim dotykiem, nie kontrolowałem myśli, oddechów, odgłosów. Ja zgłupiałem, do reszty przez Ciebie. Pamiętam jak mówiłeś mi że nie możesz żyć beze mnie, i przeze mnie. Jak to oszalałeś na moim punkcie. Mówiłeś mi wtedy ''Jungkook, jesteś najważniejszy w moim życiu. '' Pamiętasz...?
... Nie, Ty nie pamiętasz, nie chcesz pamiętać. Czyż nie? Mijasz mnie na ulicy, nie odzywając się ani słowem. A moje serce krwawi, czuję się jak śmieć. Bo tak przecież mnie potraktowałeś. Przez jeden mały błąd. Gdybym wiedział że jesteś taki zazdrosny żeby wystawiać mnie na tak brutalną próbę, nigdy bym się z Tobą nie związał. Tak, ja pamiętam. Jak zaprosiłeś mnie na imprezę, pozwoliłeś się upić zachęcając dodatkowo do picia dalej. A ja byłem słaby, miałem słabą głowę. Tamten koleś to był Twój przyjaciel. A ja nie wiedziałem co się dzieje. Zaprowadził mnie do pokoju po tym jak ladwo trzymałem się na nogach. A w pokoju? W pokoju całował, a ja byłem jak marionetka. Zrobił nam zdjęcia. Pokazał Tobie, ale Ty wiedziałeś że był ze mną, pozwoliłeś na to. Bawiłeś się świetnie, wiedziałeś że tak się stanie. A ja? Ja poczułem się jak śmieć. Zraniłeś mnie jak nikt inny, ale nie przejąłeś się tym. Przestałem chodzić do szkoły, przeprowadziłem się nawet z rodzicami, ale mimo wszystko wciąż Cię widziałem, wciąż jesteś obecny przed moimi oczami. Wciąż mijam Cię w tym parku, wciąż moja pościel pachnie Twoimi perfumami.Wciąż mam Twoją bluzę którą dałeś mi wtedy gdy było tak zimno. Nie umiem jej wyrzucić. Wciąż mam te wspomnienia, ich nie usunę jak zdjęć z pamięci telefonu. Tak je usunąłem, ale zostało jedno, najpiękniejsze jakie mieliśmy. Razem, całując się, wtedy, nad stawem.
Nie pamiętasz prawda? Nie, niczego nie pamiętasz. Tych pustych słów jakie wypowiadałeś. Tych fałszywych uśmiechów. Niczego nie pamiętasz, a ja? A ja pamiętam. I ból mi o tym przypomina za każdym razem gdy widzę Cię z innym.
Parring: Jimin x Jungkook
Pamiętam
Pamiętasz te chwile kiedy się poznaliśmy? Ja pamiętam. To był całkiem ciepły jesienny dzień, wracałem właśnie ze szkoły, a Ty? Ty siedziałeś w parku przez który zawsze przechodziłem w drodze powrotnej. Zagapiłem się wtedy. Pamiętasz? Poleciałem na ziemie jak długi, sam nie zorientowałem się w jaki sposób to się stało, ale się stało. Poczułem ze ktoś pomaga mi wstać. Tak, to byłeś Ty. Pamiętam ten uśmiech jaki mi posłałeś, taki szeroki, szczery, Twoje oczy się uśmiechały. Wiedziałem że ten uśmiech mną kiedyś zawładnie. Tak też się stało. Czy trzeba było nam dużo czasu? Nie, nie trzeba było. Pamiętasz jak pierwszy raz zabrałeś mnie na radnkę? Jak się denerwowałeś? Ja pamiętam. To było kilka dni po tym jak się poznaliśmy. Nasze relacje się rozwijały, spędzaliśmy ze sobą tyle czasu ile byliśmy w stanie. Od razu po tym gdy wracałem ze szkoły szedłem do Ciebie. Tego jednego dnia stwierdziłeś że chcesz się ze mną zobaczyć nieco później, kiedy się ściemni. Nie ukrywałem że się tego nieco obawiałem, wkońcu nie znaliśmy się aż tak dobrze, żebym mógł być mimo wszystko pewien że niczego mi nie zrobisz. Może tyo głupie, ale w tych czasach lepiej jest być nie ufnym. Ale zgodziłem się. A to wszystko przez to że słyszałem w Twoim głosie takie ciepło, to wszystko przez to że przed oczami cały czas widziałem Twój uśmiech. Było wtedy zimno. Tak, pamiętam że było naprawde chłodno, wkońcu zbliżała się powoli zima. Poszedłem na miejsce spotkania, do parku w którym się poznaliśmy, a tam co? Mała ścieżka z drobnych świeczek. prowadząca w głąb parku, tuż nad maly stawik który tam był. A tam? Duże świeczki, stolik. A na nim? Parująca gorąca czekolada w kubkach i Ty, tak, właśnie Ty. Pmiętam że wtedy się rozpłakałem, bo wiedziałem że znaczyłem dla Ciebie więcej, a to jaki byłeś zdenerwowany wtedy tylko mnie poruszało. Tak, cudowny wieczór. Potem było tylko lepiej, Byliśmy parą. Prawdziwą parą. A skoro parą, to i bliskość fizyczna byłą nam potrzebna. Pamiętasz jak pierwszy raz byliśmy całkiem sami? W moim domu. Oglądaliśmy jakiś głupi film. Na tyle głupi że szybko się nam znudził i zaczęła się rozmowa, i nawet nie wiem kiedy, pocałowałeś mnie, ale tak wyjątkowo, inaczej niż zwykle to robiłeś. Wtedy, ten wieczór zmienił się w magiczny... Wiem że drżałem, pod każdym Twoim dotykiem, nie kontrolowałem myśli, oddechów, odgłosów. Ja zgłupiałem, do reszty przez Ciebie. Pamiętam jak mówiłeś mi że nie możesz żyć beze mnie, i przeze mnie. Jak to oszalałeś na moim punkcie. Mówiłeś mi wtedy ''Jungkook, jesteś najważniejszy w moim życiu. '' Pamiętasz...?
... Nie, Ty nie pamiętasz, nie chcesz pamiętać. Czyż nie? Mijasz mnie na ulicy, nie odzywając się ani słowem. A moje serce krwawi, czuję się jak śmieć. Bo tak przecież mnie potraktowałeś. Przez jeden mały błąd. Gdybym wiedział że jesteś taki zazdrosny żeby wystawiać mnie na tak brutalną próbę, nigdy bym się z Tobą nie związał. Tak, ja pamiętam. Jak zaprosiłeś mnie na imprezę, pozwoliłeś się upić zachęcając dodatkowo do picia dalej. A ja byłem słaby, miałem słabą głowę. Tamten koleś to był Twój przyjaciel. A ja nie wiedziałem co się dzieje. Zaprowadził mnie do pokoju po tym jak ladwo trzymałem się na nogach. A w pokoju? W pokoju całował, a ja byłem jak marionetka. Zrobił nam zdjęcia. Pokazał Tobie, ale Ty wiedziałeś że był ze mną, pozwoliłeś na to. Bawiłeś się świetnie, wiedziałeś że tak się stanie. A ja? Ja poczułem się jak śmieć. Zraniłeś mnie jak nikt inny, ale nie przejąłeś się tym. Przestałem chodzić do szkoły, przeprowadziłem się nawet z rodzicami, ale mimo wszystko wciąż Cię widziałem, wciąż jesteś obecny przed moimi oczami. Wciąż mijam Cię w tym parku, wciąż moja pościel pachnie Twoimi perfumami.Wciąż mam Twoją bluzę którą dałeś mi wtedy gdy było tak zimno. Nie umiem jej wyrzucić. Wciąż mam te wspomnienia, ich nie usunę jak zdjęć z pamięci telefonu. Tak je usunąłem, ale zostało jedno, najpiękniejsze jakie mieliśmy. Razem, całując się, wtedy, nad stawem.
Nie pamiętasz prawda? Nie, niczego nie pamiętasz. Tych pustych słów jakie wypowiadałeś. Tych fałszywych uśmiechów. Niczego nie pamiętasz, a ja? A ja pamiętam. I ból mi o tym przypomina za każdym razem gdy widzę Cię z innym.
sobota, 1 listopada 2014
Zdjęcie.
Typ: Scenariusz
Osoba: Suga BTS
Obietnica
To już ten dzień, jesteś na miejscu, widzisz już budynek w którym odbędzie się Twój wymarzony koncert. Serce wali jak oszalałe, ale nie przejmujesz się tym na razie. Jeszcze ich nie widzisz. Jeszcze JEGO nie widzisz, tego na którego tak czekasz, tego którego tak bardzo podziwiasz już rok. Tak, już już rok, minęło szybko, a Twoja fascynacja Jego osobą nie znikała, i dziś, wreszcie udało Ci się, zamówiłaś najlepszy bilet jaki istniał do kupienia. Nie obchodziły Cię inne fanki które dorwały ten bilet tak jak Ty, nie było ich dużo, w sumie tylko pięć. Bilety na backstage. Rozeszły się w sekundę. Zarwałaś noc, ale było warto. Przed budynkiem stao sporo osób, ale Ciebie one nie obchodzą. Zupełnie. Ty masz wcześniejsze wejście, tak samo jak pozostała czwórka dziewczyn. Ale Ty i tak będziesz tam pierwsza, pod sceną, będziesz czekać. Głównie na Niego. Stało się, wpuszczają do środka. Nie patrząc na nikogo weszłaś do środka. Zerknęłaś w podręczne lusterko. Wyglądałaś bardzo dobrze. Ale co będzie po koncercie? Nie obchodziło Cię to, po koncercie miałaś godzinę żeby się ogarnąć, tyle czasu było do backstage. Wszyscy są w środku, nerwowe oczekiwanie, nerwowe przestąpywanie z nogi na nogę. Światła zgasły, zapaliły się reflektory, lightsticki poszły w ruch. Ciebie to jednak nie obchodzi, wciąż czekasz. Wyszedł. Jest, stoi przed Tobą, patrzy na ciebie, wiesz że na ciebie. Zaczyna się koncert, ale Ty, wiesz że płaczesz, ze szczęścia, jest tak blisko. A zobaczysz Go jeszcze bliżej. Śpiewasz, rapujesz, bawisz się świetnie, zapatrzona w Niego, i tylko w Niego.
~~~~~~
Nim się obejrzałaś już było po wszystkim. Emocje nie opadły, gardło bolało, łzy jeszcze nie zachły na Twoich bladych policzkach. Łzy szczescia. Poszłaś do łazienki, musisz przecież wyglądać idealnie. Poprawiasz makijaż i białą sukienkę którą masz na sobie. Wyglądasz tak, jak chciałaś zawsze wyglądać na waszym spotkaniu. To już za chwilę, to jeszcze moment... Stoisz już pod drzwiami do pokoju w którym macie się spotkać, twarzą w twarz, czy to się dzieje? Tak, to się dzieje... Drzwi otwierają się, otwiera wam ochroniaż, właściwie jakim ''wam''? Ty jesteś tam sama, a przynajmniej tak uważasz, tak chcesz żeby było. Wchodzisz do środka, widzisz ich wszystkich, przedstawiają się patrzysz po wszystkich przelotnie i wzrok zawieszasz znów na Nim. Suga, jak zwykle perfektycjnie wygląda, nienaganna fryzura, ubranie. Wszystko na swoim miejscu. Czas na autografy, rozmowa później. Podchodzisz do każdego kolejno, ale skupiasz się tylko na Nim jednym. Wybaczą Ci to, widzą że chodzi Ci o Niego. Kiedy stajesz naprzeciwko Niego znów czujesz że czas zwalnia. Uśmiecha się, patrzy na Ciebie tak jak na koncercie. Czujesz że nogi Ci miękną, ale nie możesz ot tak zemdleć, chociaż masz ochotę... Podpisał Ci płyty, wszystkie jakie miałaś. Koniec oficjalnego spotkania, wszyscy sie rozluźnili, zaczęło się normalne spotkanie. Stoisz z boku, denerwujesz się, przecież znasz koreański. Możesz z Nim rozmawiać, ale boisz się ze strzelisz jakąś gafę. Zignorował inne, idzie do Ciebie a Twoje serce staje w miejscu. Zaczał rozmowę. Zwyczajnym cześć. Czujesz że znów robi Ci się ciemno przed oczami, ale trzymasz się dzielnie mu odpowiadajac. Czujesz że masz łzy w oczach, ale nie chcesz płakać. Nie chcesz. Uśmiecha się do Ciebie a rozmowa staje się luźniejsza, spokojniejsza, taka przyjemna. Czujesz się jakbyś znała Go od lat, jakbyście widzieli się po niedługim czasie. Czujesz się szczęśliwa. Ale czas mija, nieubłagalnie. Ktos z staffu oznajmił że czas się zbierać. Czujesz że serce zaczyan Ci walić. Spojrzał na Ciebie w tym samym momencie co Ty na Niego. Lekko drżysz. Czas pożegnania. Stajesz naprzeciwko Niego, On łapie Cię za ręce i patrzy Ci w oczy. Czas znów zwalnia, zatrzymuje się. Obiecuje Ci że niedługo znów się zobaczycie. Wierzysz w to, i te słowa sprawiają że Twoje serce bije mocniej. Obejmuje Cię, jak nikogo innego wcześniej. Te kilka godzin, sprawiło że Cię tak polubił. Obiecał. Przysiągł. Pozostało Ci wasze wspólne zdjęcie, do następnego spotkania...
No i mały scenariusz z Sugą, dla A-Chung <3333
Mam nadzieje że mn nie zabije <3333
Osoba: Suga BTS
Obietnica
To już ten dzień, jesteś na miejscu, widzisz już budynek w którym odbędzie się Twój wymarzony koncert. Serce wali jak oszalałe, ale nie przejmujesz się tym na razie. Jeszcze ich nie widzisz. Jeszcze JEGO nie widzisz, tego na którego tak czekasz, tego którego tak bardzo podziwiasz już rok. Tak, już już rok, minęło szybko, a Twoja fascynacja Jego osobą nie znikała, i dziś, wreszcie udało Ci się, zamówiłaś najlepszy bilet jaki istniał do kupienia. Nie obchodziły Cię inne fanki które dorwały ten bilet tak jak Ty, nie było ich dużo, w sumie tylko pięć. Bilety na backstage. Rozeszły się w sekundę. Zarwałaś noc, ale było warto. Przed budynkiem stao sporo osób, ale Ciebie one nie obchodzą. Zupełnie. Ty masz wcześniejsze wejście, tak samo jak pozostała czwórka dziewczyn. Ale Ty i tak będziesz tam pierwsza, pod sceną, będziesz czekać. Głównie na Niego. Stało się, wpuszczają do środka. Nie patrząc na nikogo weszłaś do środka. Zerknęłaś w podręczne lusterko. Wyglądałaś bardzo dobrze. Ale co będzie po koncercie? Nie obchodziło Cię to, po koncercie miałaś godzinę żeby się ogarnąć, tyle czasu było do backstage. Wszyscy są w środku, nerwowe oczekiwanie, nerwowe przestąpywanie z nogi na nogę. Światła zgasły, zapaliły się reflektory, lightsticki poszły w ruch. Ciebie to jednak nie obchodzi, wciąż czekasz. Wyszedł. Jest, stoi przed Tobą, patrzy na ciebie, wiesz że na ciebie. Zaczyna się koncert, ale Ty, wiesz że płaczesz, ze szczęścia, jest tak blisko. A zobaczysz Go jeszcze bliżej. Śpiewasz, rapujesz, bawisz się świetnie, zapatrzona w Niego, i tylko w Niego.
~~~~~~
Nim się obejrzałaś już było po wszystkim. Emocje nie opadły, gardło bolało, łzy jeszcze nie zachły na Twoich bladych policzkach. Łzy szczescia. Poszłaś do łazienki, musisz przecież wyglądać idealnie. Poprawiasz makijaż i białą sukienkę którą masz na sobie. Wyglądasz tak, jak chciałaś zawsze wyglądać na waszym spotkaniu. To już za chwilę, to jeszcze moment... Stoisz już pod drzwiami do pokoju w którym macie się spotkać, twarzą w twarz, czy to się dzieje? Tak, to się dzieje... Drzwi otwierają się, otwiera wam ochroniaż, właściwie jakim ''wam''? Ty jesteś tam sama, a przynajmniej tak uważasz, tak chcesz żeby było. Wchodzisz do środka, widzisz ich wszystkich, przedstawiają się patrzysz po wszystkich przelotnie i wzrok zawieszasz znów na Nim. Suga, jak zwykle perfektycjnie wygląda, nienaganna fryzura, ubranie. Wszystko na swoim miejscu. Czas na autografy, rozmowa później. Podchodzisz do każdego kolejno, ale skupiasz się tylko na Nim jednym. Wybaczą Ci to, widzą że chodzi Ci o Niego. Kiedy stajesz naprzeciwko Niego znów czujesz że czas zwalnia. Uśmiecha się, patrzy na Ciebie tak jak na koncercie. Czujesz że nogi Ci miękną, ale nie możesz ot tak zemdleć, chociaż masz ochotę... Podpisał Ci płyty, wszystkie jakie miałaś. Koniec oficjalnego spotkania, wszyscy sie rozluźnili, zaczęło się normalne spotkanie. Stoisz z boku, denerwujesz się, przecież znasz koreański. Możesz z Nim rozmawiać, ale boisz się ze strzelisz jakąś gafę. Zignorował inne, idzie do Ciebie a Twoje serce staje w miejscu. Zaczał rozmowę. Zwyczajnym cześć. Czujesz że znów robi Ci się ciemno przed oczami, ale trzymasz się dzielnie mu odpowiadajac. Czujesz że masz łzy w oczach, ale nie chcesz płakać. Nie chcesz. Uśmiecha się do Ciebie a rozmowa staje się luźniejsza, spokojniejsza, taka przyjemna. Czujesz się jakbyś znała Go od lat, jakbyście widzieli się po niedługim czasie. Czujesz się szczęśliwa. Ale czas mija, nieubłagalnie. Ktos z staffu oznajmił że czas się zbierać. Czujesz że serce zaczyan Ci walić. Spojrzał na Ciebie w tym samym momencie co Ty na Niego. Lekko drżysz. Czas pożegnania. Stajesz naprzeciwko Niego, On łapie Cię za ręce i patrzy Ci w oczy. Czas znów zwalnia, zatrzymuje się. Obiecuje Ci że niedługo znów się zobaczycie. Wierzysz w to, i te słowa sprawiają że Twoje serce bije mocniej. Obejmuje Cię, jak nikogo innego wcześniej. Te kilka godzin, sprawiło że Cię tak polubił. Obiecał. Przysiągł. Pozostało Ci wasze wspólne zdjęcie, do następnego spotkania...
No i mały scenariusz z Sugą, dla A-Chung <3333
Mam nadzieje że mn nie zabije <3333
Broken heart.
Typ: ANGST
Parring: Jimin x Jungkook
Nie mogę Cię mieć.
Chciałbym móc Cię mieć przy sobie, chciałbym żebyś wiedział że jestem szcześliwy zawsze kiedy znajdujesz się obok mnie, za każdym razem kiedy tylko znajdujesz się dostatecznie blisko mnie moje serce głupieje. Czy to normalne? Tak, jak najbardziej normalne. Mimo że jesteś mężczyzną, zupełnie jak ja. Nie mogłem sobie nigdy wyobrazić Ciebie inaczej jak tylko ze mną. Miałem przed oczami naszą przyszłość. Ciebie i mnie, ale Ty? Ty tego nie widzisz prawda? Nie, nie widzisz, a ja wciąż chcę widzieć. Chcę widzieć to jak siedzimy razem przy kominku rozmawiamy, spędzamy ze sobą czas. Przytulasz się, najpierw tylko opierając się policzkiem o moje ramie, czekasz aż obejmę Cię ramieniem, kiedy to uzyskujesz całkowicie toniesz tym objęciu. Nie musimy nic mówić, wiem że jesteś szczęśliwy. Widzę jak spacerujemy wieczorami samotnie w parku, trzymając się za ręce, jak zawsze jest Ci chłodno, mimo że uprzedzalem Cię już kilkadziesiąt razy żebyś ubierał się cieplej kiedy wychodzimy wieczorem, ale nie, Ty zawsze wiesz lepiej. A może Ty robisz to specjalnie? Tak, napewno, wiem że lubisz kiedy Cię obejmuję albo okrywam swoją ciepłą bluzą, więc to że Ci chłodno to tylko pretekst? Tak, tu Cię mam. Odkryłem ten sekret. Widze jak siedzimy wszyscy razem a Ty na moich kolanach, obejmujesz mnie ramionami za szyję spokojnie rozmawiając z innymi. Już nie boisz się ich odrzucenia z powodu Twojej orientacji, od zawsze wiedziałem że jesteś jaki jesteś, taki jak ja, ze wolimy siebie nawzajem. Tak siebie nawzajem. Widzę jak przychodzisz do mnie w nocy, ze swojego pokoju stwierdzając że nie możesz zasnąć sam kładziesz sie przy mnie. Ja wiem że łatwo zasypiasz nawet w samotności, nie oszukasz mnie, ale ja udaję jak zawsze że jestem bardzo zatroskany tym że tak cierpisz z braku snu. Kładziesz się obok a ja Cię obejmuję, momentalnie śpisz. Tak na Ciebie działam? Więc o to chodzi? Potrzebujesz mnie żeby spokojnie, bezpiecznie spać? Chodź, u mnie to znajdziesz, ten spokój, bezpieczeństwo. Chodź do mnie... Ale nie, znów wraca ta chora rzeczywistość, znów znikasz, oddalasz się ode mnie, wcale nie ma Cię obok, jesteś, ale tylko jako Ty, Jungkook, przyjaciel, kolega, członek zespołu. Znikasz z moich objęć, nie jesteś już MOIM niewinnym Jungkook'iem, tylko zwyczajnie, Jungkook'iem. Tym który jest obok ale nie może być mój. Tym który w moim sercu jest najważniejszy, tym który sprawia że chcę żyć z dnia na dzień. Ale ja nie mogę Ciebie mieć. Udajesz chłód, udajesz zakłopotanie, odsuwasz się, odchodzisz zawsze kiedy jestem nieco bliżej. A ja wtedy cierpię, tracę siłę, tracę wiarę w siebie, nie umiem się skupić, nie umiem zrobić niczego dobrze. Wtedy czuję się jak wrak samego siebie, bo miłośc do Ciebie mnie wykańcza. Ale lubię to zmęczenie, lubię zatracać się w marzeniach o tym jak jesteś blisko. To tylko marzenia, ale mi to pasuje. Chcę tych marzeń więcej. Ale dziś widzę Cię z kobietą, nie powiem o niej źle, jest ładna, ale nie pasuje do Ciebie. Tak, jestem zazdrosny, i moje serce krwawi połamane na kawałeczki. Widze jaki jesteś szcześliwy z Nią, widzę Twój uśmiech, słyszę Twój śmiech, słyszę jak prawisz jej komplementy. Szczęściara. Ma Cię tak blisko jak ja chciałbym mieć. Ale nie mam, nigdy nie będę miał. Wtedy znów wracam do swoich marzeń, zakładam słuchawki, zamykam oczy i jak zawsze zatracam się w swoich wyobrażeniach, o miłości której nigdy nie będę miał.
Coś innego, napisane w pięć minut, ot co.
Jikook foreva <3
Parring: Jimin x Jungkook
Nie mogę Cię mieć.
Chciałbym móc Cię mieć przy sobie, chciałbym żebyś wiedział że jestem szcześliwy zawsze kiedy znajdujesz się obok mnie, za każdym razem kiedy tylko znajdujesz się dostatecznie blisko mnie moje serce głupieje. Czy to normalne? Tak, jak najbardziej normalne. Mimo że jesteś mężczyzną, zupełnie jak ja. Nie mogłem sobie nigdy wyobrazić Ciebie inaczej jak tylko ze mną. Miałem przed oczami naszą przyszłość. Ciebie i mnie, ale Ty? Ty tego nie widzisz prawda? Nie, nie widzisz, a ja wciąż chcę widzieć. Chcę widzieć to jak siedzimy razem przy kominku rozmawiamy, spędzamy ze sobą czas. Przytulasz się, najpierw tylko opierając się policzkiem o moje ramie, czekasz aż obejmę Cię ramieniem, kiedy to uzyskujesz całkowicie toniesz tym objęciu. Nie musimy nic mówić, wiem że jesteś szczęśliwy. Widzę jak spacerujemy wieczorami samotnie w parku, trzymając się za ręce, jak zawsze jest Ci chłodno, mimo że uprzedzalem Cię już kilkadziesiąt razy żebyś ubierał się cieplej kiedy wychodzimy wieczorem, ale nie, Ty zawsze wiesz lepiej. A może Ty robisz to specjalnie? Tak, napewno, wiem że lubisz kiedy Cię obejmuję albo okrywam swoją ciepłą bluzą, więc to że Ci chłodno to tylko pretekst? Tak, tu Cię mam. Odkryłem ten sekret. Widze jak siedzimy wszyscy razem a Ty na moich kolanach, obejmujesz mnie ramionami za szyję spokojnie rozmawiając z innymi. Już nie boisz się ich odrzucenia z powodu Twojej orientacji, od zawsze wiedziałem że jesteś jaki jesteś, taki jak ja, ze wolimy siebie nawzajem. Tak siebie nawzajem. Widzę jak przychodzisz do mnie w nocy, ze swojego pokoju stwierdzając że nie możesz zasnąć sam kładziesz sie przy mnie. Ja wiem że łatwo zasypiasz nawet w samotności, nie oszukasz mnie, ale ja udaję jak zawsze że jestem bardzo zatroskany tym że tak cierpisz z braku snu. Kładziesz się obok a ja Cię obejmuję, momentalnie śpisz. Tak na Ciebie działam? Więc o to chodzi? Potrzebujesz mnie żeby spokojnie, bezpiecznie spać? Chodź, u mnie to znajdziesz, ten spokój, bezpieczeństwo. Chodź do mnie... Ale nie, znów wraca ta chora rzeczywistość, znów znikasz, oddalasz się ode mnie, wcale nie ma Cię obok, jesteś, ale tylko jako Ty, Jungkook, przyjaciel, kolega, członek zespołu. Znikasz z moich objęć, nie jesteś już MOIM niewinnym Jungkook'iem, tylko zwyczajnie, Jungkook'iem. Tym który jest obok ale nie może być mój. Tym który w moim sercu jest najważniejszy, tym który sprawia że chcę żyć z dnia na dzień. Ale ja nie mogę Ciebie mieć. Udajesz chłód, udajesz zakłopotanie, odsuwasz się, odchodzisz zawsze kiedy jestem nieco bliżej. A ja wtedy cierpię, tracę siłę, tracę wiarę w siebie, nie umiem się skupić, nie umiem zrobić niczego dobrze. Wtedy czuję się jak wrak samego siebie, bo miłośc do Ciebie mnie wykańcza. Ale lubię to zmęczenie, lubię zatracać się w marzeniach o tym jak jesteś blisko. To tylko marzenia, ale mi to pasuje. Chcę tych marzeń więcej. Ale dziś widzę Cię z kobietą, nie powiem o niej źle, jest ładna, ale nie pasuje do Ciebie. Tak, jestem zazdrosny, i moje serce krwawi połamane na kawałeczki. Widze jaki jesteś szcześliwy z Nią, widzę Twój uśmiech, słyszę Twój śmiech, słyszę jak prawisz jej komplementy. Szczęściara. Ma Cię tak blisko jak ja chciałbym mieć. Ale nie mam, nigdy nie będę miał. Wtedy znów wracam do swoich marzeń, zakładam słuchawki, zamykam oczy i jak zawsze zatracam się w swoich wyobrażeniach, o miłości której nigdy nie będę miał.
Coś innego, napisane w pięć minut, ot co.
Jikook foreva <3
piątek, 24 października 2014
Killer cz 2 ( Jackson x Mark GOT7)
Gdzie ja jestem?
Obudziłem się przez dziwny, zimny podmuch powietrza. Usiadłem na łóżku które nie specjalnie było wygodne, więc wiedziałem też że nie jest moje. Ale gdzie ja właściwie się znajdowałem? Co się stało? Spotkanie z Jacksonem to był tylko sen? Przetarłem oczy i zmróżyłem je lekko dostrzegając to zimno urządzone pomieszczenie. Zadbane, ale takie.. ponure. Ktoś mnie do diabła porwał? Czy jak? Wstałem z łóżka i podszedłem do okna - kraty - świetnie, więc oknem nie zwieje. Zajrzałem do łazienki, cóż, żaden luksus... Ale co diabła gdzie ja jestem... Podszedłem do drzwi od tego pokoju, otworzyłem je i wyszedłem na korytarz, rozejrzałem się w jedną i drugą stronę i usłyszałem czyjeś krzątanie w pokoju po prawej. Stwierdziłem że zaryzykuję i udam się w to miejsce. Przes uchylone drzwi zauważyłem jacksona, rozmawiał z kimś przez telefon, widziałem że jest bardzo zdenerwowany, zagryzał nerwowo usta, odgarniał kurczowo swoje włosy w tył, tak, to było typowe zachowanie Jacksona kiedy się denerwował. Starałem się podsłuchac o czym rozmawia, mówił po Chińsku, więc nie było opcji żebym Go zrozumiał, dopiero kiedy rozmowa nagle zeszła na język Angielski dosłyszałem co mówi...
- Tak, wiem, zajmę się Nim, wywiozłem Go z domu, nie wróci tam, nie ma jak, to mieszkanie jest szczelnie zamknięte i zabezpieczone. Nie ucieknie przez okno, przez drzwi, ja tylko mam klucze w dodatku schowane do sejfu. Tak szefie, wiem co mam robić, potrzebuje czasu. Tak, tak wiem. Tak... Dowidzenia.
W tej właśnie chwili poczułem jakbym dostał w twarz, Jackson mnie porwał, uwięził nie wiadomo gdzie i... co ma ze mną zrobić? Usłyszałem jak czymś rzuca o ściane a to zwyczajnie tłucze sie na niej... Oparłem się o ścianę plecami i poczułem jak łzy napływają mi do oczu, zagryzłem usta i po cichu wszedłem do środka.
- Jak mogłeś mi coś takiego zrobić?
Jackson spojrzał się na mnie wyraźnie zaskoczony i zmarszczył surowo brwi po chwili jednak złagodniał i roześmiał się, tyle że nie uprzejmie, a szyderczo. Zrobiłem lekki krok w tył i spojrzałem na Niego wyraźnie zdenerwowany. Nie spodobał mi się ten śmiech. Wiedziałem że coś tu jest poważnie nie tak, ale co ja w tej chwili mogłem zrobić? Otóż, nic, zupełnie nic. Czułem się oszukany, zraniony, skrzywodzny, tym co właśnie słyszałem, widziałem.
- A no najzwyczajniej w świecie, tak jak się porywa i oszukuje ludzi. Mam za zadanie Cię zabić, jak już pewnie się domyślasz. Ale najpierw chcę się Tobą pobawić trochę. Co Ty na to? Pasuje Ci taka opcja? Czy nie specjalnie Kochanie?
- Ty jesteś chory! Masz mnie natychmiast wypuścić, rozumiesz? Zadzwonie po policje!
W tej chwili wyciągnąłem telefon z kieszeni, chciałem wybrać numer ale coś było nie tak, jakieś zakłócenia, mrugał mi ekran. Szlag by to, coś zmajstrował przy moim telefonie i przestał działać tak jak powinien. Podszedłem do Niego i zamachnąłem się wypłacając mu porządny policzek. Miałem w oczach naprawde gorzkie łzy, już za chwilę czułem jak spływają mi powoli po policzkach, a moje serce? Moje serce dopiero płakało... Jackson odwrócił lekko głowę w bok i po chwili spojrzał na mnie kątem oka łapiąc się za policzek. Podszedł do Mnie, przyparł mnie do ściany i złapał mnie mocno za szyję, ja pochwyciłem Jego rękę i jęknąłem żałośnie. Przerażał mnie, naprawde.. Co takiego się z Nim stało? Kto Go sprowadził na taką ścieżkę zachowań? Naprawde nie rozumiałem tego.
- Nie waż się więcej tego robić bo pożałujesz, rozumiesz?
Zmarszczyłem tylko brwi i już chciałem mu coś odpyskować ale puścił moją szyję i wymierzył mi siarczysty policzek zewnętrzną stroną dłoni, nieco bardziej bolesny. Aż upadłem na ziemie. Złapałem się za policzek czując że aż mimowolne łzy popłynęły mi z oczu. Zabolało, nie dość że psychicznie, to jeszcze jak diabli - fizycznie. Spojrzałem na Niego z wyrzutem i zauważyłem że kuca przy mnie, modliłem się żeby nie próbował niczego więcej zrobić, ale jednak. Złapał mnie za włosy i pociągnął żebym wstał, był zupełnie kimś innym. Cholera jasna! Co za drań! Jęknąłem cicho wstając z trudem, popchnął mnie w kierunku wyjścia z pokoju, poszedłem tam, zaprowadził mnie do ''mojego pokoju''. Tam zatrzasnął drzwi i przyparł mnie do ściany.
- Będziesz grzeczny? Czy mam wziąć sobie to co chcę siłą?
- Nienawidzę Cię.
Szepnąłem cicho i dostałem kolejny policzek, nieco lżejszy, ale wciąż bolesny. Spojrzałem na Niego uważnie i zacisnąłem dłonie w pięsci. Czułem się upokorzony, jak nigdy wcześniej... Gdzie był mój Jackson którego kochałem tyle lat? Gdzie był Jackson który mimo tego że był stanowczy, czasami chłodny, wciąż był dla mnie czuły, traktował mnie z szacunkiem. Jak jedyną ważną osobę w swoim życiu, a teraz? Teraz byłem śmieciem, w dodatku przeznaczonym do usunięcia.
- Dlaczego po prostu mnie nie zabijesz?! Jesteś chory!
Krzyknąłem na Niego i już chciałem uderzyć Go w twarz, ale wiedziałem że mi odda, więc się odsunąłem, osunąłem sie lekko w dół po ścianie i zamknąłem oczy zaczynając najzwyczajniej w świecie płakać. Poczułem jak przystawia mi pistolet do głowy, zamarłem na chwilę. Ale zimny metal zniknął a Jackson objął mnie nagle ramionami. Drżałem, czułem to, ale mimo wszystko to objęcie sprawiło że poczułem się... bezpiecznie?
- Mark, ja nie mam wyjścia... ja nie mogę...
Nie rozumiałem co właściwie ma na myśli. Objąłem Go mocno za szyję nie chcąc żeby się w tej chwili odsuwał. Naprawde tego nie chciałem. Nawet jakby miał strzelić mi niespodziewanie w tył głowy, to nie miało znaczenia. Mogłem zginąć w Jego ramionach, ciepłych, silnych... Poczułem jak lekko gładzi moje plecy i włosy.
- Jackson, dlaczego ja? Dlaczego chcesz mnie zabić?
- Nie chcę, i tak nie rozumiesz... mam takie zlecenie, ja mam nie wiele czasu. Oni mnie zabiją, pożyczyłem pieniądze, muszę zabijać... Mam zabić Ciebie a nie potrafię...
No tak, wpakował się w jakieś gówno. I teraz oboje jesteśmy w kiepskiej sytuacji, a ja już całkowicie. Nie spieszyło mi się na drugą stronę, ale najwyraźniej tak się miało stać, i to już niedługo...Odsunąłem się nieco od Niego i spojrzałem na Jego twarz, był zmęczony, widziałem to po jego podkrążonych oczach, zamyślony... Miał takie nieco pustawe spojrzenie... Złapałem Jego policzki w dłonie i zmusiłem żeby na mnie spojrzał. Kiedy tak się stało, jedną dłonią pogładził mój mocniej uderzony policzek a drugą złapał lekko moją dłoń którą ytrzymałem na JEgo policzku.
- Co ja Ci zrobiłem...
Zachowywał się jakby dopiero do niego dotarło to że mnie uderzył w twarz. Pokręciłem głową i spojrzałem na Niego kręcąc lekko głową.
- To nic, nie przejmuj się... Mogę iść wziąć prysznic? Obiecuję że nie ucieknę... Pozwól mi się oswoić z tym że masz mnie zabić, potrzebuje czasu...
Już niczego nie powiedział. Pomógł mi wstać i złapał mnie za rękę, ciągnąc do łazienki, ale nie tej w moim pokoju, a takiej w korytarzu. Dużej, przestronnej. Tam zamknął drzwi będąc ze mną w środku, poczułem jak lekko przypiera mnie do chłodnej ściany praktycznie od razu całując moje usta. Westchnąłem cicho, to było to czego mi w tej chwili brakowało, Jego tak intymnej bliskości. Czułem jak sprawnie rozpina moją koszulę, ja oczywiście nie byłem dłużny i podsuwałem Jego koszulkę w górę. Szybko rozpiął moje górne odzienie pozwalając mu zsunąć się z moich ramion. Ja w tej chwili zdjąłem z Niego koszulkę zaraz na ślepo błądząc dłońmi po JEgo idealnym ciele. Nie na długo bo powędrowałem na pasek od spodni, rozpiąłem go, zaraz po nim guzik ,zamek, a spodnie same zsunęły się w dół. Poczułem że robi dokładnie to samo, wciąż nieco zachłannie mnie całując. Czułem jak Jego język lekko drażni się z moim, jak lekko przygryza jego końcóweczkę, jak lekko przygryza moją dolną wargę. Ten człowiek działał na mnie w zły sposób, chociaż... czy taki zły? Czułem że mi gorąco, chociaż tak naprawde w łazience było chłodnawo. Kiedy oboje staliśmy już w salej bieliźnie pociągnąłem Go lekko za sobą pod prysznic, do kabiny. Chciałem z Nim się wykąpać. Pozbyłem się swojej bielizny rzucając ją gdzieś w kąt, zauważyłem oczywiście że i Jackson zrobił dokładnie to samo. Uśmiechnałem cię lekko i odkręciłem wodę pozwalając by powoli oblała nasze ciała, kawałek po kawałku. Najpierw zmokły nam włosy, widząc jak odgarnia mokre kosmyki w tył westchnąłem cicho. Był taki pociągający w tej chwili... Cholera. Sięgnąłem mydło zacząłem lekko rocierać Je na Jego ramionach, na Jego idealnym brzuchu, torsie, plecach, On nie pozostawał oczywiście dłużny. Czułem jak JEgo silne, przyjemne dłonie [powoli dotykają kawałek po kawałku mojego ciała. Po chwili poczułem jak stanął za mną, objął mnie mocno a ja czułem się jak w swoim pieprzonum raju, chociaż znów na chwilę mogłem się tak czuć. Zapomniałem dlaczego tu jestem, dlaczego On tu jest. Było jak kiedyś.. Jego spokojny oddech na mojej szyi, miarowe bicie serca wyraźnie wyczuwalne... Jego ciepło, ciepła woda... Mógłbym tak już do końca świata, a właściwie.. do końca swoich dni. Nie chciałem w tej chwili dopuszczać do siebie tej myśli... Po tylu latach znów miałem go dla siebie, chociaż na chwilę.. Na tę jedną chwilę...
Ciąg dalszy nastąpi
A więc mamy kolejnego Marksona. Jakoś nie dopisuje mi nieco wena więc żadziej wstawiam kolejne rodziały. ;;;; Mam nadzieje że się wam spodoba, bo mi jakoś nie specjalnie przypadł do gustu ;cc Krótki i nijaki. ;cc
Ale miłej lektury i oczekujcie kolejnych!
piątek, 17 października 2014
Killer cz 1 (Jackson x Mark GOT7)
Teraz wszystko się zmieni
Kim jestem? Dlaczego to robię? Kto dał mi takie prawo? Nie wiem. Ale jestem, robię to co robię. I nie, nie sprawia mi to przyjemności, nie, nie czuję się wtedy lepiej. Ale owszem, za każdym razem jest ciężej. Byłem w tym dobry, zawsze udawało mi się wykonać zadanie tak, że nie byłem do wykrycia. Działałem jak cień, beszelestnie.
Zapowiadał się taki spokojny dzień... Nigdy nie myliłem się bardziej niż w tej chwili. Kiedy myślałem że poraz kolejny posiedze przed telewizorem oglądając jakieś badziewie usłyszałem dźwięk telefonu, sięgnąłem go i ujrzałem numer telefonu ktorego widzieć nie chciałem, prynajmniej nie dzis. Musiałem odebrać, więc tak też zrobiłem.
- Słucham, szefie.
Tak, to był mój szef, ale nie taki zwyczajny szef. Każdy jego telefon zwiastował coś złego, może nie tyle dla mnie, co dla osoby o której rozmowa się rozchodziła.
- Nowe zadanie dla Ciebie, Jackson. Mam nadzieję że się na to piszesz.
On ma czelność pytać się mnie czy się pisze... Gdybym tylko spróbował odpowiedzieć ''nie'' już leżałbym z kulką w łbie. Otóż, wpakowałem się parę lat temu w długi, i to dośc poważne u nie tej osoby co trzeba. Musiałem jakoś odpracować pieniądze które pożyczyłem, a których nie byłem w stanie oddać. Tak to się kończy kiedy pożycza się pieniądze nie mając pracy, żadnego płatnego zajęcia. Miałem wybór. Albo zająć się tym, co zostanie mi przykazane, albo skończyć już dawno z kulką w głowie. Wybrałem wykonywanie zadań, ale nie spytałem wcześniej... jakiego typu to zadania. W tej chwili jednak to co robię, nie wywiera na mnie większego wrażenia. Pierwszy raz był ciężki, jak wszystko za pierwszym razem. Otóż, byłem odd tamtego momentu płatnym mordercą, tak, dokładnie tak. Płatnym mordercą, o sercu z lodu, bez żadnych skrupułów. Czy byłem z tego zadowolony? Tak, bo miałem tyle pieniędzy że mogłem mieć wszystko czego chciałem. Ale mimo to mieszkałem w przyczepie campingowej, na obrzeżach miasta. Jak pustelnik. Ale i z tym było mi dobrze.
- Oczywiście szefie, kto tym razem?
- Masz przyjechać do siedziby, to nie taka byle jaka osoba, może Ci się to nawet spodobać, tak w akcie zemsty...
- Już jadę.
Rozłączyłem się i w tej chwili moją głowę naszło tysiąc różnych myśli. O kim takim mówił? Na kim mógłbym chcieć dokonać zemsty? Nikt w tamtej chwili nie przychodził mi do głowy. Nie byłem świadom tego jak bardzo będzie mnie to krzywdziło. Kiedy tylko dotarłem na miejsce siedziby szefa wszedłem do środka odpowiednio się legitymując. Odrazu na wejściu usłyszałem:
- Długo u nas już pracijesz prawda?
- Prawda, ale skąd to pytanie?
- Zamknij się, to ja tu zadaje pytania. Nigdy mnie nie zawiodłeś, więc mam nadzieję że i teraz nie zawiedziesz. Musisz zabić pewnego chłopaka. Ma na imię... Mark. Wiem że bardzo dobrze się znacie. Poważnie nam podpadł pewnym zachowaniem, i cóż, teraz przypłaci to życiem. A Ty zabijając Go, udowodnisz swoją lojalność co do nas. Oczywiście wynagrodzenie Cię nie ominie.
I w tej chwili wróciły mi wspomnienia sprzed dobrych dwóch czy trzech lat? Kiedy ostatni raz widziałem Mark'a. Oboje skonczyliśmy szkołę i spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Oglądaliśmy filmy, jedliśmy różne świństwa, razem ćwiczyliśmy żeby trzymać dobra formę naszych ciał, ale i nie tylko to, coż ukrywać. Mark kiedś wyznał mi ze wcale nie jestem tylko przyjacielem. Że widzi nas w nieco innej formie. Tak, dokładnie tak NAS. Chciał być ze mną, ale ja wiedziałem że Go zranię, i owszem, zrobiłem to, ale odmawiając... Od tej pory, zniknął. Zostawił mi tylko list, a którym było napisane że musi pozwolić sercu odpocząć, ale zarazem mówił też o tym że nigdy nie przestanie mnie kochać. A ja? Ja miałem cały czas ten list, zdarzało mi się go czytać ale zara chowałem go spowrotem na miejsce, to jedno zdanie tam, burzyło wszystko. Spojrzałem po dłuższej chwili na swojego szefa ale nie byłem w stanie niczego powiedzieć.
- To jak będzie? Ty zajmiesz się tym chłopakiem, czy moi chłopcy mają zająć się Tobą? A dokładniej może wpakują Ci kulkę w łeb, hm?
- Zajme się tym. Tylko potrzebuje troche czasu, niech mi zaufa, i cierpi, jak to szef lubi.
Tak, powiedziałem to, chociaz nie specjalnie o tym myślałem. W tej chwili właśnie chciałem tylko więcej czasu żeby jakoś się wyrwać z tej opresji, właściwie nie tylko siebie ale i Jego, nie chciałem Go zabijać, nie umiałbym nawet tego zrobić. Chociaż? Może jednak?
- Podoba mi się Twoje podejście, w porządku, masz tyle czasu ile będziesz uznawał za słuszne, oczywiście w granicach rozsądku. Najlepiej rozkochaj tego chłopaka w sobie i spraw że zaufa Ci bezgranicznie. I nie strzelaj mu w łeb, tylko zbij mu nóż w brzuch i patrz jak się wykrwawia patrząc na Ciebie z żalem, takim jak nikt inny. Jesli temu podołasz, staniesz się u nas kimś naprawde ważnym.
Skinąłem tylko głową w podziękowaniu i gdy szef pozwolił, wyszedłem budynku biorąc w dłoń wcześniej zapisaną przez Niego kartkę. Był tam nowy ardes Mark'a. Natyhcmiast udałem się do domu, musiałem się odświeżyć, nieco ogarnąć. Kiedy stwiedziłem że wyglądam dostatecznie dobrze udałem się pod dany adres, miałem nadzieję że Go tam nie zastanę jednak, że to może inny Mark? Że to zbieg okoliczności? Ale cholera, kiedy chciałem odejść od drzwi usłyszałem chrzęst zamka w drzwiach, stałem do nich plecami.
- Słucham? W czym panu pomóc?
Ten spokojny przyjemny głos, znałem ten głos, cholera jasna, znałem... Odwróciłem się lekko zbierając w sobie chyba wszystkie pokłady odwagi jakie miałem. To był dla mnie krok.
- Witaj Mark.
Odezwałem się stając z Nim twarzą w twarz, kiedy zakrył swoja dłonią usta widziałem ze moja wizyta jest dla niego czymś w rodzaju szoku. Nawet nie w rodzaju a zwyczajnym szokiem.
- Jackson? Jak Ty... Co Ty... Co....?
- A no, stwierdziłem że muszę Cię znaleźć. Tyle czasu już minęło. To chyba ze dwa lata?
- Dwa lata, sześć miesięcy i dwadzieścia trzy dni.
Tego to bym się w zyciu nie spodziewał. On aż tak odliczał te dni? To chyba był żart zz Jego strony. Pokręciłem głową niedowierzając lekko.
- Nie żartuj sobie ze mnie że odliczasz dni od naszego rozstania.
- Nie żartuję, poważnie. To ju tyle czasu, a mnie to tak bolało że odliczałem dni. Na początku leciały powoli, wlokły się, ale teraz lecą szybko, bo przecież nie miałeś nigdy wrócić, ja nie miałem Cię widzieć... cholera a może ja sobie smacznie śpię i mam jakiś poryty sen? Zaraz się usczypnę.
I jak powiedział tak zrobił zamykając oczy, ale kiedy je otworył ja dalej tam stałem.
- Cholera, więc Ty jednak stois przede mną...
- Pozwolisz mi wejść do środka? Na dworze jest nieco zimno. Porozmawiamy, jeśli oczywiście chcesz.
- Jasne, wejdź do środka.
Kiedy mnie tylko wpuścił wszedłem do środka i zdjąłem buty wraz z kurtką i czapką. Odgarnąłem swoje ciemne włosy w tył czekając aż mnie zaprowadzi do swojego salonu albo pokoju gościnnego? Mieszkanie było naprawde duże. Kiedy podszedł do mnie poczułem że cały czas używa perfum jakie kiedyś ja mu wybrałem, zabawne. Tyle wspomnień. Kiedy wskazał mi drogę do pokoju poszedłem posłusznie z Nim uważnie zauważając każde detale w Jego domu. Było tam pare charakterystycznych rzeczy jak dla Niego. Kiedy wszedłem do tego jak mniemałem - salonu - odrazu rzuciły mi się w oczy zdjęcia postawione na szafce, a na jednym z nich? Ja z Mark'iem, jeszcze a czasu kiedy chodziliśmy do szkoły. Uśmiechnąłem się mimowolnie patrząc na Nie, wziąłem je nawet do ręki przyglądając się mu. Poczułem jak staje obok mnie. Te perfumy, wyraźniej docierały do mnie. Uśmiechnąłem się lekko i odstawiłem zdjęcie spoglądając w Jego strone. Wciąż widziałem to zmieszanie, to skołowanie na Jego twarzy, nie wierzył chyba że mnie widzi, że jestem w Jego mieszkaniu. Zupełnie nagle, z zaskoczenia objąłem Go ramieniem w pasie i przyciągnąłem do siebie, a On? On objął mnie z całej siły za szyję wyraźnie łkając, ja tylko uśmiechnąłem się do siebie.
- Nienawidzę Cię, za to że tyle czasu się nie odzywałeś.
- To Ty odszedłeś bez słowa, więc to ja powinienem nienawidzieć Ciebie, a tak nie jest.
Nic już nie powiedział tylko odsunął się ode mnie lekko po chwili patrząc na mnie lekko zaszkolnymi oczami.
- Myślałem że nigdy więcej Cię nie zobaczę, nie wiedziałem co się z Tobą dzieje cały ten czas...
- Ah, i vice versa, ale jestem, udało mi się uzyskac informacje o Twoim miejscu zamieszkania i jestem. Nie myślmy o przesłości, o tym co było złe, zajmijmy się tym co teraz. Może zostanę dziś u Ciebie? Porozmawiamy, spędzimy czas jak kiedyś hm? Moze zrobimy jakąś dobrą kolacje?
- Jasne że tak! Natychmiast zabierajmy się do roboty nawet zaraz, jestem w sumie strasznie głodny, a godzina jest taka a nie inna że już pora na coś dobrego do jedzenia.
Lubiłem tą Jego radość, to jaki był zawsze chętny do spędzania razem czasu, to jak entuzjastycznie podchodził do właściwie wszystkiego co proponowałem. Był uległy, bardzo uległy, ale jak dla mnie było to pozytywem, nie musiałem się z Nim nigdy użerać.
~~~~~~
~
W kuchni spędziliśmy sporo ponad godzinę śmiejąc się nie raz, nie dwa. Czas zleciał jak szalony a my z chwili na chwile byliśmy coraz bardziej głodni. Kiedy jedzenie było gotowe usiedliśmy przy stole zaczynając konsumować, a cóż takiego konsumować? Otóż n asze ulubione własne danie. Ryż a'la wsystko co masz w lodówce. Jedzenie nie specjalnie wyglądające jak z restauracji, ale smakowało, i było tylko nasze, ot co.
- Pamiętasz jak kiedyś mówilismy że opatentujemy ten przepis, Jackson?
- A owszem, ale coś nie specjalnie nam to wyszło. Kto wie czy ktoś nam tego już nie ukradł?
- Tyle pieniędzy nam przeszło koło nosa, bary by się zabijały o tenm przepis, Aish.
Pokręciłem tylko głową zajadając się posiłkiem. Czułem się dokładnie tak samo jak przed laty. Ale nie tylko ja tak się czułem bo widziałem że i Mark dobrze się bawi. Zanim zjedliśmy złapała nas godzina 21. Mark wstawił nam mleko na gorącą czekoladę a ja pozmywałem w tym czasie, chciałem trochę czasu spędzić z Nim, zupełnie zapomniałem o swoim zadaniu... Ale czy napewno? Kiedy czekolada byłą gotowa, złapałem gruby koc leżący na kanapie w rękę, poszedłem na balkon i usiadłem na miękkim dywaniku który tam miał. Kiedy Mark przyszedł do mnie z czekoladą pozwoliłem mu usadowić się nieco bokiem, nieco plecami do mnie pomiędzy moimi nogami. Okryłem siebie i Jego kocem i wziąłem w dłonie kubek z czekolada. Była dziś piękna noc, a własciwie jej początek. Księżyc powoli się wznosił na niebie, była pełnia. Gwiazdy lekko migotały na niebie, nie było wiatru, była cisza, zupełna cisza... Dzisiejszy dzień dobiegał końca, a ja? Ja siedziałem z chłopakiem tak jak kiedyś lubiliśmy to robic. Popijaliśmy czekoladę ciesząc się swoją obecnością.
- Jackson?
- Tak?
- Tęskniłem za tym... Za Tobą tęskniłem, wiesz...
- Wiem Mark, ja za Tobą też zdążyłem zatęsknić. Ale przypominał mi o Tobie Twój list...
- Masz Go nadal?
- Owszem, zawsze przy sobie.
- Jackson...
Nie pozwoliłem mu więcej nicego powiedzieć, złapałem Jego podbródek w dłoń i ucałowałem Jego usta. Jeszcze pare słów a już w ogóle nie byłbym w stanie niczego mu zrobić. A właśnie w tej chwili przypomniało mi się... Że przecież miałem Go zabić... Poczułem jak obejmuje mnie wolną dłonią za szyję nie pozwalając się odsunąć, bynajmniej nie prędko. Czułem że to był istotny dla Niego pocałunek, że naprawde się w Niego angażował, więc cóż, objąłem Go lekko w pasie ramieniem i zaczałem całowac Go nieco dokładniej, namiętniej, zachłanniej. Po chwili odsunąłem sie od Jego ust patrząc w Jego ciemne, błyszczące w tej chwili oczy. On uśmiechnął się i oparł głowę na moim ramieniu, po chwili poczułem jak zrobił się nieco cięższy. Zasnął... Westchnąłem ciężko i zamknąłem oczy.
- Teraz wszystko się zmieni.
Szepnałem cicho, wiedziałem że nie usłyszy... Dodałem do Jego porcji silny środek nasenny. Wiedziałem że się nie obudzi. Wziąłem Go na ręce, zaniosłem do samochodu zamykając Jego mieszkanie. Wsiadłem do samochodu, i pojechałem... Daleko za miasto, daleko od wszystkich których znał, kochał... Moje zadanie powoli się rozpoczywało, to cholerne zlecenie...
A no więc mamy coś nowego, trochę czasu mnie tu nie było ale brak weny i natchnienia trwał. to opowiadanko nie jest nawiązaniem do poprzedniego marksona, kocham ten parring i sobie tak o umyśliłam xD <3 mam nadzieje że sie spodoba. miłej lekturki.
niedziela, 5 października 2014
I was wrong cz 5 zakończenie ( Jackson x MArk GOT7 )
Nie rozumiem...
Jeszcze tego samego dnia wypuścili mnie ze szpitala, byłem tylko poobijany, miałem zranione ramie, czoło, nieco łuk brwiowy rozbity, ale nic więcej, no tylko jakieś siniaki. Ale to się nie specjalnie liczylo. Żebra były całe, nie tak jak sądziłem że będę połamane. Kiedy tylko dostałem wypis wyszedłem z Jacksonem ze szpitala od razu poszedłem z Nim do Jego domu. Byłęm jakiś taki szczęśliwy. Spojrzałem na rękę Jacksona i niby to dyskretnie niby nie złapałem ją lekko w swoją dłoń i spojrzałem na Jego twarz. Widziałem że tylko zerknął na mnie ale zacisnął lekko swoją dłoń na mojej. Całą drogę przeszliśmy w milczeniu, nie wiedziałem co się mu stało, żwe był taki jakiś milczący, ale w domu już zadbam o to żeby się odprężył, o. Zrobię mu masaż, bo nie wiem czemu, ale uważałem że umiem Go robić, tak mi się zdawało. Kiedy weszliśmy do Jego domu miałem takie głupie uczucie. Wiedziałem że tu musiałem być, ale zarazem nie pamiętałem niczego, zupełnie niczego. Westchnąłem ciężko i zdjąłem buty, kurtkę. Zaczekałem aż Jackson się rozbierze i poszedłem z Nim do Jego salonu. Kiedy tam wszedłem złapałem się lekko za głowę, bo miałem jakieś takie dziwne natłoki myśli. Coś tu się działo. Ale widziałem tylko takie dziwne jakby zrywki... Pocałunek? Tak, napewno pocałunek... Kiedy się otrząsnąłem spojrzałem na Jacksona.
- Jackson, uprawialiśmy kiedys seks?
Widziałem jak na mnie spojrzał, był zaskoczony moim pytaniem, ale po chwili podszedł do mnie, złapał nieco gwałtownie mój podbródek w dłoń i wpił się w moje usta, tak zachłannie, namiętnie. Tak, tę zachłannośc też pamiętałem, ale wiedziałem też że ją lubię. To że był taki nieco agresywny. Po chwili poczułem jak lekko przygryza moją dolną wargę. Objąłem Go mocno ramionami i westchnąłem zadowolony. Po chwili kiedy nieznacznie się ode mnie odsunął oblizałem się i musnąłem jeszcze Jego usta.
- Coś czuję że to lubię.
- Czy lubisz? Uwielbiasz Kocurku.
- Jackson...
I w tej chwili przysunąłem sie do Niego blisko, bardzo blisko, ułożyłenm głowę na Jego ramieniu i mruknąłem mu cicho do ucha i westchnąłem rozkosznie. Czułem że lekko ułożył dłonie na moich pośladkach.
- Kochanie, czas zająć się nauką, nie sądzisz? Mam do zrobienia jeszcze sporo a czas nas goni...
- Nauką? Czego? Czego się uczymy?
I w tej chwili Jacksonowi mina zrzedła. Widziałem że totalnie coś Go w tej chwili załamało, odsunął się po chwili ode mnie i usiadł na kanapie chowając twarz w dłoniach. Odgarnął swoje ciemne włosy w tył i spojrzał na mnie.
- No tak, Ty nic nie pamiętasz... Kompletnie nic. Jesteś najlepszym uczniem w klasie, i pomagałeś mi z Anatomią. Bo jeśli tego nie zaliczę to nie zdam roku. Muszę więc sam nad tym usiąść.
- co Ty mówisz? Jestem jakimś kujonem czy jak? Ale do kitu... Myślałem ze jestem taki fajny, rozrywkowy. To czemu Ty się mną zainteresowałeś? Takim kujonem?
- A no... Pewnie że tak, taki uroczy kujonek z Ciebie był że nie mogłem się oprzeć.
Odparł tylko i otworzył książkę i jakieś notatki. Ja znów miałem jakieś przebłyski, coś mi świtało co do nauki. Usiadłem najpierw obok Niego i oparłem się lekko głową o Jego ramie zaglądając w notatki. Po chwili przeniosłem się i przyklęknąłem za Jego plecami opierając mu głowę na ramieniu.
- Jacksoon, nudze się... Weź zamknij te książki, nie wolisz się pouczyć anatomii na żywo?
- Mark, z Tobą zawsze ale nie w tej chwili, bo musze się skupić na tym co teraz robię.
Westchnąłem cięzko i objąłem Go w pasie zamykając oczy. Nie chciałem dać za wygraną więc wsunąłem lekko dłonie pod JEgo koszulkę i zacząłem gładzić Jego brzuch, tak powoli i przyjmemnie. Słyszałem że westchnął ale nic więce nie zrobil, nie zareagował, więc postanowiłem że zacznę Go lekko drapać po brzuchu, dokładnie miejsce przy miejscu. Czułem każdy Jego mięsień, chciałem dokładnie zbadać Jego ciało w taki sposób. Wyglądał na umięśnionego, ale dopiero teraz, pod Jego koszulką dokładnie to czułem.
- Jackson...
W tej chwili odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie poważnie.
- Mark, przestań, nie mam na to teraz czasu.
- Swietnie, jak sobie chcesz.
Wstałem i zdenerwowałem się, poszedłem na balkon i tam usiadłem na kafelkach. Czułem się zignorowany, po chwili usłyszałem dźwięk telefonu, i to z mojej kieszeni. Wyjąłem Go i spojrzałem na ekran. Dzwoniła moja Mama? Wróciłem do Jacksona i pokazałem mu ekran, On zabrał mi telefon i odebrał.
- Pani Tuan? Tu Jackson.
- ''Jackson? Co z moim synem? Gdzie On się podziewa że masz Jego telefon?''
- Miałem do Pani dzwonić dosłownie za chwilę. Właśnie zabrałem Go ze szpitala, ale nic mu nie jest, jest tylko troche poobijany. No i ma amnezję... Podobno czasową.
- '' Co takiego? Co mu się stało?!''
- Spokojnie Pani Tuan, jest naprawde cały, potrącił Go samochód z mojej winy bo się pokłóciliśmy.
- ''Przyprowadzisz Go do domu? Muszę Go natychmiast zobaczyć. ''
- W porządku, już jedziemy.
Rozłączył się i oddał mi telefon, znów odgarnął swoje ciemne włosy na tył i założył swojego fullcap'a.
- Zabieramy się do Ciebie, później sam się po uczę.
Widziałem że jest wyraźnie nie w humorze, wiedziałem zarazem że to z mojej winy, ale nie rozumiałem dlaczego. Zebrałem się i poszedłem się ubrać bez słowa, czułem się niekochany wręcz. Taki z Niego chłopak? To ja dziękuję za taki związek. Kiedy już byłem gotowy podszedł do mnie, chciał mnie objąć i pocałować, ale na nic mu to było, ja sprawnie się odsunąłem i wyszedłem. Nie miałem ochoty teraz na jakieś czułostki z Jego strony. Coraz mniej podobał mi sie nasz związek. Drogę do mojego domu też przemilczeliśmy w samochodzie, Jego oczywiście. Coś kojarzyłem ten samochód, ale to tylko jakieś głupawe urywki. Coś jakby przed szkołą? Ale nie istotne, to nie istotne. Kiedy wszedłem do domu dopadła zaraz do mnie bardzo urodziwa jak na swój wiek kobieta, przyjrzałem sie Jej uważnie i dotarło do mnie znów pare wspomnień. Obiad w domu? Z Jacksonem? Coś w tym było.
- Mama? Pamiętam Cie!
-Mój Synek, boże dziecko jak Ty wyglądasz...
- Mamo uspokój się, nic mi nie jest.
Uśmiechnąłem się widząc że moja matka naprawde się mną martwiła. Objąłem ją i po chwili podszedłem do Jacksona.
- Wracasz do domu? A może zostań na noc? I tak niczego się już dziś nie nauczysz. Zjesz kolację, odpoczniesz, porozmawiamy... Chcę sobie Ciebie przypomnieć, bo czuję się jakbym Cię wcale nigdy nie znał. Jakbym nigdy nie poznał.
No tak, tak się właśnie czułem, jakbym Go nigdy wcześniej nie znał, ani trochę, wiedziałem że mam amnezję, ale nie miałem żadnych, ale to żadnych przebłysków w głowie. Dom kojarzyłem, swoją matkę, Jego dom, ale Jego samego już nie... Jackson podszedł w tej chwili do mnie i objął mnie lekko gładząc moje plecy. Dlaczego ja czułem się tak jakbym miał się zaraz rozpłakać?Dlaczego miałem jakieś chore wrażenie że to wcale nie jest tak piękne na jakie może wyglądać?
- Wybacz, ale mam mało czasu, i ostatnią szansę... Nie mogę zostać, trzymaj się Mark. Dowidzenia Pani Tuan.
I wyszedł, najzwyczajniej w świecie wyszedł, a mi znow było źle, a nawet gorzej. Poszedłem z matką do salonu, i przez długi czas z Nią rozmawiałem, przypominała mi powoli wszystko związane z moim życiem. Że byłem pilnym uczniem, że chorowałem... Trochę wróciła mi pamięć, ale i tak nie za wiele. Późno w nocy znalazłem w telefonie numer do Jacksona, ale żadnych rozmów z nim... tylko jakieś krótkie sms'y sprzed dnia czy dwóch... Napisałem do Niego tylko '' Jackson, jeśli sie o mnie martwisz i dlatego nie masz humoru, to się nie martw, dam sobie radę. A Jeśli to moja wina, to przepraszam... Chyba cię Kocham, wiesz?'' Wysłałem tę wiadomość po chwili klnąc na siebie. Ja nie wiedziałem co za relacja nas łączy, sam nie rozumiałem siebie, al czułem potrzebe napisania mu tego..
~~~~~~~~~~
Następnego ranka było mi ciężko wstać. Poszedłem się standartowo umyć, ubrać, ogarnąc, czułęm że to była moja rutyna poranna. Nim się obejrzałem musiałem się wynosić do szkoły. Wręcz wybiegłem z domu żegnając matkę w drzwiach i zabierając swoją torbę. Kiedy dotarłem do budynku szkoły znów miałem jakieś nieznaczne przebłyski w głowie, ale nic więcej, kompletnie nic. Kiedy zobaczyłem Jacksona podszedłem do Niego szybko, widziałem że z kimś się kłóci, nie rozumiałem o co chodziło dopóki nie podszedłem. Jakiś typek ze swoim... kolegą, albo kimś w tym rodzaju krzyczał na Jacksona że jest pieprzonym lowelasem, że łamie serca wszystkim dookoła, i żeby sie ogarnął bo mu zerobi krzywdę. Czyli Jackson jest ''takim typem''? Stanąłem obok Jacksona i złapałem Go pod ramie jakby chcąc Go uspokoic swoją obecnością.
- Jackson? Co się dzieje? O czym ten typek mówi?
- Mark? Nic takiego.Wytyka mi moje błędy z przeszłości.
Z przeszłości? A więc Jackson jednak się zmienił i może kiedyś był taki a nie inny ale od czassu kiedy mnie poznał się zmienił! No nie mogłem pozwolić na rto żeby ktokolwiek Go obrażal.
- Słuchaj no, Jackson może i był kiedyś jak to ująłeś Lowelasem, ale teraz ma mnie, i ja nawet nie pozwoliłbym na to żeby kogokowiel innego sobie znalazł, a mnie zostawił. Ufam mu i wiem że nigdy już wiecej tego nie zrobi, bo jest szczęśliwy ze mną.
- Ty chyba żeś się mocno w głowę uderzył Mark, jeszcze przed cztery czy trzy dni temu nienawidziłeś Jacksona za to jaki jest! Za to że łamie wszystkim dookoła serca, że się nimi bawi, a teraz opowiadasz takie rzeczy?
- Co takiego?
- Co Ty pamięć straciłeś czy jak?
- Tak się składa że miałem wypadek, i mam lekką amnezję...
- To Ci powiem, że nawet Ciebie wykorzystał...
Zmarszczyłem brwi znów sobie coś przypominając. Spojrzałem na ziemie i poczułem jak Jackson obejmuje mnie ramieniem. Po chwili jakby wszystko do mnie doszło, wszystkie wspomnienia wróciły, potrzebowałem tylko tej jednej, jedynej sytuacji.Poczułem jednocześnie jak do oczu napływają mi łzy, chwilę tak stałem zaciskając dłonie w pięści. Spojrzałem na Jacksona i odepchnąłem Go od siebie. Już wszystko pamiętałem, wszystko, to jaki był, jak kombinował, oszukiwał, zdradzał. Wiedziałem już że i mnie próbował nakłonić do tego, aż wkońcu mnie upił i wykorzystał. Nie pamiętałem momentu wykorzystania, ale te zdjęcia w jego telefonie, ta kłótnia, to wszystko. Złapałem się za głowę i kucnąłem. Za dużo myśli, stanowczo za dużo. Jackson podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu, ja ją odtrąciłem, wstałem i kiedy tylko On wstał zamachnąłem się i uderzyłem Go w twarz, naprawde mocno otwartą dłonią. Poczułem ze zimne łzy spływają mi po policzkach. Chciał nawet wykorzystać fakt że mam amnezję... Chciał mnie oszukiwać... Wmawiał mi zwiazek.
- Nienawidzę Cię, szczerze Cię nienawidzę! Jak mogłeś mi coś takiego zrobić?! Jak mogłeś mnie wykorzystać dla swojej uciechy? Ty nie masz serca? Jesteś nienormalny! Nigdy więcej nie chce Cię widzieć... Nigdy, rozumiesz?!
Krzyknąłem widząc jak masuje swój policzek. Widziałem ze chciał coś powiedzieć, ale co mnie to? Nie obchodziło mnie to, niech Go boli, niech cierpi zupełnie jak ja, niech czuje się jak śmieć, zupełnie jak ja... Ja już nie chciałem mieć z Nim niczego doczynienia, nie obchodziło mnie to że może zostać wyrzucony ze szkoły, naprawde, niech sobie radzi sam, całkiem sam... Tak, właśnie tak sobie mówiłem, ale moje serce... Moje serce płakało, tak jak ja z resztą w tej chwili. Czułem się jakbym właśnie stracił coś, co było dla mnie jedyną ważną rzeczą w życiu. Czułem się podle, ale zasłużył sobie na to. Odszedłem szybkimi krokami do drzwi od sali lekcyjnej, miałem dość, ledwie zaczął się dzień... Z lekcji na lekcje czułem się coraz gorzej, nie wiedziałem jak się pozbierac po tym wszystkim. Czułem się jak wyrzutek, ale przynajmniej nie musiałem się przejmować Nim bo nie zjawił się na żadnej lekcji. Ogłosili że mamy zjawić się na jakimś apelu na 7 lekcji, wescthnąłem cieżko bo nie miałem nastroju na wysłuchiwanie jakichś zrzędzeń dyrekcji, bo zapewne o to chodziło. Cóż, obecność obowiązkowa, a więc trzeba było się tam stawić. Czas mi się dłużył. A tym bardziej do tej zakichanej 7 lekcji, już myślałem że się jej nie doczekam, zwłąszcza że była moją ostatnią lekcją. Kiedy wybiła godzina ''zero'' wszyscy udali się na salę gimnastyczną, nikt nie wiedział o co chodzi, bo na specjalnej odsłanianej scenie stał tylko jeden mikrofon, żadnej ławki, nic? A gdzie usiądą nauczyciele? Stałem prawie na początku pod scenką. Wszedł na nią dyrektor, miał poważną minę, aż zbyt poważną...
- Witam wszystkich... Dziś nie ja będę mówił, ale jeden z waszych kolegów ze szkoły. Poprosił mnie o możliwość zorganizowania tego, bo ma pare rzeczy do powiedzenia. Mam nadzieję że Go wysłuchacie i pozwolicie żeby powiedział wszystko. Proszę o nie wychodzenie z sali, chyba że ktoś nie będzie w stanie wytrzymać.
O co takiego do diabła chodziło? Jaki kolega? Po chwili stało się to czego się nie spodziewałem. Na scenę wszedł Jackson... Złapał mikrofon i wyjął go ze stelarza, a ja natychmiast ruszyłem nieco w kierunku wyjścia. Nie chciałem Go widzieć...
- Witam was wszystkich. Przedstawiać się chyba nie musze prawda? Ale i tak to zrobię, bo możliwe że pare osób z was mnie nie zna. Otóż jestem Jackson, Jackson Wang, szkolny łamacz serc... Tak, tak do jeszcze dziś lubiłem sie nazywać, tak, dobrze słyszycie, lubiłem. Takie stanowisko w szkole sprawiało ze czułem się lepszy? Tak, lepszy, to dobrze powiedziane. Czułem się ważniejszy, byłem w centrum zainteresowania, ale nie liczyłem się z z Nikim i niczym. Krzywdziłem ludzi, jednego za drugim, rozkochiwałem w sobie lub dawałem nadzieję, a potem to wszystko zabierałem i przenosiłem na inną osobę, tę, która akurat wtedy wpadła mi w oko. Wiem, to było złe, ale każdy człowiek w życiu popełnia błędy, ja popełniłem ich bardzo, ale to bardzo dużo. Jestem tego świadom. Wiem że teraz moje słowa nie zdadzą się na wiele, aler nie mogłem tego tak zostawić, nie chciałem żeby całą szkoła znała mnie jako takiego osobnika, chciałem to wszystko sprostować. Otóż, ja sam siebie nie umiem znaleźć, sam siebie nie umiałem znaleźć, może tak. Teraz już wiem kim jestem, albo kim chcę być. Wiem też że nie chcę już krzywdzić, wyśmiewać, ranić... Tak jak robiłem to dotychczas. Uświadomiłem to sobie, dziś rano w stu procentach...
Właśnie już docierałem do drzwi kiedy usłyszałem dalszy ciąg Jego wypowiedzi. Zatrzymałem się i tak plecami stojąc słuchałem dalej.
- ... dzięki pewnej osobie. I nie, nie mówię o tobie Yugeom, Ty tylko ułatwiłeś to zrozumienie. to dzieki Tobie Mark. Pokazałeś mi... że można mnie polubić, takiego zwyczajnego, takiego mnie. Pierwszy pocałunek, który nie był z przymusu... Zapamiętam do końca życia, bo to jest coś wartego zapamiętania. Wiem że pewnie mnie nienawidzisz za to że i Ciebie skrzywidzłem i wykorzystałem, ale nie będę mieć już więcej okazji żeby Ci powiedzieć, że bez Ciebie nie mam szansy nawet najmniejszej żeby spełnić swoje marzenie. Co ja tam mówię o marzeniu, w tej chwili, moim marzeniem jest żebyś mi wybaczył, żebyć wrócił tu do pierwszego rzędu, stanął przede mną i powiedział mi że wybaczasz. Ja zdałem sobie sprawę, że Ty... Ty jako pierwszy nie jesteś zabawką, nie jesteś tylko dla uprzyjemnienia... Tylko po to żeby być, żeby kochać... Tak, uświadomiłem sobie że zacząłem Cię lubić, lubić, bardziej niż tylko lubić. Rozumiesz co mam na myśli? Ja Jackson Wang czułem się szczęśliwy mogąc wmówić Ci podczas amnezji że jesteś mój, i tylko mój. Mark, potrzebuję cię...
Z każdym Jego słowem coraz bardziej szkliły mi się oczy, coraz bardziej starałem się wstrzymać płacz, ale nie udało mi się. Zimne krople spłynęły mi po policzkach. Ja sam zacząłem lubić Go takiego jakim był, chciałem spędzać z nim ten czas, wciąż myślałem o tym pocałunku, nawet nie jednym... Płakałem teraz jak dzieciak, jak mały dzieciak... Odwróciłem się w kierunku scenki i powili ruszyłem w jej kierunku. Wszedłem na Nią i natychmiast wręcz objąłem Jacksona najmocniej jak mogłem. Dalej płakałem, ale nie obchodziło mnie to rteraz. to była najbardziej urocza, najbardziej kochana rzecz jaką mogł tylko zrobic..
- Jesteś idiotą Jackson.
- Wiem że jestem, Ty mi to uświadomiłeś.
- Ale teraz już nie jesteś idiotą...
- To zdecyduj się, jestem czy nie?
-Zamknij się i mnie łaskawie pocałuj.
I jak poprosiłem, tak zrobił. Objął mnie mocno w pasie i pocałował. Ta chwila z pewnością nie zniknie z mojej pamięci, nawet jeśli dopadnie mnie jakaś durna amnezja.
- Myliłem się co do Ciebie... Jesteś najlepszym mężczyzną, jakiego mogę w tej chwili miec...
~~~~~~
I tak oto życie się toczy... czy jesteśmy szczęśliwi? Tak. Czy Jackson się zmienil? Tak. A czy to koniec? Kto wie? Może kiedyś przyjdzie znów pewien moment, który zwali nas z nóg? Który sprawi żse sprawy się skomplikują? Kto to wie? Kto wie? Ja wiem, że myliłem się co do Niego...
Koniec?
A no więc mamy ostatnią cześć Marksona. Jak się wam podobało? Mam nadzieję że nie było takie złe jak mi się wydaje. Może kiedyś powrócę do tej parki? Jak znajdę jakiś nowy punkt zaczepienia? Kto wie? Miłej lektury wszystkim. <3333
piątek, 3 października 2014
I was wrong cz 4 ( Jackson x Mark GOT7)
Kim jestem? Kim Ty jesteś?
Kolejna nie przespana noc, nie mogłem przestać myśleć o tym co się stało niedawno, u mnie w domu. Cholera, ponosiło mnie przez to wszystko, ale ja miękłem, zwyczajnie miękłem przy nim, bo to jaki był gwałtowny, stanowczy, pewny siebie sprawiało że nie umiałem się mu oprzeć, mimo że wciąż był takim bezczelnym, zadufanym w sobie narcyzem. Ale mi zaczynało to mało przeszkadzać. Ja stanowczo nie byłem normalny. Każdy inny człowiek zaprzestałby ''nauczania'' Go, zrezygnowałby. Ale ja widziałem w Nim potencjał, chciałem żeby spełnił swoje marzenia o uczeniu dzieciakow w szkole wf'u albo żeby zdobywał dzięki temu kolejne nagrody, wygrywał zawody. Czemu mi zależało? Bo to co widziałem u Niego w domu, pozwoliło mi spojrzeć na Jego drugą stronę, tę bardziej wrażliwa. Bo gdyby nie był taki, to nie miałby wszystkich trofeów ojca rozstawionych po domu, nie, napewno nie. Spojrzałem w środku nocy na telefon, zauważyłem trzy wiadomości od Jacksona. Zmarszczyłem brwi i odczytałem je.
- ''Mam nadzieję że przyciągniesz tu jednak swój tyłek, nie mam zamiaru zawalić tego zasranego przedmiotu. ''
Więc jednak mu zależało... A więc cóż nie pozostawało mi nic jak tylko położyć się na siłę spać, bo musiałem jutro zabrać się do szkoły, nie czułem już takiego zażenowania, chociaż pewnie widząc Jacksona właśnie tak będzie. Będę czuł się skrępowany, a już zwłaszcza kiedy zobaczę jak zagryza usta, albo jak będzie blisko mnie... Nie, nie, tego będę unikać. Nie będę z Nim rozmawiać nawet, tak właśnie! Postanowienie. I cóż, udało mi się usnąć. Kiedy rano zadzwonił budzik czułem się jakby ktoś mi dał w łeb, i to porządnie jakims ciężkim obuchem. Byłem jakiś taki sflaczały w tej chwili, ale jak mus to mus, trzeba się zebrac do kupy i ruszyć się do szkoły. Kiedy się ubrałem, oczywiście tez uczesałem zadowolony wyszedłem z domu. Miałem dobry humor. Mimo że czekało mnie dziś tak dużo lekcji że od razu po szkole musiałem iść do Jacksona. Wziąłem ze sobą oczywiście Jego portfel. Kiedy spotkałem Go na korytarzu przed salą w której miala odbyć się pierwsza lekcja podszedłem do Niego i wyciągnąłem w Jego kierun ku rękę z portfelem.
- Masz, trzymaj, i na następny raz, grzeczniej poproś o przyniesienie. Nie jestem Twoim doręczycielem.
- Grzeczniej, już ci coś mówiłem o tym.
- Uuuu, Jackson był u Mark'a! Ciekawe co takiego robili no nie?
Usłyszałem głos jakiegoś chłopaka, no tak, koleżka Jacksona, JB... Tego typka nie lubiłem chyba bardziej od samego Jacksona. Był taki zarozumiały i starał się zawsze na siłe przypodobać swojemu ''najlepszemu kumplowi''. Kretyn nad kretynami.
- Stul pysk, Pajacu. Mark mnie tylko uczy, wioskowy idioto.
Zdziwiłem się że Jackson stanął jakby nieco w mojej obronie, to było jednak miłę zaskoczenie bo z Jego strony nigdy bym się nie mogł tego spodziewać, ba, nie było takiej opcji. Więc tylko odwróciłem się na pięcie i poszedłem już do klasy. Czas dziś się strasznie dłużył, to było aż dziwne zważając na moj nienaganny humor.
~~~~~~~~
Dziewięć ciężkich godzin lekcji dobiegło końca. Miałem serdecznie dość jak na dzisiaj tych wszystkich profesroków, którzy jak po złości jakby dziś nie mieli humoru i tylko utrudniali nam życie. Wyszedłem przed budynek szkoły i odetchnąłem głęboko. Wkońcu spokój, mogłem się nacieszyć świeżym powietrzem, i nim się spostrzegłem zauważyłem jak Jackson wychodzi ze szkoły. Kiedy podszedł spojrzałem na Niego uważnie, będąc czujnym żeby przypadkiem niczego nie zrobił.
- No to śmiało jedziemy do mnie, musimy się sprężyć bo nie mamy za dużo czasu już prawda?
Dobra, to zaczynało być podejrzane. On chciał się uczyć na poważnie? No nie, Jackson pilny uczeń. Nic już nie powiedziałem. Wsiadłem do Niego do samochodu chociaż z pewną nutką niepewności i zakłopotania. Nie wiedziałem czy nie odwali mi znów czegoś głupiego, ale ufałem że dziś sobie odpuści całuski i tego typu bardziej konkretne gesty. Nie minęło dużo czasu jak dotarliśmy do Jego domu. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem do Jego domu. Kiedy otworzył drzwi jak zwykle zdjąłem buty, zdjąłem kurtkę i wszedłem do srodka do Jego mieszkania. Od razu udałem się do salonu, wszytsko przygotowałem co będzie nam niezbędne, dziś mieliśmy zacząć rodział o kościach. Po chwili zauważyłem że przyniósł nam po butelce piwa.
- Co powiesz na to żebyśmy się napili, hm?
- Nie, nie ma mowy, ja nie piję alkoholu, bo mam słabą głowę.I mamy sie uczyć, a jak się upijemy to niczego się nie nauczysz.
- Oj przestań być taki grzeczny. Taki słaby jesteś że jednego piwka się nie napijesz? Czy tam dwoch? Nic Ci się nie stanie takiego, no już, dawaj. Zapomnij się trochę, napijmy się, posłuchajmy muzyki. No dawaj, cieniasie.
No teraz to przegiął już na całego. Już chciałem wstać i zdzielić mu tą butelką w łeb, bo przecież przed chwilą opowiadał że NIE MA CZASU NA PRZERWY w nauce. No Jasne, znów mu uwierzyłem a On wcale nie to miał na myśli, świetnie, oby tak dalej Mark, napewno daleko zajdziesz. Jednakże stwierdziłem że właściwie co mi szkodzi jedno piwo? Może wkońcu trochę lepiej Go poznam? Co mi właściwie zależało na poznaniu Go, sam siebie nie rozumiałem w tej kwestii, ale coż, tak już mi się chciało zrobić i pewnie i tak tak zrobię. Sięgnąłem to piwo i otworzyłem je, co najlepsze? Zębami, a jak! Jackson widząc to zaśmiał się, i w ten sposób i ja się uśmiechnąłem. Usiedliśmy nad tą książką i niby coś zaczałem mu tłumaczyć, ale nim się obejrzałem miałem za sobą czwarte piwo... Mimo że nalegałem że nie chcę pić za dużo. Już czułem że nie kontaktuje, właściwie nie wiem kiedy zamknąłem książkę i odłożyłem ją gdzieś na bok. Spojrzałem na Jacksona takim lekko niemrawym wzrokiem.
- Ja więcej... nie piję.
- Ja za to z chęcią się napiję... Mmm...
Poczułem jak sięga do mojego policzka i przesuwa po nim zewnętrzną stroną dłoni. Lekko drgnałem i uśmiechnąłem się lekko. Złapałem Jego dłoń w swoje i ucałowałem ją. Po mały nie specjalnie kontaktowałem co się ze mną dzieje, a to wszystko przez alkohol.
- Chodź do mnie nieco bliżej...
Wszedłem na czworaki na tę kanapę i właśnie w taki sposob zbliżyłem się do mężczyzny po chwili przysiadając nna swoich piętach. Nagle gwałtownie mnie do siebie przyciągnął łapiąc mnie ręką za kark, ja tylko stęknąłem cicho i już ppoczułem dlaczego mnie tak zachłannie do siebie przyciągnął. Jego usta spotkały sie z moimi na co zareagowałem dodatkowym pomrukiem, zamknąłem oczy i zupełnie jak wczoraj wsunąłem się na Jego kolana, ale tym razem od razu okrakiem. No tak, alkohol każe robić ludziem głupie rzeczy, ta była jedną z nich. Objąłem go za szyję lekko skubiąc końcóweczki włosów bruneta. Poczułem jak Jego chłodne palce powoli wędrują pod mój luźny sweter, czułęm jak pojedyńcze dreszcze zaczynają biegać po moim ciele. Uśmiechnąłem się lekko i pozwoliłem mu na te poczynania. Kiedy tylko całe dłonie znalazły się na moich plecach syknąłem bo były naprawde chłodne, a moje ciało ciepłe. Czułem podczas tego pocałunku jak staje się coraz bardziej zachłanny, zaborczy, jak powoli zaczyna mnie w stu procentach kontrolować. Moje ciało lgnęło do Jego chłodnego dotyku, ktłóry zaczynał się niecio ogrzewać. Czułem jak Jego język lekko przesuwa się po moich ustach, wsuwa się mi[ędzy nie odnajdując bez problemu mój język, jak Jego usta lekko masują moje... Całować to On się stanowczo umiał. Po chwili poczułem że wyraźnie podciąga mój sweter w górę. Oderwałem się od Niego na chwilę i podniosłem ręce żeby mnie pozbawił górnego odzienia. Czułem że lekko zakołowało mi się w głowie ale to nic, minęło zaraz. Znów wplątałem swoje długie palce we włosy bruneta tym razem wyraźniej je pociągajac odchyliłem jego głowę w tył, począłem tylko muskać Jego usta a On uśmiechnął się w ten cholernie przyjemny sposób. Poczułem że przerywa nasz pocałunek który ledwo zdołał się rozpocząć, ale Jego usta nie zostawiły mnie samemu sobie, już po chwili czułem je na swojej szyi, lekko bładziły po niej a co jakiś czas zastąpowały je zęby przygryzające lekko moją wrażliwa skórę na szyi, ale zawsze miejsce ugryzione było lekko łaskotane przez język. Stęknąłem cicho kiedy brunet zassał się na mojej szyi. Wiedziałem żże ślad po tym zostanie, ale Jemu tylko o to chodziło. Uznałem za niesprawiedliwość to że ja nie mam niczego na sobie od pasa w górę więc zacząłem rozpinać mu koszulę, ale jako że nie bardzo wiedziałem coo robię poczułem jak łapie moje ręce i pomaga mi chwycić guziki, bo ja osobiście widziałem podwójnie. Kiedy odpiąłem mu koszulę lekko przesunąłem opuszkami palców po nie równej fakturze Jego ciała, czułem każdy idealnie wykształcony mięsień. Z pewnej chwili poczułem jak przewraca mnie na łóżko, jakoś tak sprawnie mnie obkręcił że upadłem na plecy a On zaraz zawisł nade mną. Uniosłem się i przyciągnąłem Go do siebie chcąc jeszcze trochę posmakować Jego ust, ale to On zajął się pocałunkiem. Ten był naprawde zachłanny, począłęm wzdychać cicho do Jego ust, ale nie na długo bo znow rozłączyły się z moimi. Zawędrowały jak wcześniej na moją szyję, szybko wplątałem palce we włosy młodszego żeby móc się nimi bawić, były takie gęste i miłe w dotyku. Czułem jak rozpina mi prędko spodnie jakby gdzieś się spieszył, a ja przecież nie miałem zamiaru nigdzie iść, alkohol tak mi na mieszał w głowie że chciałem tu i teraz się z Nim przespać. Chociaż czy akurat TU to nie wiem... Byłem strasznie wygodny i wolałem łóżko, ale chyba nie specjalnie będzie mi to dane. Poczułem jak z mojego ciała znikają spodnie i to w ułamku sekundy. Poczułem chłodny podmuch na co zareagowałem gęsią skórką. Kiedy pochylił się nade mną ja odszukałem Jego spodni, jednak kiedy chciałem je już odpinać okazało się że sam to zrobił. Więc domyślał się że ja zwyczajnie nie będę w stanie. Świetnie. Złapałem na kraniec Jego spodni i pociągnąłem ja w doł na tyle na ile mogłem, ale to On dokończył sprawę za mnie i rzucił je gdzieś z bielizną. W tej samej chwili kazał mi wstać. No nie wiedziałem o co mu chodzi, ale nie dośc że przez alkohol to jeszcze przez podniecenie nie mogłem specjalnie ustać. A co Jackson zrobił? Rozłożył kanapę i popchnął mnie po chwili na nią, opadłem zupełnie swobodnie i uśmiechnąłem się lekko. A On znów zawisł nade mną jak cień. Kiedy już chciałem wykonać jakiś ruch poczułem jak Jego dłoń zaczyna masować moją męskość przez bieliznę. Dość mocno. Ale mi się to podobało... Usta odnalazły obojczyk i na nim się skupiły. Ale skąd On wiedział ze lubię pueszczoty właśnie tam? Mniejsza. Począłem wyraźnie wzdychać i stękać kiedy tak przyjemnie mnie zabawiał. Poczułem kolejną malinkę... i zaraz kolejną. Cholera, Jakcson przestań bo ja następnego dnia na trzeźwo się zabiję...
- Jackson...
Nic mi nie odpowiedział, złapał tylko moją bieliznę i zsunął ją ze mnie. Zaraz zrobił to samo ze swoją odrzucając obie gdzieś na bok. Spojrzałem gdzieś w bok lekko zażenowany tym wszystkim. Byłem nagi przed Nim a On zupełnie nagi przede mną. Widoki miałem... No ciekawe. Uśmiechnałem się lekko pod nosem i przesunąłem lekko dłonią po Jego policzku. Kiedy zbliżył się do mnie rozkładając lekko moje nogi powierciłem się. Poczułem jak po chwili w moim wnętrzu wylądowały Jego dwa palce zaraz zaczynając mnie porządnie rozciągać. Starałem się powstrzymywać kolejne odgłosy z moich ust ale nie, On mi nie pozwalał. Kiedy palce nagle zniknęły zdziwiłem się i krzyknąłem krotko gdy zz zaskoczenia wręcz wsunął się we mnie, cały. Co było zabawne? Że nie bolało, a to wszytko ten pieprzony alkohol. Tak mnie rozluźniał że można było ze mną teraz zrobić nie wiem co a i tak by nie bolalo. Ale jutro... jutro już będzie mniej wesoło... Nie cackał się, już po chwili poczułem jak łapie mnie pod kolanami i zaczyna mocno się we mnie poruszać, wsuwał się i wysuwał z początku w miarowym tempie, ale przyspieszył i to stanowczo, a ja w tej chwili już ie wstrzymywałem żadnego odgłosu. Jęczałem przeciągle, albo urywanie, stękałem, pomrukiwałem kiedy na chwile zwalniał i tak powoli wdzierał się we mnie żeby znów przyspieszyć. Cholera, bawił się mną, jak jakąś laleczką do potrzeb seksualnych, ale mi w tejj chwili to odpowiadało, chciałem więcej, teraz, w tej chwili o wiele więcej. Żeby nie przestawał... Nim się spostrzegłem poczułem jak zmienia moją pozycję. Obkręcił mnie tak żebym był na czworakach, stęknąłem kiedy na powrót po zmianie mojej pozycji się we mnie zagłębił... teraz czułem dopiero jak mocno mnie... pieprzy? Tak, to było dobre określenie, ale czułem się jak w takim swoim małym własnym raju, i nie chciałem żeby za szybko to skończył.
- A-ahm.. mh, Ja-jackson...
Wybełkotałem cicho i jęknąłem kiedy chwycił mnie za włosy odchylając mi głowę w tył. Co ten człowiek ze mną robił... Po chwili zniknął z mojego wnętrza, widziałem że kładzie się obok mnie, i kiedy myślałem wyraźnie zawiedziony, że już dość pociągnął mnie na siebie i tylko mruknął.
- Teraz ty się trochę poruszasz...
Ta jego cholerna władczość sprawiła że znów stęknąłem cicho, nakierowałem się na Jego pokaźną, nabrzmiałą juz męskość i przysiadłem na niej zagłębiając tym samym w sobie. Zacisnąłem powieki i przeciągły jęk uwolnił się z moich ust. Zacząłem się lekko unosić i opadać, tak zeby sprawić mu przyjemność, ale i też sobie... Lekko kołysałem tez biodrami w przód i w tył. Kiedy w pewnej chwili wsunął się we mnie pod nieco innym kątem krzyknąłem, trafił na moją prostatę... I wyczuwajac to zaczął mocno dociskać moje biodra do siebie żebym tylko trafiał właśnie tam. Czułem że nie wiele mi potrzeba, że to wszystko juz mnie tak zaczęło ogarniać że chciałem już osiągnąć ten upragniony szczyt. Wiedziałem że i Jackson chce już do tego dotrzeć i rozlać się w moim wnętrzu... Pochyliłem się Ku niemu i przygryzłem mu lekko wargę, na co On zareagował nagłym przekręceniem się ze mną znów tak że ja leżałem na plecach a on klęczał nade mną. Przejął znów inicjatywę i począł o wiele mocniej i szybciej się we mnie poruszać, a ja już nie mogłem... Nie wytrzymałem. Doszedłem brudząc swój brzuch swoim własnym nasieniem. Wygiąłem się przy tyl w lekki łuk mamrocząc JEgo imie, i chwilkę po tym poczułem jak i On rozlewa się w moim wnętrzu szczytując. Kiedy opadł na mnie ciężko oddychając objąłem Go, zeby się nie odsunął. Chciałem się trochę uspokoić. Nasze ciałą były wilgotne od potu, tak samo jak końcówki włosów na grzywce bruneta. Ja swoje miałem zaczesane w tył więc nie były aż tak mokre... Po chwili poczułem jak się ze mnie wysuwa, stęknąłem cicho i położyłem się na boku na kanapie. On zrobił to samo, pozwalając mi położyć głowę na swoim ramieniu. Czułem jak lekko przeczesuje mi włosy. Lekko się nimi bawi, i to właśnie sprawiło, że zacząłem usypiać, aż całkowicie oddałem się w objęcia morfeusza...
~~~~~~~~~~
Następnego dnia obudziłem się ubrany na kanapie. Rozejrzałem się stwierdzając że to nie był mój dom. No ładnie, nie pamiętałem NICZEGO z poporzedniego dnia. Niczego. Bolała mnie głowa, naprawde bolała, ale musiałem jakoś wstać, ogarnąć się, wrócić do domu i pójść na zajęcia. Po chwili do pokoju wszedł Jackson.
- O królewna pijaczka już nie śpi?
- Coś powiedział?
- To co słyszałeś. Spiłeś się wczoraj na amen. I zasnąłes mi na kanapie.
- Mówiłem zę nie powinienem pić.
- Dobra, nie chcę Cię poganiać, królewno, ale ja się muszę iść umyć, a Ty też chyba musisz wrócić do siebie do domui, co?
- Prawda, do później w szkole...
Mruknąłem i poszedłem się ubrać. Jakoś tak dziwnie się czułem. Po pierwsze - z faktem że spałem u Niego. Po drugie, że nie pamiętam niczego co się działo od wieczora, a po trzecie... jakoś dziwnie sie czułem. Taki połamany jakiś, bolała mnie kość ogonowa? Może się przewróciłem jak się upiłem? Mniejsza o to. Wsiadłem w najbliższy autobus jaki był, i poijechałem do domu. Tam umyłem się, ogarnąłem, przebrałem i cóż, już był czas żeby iść do szkoły, ale ból głowy pozostał... Kiedy tylko wszedłem do budynku szkoły zauważyłem Jacksona w tymi dwoma idiotami. Jackson wyglądał dziś naprawdę dobrze... Choleram ja to naprawdę pomyślałem? Kiedy chciałem podejść do Niego tak ot tak pogadać jeden z tych typków zaczął się śmiać wytykając mnie palcem. Widziałem jak zabrał Jacksonowi telefon po czym Podszedł do mnie i to co mi pokazał i powiedział sprawiło że miałem łzy w oczach.
- I Ty się puściłeś z Jacksonem? Hahahaha, zobacz jakie ładne zdjęcia nam pokazał.
- Oddaj to idioto!
Na zdjęciu byłem ja, spałem na Jego ramieniu a Jackson całował mnie w czoło, wszyystko byłoby dobrze, gdyby nie to że widac wyraźnie że śpię bez koszulki, niby okryty troche kocem, ale widać że oboje jesteśmy bez tej zasranej koszulki! Jackson zabrał mu telefon i spojrzał na mnie jakby chciał mi coś wytłumaczyć. A ja poczułem że zimne łzy spływają mi po policzkach. Poczułem sięoszukany, wykorzystany, zraniony i ośmieszony...
- Mark...
- Ty jesteś chory! Ja cię nienawidzę rozumiesz?! Nie chcę cie znać, jak mogłeś mi zerobić coś takiego? Taki był Twój pieprzonby plan? Powoli owinąc mnie sobie wokół palca pocałunkami a potem upić mnie i przelecieć? Tak? To brawo, udało Ci się, a w gratisie masz ośmieszenie mnie. Mam nadzieję że jesteś z siebie dumny!
Krzyknąłem i wybiegłem ze szkoły. Czułem się tak upokorzony jak chyba nigdy. Serce mi pękło... Ale czemu pękło? Przecież ja Go nienawidzę... Chyba jednak sam siebie oszukiwałem. Nie patrzyłem gdzie biegnę, w jaką stronę, nic mnie nie obchodziło. Okazało się że wbiegłem na ulicę, nim się zorientowałem uderzył we mnie samochód, nie za mocno, ale uderzył na tyle żeby mocno mnie odepchnąć i sprawić że gruchnałem o ziemię. Odrazui straciłem przytomność... Usłyszałem tylko...
- ''Mark, przepraszam. nie umieraj!''
~~~~~~~~
Obudziłem się, nie wiem kiedy, nie wiem gdzie... Rozejrzałem się. To szpital, tak to stanowczo szpital. Dwie kroplówki podłączone do moich rąk, przeszywający ból w brzuchu, jakbym złamał żebro... I chyba tak było... Po chwili do pokoju ktoś wszedł. Przyjrzałem się tej osobie, nie był lekarzem, to napewno bo był za młody i nie miał na sobie kitla. Kiedy spojrzał na mnie podbiegł szybko i złapał mnie za rękę.
- Mark!
Mark? To ja się nazywam Mark? Najwyraźniej tak, jestem Mark...
- Huh? Gdzie ja jestem?
- W szpitalu, potrącił Cię samochód, ja nie chciałem Cię wtedy zdenerwować...ja.
- A kim Ty jesteś? Właściwie kim ja jestem?
Widziałem na Jego twarzy zdziwienie, nie dało się tego ukryć.
- Niczego nie pamiętasz? Jesteś Mark Tuan, a ja jestem Jackson Wang, nie pamiętasz mnie? Niczego?
- Właśnie mnie uświadamiasz że nazywam się Mark Tuan, niczego nie pamiętam... Czemu tu jesteś? Kim dla mnie jesteś? Rodziną?
- Ah, jaka szkoda że mnie nie pamiętasz, Mark...
Poczułem jak łapie drugą dłonią moją dłoń. Delikatnie tez ją gładzi...
- Ja jestem Jackson, nie Twoja rodzina, ale może kiedyś stworzymy swoją. Jestem Twoim chłopakiem, Skarbie.
- Jackson... Jackson... Coś mi się przypomina, ze faktycznie możesz mówić prawdę, Jackson. A długo jesteśmy parą?
- Od jakichś... dwomch miesięcy? Ale znamy się nieco dłużej. Poznaliśmy się w szkole.
- Szkole... rozumiem... boli mnie głowa. Możesz mnie przytulić?
Nic nie powiedział tylko mnie objął na tyle na ile pozwalała mu moja pozycja. Uśmiechnałem się zadowolony bo czułem się jakbym naprawdę obejmował kogoś ważnego w moim życiu, kogoś kogo kocham... Kogoś przy kim jestem szczęśliwy...?
Ciąg dalszy nastąpi.
Mamy kolejnego Marksona. Mam nadzieję że podoba się wam nieco rozwinięcie akcji, mam nadzieję tez że bacznie śledzicie moje posty i czytacie wszystko z zapartym tchem <3
Jak myślicie, co będzie dalej z naszymi chłopcami? <3
czwartek, 2 października 2014
I was wrong cz 3 ( Jackson x Mark GOT7 )
Ty chyba teraz żartujesz.
Jackson powitał mnie wyjątkowo dziwnym uśmiechem, mimo to jednak był całkiem przyjemny dla oka. Jego dziwność polegała na tym, że był podejrzanie szczero wyglądający. Wpuściłem Go do środka a On zdjął buty, odwiesił kurtkę i co zrobił? Na oczach mojej matki objął mnie ramieniem uśmiechając się w Jej stronę.
- Witaj Mark. To zapewne Twoja mama?
I w tej chwili podszedł do mojej matki, ukłonił się najpierw dość nisko w potem ująwszy dłoń mojej matki w swoją ucałował jej wierzch, no tak, gest typowo zachodni, dobrze sobie to przemyślał, bo moja matka była głupia na takie rzeczy. Kiedy zaśmiała się po chwili zabierając dłoń widziałam że zmiękła już na pukncie Jacksona. Brawo Mark, świetnie się zaczyna to spotkanie, no wspaniale żeś się załatwił.
- Przemiło mi paną poznać, wiem po kim Mark odziedziczył tak piękne duże oczy.
Westchnąłem ciężko i pokręciłem głową z politowaniem. Tanie teksty, no pięknjie...i kiedy matka wskazała Jacksonowi gdzie ma się udać ja chciałem ruszyć za nim, ale ta objęła mnie ramieniem i mruknęła mi na ucho.
- Zatrzymaj tego chłopaka przy sobie bo jest przeuroczy! Gentleman.
- Chyba żartujesz teraz matko.
Mruknąłem cicho wyraźnie zdegustowany i oburzony tym wszystkim. No szkoda byłoby żeby matka jescze teraz zaczęła swatać mnie z Nim, no nie ma nawet mowy. Podszedłem do stołu i usiadłem... tak, właśnie tak, koło Jacksona, przy dłuższej części stołu, rodzice siedzieli przy krótkich jego częściach na szczytach. Jackson na moje nieszczeście siedział po stronie mojego ojca, a ja po stronie matki. Ja już widziałem jak będzie wyglądał ten obiad... To będzie coś czego w życiu nie zapomnę. I to w złym tego słowa znaczeniu... Kiedy mama już przyniosła wszystko co musiała na stół tradycyjnie pożyczyliśmy sobie smacznego nawzajem i skinawszy głową wszyscy zabrali się za jedzenie. Wszyscy... oprócz mnie oczywiście, Ja coś dzióbałem widelcem na talerzu nie odzywając się, Z początku wszyscy jedli w milczeniu ale tę cudowną ciszę przerwał Jackson.
- Pani Tuan, dawno nie miałem w ustacz czegoś tak pysznego, dziękuję za takie miłe ugoszczenie mnie, nie spodziewałem się tego.
- Ah, jaki uroczy chłopak! Mark, no mówże coś, czemu jesteś taki milczący? I w dotatku nic nie zjadłeś! Ah, aż taki jesteś zakochany że nie możesz nic zjeść?
Moja matka zaśmiała się a ja czułem się na tyle zażenowany i zdenerwowany że wstałem z krzesła uderzając dłońmi w stół po czym mruknąłem tylko.
- Dość, nie mam ochoty na jedzenie.
I wyszedłem, byłem naprawdę zły, i nie obchodziło mnie teraz że moja matka napewno poczuła się źle, że jej przykro, oj nie nie nie. Ja byłem do tego stopnia rozdrażniony tym wszystkim co się działo wczoraj, że takie teksty ze strony matki mnie tylko dodatkowo dobijały. Kiedy byłem w korytarzu poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę i zatrzymuje, to był nikt innyjak Jackson!
- Puść mnie do diabła, po coś tu przychodził właściwie?
- Nie tym tonem, słoneczko, bo pożałujesz. Miałeś mnie uczyć, to będziesz mnie uczyć, czy tego chcesz czy nie, czaisz?
- Wiesz co ja Ci powiem? Chrzań się, nie będziesz mnie do niczego zmuszał.
- Bo co? Zawołasz rodziców? A Oni nigdy przyjdą, albo zastaną nas w takiej a nie innej sytuacji, i stwierdzą że nie będą nam przeszkadzać, hm? Pójdą sobie, a może nawet wyjdą z domu? A wtedy? Wtedy nikt Cię nie uchroni przed żadnym z moich ruchów. Więc albo po dobroci, albo mniej przyjemnie.
Poczułem jak mocniej zaciska dłon na moim nadgarstku, złapałem ją drugą ręką ale tę też mi unieruchomił, po chwili poczułem jak przypiera mnie do ściany, i kiedy chciałem Go jakoś odepchnąć poczułem jak lekko napiera kolanem na koje krocze. Stęknąłem cicho i starałem się oswobodzić swoje ręce, ale na nic mi to było. Po chwili poczułem Jego ciepły oddech na moim uchu, powodował u mnie takie dreszcze że nie byłem w stanie się ogarnąć, w żaden możliwy sposób.
- To jak będzie?
- Puszczaj mnie, Ty jesteś chory. Jak mam spędzac z Tobą czas na nauce skoro Ty mnie tak traktujesz? Zabieraj łapy!
Poczułem jak puszcza moje ręce, na co zareagowałem tym że zacząłem powoli rozmasowywać swoje ręce. Jackson tylko uśmiechnął się i wsunął swoje dłonie w kieszenie spodni. Miałem ochotę uderzyć Go w twarz, ale jakoś.... nie mogłem, cholera. A łudziłem się że może On naprawde się trochę zmienił? Był taki uprzejmy dla mojej matki, czego bym się nie spodziewał, a to tylko sztuczna maska, tylko gra i to na tyle dobra że nawet ja byłem skłonny uwierzyć. On był nie możliwy, zaskakiwał mnie ale i denerwował tym samym przez to. Bez słowa już poszedłem do swojego pokoju a Jackson oczywiście za mną. Zamknąłem drzwi i usiadłem przy swoim biurku, wskazałem mu drugie krzesło i kiedy tylko usiadł koło mnie znów czułem ten ogłupiający zapach Jegoi perfum, znów czułem bijące od Jego ciała ciepło jakby krążące wokół mnie. To był tak dziwne uczucie.Atmosfera była gęsta, ja byłem poważny, On był powazny. Nie podobało mi się takie uczenie Go, wczoraj było zupełnie inaczej, współpracował ze mną, uśmiechał się zadowolony z tego że zrozumiał. A dziś? Dziś zupełnie nic, ot co. Po chwili zrezygnowany spojrzałem na Niego i zamknąłem książkę.
- Wystarczy chyba na dziś, nic nie przyswajasz do siebie, wyraźnie nie chcesz dziś niczego się nauczyć.
- Bo dziś nie mam humoru.
- A kiedy będziesz Go łaskawie mieć? Przypominam że jeśli nie zdasz tego egzaminu, to spieprzysz sobie życie. Chcesz siedzieć drugi raz tej samej klasie?
- A co Ty tam o tym wiesz, hm? Masz najwyższą średnią w tej bandzie kretynów, to co Ty wiesz o kiblowaniu?
- To wiem, że jestem drugi raz w tej samej klasie, dlatego że sam byłem takim kretynem. Nie dbałem o siebie, i tak zaniedbałem że wylądowałem w szpitalum na długich rehabilitacjach, a szkoła w szpital to gówno nie szkoła, zawaliłem rok, mimo że wiedziałem wszystko co powinienem.
Zamilkł, pierwszy raz nie miał niczego do powiedzenia? Zabawne, naprawde zabawne. Pan Jackson został uciszony przeze mnie. Brawo Mark, możesz być z siebie dumny, gratuluję. Chociaż wcale nie było mi teraz wesoło, Jego nietęga mina nie pozwalała mi na cieszenie się z tego że wkońcu się zamknął i nie mądrzy się już na ten temat. Spojrzałem na Niego i odwrociłem się do Niego twarzą. Spojrzał na mnie z wyraźnym zdziwieniem, wiedziałem że tak zareaguje, ale co ja mogłem? Złapałem lekko jego ręce i spojrzałem na Niego powaznie.
- Ja chcę żebyś zdał, chce żebyś to zaliczył, i nie mówię tego dlatego że nie chcę mieć Ciebie na sumieniu że ci nie pomogłem, a tylko dlatego że wiem jak trudne są zmiany, a zwłaszcza w otoczeniu w którym przebywamy. Może Ty uznasz to za zwyczajne pieprzenie głupot, ale dobrze wiem że sam też gdzieś tam w środku lubisz te swoją opinię jaką o sobie wyrobiłeś, lubisz ten szacunek jaki wszyscy mają do Ciebie, i nie chciałbyś zmieniać tego musząc kolejny raz wpajać kolejnym osobom tego samego.
- Co Ty pie...
W tym momencie przyłożyłem mu palec do ust mając nadzieję że tym Go uciszę, ale dopiero po chwili dotarło do mnie to że może mi się to odbić zaraz. Ale Jackson zamilkł.
- Możesz mnie nie lubić, męczyć, dręczyć ale zrobie wszystko żebyś zdał i miał spokój. I swoją drogą, to ostatni raz kiedy siedzimy u mnie w domu. Mogę się założyć ze moja martka teraz stoi pod drzwiami i podsłuchuje, albo siedzi i planuje z ojcem nasz ślub.
Zaśmiałem się cicho i po chwili zauważyłem uśmiech na Jego ustach. Nie wiedziałem co takiego On wróży, co może wróżyć, ale w tej chwili jakoś tak mi się podobał. Nie chciałem myśleć o negatywach jakie może ukrywać, o tym że może być w tym drugie dno. Po chwili poczułem jak łapie mój podbródek w palce i zbliżył się niebezpiecznie. Ale ja... ja się nie odsunąłem, nie odepchnąłem Go, nic nie zrobiłem tylko dałem mu pozwolenie całym sobą zamykając oczy. Poczułem jak łapie mnie lekko za kark zaczynając całować moje usta, spiąłem się lekko ale począłem oddawać pocałunek który tym razem, sprawiał mi pełną satysfakcję. Westchnąłem nieznacznie i lekko ułożyłem dłoń na Jego ramieniu, począłem lekko muskać Jego usta ale nie pozwolił mi za długo cieszyć się takim pocałunkiem, pociągnął mnie lekko za koszulę w swoją stronę. Podniosłem się aż lekko i poczułem jak mnie na siebie przyciaga nieco mocniej. Oparłem ręce na Jego ramionach i nie przerywając pocałunku usiadłem bokiem na Jego kolanach. On mnie jednak zsunął ze swoich kolan i łapiąc mnie za szlufki wciągnął na nie ponownie tyle że okrakiem. Nie bardzo podobała mi się ta pozycja ale... cholera, chrzanię to, w tej chwili czułem się jakby to nie był ten palant którego tak nienawidziłem, że to nie był Jackson, chłopakktóry ma każdego, i który usilnie zdobywa i mnie jako swoje pieprzone trofeum... Objąłem Go lekko rękoma za szyję, i w tej pozycji byłem nieco ''wyższy'' więc lekko odchyliłem Jego głowę w tył pociągając Go za wlosy. Czułem że pozwala mi na to, więc chciałem to wykorzystać i nieco bardziej zaangażowałem się w pocałunek. Lekko trącałem językiem Jego język splatając je razem w przyjemnym tańcu. Po chwili poczułem jak Jego chłodne palce wsuwają się pod moją koszulkę. Odsunąłem się nagle od Niego i odgarnąłem swoje włosy w tył odwracając się do Niego plecami.
- Nie, nie, nie, tak cholera nie ma być... Dlaczego Ty mi to robisz, nie dam Ci się, nie, nie ma mowy... Lepiej już idź, w tej chwili.
Wyszedł bez słowa, dosłownie bez słowa. W tej chwili byłem w szoku. Podszedłem do drzwi od pokoju i jakbym chciał Go zatrzymać? Co ja wyprawiam... On zaczął mnie sobie owijać wokół palca, zacząłem się zachowywać wbrew temu co chciałem naprawde robić. Cholera Mark, głupiejesz. Poszedłem wziąć prysznic, musiałem ochłonąć, po tym kolejnym spotkaniu, i tym... BLIŻSZYM spotkaniu przede wszystkim. Kiedy wyszedłem spod prysznica usłyszałem dźwięk sms'a. Podszedłem po telefon wycierając swoje mokre włosy. A tam widniał sms od Jacksona. Czemu ja się ucieszyłem jak jakiś kretyn?
- ''Zostawiłem u Ciebie swój portfel, przynieś mi go jutro jeśli w ogóle masz zamiar łaskawie przyjść mnie uczyć. Swoją drogą, całkiem fajnie całujesz, Słodyczko. Z chęcią sprawdzę jaki jesteś ponad pocałunkami..''
Miałem ochotę rzucić tym telefonem o ścianę kiedy doczytałem tę wiadomość. Natychmiast mu na nią odpisałem zdenerwowany.
- ''Ty chyba teraz sobie żartujesz.''
Wysłałem wiadomość i wyciszyłem telefon. Byłem zły, ale i... szczęśliwy? Ja naprawde głupieje...
Ciąg dalszy nastąpi.
No i jest trójeczka! Jak się wam podobają dotychczas schadzki Jacksona i Marka? Chcecie więcej? Komentujcie, zachęcajcie, podrzucajcie pomysły, może któryś z nich wykorzystam? <33
Czekajcie na kolejną część, może jeszcze dzis? <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)