Może?
Minęły kolejne dwa miesiące odkąd w naszym zespole zaszły pewne zmiany. I to nie małe, jednakże część z nich po drodze zaczęła znikać, wygasać. Mam na myśli to, że Leo już nie był z Hongbinem, cóż, oboje uznali że to chyba jednak takie mocne przywiązanie ich do siebie ciągnęło, a przede wszystkim troska Hongbina o Leo. Doceniałem to że tak się dobrze dogadali i dalej świetnie sie czuli w swoim towarzystwie nie będąc ze sobą, nie było tej typowej niezręczności, tej dziwnej atmosfery, a skąd. Leo uśmiechał sie przy nim, cieszył mimo wszystko. A ja? Cóż, to już wyglądało nieco inaczej. Zupełnie inaczej. Co ja mówię, to NIE wyglądało. Nie mogłem ścierpieć tego że Ravi był taki zaborczy, wciąż mnie odciągał od pozostałych, chciał mnie tylko dla siebie. Ale przecież w zespole jak w rodzinie, jestesmy wszyscy razem. Ravi ciągle twierdził że nie spędzamy czasu sami, że nie mamy swojej prywatności. Skoro tak, chyba nie był specjalnie świadomy tego jak się do siebie zbliżaliśmy. Zaczynałem powoli żałować tego wszystkiego, ale mimo wszystko, nasze relacje były takie... Takie jakie chciałem żeby były. Bo kiedy się nie kłóciliśmy, wszystko było idealnie. Kiedy nie był tak natarczywy...
~~~~~~~
- Daj mi trochę przestrzeni do cholery! Nie jestem Twoją własnością~!
Kolejna kłótnia, a ja znów płakałem. Ravi zaczynał poważnie przesadzać, traktował mnie jak swoją własność w niektórych momentach. Nie pozwalał mu żyć, a dzis doszło do tego że uderzyłem Go w twarz, był w takim szoku że nic nie powiedział ani nie zareagował. A Ja? Ja wyszedłem z naszego dormu, poszedłem do pobliskiego parku i najzwyczajniej w świecie pozwoliłem łzom spływać z moich policzków. Siedziałem na jednej z ławek, w miarę ukrytej pod koroną wielkiej wierzby płaczącej. Lubiłem to miejsce, inspirowało mnie, pomagało odpocząć, ale też pozwalało wylać swoje żale, zupełnie jak dziś. Wszyscy w dormie musieli słyszeć tę kłótnię, wiem że mijałem w korytarzu któregoś z nich, ale nie miałem pojęcia kogo. Nie obchodziło mnie to teraz, chociaż... potrzebowałem kogoś obok. Kiedy tak siedziałem usłyszałem nagle że ktoś przedziera się przez te gałązki. Ku mojemu zdziwieniu nie był to Ravi, a miałem nadzieję że przyjdzie mnie przeprosić?
- Leo? Co tu robisz?
On podszedł do mnie i usiadł na ławce obok.
- Wybiegłeś z dorm'u, widziałem że płakałeś, a po za tym podsłuchałem Twoją kłótnię z Ravim. Co sie stało?
- On mnie zaczyna przytłaczać, jest tak zaborczy, że ja chyba nie umiem w ten sposób. Ciagle mówi że mnie Kocha, ale to chyba jakaś szalona miłość.
-Wiesz że Ravi taki jest, boi się stracić to co kocha. Też bałbym się Ciebie stracić.
No tak, Leo. Wciąż pamiętałem ten momwent kiedy wyjawił mi że coś do mnie czuje, odnosiłem wrażenie że wciąż tak jest, że wciąż jestem dla Niego tak bardzo ważny. Miałem również odczucia co do Jego rozstania z Hongbinem, ale nigdy niczego nie powiedziałem. A prawda była taka, że mogli się rozstać ze względu na mnie? Hongbin chyba widział że Leo zawsze patrzy w moim kierunku, że zachowuje się tak a nie inaczej. Co ja plotę, zachowuję się jakbym był pępkiem świata, a tak nie jest. To nie tak że zależy mi na tym żeby każdy mnie lubił, chodziło tylko o to że wszystko zaczeło się w moim życiu przewracać do góry nogami.
- Leo...
- Tak, wiem, wiem. Nie martw się niczym. Porozmawiaj z Ravim i wyjaśnij mu że nie chesz się tak czuc, ze masz dość tego że jestes taki osaczony przez niego.
Nic już nie powiedziałem, westchnąłem ciężko i przyciągnąłem kolana do klatki piersiowej. Zamknąłem oczy i oparłem głowę. Czułem się skołowany, naprawde skołowany. Leo siedział spokojnie obok mnie, więc stwierdziłem że wykorzystam tę chwilę Jego towarzystwa. Puściłem nogi, położyłem się na ławce kładąc głowę na Jego kolanach. Nie wiedziałem czy mu się to spodoba czy nie, ale czułem taką potrzebę bycia ''zaopiekowanym''. Jednak wbrew temu co myślałem Leo lekko począł przeczesywać moje włosy, a myślałem że może mnie pogoni? Że się odsunie? Wiedział jak mnie wspierać, z resztą nie raz to ja wspierałem Jego. Pocieszałem kiedy było mu źle, przytulałem kiedy się wzruszał. Wiadomo było że Leo był wrażliwy na wszelkie nasze osiagnięcia, na wszelkie radości związane z całą naszą grupą. Był dość specyficzny. Ale czy tak czy tak, lubiłem Go. Zamknąłem spokojnie oczy kiedy tak lekko przeczesywał moje włosy. Naprawde się odprężałem. To było nie wiele, ale zarazem znaczyło dla mnie dużo.
- Skąd wiedziałeś mnie mnie szukać?
- Sam lubię to miejsce, w nocy tu przychodzę, wtedy tylko z latarni koło drzewa jest tu światło, całkowicie odprężające.
- Nigdy Cię tu nie widziałem wieczorami.
- A ja Ciebie owszem, ale zawsze siedziałem po drugiej stronie drzewa. Pamiętasz jak zabrało Ci głos? Jak nie mogłeś prawie mówić a lekarz powiedział Ci że możesz już nigdy nie wrócić do śpiewania? Byłem tu kiedy starałeś się z całej siły znów zaśpiewać. Jak ćwiczyłeś głos żeby szybko wrócić do formy.
Skąd On to wszystko wiedział? Nigdy Go tu nie widziałem wcześniej a On mówił mi o scenie o której wiedziałem tylko ja. Tylko i wyłącznie ja. Otworzyłem oczy i spojrzałem na Niego, siedział tak wpatrzony gdzieś na wprost, widziałem po lekkim przekręceniu głowy że nie patrzył na nic takiego.
- Leo...? O czym myślisz?
Tak, znów zmieniłem temat.
- Hm? Właściwie o niczym takim.
Wiedziałem że o czymś konkretnym myśli, jednakże nie drążyłem. Wiedziałem że Leo szybko się denerwuje, szybko można sprawić zeby się poirytował i zdenerwował, a w tej chwili nie chciałem tego. Chciałem spędzić tę chwilę w spokoju, zupełnym spokoju. Było mi teraz idealnie. Chyba zbyt idealnie, bo naszła mnie pewna myśl... Wiedziałem że mogę tego pożałować.
- Leo?
- Tak?
Mruknął i spojrzał na mnie, ja zaś wyciągnąłem rękę w górę żeby dotknąć Jego policzka. Nie odsunął się, a znów myślałem że tak będzie. Lekko pogładziłem Go kciukiem a on ujął w dłoń moją dłoń i ucałował jej wewnętrzną część, tak delikatnie, przelotnie. Ale ten widok sprawił że się wręcz rozczuliłem. On we wszystkim był taki delikatny, no dobra, może nie we wszystkim, bo po rozmowie z Hongbinem dowiedziałem się o Leo conieco, jednakże to nie o to chodziło. Złapałem Go lekko za szyję i pociągnąłem w swoją stronę lekko się unosząc. Zetknąłem nasze usta razem mając nadzieję że i teraz mnie nie odtrąci. Poczułem jak lekko odgarnia moje włosy z twarzy i oddaje pocałunek przejmując w nim inicjatywę. Czułem się jak dzieciak który pierwszy raz się całuje. Ale nie dlatego ze całował kiepsko, jak dziecko, nie nie. Tylko dlatego że towarzyszyły mi tak mocne uczucia podczas tego zdarzenia. Tak samo silne dreszcze, przyjemna gęsia skórka, nie mogłem aż powstrzymac cichego westchnięcia kiedy poczułem jak Jego usta coraz dokładniej pieszczą się z moimi. Po chwili jednak się odsunął i poczułem jak wstaje z ławki, ja nawet nie usłyszałem tego że ktoś szedł, a moim oczom ukazał się Ravi. A ja leżałem jeszcze w połowie na tej ławce.
- Powinieneś wrócić.
Nagle odparł Leo a ja złapałem szybko skąd ten tekst i skinąłem głowa podnosząc się. Spojrzałem w kierunku Raviego a ten uśmiechnął się przepraszająco i drapiąc się w tył głlowy podszedł do mnie.
- Przepraszam Cię, Yeon, trochę mnie poniosło. Ale postaram się poprawić, naprawdę.
Podszedł do mnie i przytulił mnie, ja również Go objąłem opierając mu głowę na ramieniu, ale widziałem tylko jak Leo odchodzi. Wyciagnąłem niezauważalnie dłoń w Jego kierunku, już chciałem coś powiedzieć, ale nie mogłem, nie umiałem... Wciąż czułem ten pocałunek, wciąż przechodził mnie ten cholerny dreszcz, nie miałem Go z Ravim, to wszystko było tak skomplikowane, a ten pocałunek tylko wszystko pogorszył. Miałem tylko nadzieję że Leo... zrozumie? Pozostało tylko wrócić do domu, może warto było dać szansę Raviemu? Może faktycznie zrozumiał? Zmieni się? Kto wie?... Może...?
Ciąg dalszy nastąpi.
No i mamy pierwszą część kolejnego opowiadania powiązanego z wcześniejszymi przygodami VIXX.
Jakieś sugestie? Pomysły? Śmiało!<3 Piszcie, Komentujcie!
Przepraszam że taki krotki, ale brak czasu i jednoczesna chęć zaczęcia mnie zmusiła. Miłego czytania <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz