piątek, 19 września 2014

Time to change cz 2 ( Leo x Hongbin VIXX)


Dobranoc, Hongbin.

Dzień minął nam w miarę szybko na tych wszystkich dziwnych zadaniach, Leo później znów sie do nas przyłączył, zwłaszcza kiedy znów stwierdzili że mamy za zadanie... rozśmieszyć Go. Organizatorzy świetnie się najwyraźniej bawili podczas gdy my robiliśmy z siebie idiotów próbując rozśmieszyć Leo. Poprzednim razem udało się to naszemu liderowi, i to przypadkiem. Ale tym razem nie mieliśmy żadnego gadżetu do pomocy. Wszyscy po kolei starali się Go rozśmieszyć, ale On był tak spokojny, tak opanowany... Ja już dawno płakałem ze śmiechu widząc co pozostali członkowie wyprawiają żeby Go rozśmieszyć, ale sam nie miałem pojęcia jak się do tego zabrać. Chciałem jak najszybciej skończyć tę rundę bo po nagraniu tego mogliśmy isć zjeść, a potem spokojnie odpocząć, kazali nam się położyć tego dnia szybciej, nie wiedzieliśmy czemu. Usiałem naprzeciwko Leo, zdjąłem okulary, potargałem włosy, zrobiłem zeza i naciągnąłem swoje uszy. Leo siedział nie wzruszony, ale kiedy ja sam sobie siebye wyobraziłem i parsknąłem śmiechu i on zasłaniając usta dłonią cicho się rozześmiał. Tak! Punkt dla mnie, Leo się zasmiał!

- Ha! Zaśmiał się!

Zaklaskałem w dłonie samemu sobie bijąc brawa, wstałem i dziękowałem niewidocznej publiczności. Katem oka zauważając że Leo znów się lekko uśmiecha, miał nie wielkie usta, przez to ciężko czasami było się dopatrzeć Jego uśmiechu, ale mi nie umykał, a skąd, uważnie zapamiętywałem każdy nawet najmniejsza ślad Jego uśmiechu. Po chwili gratulacji usiadłem na powrót na podłogę a Leo sprzedał mi lekkiego kopniaka.

- Nie masz co się cieszyć, głupku.

Mimo że można byłoby to uznać za obelgę, powiedział to w tak kochany sposób, że nie mogłem się nie uśmiechnąć. Kamery się zawinęły a my mieliśmy juz święty spokój. Pociągnąłem Lego ze sobą do kuchni chcąc dziś coś ugotowac dla reszty podczas gdy oni zajmowali się sprzątaniem trochę bałaganu który się zrobil, jednakże po chwili dwójka z nich udała się pod prysznice, bo już była taka pora.

- Leo, ugotujemy ryż z warzywami i wołowiną?

On tylko kiwnął głową, wyjął mięso, deskę do krojenia, i niezbędne warzywa i składniki również z lodówki. Widziałem że ma zamiar zając się mięsem więc ja zająłem się krojeniem warzyw i stopniowym wrzucaniem ich do szybkowaru. Oczywiście oboje założyliśmy fartuszki. Coby się nie ubrudzić, ale czy spełniły swoją rolę? Cóż, tak się składało, że  twarzy nie chroniły. I kiedy tylko przygotowałem sos nabrałem troche na palec i umazałem policzek Leo. On spojrzał na mnie z tym swoim charakterystycznym błyskiem w oku i w geście zemsty nabrał trochę marynaty do mięsa na palce i upaprał moją twarz również. Zaśmiałem się cicho i wyciągnąłem przed siebie łyżkę.

- Broń się.

I ukłułem tą łyżką Jego brzuch, On ku mojemu zdziwieniu złapał się za brzuch i opadł na kolana, jakby naprawde Go to zabolało!

- Leo, nie wygłupiaj się. Głupku.

Ale on sie nie podnosił a zwijał się z bólu, uznałem że chyba jednak musiałem mu coś zrobić, zwłaszcza że ukłułem Go trzonkiem, a nie samą łyżką. Przykucnąłem przy Nim i dotknąłem Jego ramienia.

- Przepraszam, boli Cię? Nie chciałem.

Czułem się winny ale w tym momencie On odkrył twarz i zaśmiał się tykając mnie palcem w policzek. No świetnie się najwyraźniej bawił. Co za człowiek! Ja tu się martwię, że Go uszkodziłem, że przegiąłem z siłą, a On sobie ze mnie robi jaja, no ładne rzeczy, Nigdy bym się tego po Nim nie spodziewał. Po chwili zabraliśmy się na powrót za robienie jedzenia bo Leo spoważniał. No tak, chwila zapomnienia i znów stawał się zimny i taki spokojny. Zawsze było mi przykro kiedy takiego Go widziałem, bo miałem wrażenie że ktoś naprawde musiał Go kiedys skrzywdzić że teraz był taki zdystansowany, oschły, chłodny. Po chwili kiedy wszystko już się gotowało zabrałem się za wycieranie talerzy które rozstawiałem w części jadalnianej naszej kuchni. Wszystko ładnie ustawiłem i po chwili przypoomniałem sobie że potrzeba jeszcze posiekać koperek do sosu, chwyciłem za świeży pęczek, położyłem go na desce i tak niefortunnie zaczałem Go siekać że przeciąłem sobie dość mocno palec, złapałem się za niego i jęknąłem upuszczając nóż na ziemie.

- Cholera.

Mruknąłem cicho i spojrzałem na zacisnięty w dłoni palec, mocno leciała z niego krew. Rozejrzałem się nerwowo w poszukiwaniu czegoś co mógłbym owinąć na nim, złapałem jakąś ściereczkę ale Leo wybił mi szybko z głowy ten pomysł.

- Zwariowałeś? Dostaniesz zakażenia.

Odparł i kazał mi podnieść dłoń wyżej, żeby krew nie dopływała tak do końców palców. Sam podszedł do szafki z lekami i opatrunkami i zaczął coś tam wyszukiwac. Znalazł porządny plaster z opatrunkiem, wodę utlenioną i gazę. Uciął porządny kawałek gazy i owinął mi palec w miejscu gdzie leciała krew. Przytrzymał chwilę i zdjął, krew już tak nie leciała. Uciął kolejną gazę i obmył palec wodą utlenioną po czym uciął jeszcze kawałek plastra i zakleił mój zraniony palec. Kiwnął głową jakby dla potwierdzenia że opatrunek gotowy i ująwszy w dłoń moją dłoń co zrobił? UCAŁOWAŁ mój owinięty plasterkiem palec. To był najkochańszy, najsłodszy gest na świecie.

- Uważaj bo sobie kiedyć coś odetniesz. Mam nadzieję że nie boli.

Ja byłem tak wmurowany tym gestem że nic nie odpowiedziałem tylko sprzatnąłem koperek, Leo pokroił nowy i wrzucił do sosu a ja tylko uśmiechnąłem się patrząc na swój opatrzony palec. Po dłuższwej chwili już wszystko było gotowe. Zawołałem więc resztę, jednak stwierdzając że może być nieco za mało dla nas tego jedzenia dorobiłem jeszcze tosty z jajkiem i szczypiorkiem do tego, i pokroiłem je na małe kawałki, o. Takie przekąski. Postawiłem wszystko na stole. Wszyscy już siedzieli, Ken i Hyuk jeszcze normalnie ubrani, a Ravi i N już w piżamkach, no tak, oboje poszli pod prysznic, z pewnością jeden prysznic. Zasiedliśmy przy stole, wszyscy pożyczyli sobie smacznegoo i zaczeliśmy jeść. Nabrałem trochę ryżu na pałeczki i do tego kawałeczek mięsa z warzywami po czym zapakowałem to sobie do ust oblizując się zadoowolony.

- Dobre wyszło.

Stwierdził Leo a ja tylko skinąłem głową kilkakrotnie w geście potwierdzenia. Przy stole słychać było tylk ciamkanie, mlaskanie, zadowolone westchnięcia. Wszystkim smakowało, Po chwili zauważyłem jak Leo wyciąga się pod stół i skrzedaje kopniaka Ravi'emu.

- Możecie chociaż nie przy stole? Dajcie jeść.

Mruknął cicho. Revi najzwyczajniej w świecie karmił N'a, a N Jego, zwyczajne zachowanie zakochanych gołąbków, do którego ja osobiście przywykłem, ale Leo...Leo nie, i zdawało się że nie przywyknie. Miałem wrażenie że nie jest zadowolony z faktu że Oni są razem, w dalszym ciagu, nie umiał tego przetrawić.

- Daj spokój Leo, tylko narzekasz, przecież nic takiego nie robimy.

- Najadłem się.

Warknął nagle i wstał od stołu, wsuwając dłonie w kieszenie poszedł do siebie do pokoju gdzie słyuchać było zaraz trzask zamykanych drzwi. Westchnąłem ciężko, i zjadłem do końca swoją porcję. Nie specjalnie było mi znów do śmiechu, znów było mi Go żal. Kiedy wszyscy zjedli już w ciszy cześć poszła pozmywac, a dokładnniej Ravi i N, hyuk i Ken poszli wziąć prysznic, a ja? Ja poszedłem do pokoju i wziąłem z szafki rzeczy na przebranie do snu. Kiedy usłyszałem ze łazienki są wolne poszedłem do jednej z nich zauważając że Leo też idzie do drugiej. Więc już wszyscy byli prawie gotowi do snu przed jutrzejszym dniem, ktory zapowiadał się ciężki. Szybko się obmyłem ubierając się w piżamę po czym udałem się do swojego pokoju, Hyuk jeszcze w nim nie był. Usiadłem na łóżku i poczułem mocny powiew wiatru, i co? Zaraz po tym błysnęło a ja ż się wzdrygnąłem. To nie tak że się bałem burzy, ale czułem się okropnie źle kiedy takowa nas odwiedzała. Byłem zdenerwowany i lekko drżałem. Chociaż co ja się będe oszukiwać? Bałem się tej pieprzonej burzy. Zamknałem okno i odskoczyłem od Niego kiedy znów zagrzmiało i błysnęło. Usiadłem na powrót na łóżku owijając się kołdrą i westchnąłem cięzko. Przecież nie zawołam tu chłopaków bo boję się burzy, to byłoby żałosne. Ułożyłem sobie poduszki tak żeby mieć je właściwie pionowo na oparciu, żeby wygodnie siedzieć, założyłem słuchawki i włączyłem muzykę zamykając oczy. Mimo że miałem ją naprawde głośno, wciąż słyszałem te grzmoty, przez zamknięte powieki mimo wszystko widziałem błyski. Po chwili poczułem jak ktoś mnie dotknął w ramie, zadrżałem i aż lekko podskoczyłem. Otworzyłem oczy i wyciągnąłem słuchawki.Ku mojemu zdziwieniu nie był to Ken, nie był to Hyuk, N czy też Ravi, tylko... Leo.

- Leo? Co tu robisz?

- Posuń się trochę.

Mruknął a ja szybko się przesunąłem nieco w bok, kiedy usiadł obok mnie okrywając się swoim kocem spojrzałem na Niego zdziwiony. Jednak dopiero kiedy złapał mnie lekko obejmując mnie ramieniem wtedy całkowicie się rozkojarzyłem. Jednakże oparłem się o Niego lekko pozwalając sobie oprzeć głowę na Jego ramie.

- Wiem że nie lubisz burzy, chłopaki na dole ekscytują się nią, a ja wiem że Ty jej nienawidzisz.

On wiedział o mnie takie rzeczy? Skąd? Jak? Ale właściwie. To nie było istotne, jedynie to że w ogóle to wiedział. Nie skomentowałem tego, tylko znów lekko drgnąłem na grzmot. Spokojnie mniee obejmował nie mówiąc już nic a nic, a ja? Czułem się spokojniejszy, naprawde spokojniejszy, aż przestałem reagować na huki na dworze. Na błyski, Tylko słuchałem deszczu który bębnił za oknem.

- Dziękuje, Leo.

- Nie ma za co dziękować.

''Ah, mylisz się, bardzo się mylisz bo nie zdajesz sobie sprawy z tego jak wiele dla mnie to znaczy. Naprawdę...'' Pomyślałem i zamknąłem oczy, poczułem jak lekko opiera policzek o moją głowę. Lekko objąłem Go w pasie ręką mając nadzieję że się nie odsunie.

- Za każdym razem, kiedy siedzisz sam, jest mi przykro... Czuję się wtedy bezradny.

Nic nie powiedział tylko cicho westchnął, wiedziałem że nie chce o tym rozmawiać, ale musiałem to z siebie wyrzucić, musiałem pokazac mu że naprawde jest mi żal widzieć Go takiego milczącego, zamkniętego. Serce mi pękało za każdym razem, na maleńkie kawałeczki. Chciałem tylko żebyśmy znów normalnie funkcjonowali, ale... czy tylko tego chciałem? Odsunąłem się nieco od Niego i spojrzałem na Jego twarz. Znów taką zamyśloną, znów spokojną, poważną. Delikatnie dotknąłem Jego policzka i już spodziewałem się że odtrąci moją rękę ale On złapał ją w swoją i delikatnie przytulił do niej swój policzek, po chwili zbliżył się do mnie, opierając czoło o moje czoło, a ja znów zamarłem, nie wiedziałem co mam zrobić, co powiedzieć, jak się zachowac, zabrakło mi rozumu! Czułem jak spokojnie oddycha, a mnie przechodziły lekkie dreszcze, On był tak blisko...

- Czemu stajesz w mojej obronie? Czemu robi Ci się źle przeze mnie? Nie chce tego. Rozumiesz?

- Ale Leo...

- Nie chcę, ja to ja, a Ty to Ty.

- Zrobiłbym wszystko żebyś był choć trochę bardziej szczęśliwy, żeby częściej widziec Twój uśmiech.

Już nic nie powiedział, chciałem się odsunąć ale On przyciągnął mnie nieco bliżej i co zrobił? Pocałował mnie, najzwyczajniej w świecie, własnie, w tej chwili poczułem Jego delikatne usta na moich, zadrżałem wyraźnie lekko oddajac pocałunek. Byłem w takim szoku że nie za wiele byłem w stanie zrobić. To był tylko zwykły całus, ale czułem że stanęło mi serce. Nic nie powiedziałem kiedy sie odsunął, połozyłem się tylko i okryłem kołdrą, którą z resztą i on zgarnął na siebie. Zamknąłem oczy i wciąż czując ten pocałunek prawie natychmiast usnąłem. Zdawało mi się że usłyszałem tylko:

- Dobranoc Hongbin.


No i mamy drugą część. ;D
Leo się rozkręca, Hongbin rownież, jak myślicie, jak się dalej to rozwinie?  <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz